Miesięczne archiwum: listopad 2018

Niewinne kłamstwo

 

 

 

 

Jak odkryłam nieświadomy schemat zmartwienia, niszczący układ krążenia? Co było tego przyczyną?

Opiekunowie drobnymi kłamstwami okłamując małe dzieci, nie zdają sobie sprawy jak bardzo poważnie może to wpłynąć na całe ich życie.

Weszłam w medytację, by poczuć prawdziwe uczucia tu i teraz.  Kierując się zadanym pytaniem – dlaczego mam przymus zamartwiania się?  Od nitki do kłębka weszłam do źródła problemu, które znajdowało się w dalekiej przeszłości.

Wizualnie zobaczyłam siebie niczym na filmie, jak miałam dokładnie 3 latka i sześć miesięcy. Widzę siebie w lesie, a obok dość wysoko na hamaku zrobionego z płachty uwieszonej na drzewie śpi mój malutki braciszek. Wiem, że mam go pilnować, aby nie ukradli go „cyganie”. Próbuję daremnie zobaczyć czy czasem się nie obudził. Czuję przejmujący strach przed wilkami. Jako trzy letnia Irenka oceniłam błyskawicznie, że braciszek jest wysoko i przed wilkami bezpieczny, ale ja wystawiona jestem wilkom na widok, a tym samym na pożarcie. Przerażona płaczę i szukam schronienia.  Szybkim ruchem znalazłam się w dołku pod krzakiem i z daleka przez łzy obserwuję hamak ze śpiącym braciszkiem.

Nie wiem, jak znalazłam się w domu z pytaniem, gdzie jest mój maleńki braciszek? Wszyscy pytani odpowiadali mi, że porwali go „cyganie”.

Od tak okropnej wiadomości ja, będąc trzy letnim dzieckiem zamarłam i poczułam się winna.  Zrobiło mi się bardzo smutno i martwiłam się co mu tam porwani zrobią. Dotarło do mnie, że straciłam braciszka, a bardzo go kochałam. Czułam się zła, niedobra, bo nie upilnowałam braciszka, nie ważne, że bałam się wilków, ja byłam już duża, miałam 3,5 roku, a on był taki malutki.

Widzę siebie jak chodzę po całym domu smutna bez celu, bez chęci na zabawę. Ciągnięta przez kolegę poszłam do sąsiadów idąc za nim jak cień. Aż nagle przez otwarte drzwi podejrzałam jak mój mały braciszek z gołym tyłeczkiem raczkuje sobie przy oknie przy ławie.

Ten widok bardzo mnie ucieszył, zaskoczył i zdumiał, że braciszek się odnalazł i nikt mnie o tym nie powiedział, a ja tak bardzo o niego się martwiłam niepotrzebnie.

Nikogo nie obchodziło, że ja się martwiłam, nikt mnie o odnalezieniu braciszka nie powiadomił, tylko jeszcze przygadywali, że to z mojej winy braciszek zaginął.

Automatycznie za to zaprogramowało mi się przekonanie, że Rodzice, ciocie i wujkowie mnie nie kochają i nikogo nie obchodzi, że ja za braciszkiem wylewam łzy. Nie upilnowałam go, to mam za swoje.

Przekonanie – „Nikt mnie nie kocha”. „Zmartwienia są wynagradzane” „Jak bym się nie zamartwiała, braciszek by się nie odnalazł”

W dorosłym życiu skutkowało to tym, że zawsze w pierwszej kolejności otrzymywał np.  śniadanie mąż, chociaż małe dziecko płakało. Powstawały u mnie wewnętrzne konflikty, bo dzieci kochałam nad życie i nie mogłam pogodzić obsługę despotycznego męża z opieką nad dzieckiem.  Dziś nie dziwi mnie, że już za młodu chorowałam, miałam usuwany pęcherzyk żółciowy i problemy z nerkami. Wraz ze zmianą świadomości, toczyłam z mężem walkę o zaspakajanie w pierwszej kolejności potrzeb dzieci, aż skończyło się rozwodem, ale w podświadomości ciągle czułam się winna.

Teraz wiem, że mój pierwszy mąż był projekcją moich destruktywnych przekonań.

Z tego też powodu, dopóki dzieci się nie usamodzielniły, nie chciałam z nikim wchodzić w związek.

Z perspektywy czasu wiem, że mnie jako trzylatkę nastraszyli, abym pozostawiona już nigdy nie oddalała się od braciszka, bo bali się, że mogę gdzieś zabłądzić, lub utopić się w bagnach.

Nikt z dorosłych w owym czasie nie przypuszczał, że z powodu nastraszenia uczynią mi taką krzywdę. Dzieci w powojennym okresie były bardzo doceniane, kochane i ważne. Niestety to były czasy, kiedy małe dzieci na okres pilnych prac zostawiano same w różnych miejscach.  W tamtym okresie nie było dramatu z tego tytułu, że małe dzieci zostały same. Tylko kiedyś nawet nieznajomi byli dobrymi wujkami i ciotkami i w potrzebie jak byli w pobliżu udzielali pomocy, opieki i w razie konieczności powiadamiali Matkę. Nikomu nie przyszło do głowy by dzwonić po milicję, że dziecko jest samo i potrzebuje pomocy.

U mnie po spojrzeniu na zdarzenie w innym świetle, automatycznie nastąpiło samo wybaczanie oraz wybaczanie wszystkim opiekunom.

Otworzyłam się na miłość, bardziej pokochałam siebie, a moi bliscy na tym korzystają, bo mam dla nich teraz więcej miłości.  Dolegliwości ciała zniknęły i poczułam radość, przypływ energii i wielką ulgę.

Im bardziej kochamy siebie, tym więcej możemy ofiarować innym.

Życzę wszystkim dużo MIŁOŚCI.

Irena

 

 

Co mówią sny?

 

 

 

 

 

Senne emocje to ważne dla nas informacje, co dzieje się obecnie w naszym życiu. Do treści snu nie przywiązuję większej uwagi, ważne są dla mnie zawarte w nich uczucia.

Zapisuję odczuwane we śnie emocje, np. lęki, wstyd, złość, radość i z tymi odczuciami przeprowadzam terapię emocjonalną. W ten sposób bezbłędnie trafiam do „demonicznych” zapomnianych zdarzeń z przeszłości.

„Kto powiedział, że sny i koszmary nie są tak samo rzeczywiste jak „tu i teraz” –  Autor John Lennon

Jeden ze snów, który odzwierciedlał moją emocjonalną obecną rzeczywistość.

Sen – jestem z byłym mężem i dbam o niego, aby się nie przeziębił. On leniwy, znudzony, ja biorę to za przejaw choroby. Wmuszam w niego soki, witaminy i dbam by spokojnie wypoczywał. O siebie nie dbam, nie chcę zauważać, że bardzo źle się czuję, jestem osłabiona i coś złego dzieje się w moim ciele. Byłam przekonana, że jak mężowi jest dobrze, to i mnie musi być dobrze.  Mam w nim poczucie bezpieczeństwa.

Senne emocje uświadomiły mi, że swoje dobre samopoczucie uzależniam od osób, z którymi przebywam.

Lubię dobre samopoczucie innych, więc kierując się tym lubieniem dbam o dobre samopoczucie innych kosztem swojego zmęczenia i zdrowia. Niemożliwe jest dobrze się czuć jak się jest zmęczonym, osłabionym i doskwiera zdrowie. Zapominam, że może ktoś w mojej obecności też wolałby mnie z dobrym samopoczuciem, a nie zmęczoną.   Sen dał mi też informacje, że szukam bezpieczeństwa tam, gdzie go nie ma.

Z byłym mężem jestem po rozwodzie 26 lat, a od 10 lat on już nie żyje. Zdarzenie we śnie było iluzją, ale emocje senne były realnie odzwierciedlające moje toksyczne przekonania.

Uświadomienie sobie jakie mam   blokady, to bardzo wiele, ale za mało aby uzdrowić swoje życie i ciało.

Terapia była trudna, moje uzależniające przekonania przykryte były wieloma warstwami innych przekonań i wieloma warstwami destruktywnych emocji. Zmuszona byłam terapie prowadzić etapami przez dwa tygodnie.

W tym czasie mocno odczuwałam bóle w okolicach serca, wątroby i stawów palców u rąk. Ciągle chciało mi się płakać i chociaż powstrzymywałam płacz to i tak oczy mi piekły jak bym ciągle płakała. W końcu dałam sobie przyzwolenie na płacz i przepłakałam całą noc. Za to na trzeci dzień poszła mi energia i poczułam się lekka i zdrowa – dolegliwości zniknęły.

W koszmarach sennych, po przeanalizowaniu sennych emocji, można zauważyć, że „demonami” są nasze ukryte lęki, wstyd, poczucie winy i rozżalenia, wówczas może się okazać, że koszmary nie są tak straszne jak się zdawało.

Miłe przyjemne sny, z których aż nie chce się człowiekowi  obudzić, jest ukryta radość oraz inne  przyjemne przeżycia do których nam się wydaje, że nie zasługujemy, ale to nieprawda, po przeanalizowaniu okazuje się, że  jak najbardziej zasługujemy.

Czy wy też macie takie przepowiadające sny?

Irena

 

Myśli które bolą

Musimy popełniać błędy, zanim staniemy się fachowcami, unikanie ich doprowadza do wewnętrznego stresu, a w konsekwencji do poważnych chorób. A. Loyd pisze, że niemal wszystkie choroby mają jedną przyczynę  – STRES!

Jak uważacie, czy myśli, które przychodzą same, to pojawiają się dla naszego dobra?

Niekoniecznie tak jest, czasem pojawiają się po to, aby utrudnić rozwiązanie nurtującego nas problemu, a czasem po to by zagłuszyć poczucie winy, jeśli z różnych powodów unikamy zrobienie czegoś ważnego.   

Jacek, aby otrzymać lepiej płatną pracę miał zdać egzamin uprawniający do pracy na dużych dźwigach. Kiedyś na nich pracował, ale to było dawno i musiałby sobie wiele rzeczy przypomnieć.  Najpierw pytał się znajomych, którzy na dźwigach pracują, potem jeszcze szukał wiedzy teoretycznej w Internecie i książkach. Ciągłe wymuszanie myśli na trudny dla niego temat spowodowało całkowite przymulenie i chodził jakby był niewyspany. Mimo zdobytej wiedzy, to i tak bał się egzaminów do tego stopnia, że w ogóle na nie poszedł. Myśli z tym związane były tak bardzo bolesne, że aby je zagłuszyć musiał oglądać bardzo drastyczne filmy, lub coś innego o drastycznych tematach. Dopiero okropny widok sprawił, że przestał myśleć na chwilę o stracie lepszej pracy bo zwyczajnie silniejszy stres wyparł mniejszy, a do każdej emocji są przyklejone takie same myśli.

Czy myślicie, że Jacek poradził sobie fajnie z niechcianymi myślami? Otóż nie! Do dużego już i tak stresu, dorzucił jeszcze silniejszy. Złe zarządzanie myślami w konsekwencji doprowadziło organizm do takiego stresu, że skończyło się wylewem mimo jeszcze bardzo młodego wieku.

 Dla mnie takim niechcianym wysiłkiem była nauka , bardzo mnie to męczyło, od zawsze do nauki musiałam się najpierw zmuszać, ale jak się już czegoś nauczyłam, to zaczynałam myśli na ten temat lubić i temat wokół tego czego się nauczyłam stawał się przyjemny, bo ja tak mam, a jak jest to u Was?

Przecież jeśli czegoś chcemy się nauczyć, to kiedyś musimy zacząć to robić, a początki zawsze są trudne, wówczas popełniamy błędy, a one nam tak naprawdę mniej nam szkodzą niż ich unikanie.

Pozdrawiam

Irena