Miesięczne archiwum: maj 2019

Miłość w opałach

Dziewczyny marzą o „księciu na białym koniu”, zapominają, że chłopaki też marzą w ukryciu o swojej księżniczce, o którą zawalczą nie koniecznie „z ziejącym ogniem wawelskim smokiem”, ale pragną walczyć o jej względy, uznanie i miłość.

Wszystkie dla wybranego chcą być DAMĄ jego serca, tylko niektóre jak już trafią jak im się zdaje na tego jedynego, to szybko przeobrażają się w wierną służącą, dla której jego pragnienia są dla niej rozkazem. Przy takiej biedny chłopak nie ma szansy się wykazać swoją walecznością i męskością.

Dla niejednego szczęśliwca kończy się marzenie jak zobaczy swoją ukochaną w innym świetle. Niedawno poznał zaradną energiczną zadbaną dziewczynę i kiedy już myślał, że ma wymarzoną DAMĘ swojego serca, chce o nią walczyć, dbać, zabiegać, tymczasem ona okazuje się pospolitą niewolnicą służącą. Na nic się nie obraża, spełnia jego życzenia nim je wypowie, podaje wszystko pod nos i niczego od niego nie wymaga!
Rozczarowany, ale jak się nie ma co się lubi, to się lubi co się ma, nie ma wymarzonej dziewczyny, ale za to trafiła mu się niewolnica, która za darmo mu usługuje, a jego „ego” ma możliwość napawania się władzą nad nią i jej dziećmi, nic w zamian nie musi dawać, to dlaczego miałoby mu się nie podobać? Do tej pory był nic nie znaczącym, a teraz trafiła mu się taka władza!

Jako Pan i władca swoją zniewoloną pilnuje jak swojej własności, bo jak mu się wydaje, że ona to lubi, on to lubi więc w czym problem? Jak myślicie?
Według mnie problem w tym, że obydwoje coś nieznanego co ich trzyma z sobą, nazwali miłością coś co nią nie jest.
Truteń korzystając z danej mu władzy szybko włącza coraz większą kontrolę w każdej dziedzinie jej życia, nie interesuje go, że ich związek dla Rodziny staje się nie do zniesienia.
Skutkuje to zauważonym problemem, obydwoje obwiniają siebie nawzajem, zamiast szukać rozwiązań w sobie.
Zniewolona kobieta daje przyzwolenie na kontrolowanie swojego życia, bo czuje się pod jego kontrolą bezpieczna – czyżby?
W takich sytuacjach mówi się, że miłość jest ślepa – czyżby?
A może nazywamy miłością, co nią nie jest? A może tak się dzieje, bo mamy zablokowane uczucie miłości?
Jeśli nie wiemy, co jest miłością, należy kierować się szacunkiem, pod warunkiem, że zachowaliśmy szacunek dla siebie i nie oddaliśmy pod władanie trutniowi.

Uzależniona jest uzależnioną, bo ma wewnętrzny konflikt między świadomością, a nieświadomością.
W zawansowanym stadium uzależnienie przechodzi w nerwicę, a następnie w depresję. Zażywane antydepresanty absolutnie nie rozwiążą problemu, tylko trochę złagodzą skutki.
Z mojego doświadczenia wynika, że przyczynę należy szukać w zdarzeniach z dzieciństwa w złych relacjach z ojcem. Podstawą zawsze są zablokowane uczucia, które wystarczy uwolnić i uzdrowić siebie i swój związek nie zmieniając partnera, tylko swoje postępowanie.

Uwaga!! – W uzależnieniach zmiana partnera nic nie daje, jeśli nie zmienimy swoich nawyków w traktowaniu siebie.

Nie można być księżniczką, jednocześnie traktować siebie jak zniewoloną sługę.
Na początek należy dokonać wyboru jak siebie zaczniemy traktować; Czy jak Damę? ; Księżniczkę?; Czy zniewoloną służącą bez żadnych praw?

Po uwolnieniu toksycznych emocji, może się okazać, że zaczniemy siebie traktować z szacunkiem i partner znów zobaczy w nas swoją DAMĘ jaką poznał na pierwszym spotkaniu?
Zdarza się, że ten sam „truteń” z inną kobietą oddaje się całkowicie w jej władanie i role się odwracają.
Naszą rzeczywistość kreuje podświadomość, a niezgodność z świadomością stwarza konflikty które nie rozwiązane kończą się chorobami i często dramatem.

Na nic nie zda się zmiana partnerów, jeśli się jest w schematach uzależnienia.
Nauka z błędów życiowych polega na przeanalizowaniu swojego postępowania wobec partnerów, jeśli podobnie postępowałam wobec jednego i drugiego trutnia tak samo, to powinno nam trochę dać coś do myślenia, że kierują nami jakieś toksyczne schematy.

Niektóre zadowolone, że bohatersko uwalniają się z toksycznego partnera, nie zdają sobie sprawy, że partner odchodzi, ale program zniewalający ją, w podświadomości zostaje.

„W istocie jesteśmy zbiorem wielu jaźni. A te liczne jaźnie nie zawsze się ze sobą zgadzają. Mogą mieć inne plany, co znaczy, że w danej chwili będą podawać różne, a czasem nawet przeciwstawne argumenty. Wewnętrzny konflikt, który rozgrywa się w naszej głowie, może być przytłaczający” – Autor C.C. Tipping

Wielu osobom się wydaje, że jak poznają nowego partnera, zupełnie innego niż poprzedni truteń, to nowy związek będzie się rozwijał w zgodzie i miłości. Nic bardziej mylnego!
Jeśli nie wyciągnęliśmy odpowiedniej lekcji życia, to nadal będziemy ślepi na prawdę i nadal będziemy tworzyć coś toksycznego.

Kiedy kierujemy się wygodą, to nic nie chcemy widzieć, poza tym wyciąganie wniosków z lekcji życia jest bolesne, a każdy chce mieć trochę spokoju. Nie wiedzą, że i tak w najbardziej niedogodnym momencie o to się przewrócą, często mocno się raniąc. Najgorsze, że jak są małe dzieci, to przy tym wszystkim ponoszą zawsze największe szkody.

U młodej Kasi zauważyłam, że jej fajne dzieciaki obdzierane są z poczucia własnej wartości, przez nowego partnera.
Dała swojemu nowo poznanemu partnerowi całkowitą swobodę w ich traktowaniu i nazywa to wychowaniem, który zamiast miłości pokazuje im kto w ich domu jest panem i kto rządzi. Kasia pociesza się, że mówi dzieciom, że ich Mama jest najważniejsza. A co będzie jak on kiedyś wskaże im, że ktoś inny w ich domu jest najważniejszy?

Dzieci szybko zauważyły, że to on, a nie Mama jest w ich domu panem i władcą i starają się ze wszystkich sił jemu przypodobać.
Kasia chce widzieć w ich takim zachowaniu lubienie jego, ale niestety jest w błędzie. Nie chce zauważyć, że szczególnie synka nowy partner obdziera z poczucia własnej wartości. Jeszcze z nimi nie zamieszkał, a już zmienił w ich domu zasady funkcjonujące od lat. Dzieci są fajne, dobrze ułożone, radosne, więc, po co zmieniał funkcjonujące zasady?

Według mnie tylko po to, aby pokazać swoją władzę i upokorzyć Mamę i dzieci.
Kasia jako kochająca Mama swoim dzieciom brak dostatecznej uwagi rekompensuje im drogimi wyjazdami czy zabawkami.

Jeśli ktoś ma poczucie zagubienia i nie chce tego zauważać, to według mnie bliscy w takiej sytuacji muszą logicznie i racjonalnie reagować dość stanowczo. Najważniejsze by nie utwierdzać w błędnym przekonaniu, że nic się nie dzieje, że wszystko dobrze. Jak coś nie tak i serce boli, czasem trzeba o tym krzyczeć i tupać czy to się kochanej osobie podoba czy nie!!!!!!
Jeśli nawet krzyk Matki dorosłej córki w jej obronie nie odniesie skutku, to przynajmniej nie udziela wsparcia w budowaniu toksycznego związku.

Dowodem, na tworzenie toksycznego związku jest Kasia, bo widoczne są napięte u niej mięśnie, zmęczenie, do tego zaniedbana i utracony w oczach blask radości. Jeśli nic z sobą nie zrobi, to tylko patrzeć, jak zacznie chorować, tylko kto wówczas zajmie się jej małymi dziećmi? Ten truteń, który jest z nimi dla władzy i wygody zajmie się nią i dziećmi?

Kochana Kasia już zapomniała, że niedawno to już przerabiała i zna zdolności trutnia. To iluzja, że ten jest inny, truteń jest trutniem!

Na szczęście w porę przejrzała na oczy, wzięła parę terapii i dzisiaj jest zupełnie inną, jest szczęśliwą dziewczyną, żoną i matką radosnych dzieci.

Nie dajmy się zwieść iluzji, miejmy odwagę spojrzeć prawdzie w oczy, jeśli chcemy przeżyć życie w zdrowiu i radości, uwolnijmy uwięzione emocje, bo życie mamy tylko jedno!

Irena

Kiedy jesteśmy sobą?

 

 

Dla mnie pokonanie raka było dużym sukcesem, ale obecnie większą wartością jest to, że na drodze do wyzdrowienia odkrywałam lepszą wersję siebie.

Czy kiedyś byłam złym człowiekiem? Zdecydowanie nie! Ja tylko byłam przykryta warstwą kurzu i błota, przez co nie kochałam siebie, a nawet nienawidziłam.

Moja znajoma przyszła do mnie z prośbą, abym jej pomogła. W skrócie opowiedziała mnie jakie ma ciężkie i trudne życie. Znam ją i wiem, że jest wspaniałym człowiekiem, słuchałam ją ze łzami w oczach i bardzo jej współczułam.

Niestety nie mogłam pomóc, bo absolutnie znajoma nie chciała zmienić swoich toksycznych przekonań. Myślała, że robię zamach na jej tożsamość, długo musiałam tłumaczyć, że wręcz odwrotnie, jej wspaniała tożsamość ledwo jest widoczna pod warstwami błota, a że tak jest świadczy o tym jej ciężkie życie, a zasługuje na wspaniałe.

Tak uważa wiele osób, chcieliby coś zmienić w swoim życiu na lepsze, ale bez zmieniania siebie. Boją się, że utracą swoją dobroć, chęci niesienia pomocy innym, uczciwość i swoje dobre wychowanie.

Idąc takim tokiem rozumowania niektórzy chorzy nieuleczalnie nie chcą wyzdrowieć, jeśli muszą zmienić siebie, wolą umrzeć takimi jakimi są i się nie zmieniać. Niestety nie wiedzą, że zmieniając siebie, odkryliby lepszą swoją wersję.

Niedawno mój tok rozumowania był podobny, dopóki nie doświadczyłam, że zmieniając siebie poprzez uwalniane emocje i przekonania nie traci się swoich wartości składających się na tożsamość, tylko odkrywa się lepszą prawdę o sobie.

Naprawdę trzeba mieć dużo odwagi, by chcieć samym przed sobą poznać prawdę o sobie, coś na ten temat wiem.

Nie wiedziałam co znajduje się w mojej podświadomości. Lęki przykryte wstydem sugerowały, że znajduje się tam coś strasznego.

Po przełamaniu się, uwalniając uwięzione emocje odkryłam, że nie jestem taka zła. Zdziwiłam się, że jestem fajniejsza niż o sobie wcześniej myślałam. W ten sposób pomału odbudowywałam swoją zrujnowaną wewnętrzną wartość.

Prawda jest taka, że zablokowane emocje i przekonania ukrywają przed nami samymi prawdę o nas i tworzą wewnętrzny konflikt, który skutkuje w ciele chorobami i ciężkim życiem. W takich sytuacjach najczęściej zwalamy winę na „los” ; czy jakaś „karmę”.  W głębi duszy czujemy, że nie zasłużyliśmy na zło życia, które nas spotyka, ale nie chcemy wiedzieć, że wszystko jest w nas.

Niczego nowego nie piszę i nowego nie wynalazłam, ludzkość tą prawdę znała już od czasów starożytnych, a może już wcześniej.

Teoretycznie niby wcześniej wiedziałam, czytałam, ale jak na sobie doświadczyłam, to poczułam się tak, jak bym odkryła nową galaktykę lub przydatkowo znalazłam się w jakimś „MATRIX”.

Podążając   ciekawością, moja przygoda detektywa uwięzionych emocji i podróż nimi do ciemnych zakamarków swojej podświadomości z czasem okazała się fascynująca i wcale nie taka ciemna.

Kontynuując swoją przygodę emocjonalno- wizualną do podświadomości odnajduję siebie małymi kroczkami jaką naprawdę jestem.  To mnie uświadomiło, że nie wiadomo kiedy, przestawałam być sobą, bo w miarę jak rosłam zmieniałam się przede wszystkim pod wpływem zablokowanych lęków i przekonań. Z odważnej pewnej siebie dziewczynki stałam się nieśmiałą, zalęknioną  i bez pewności siebie kobietą. 

Kiedyś w przeszłości nieświadomie przestałam być tą prawdziwą Ireną i pomyśleć, że od zawsze starałam się być sobą, nie wiedziałam, że nadaremny był mój trud.

Pomyślcie sami, kto cierpiący, oszukiwany, okłamywany jest sobą?

       Irena

KOCHANE MAMY I TEŚCIOWE

 

Nikt nie ma wątpliwości, że Matki MIŁOŚĆ jest kryształowo czysta i szczera, tylko dlaczego jest tyle konfliktów i nieporozumień między Matkami a dorosłymi dziećmi?

Mam partnera córki za to lubić, że zrobił z niej półtora nieszczęścia? 

W konfliktach narzekają dorosłe dzieci na swoje Mamy i odwrotnie Mamy narzekają na swoje dorosłe dzieci.

Jednak ich narzekania bardzo się różnią. Matka narzekając na swoje dziecko tak naprawdę żali się jak bardzo się o nie martwi. Natomiast dzieci narzekając opowiadają, jakie ze swoją Matką mają problemy i jak są nieznośne.

Mimo wielu szczerych życzeń, z powodu konfliktów nie dla wszystkich Mam Święto Matki jest dniem radosnym.

Jedna z mam pożaliła się, owszem złożono mi życzenia, ale radość przykrył ból, bo synowa nie pozwoliła synowi jeść mojego poczęstunku, powodem było jej dbanie, aby nie był tak gruby jak ona. W ich domu jest tak samo, sama je, a synowi nie pozwoli.  Żywi się tym, czego synowa zjeść już nie może. Syn ją kocha i jest ślepy, nie widzi jak jego poniża. Nie widzi też tego, jak jego poniżanie mnie boli, bo jeszcze dziwi się, że ich wizyta mnie zasmuciła.  Wyszłam z domu i nie chce mi się do niego wracać, bo co oczy nie widzą, to sercu lżej. Chcę sprzedać dom i wyjechać jak najdalej, bo moje serce tego nie wytrzymuje, a ja i tak w tym temacie jestem bezsilna.

Inna z mam żali się, że syn jej mówi, że jest z żoną szczęśliwy, ale w swoim związku niewiele ma dopowiedzenia. Jakie to szczęście? Jak na jego twarzy maluje się obraz nędzy i rozpatrzy, a mnie bardzo to boli i jestem bezsilna?

Przysłuchująca się żalom matka 40- letniej córki dodaje, to tak jak moja córka, szczęśliwa, radosna, pełna życia i energii, dopóki nie związała się z nowym partnerem. Wszystko w niej wygasło, został z niej tylko obraz nędzy i rozpatrzy. On natomiast ponoć rozkwitł, jego Rodzina wyznała, że teraz jest pełen życia i nawet przestał chorować. Nie dziwi mnie, że jego Rodzina ten związek błogosławi w przeciwieństwie do mnie. Przecież gdybym u córki widziała radość i szczęście to moje serce promieniało by z radości, a jego bym uwielbiała, że córkę tak uszczęśliwił. A tak to co!!!  Mam partnera córki za to lubić, że zrobił z niej półtora nieszczęścia? 

 

Żalące się Mamy zrozumiały, że pomagając dziecku dźwigać ciężar toksycznego związku tak naprawdę czynią więcej krzywdy niż pomocy. Pozwoliły swoim dzieciom rujnować swoje życie na ich sposób, by w konsekwencji mogły szybciej odnaleźć siebie na nowo.

„Kiedy uznajesz i akceptujesz fakty, zarazem w pewnym stopniu się od nich uwalniasz”. – Autor  Eckhrt Toll/światowej sławy nauczyciel duchowy/

Bruce Lipton mówi, że ślepa wiara zabija, niestety życie tą prawdę potwierdza w toksycznych związkach, które zarażają całą Rodzinę.

W podobnych sytuacjach jak opisane powyżej przykłady, Matce poza bólem zawsze towarzyszy poczucie winy. Zastanawia się, jaki popełniła błąd wychowawczy, że jej dziecko daje przyzwolenie na poniżające traktowanie.

Kiedy nas dotyka zło nie ma w tym niczyjej winy.  Źródłem wszystkiego zła które nas spotyka jest zablokowany lęk w naszej podświadomości. Nic nie pomorze „Mędrca szkiełko i oko” bo podświadomość ma sprawczą moc i rozumu nie słucha.

W takiej sytuacji terapia jest trudna, ale możliwa by zakończyła się sukcesem. Pierwszy krok żalące się mamy mają już za sobą, bo zaakceptowały swoją bezsilność wobec toksycznego związku swoich dzieci. To dobrze, że mogły się wzajemnie trochę pożalić, wesprzeć i wyrzucić ból z siebie.

Trzeba mieć siłę, aby pozwolić dzieciom rujnować swoje życie na ich sposób, by w konsekwencji mogły kiedyś odnaleźć siebie na nowo.       

      Iren