Miesięczne archiwum: wrzesień 2019

Nie musisz cierpieć

Fragment książki Agnieszki Waga

www.SztukaZarzadzaniaPodświadomoscią.pl 

 

   

 

Jak to, ja mam raka? Dlaczego? To niemożliwe! Dlaczego ja? – to pierwsze pytania, jakie rodzą się w głowie większości ludzi, którzy usłyszeli diagnozę. Ta choroba to wielki napis STOP, to krzyk naszego organizmu, byśmy go wysłuchali.

 Drogi są dwie. Jedna prowadzi z górki i na jej końcu jest śmierć – to łatwa droga, nic nie musisz robić, wózek już jest rozpędzony, inni cię pokierują, wybiorą za ciebie. Dokładnie jak do tej pory, nic się nie zmieniło, tylko teraz z powodu choroby już nie musisz czuć się winny, że czegoś nie dopełniłeś, że nie zarabiasz więcej, że działka leży odłogiem, że nie zajmujesz się po pracy z dziećmi itp. Druga ścieżka jest inna, a na jej końcu jest życie – ta wiedzie pod górę, musisz wyskoczyć z wózka i zacząć się wspinać, nie możesz już słuchać innych, musisz zacząć słuchać tylko siebie, tego, co twoja podświadomość chce ci powiedzieć. Jest to droga nie dość, że pod górę, to do tego wyboista, ale za to na szczycie czeka na ciebie piękny widok i gdy spojrzysz w dół, już zawsze będziesz miał inną perspektywę……………więcej w książce –www.SztukaZarzadzaniaPodświadomoscią.pl 

               Książka opisuje emocje i życiowe schematy  wzięte z faktycznych przeżyć różnych osób będących w trudnych życiowych sytuacjach. Dowiadujemy się jak często niepotrzebnie cierpimy tylko dlatego, że błędnie coś interpretujemy.

Chorzy na raka to zacni ludzie, którzy dobro innych przekładają nad własne, przez to bardzo łatwo przyjmują czyjeś winy na siebie, jednocześnie boją się, aby czasem ze swojej winy nie popełnić jakiegoś błędu. Autorka książki podaje przykład, że chorzy tak bardzo za wszystko obwiniają siebie, aż uwierzyli, że myślą i robią wszystko źle, dlatego boją się samodzielnie poruszać. Swojej postawy bardzo się wstydzą, a duma nie pozwala, aby do tego przyznać się przed samym sobą. 

Skąd o tym wszystkim wiem, bo byłam jedną z tych osób i w rozmowach między sobą byłyśmy bardziej szczere niż wobec bliskich.

Zadano mi pytanie, jak to się stało, że poszłam inną drogą niż wszyscy znane mi chore osoby?

Nie ufałam nikomu, a najbardziej sobie, a mimo tego poszłam nieznaną drogą na swoją odpowiedzialność.   Wybrać właściwą drogę do zdrowia pomogły mi proste ćwiczenia zadane przez autorkę książki Aga Waga. Można powiedzieć, że wymusiła na mnie pod rygorem, że mnie pozostawi samej sobie, jeśli nie wykonam na piśmie pewnych ćwiczeń, między innymi za co lubię siebie, co jest we mnie dobrego, co dobrego wniósł rak w moje życie. W pamiętnikach swoich wyczytałam, że byłam zła na Agę, że tych ćwiczeń nie chciała wykonać za mnie, bo ona by to zrobiła w ciągu paru minut, a mnie to zajęło parę dni, takie to dla mnie było trudne. Kiedy już napisałam parę zdań w pocie czoła, to ona ciągle mi mówiła, że za mało, że mam za co dziękować Bogu, tylko muszę lepiej przyjrzeć się sobie.

Niebawem przekonałam się jak bardzo mnie te ćwiczenia były potrzebne. Dzięki nim zobaczyłam siebie w innym świetle, przejrzałam na oczy i odkryłam, że może nie jestem taka zła jak myślałam wcześniej. Najbardziej zaskoczyło mnie, że wiele win cudzych przyjmowałam jako swoje. Zrozumiałam, że tak naprawdę to nie znam siebie i niepotrzebnie bałam się poznanie prawdy. Im więcej odkrywałam prawdziwych faktów ze swojego życia, tym bardziej zaczynałam siebie lubić.

Agnieszka podczas terapii udowodniła, że tak naprawdę rak powstał z tego, w czym oszukiwałam siebie, dlatego taki nacisk kładła, na proste, ale niezbędne ćwiczenia, bo ona wiedziała, że to zapoczątkuje okres mojego zdrowienia i wszystko się potwierdziło w praktyce.

Z czasem odkrywanie prawdy o sobie stało się dla mnie fascynującą przygodą, a książka Agnieszki Waga – Sztuka zarządzania podświadomością jest moją wspaniałą mapą nawigacyjną na drodze do lepszego życia.

Książkę z czystym sercem każdemu polecam kto chce u siebie zamknąć bramę, przez którą wciska się wszelakie zło tego świata.

Najlepszym okresem na zabicie „potwora” jest czas, gdy jest on jeszcze mały – Autor A.Robbins.

Nie czekaj aż cierpienie urośnie do niebotycznych rozmiarów jak u mnie rak płuc, od razu wyrzuć zło które się zakradło i zamknij bramę, przez które wlazło, a książka Agnieszki Waga krok po kroku mówi, jak tego dokonać, skoro ja tego dokonałam, to każdy potrafi.

Pozdrawiam

Irena

 

Po nowe życie

 

 

Kto wie dlaczego bardziej kochamy negatywne emocje niż pozytywne?

Wiele osób jest chętnych do pomagania i pocieszania w cierpieniu, ale niewielu do dzielenia radości z osiągniętych sukcesów. To jak to jest? Czy naprawdę przyjaciół poznaje się w biedzie?

Dlaczego jakaś osoba nie potrafi cieszyć się radością przyjaciela, ale chętnie pomaga i zawsze pociesza w cierpieniu?

Czy znacie takie osoby w swoim otoczeniu?

Czternaście lat temu miałam wybór albo wstąpić na nową ścieżkę życia, albo z godnością umrzeć. Automatycznie przyszło mi na myśl pytanie – dlaczego nie zmieniłam swojego życia wcześniej?

Odpowiedź przyszła i to prosta jak budowa cepa, to moje przywiązanie do smutku, bólu, cierpienia, trzymały mnie mocno niczym w zamkniętym więzieniu bez wyjścia. Mało tego, to nawet byłam ze swojego życia zadowolona. Teraz kiedy otworzyłam sobie bramę do wolnych emocji i systematycznie uwalniam się od uwięzionych uczuć, zobaczyłam, że silnie związana byłam z grupa osób o podobnych emocjach, aby nie powiedzieć, że bardziej niż do swoich toksycznych uczuć. Związku z tym, nie byłam samotna, miałam z kim dzielić smutki, ale gorzej było z radością.

Niestety do dzielenia radości z osiągniętych sukcesów jest niewielu, podobnie jak chętnych do pracy nad zarządzaniem swoimi emocjami i swoim życiem. Kiedy zapraszam do wolności emocjonalnej, to większość odpowiada, że sobie radzą i zaraz opowiadają, jak dzielnie znoszą swój ból i cierpienie. Są ferm etycznie zamknięci na najmniejszą zmianę na lepsze. Ja też taka byłam, u mnie nastąpiło przebudzenie dopiero w determinacji, jak zachorowałam na nieuleczalnego raka, przecież tak być nie musiało, dlatego opowiadam swoją historię, aby ktoś mógł sobie zaoszczędzić traumatycznych przeżyć, przez które ja przechodziłam.

W świecie wolnym od wielu toksycznych uczuć jest nas tak bardzo mało. Jestem aktywna, wychodzę do ludzi, mam męża, dzieci, mimo tego czasem czuję się źle jak wokół mnie jest tyle bólu i cierpienia.

Kiedyś myślałam, że przyjaciół poznaje się w biedzie, moje życie zweryfikowało, że to nieprawda, bo o wiele trudniej podzielić się radością. Kiedy było mi źle, miałam wielu przyjaciół z którymi mogłam porozmawiać i było komu mnie pocieszyć.

Obecnie jak cieszę się z sukcesu pokonania problemu, to nie zawsze mam tą radość z kim dzielić.

Byłoby super, gdyby można było ukryć problemy tak, aby znikały z naszego życia, ale tak nie jest. Ukryte nadal rosną w siłę już bez żadnych przeszkód, dopóki nie ujrzą „światła dziennego”.

W takich chwilach przypominam sobie, co ja dawniej robiłam, jak nie radziłam sobie z problemami i smutkiem? Po prostu starałam się o nich nie myśleć tak długo, aż los zadecydował za mnie, najczęściej nie po mojej myśli. Z bólem fizycznym nie trzeba było sobie radzić, wystarczyło być obowiązkowym w przyjmowaniu leków i dzielnie cierpienie znosić i jeszcze bliscy   podziwiali jak dzielnie znoszę ból.

Obecnie nie przyjmuję żadnych leków, a ból wykorzystuję do rozwiązywania smutków i problemów i moim marzeniem jest, aby wszyscy byli szczęśliwi, wolni od bólu i cierpienia. Niestety, mogę pomóc tylko tym, którzy sami chcą dokonać w sobie zmian.

Nikt nie lubi świadomie cierpieć, te blokady są w naszej podświadomości i trzymają nas schematy życiowe, które przyjęliśmy, najczęściej we wczesnym dzieciństwie.

Po swojej odmianie inaczej do swojego bólu podchodzę.  Inni zadają pytanie, dlaczego? Lub są pogodzeni z bezsilnością, ja zadaję pytanie, jaką informację ten ból chce mi przekazać?

Kiedy ponownie widzę zdarzenie, to prawie zawsze okazuje się, że prawda tego zdarzenia jest inna niż ja kiedyś to sobie zaprogramowałam.

Tak np. było, jak wpadłam do kotła gotujących się obierków. Ojciec jak mnie wyciągnął, to byłam pewna przez 50 lat, że najpierw mnie zbił uderzając ręką w poparzone miejsca, denerwował się na mnie, położył nerwowo na łóżko i dopiero pobiegł zadzwonić po pogotowie.  Po wejściu do podświadomości z poczuciem winy, ponownie zobaczyłam to samo zdarzenie w innym świetle. Prawda okazała się inna, Ojciec otrzepywał ze mnie ręką gorące   obierki, przyklejone do mojej sukienki i ciała, a ja mylnie odebrałam jako dawanie mi klapsów.  Denerwował się tym, że ja cierpię, a On jest bezsilny, ale nie na mnie, jak do tej pory myślałam.

W okowach uczuciowej niewoli, już bym nie mogła przebywać, bo to nie byłam ja, dopiero tutaj na wolności mogę być sobą.

Na szczęście wiele osób już taką samą wolnością się cieszy, tylko po większej części są to osoby młode, a moje pokolenie na zmiany jest bardzo odporne.

Mało jest nas przeżywających trzecią młodość o pomysłach na siebie, jak się ma 60+ z watem. Trudno jest przełamać stereotyp, że pozostało nam już tylko zajmować się wnukami i chodzić do kościoła. Co wcale nie znaczy, że mam coś przeciwko, mam na uwadze tylko to, że myśmy już swoje zrobili, wypracowali i mamy prawo w końcu pomyśleć o sobie i coraz częściej mówić nie, by żyć z myślą o sobie.

Wierzę, że niebawem coraz więcej osób po 60+ zacznie się wyzwalać z uwięzionych uczuć podobnie jak tysiące młodych.

Młodzi mają inne priorytety i inne pomysły na swoje życie i zupełnie inaczej korzystają ze swojej wolności, po wyjściu z krainy ofiar. Cieszy mnie to, że co raz więcej młodych uwalnia swoje uwięzione emocje, biorą swoje życie na swoją odpowiedzialność, by żyć tak jak sami chcą, a nie tak, aby komuś to się podobało.

Będąc wolna z uwięzionych wielu emocji, czuję się tak, jak bym żyła w innym ogromnym świecie, rozglądam się po nim, który wydaje mi się większy, jak by normalnie się poszerzył, może dlatego, że dałam sobie więcej wyborów?

Tylko smuci mnie to, że tych z trzecią młodością w moim świecie jest tak ciągle niewielu.

Wiele osób zbliżonych wiekiem do mnie myśli jeszcze stereotypowo, co ktoś od życia może jeszcze   chcieć więcej jak swoje już przeżył i ma   60 + wat i jest po ciężkiej chorobie?

Co wy o tym myślicie?

Mimo ukończonych 70 lat ja idę nową wybraną ścieżką dla mnie nieznanym świecie, ale z wiarą, że życie pięknem jak zawsze, nieraz mnie zaskoczy, czego z całego serca tego wszystkim życzę.

Irena