Atakuje mnie znów rak

 

 

 

Na moje 70 – lecie rak znów zaatakował. Już poszły zaproszenia na piękną rocznicę, a tu bach okropna niespodzianka, mam zaatakowane drugie płuco.

A lekarze mówili mi, że muszę na drugie płuco uważać, bo coś z nim nie tak, a ja od paru lat w ogóle nie chodzę na badania kontrolne. I co z tego, że mówili, tylko nie powiedzieli, jak to zrobić.

Jak poczułam znajome objawy, to próbowałam się dostać do pulmonologa, ale się nie dostałam, bo według służby zdrowia, nie było podstaw, bo za słabe są objawy. Otrzymałam receptę na mnóstwo leków na chybił trafił i muszę czekać, nie wiem na co, chyba na to, aż rak bardziej zawładnie moim ciałem.  Nie pomogły argumenty, że 14 lat temu miałam drobnokomórkowego raka płuc, ale i tak do pulmonologa się nie dostałam.  W badaniach kontrolnych miałam długą przerwę i całkowicie mnie wykasowali, nawet nie mają mojej karty.

Mimo apelów o wczesnym wykrywaniu raka, lekarze nadal nie zwracają uwagi na początkowe objawy, swoje diagnozy opierają tylko na objawach wykańczających już człowieka. Niestety ja na to wpływu nie mam, ale mam wpływ na swoje zdrowie i staram się wsłuchiwać w swoje ciało, które zawsze mówi, czy doszły nowe dolegliwości i w którym miejscu w ciele odczuwa się mocniejszy ból.

Wsłuchując się w swoje wnętrze niejednokrotnie się przekonałam, że szybciej i trafniej diagnozuję siebie w pierwszych objawach, niż służba zdrowia ze swoją aparaturą medyczną już w końcowych objawach choroby, kiedy człowiek wykończony ledwo zipie. Nic się pod tym względem nie zmieniło, jest jeszcze gorzej niż 14 lat temu jak szukałam pomocy przy drobnokomórkowym raku płuc.

Silny ból głowy, obrzęki pod otrzyma, powiększony węzeł chłonny, dla lekarzy nic nie znaczy, ale mnie dokuczliwie boli i z lekarzami, czy bez coś z tym postanowiłam zrobić.  Skupiając się podczas medytacji wyraźnie ponownie słyszę znajomy odgłos raka –  z tym, że tym razem dobiega z płuca prawego.  Uśmiecham się na słyszane cytaty w mediach, że rzekomo w początkowym okresie rak nie daje objawów, niestety daje, tylko są ignorowane.

Mam narzędzie na pozbycie się swojego intruza, który powoduje ból i duszności i powinnam sobie z tym problemem zdrowotnym poradzić. Tak się nie dzieje, bo paraliżujący jakiś strach nie wiadomo skąd, zawładnął mną na tyle silnie, że nie podejmuję absolutnie żadnego działania, jestem jakby sparaliżowana strachem.

Potwierdziła się u mnie prawda głoszona przez mędrców tego świata, że kiedy strach zawładnie umysłem, zdobywa nad nami władzę nie do pokonania. Taka jestem doświadczona w uwalnianiu emocji, a nie zauważyłam, że przejął nade mną władzę strach.

Moja córka musiała mnie obserwować, bo nieoczekiwanie głosem nie znoszącym sprzeciwu, nakazała mi przyjść do swego pokoju, położyła wygodnie na kanapie, przykryła kocem i powiedziała, a teraz słuchaj mnie! Co miałam robić, posłusznie skupiłam się na jej słowach i w ten sposób z zaskoczenia przeprowadziła ze mną terapię.

Zaskoczyła mnie swoją nową metodą, której ja nie znałam i właśnie może dlatego była tak szybko skuteczna.

Otworzyłam się przed sobą i okazało się, że gnębię się z powodu przekraczania 70-go roku życia.  Owładnął mnie strach, że za swojego życia już nie zdążę zrealizować swojego wytyczonego celu. Do tej pory zawsze osiągałam swoje cele, tylko obierałam byle jakie, bo nie wierzyłam w siebie. Teraz kiedy postawiłam sobie cel na miarę moich ambicji, to przypomniałam sobie, że to jest już sporo za późno. Nie chciałam myśleć, ile mam lat, ale na dłużej siebie oszukać się nie da. Prawda jest taka, że kończę już 70 lat i już nie zdążę osiągnąć swojego ambitnego celu.

Tak to jest, jak się człowiek nie przyznaje do swoich lat, to niechcący zapędza się w „kozi róg” i teraz coś mi mówi – po co to wszystko?  Jesteś Irena już za stara.

Córka swoim sposobem uświadomiła mi, że mam się skupiać na drodze, a odpuścić wybrany cel. Tak naprawdę może się okazać, że zafascynowana drogą, osiągnę na niej to, co chciałam i cel już nie będzie dla mnie istotny. Niby wiedziałam, że istotniejsza jest droga do celu, ale dopiero teraz podczas terapii do mnie tak do głębi to dotarło.

Po terapii miło było patrzeć, jak w oczach schodzi obrzęk z pod oczu, ale najfajniejsze było to, że znów mogłam swobodnie głęboko oddychać i bez zadyszki wchodzić po schodach. Ja nie mogłam się tej szybkiej skuteczności nadziwić, a moja córka do tego podeszła zupełnie normalnie, zwyczajnie jak by nic się nie wydarzyło, ale nie dało się ukryć, że stała się dla mnie jakby bardziej troskliwa. Natomiast głośno odpowiedziała mi – Oj! Mamo! Przypominam Ci, że terapie tak działają!

Teraz, kiedy już jest po wszystkim i ja czuję się dobrze, w pewnym momencie przyszło mi nawet do głowy, że może to był u mnie fałszywy alarm. Tak by było, gdyby nie to, że przeszły duszności i bóle, a do tego, teraz swoje 70 urodziny oczekuję z radością i zaczęłam inaczej do przekraczającej następnej dziesiątki podchodzić. Uważam, że dopiero mam 70 lat, a nie już i o celu, który obrałam przestałam myśleć, tylko skupiam się na drodze, którą kroczę w wybranym kierunku.  Myślę, że spotka mnie na niej wiele radości, a jak nie, to nie będę z uporem maniaka się męczyć, tylko wytyczę sobie inny cel z drogą dostosowaną do moich sił i możliwości tak, abym mogła iść miło łatwo, przyjemnie i z radością.

Moje kochane wnuki patrzą mi w oczy każdego ranka, czy witam ranek z radością, miłością i czy smutek czasem nie zagościł w moim sercu.

 

Dzisiaj ranek w dniu swoich 70 urodzin powitałam z radością i miłością w sercu i w oczach. Z całego serca przesyłam wszystkim którzy chcą tą miłość przyjąć.

Irena

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *