O CO NA FORUM ONKOLOGICZNYM CHODZI ?

 

Opatrzność nade mną czuwała , że  nie trafiłam na Forum Onkologiczne jak toczyłam walkę z rakiem i później z lękiem przed  wznową.

Według mnie to forum  na które ja trafiłam w 2013 r. jako irina48  powinno się nazywać forum beznadziei.

Na moje szczęście   trafiłam na to forum   jak już byłam odporna  na  czyjeś sugestie i stres spowodowany wrogością wobec  osoby która wyszła z raka, a przez medycynę uznaną za nieuleczalną.  W tej ludzkiej beznadziei chciałam dać odrobinę nadziei , że dopóki człowiek żyje wszystko jest możliwe.

Wszyscy byli omylni, tylko Pani Administrator odkryła prawdę, bo podchodzi do leczenia bardzo merytorycznie, dlatego  w poście   podważyła  wszystkie moje wyniki badań, nawet to badanie, że miałam przerzut do węzłów chłonnych.

obrazy posesja 018                                          serce 2

Mój ogród wiosną                                                                                                                         /plik serce ściągnięty/

Warto włożyć trochę wysiłku by poczuć piękno  wiosny w swoim ogrodzie, serce raduje się cały rok.

Jestem prostą kobietą, która sama ,  w desperacji  w obliczu śmierci sięgnęła i wypróbowała metodę wyleczenia z nieuleczalnego według  metody  C.C. Tippinga ; Alexandra Loyda ;  Eckharta Tolle  ; L.Hay   i innych znanych naukowców nie akceptowanych przez mafię farmaceutyczną.  Moje doświadczenie z tymi metodami zostało uwieńczone sukcesem wyleczenia z nieuleczalnego raka płuc.

Obrońcy mafii farmaceutycznej   ignorują moje  wyleczenie  bo nie dość, że nie jestem znaną osobą, to do tego jeszcze  nie mam naukowego wykształcenia. Takie przypadki takich osób jak ja , są nawet bagatelizowane przez media.

To jest  tak  – jak im mówię, że wyszłam z raka płuc – to wzruszają ramionami, że miała sobie takiego „raczka” z którym medycyna sobie bez trudu  poradziła , bo  jak by był złośliwy z przerzutem to bym już nie żyła.

Jak ja przedstawiam swoją medyczną dokumentację, to  twierdzą, że to tylko jest dokumentacja medyczna nieuleczalnie chorego, a ja jestem tylko w jego posiadaniu.

Na Forum Onkologicznym powołałam się na ustawę, że podszywając się pod nieswoją dokumentację jest karalne i na pewno moi wrogowie na forum by to wykorzystali. Na to Pani Administrator tego forum w poście odpowiedziała, że musiała być pomyłka w diagnozie. Nie wzięła tego pod uwagę, że mnie wykonano kilkanaście , czy nie kilkadziesiąt  zdjęć , TK i innych różnych badań podczas leczenia i zaraz po leczeniu przez wielu lekarzy i profesorów z dziedziny onkologii.

Wszyscy byli omylni, tylko Pani Administrator odkryła prawdę, bo podchodzi do leczenia bardzo merytorycznie  podważając wszystkie wyniki badań, nawet to badanie, że miałam przerzut do węzłów chłonnych.

Gdyby  z choroby wyszła znana osoba, to pisały by o tym wszystkie gazety, i media pokazywałyby znaną osobę  aż do znudzenia ubarwiając wszystko na swój sposób, bo dla kasy może odważyli by się sprzeciwić mafii farmaceutycznej.

Ja  na Forum Onkologicznym ujawniłam się opowiadając swoją historię z rakiem,   że  miałam DRP z przerzutem , żyję 9 lat  i mam się dobrze.  Swoją historią  nieoczekiwanie narozrabiałam.  Nie przewidziałam w najgorszych snach, że spotkam się  z opiekunami tego forum aż z taką wrogością, z powodu niżej pokazanej diagnozy i tego , że żyję  od diagnozy 11 rok a do tego  mam się dobrze jednocześnie w ten sam sposób pozbywając się innych chorób./ Zaznaczam, że nie prowadzę terapii dla innych  osób , czasem tylko wspomagam bliskich którzy mieli odwagę zmierzyć się ze swoimi lękami / .

Moja diagnoza  z wypisem

img124

Po zalogowaniu się na Forum Onkologicznym najpierw zażądano ode mnie całą dokumentację medyczną , bo sama diagnoza nie wystarczyła, którą jak się później okazało opiekujący się lekarze wcale jej nie przeglądali – oczywiście wysłałam.

Po wysłaniu dokumentacji  zarzucono mi , że nie jestem właścicielką przekazanej  dokumentacji, tylko jakąś  fałszywą podstawioną osobą , nie bardzo sprecyzowano po co?

Następnie prowokowano mnie, bym udowadniała, jak się ktoś w jednym z postów wyraził, Irena ma udowodnić na forum , że nie jest  wielbłądem.

Na ostatnim poście Pani Administrator podsumowała – cytat: „ Podsumowanie: ……Los sprawił, że znalazłaś się w grupie znaczącej mniejszości chorych leczonych radykalnie na DRP, i zostałaś wyleczona” – jasno z tego postu wynikało, że wyleczona przez lekarzy służby medycznej.

Z całym szacunkiem, jestem wdzięczna lekarzom, że poskromili we mnie tego raka, ale zakończyli leczenie z pozostawionym guzem.

W / w   cytowanym fragmencie postu zwyczajnie Pani Administrator  zinterpretowała moją diagnozę i wypis po chemii błędnie mijając się mocno z prawdą – a niby mówią o sobie że są bardzo merytoryczni.

Przede wszystkim  na moim wypisie jasno jest napisane, że zostałam wypisana z pozostawionym guzem o grubości  8mm na szerokości  3 cm , z ustnym dodaniem, że medycyna przedłużyła mi życie o 6 miesięcy i już w walce wyczerpała wszystkie swoje możliwości. Mogą mi jedynie poprawić komfort życia przez te miesiące jakie mi zostały. Od wypisu do dnia dzisiejszego  nie przyjmowałam więcej żadnych leków na raka.

Nie wiem na jakiej podstawie Pani Administrator w poście uznała, że zostałam wyleczona – według mnie było to zwyczajne świadome kłamstwo, tylko po co ?  Dlaczego z taką zapalczywością bronią przekazania chorym  nadziei ?

W jakimś celu w tym samym poście zaakcentowała, że moje DRP  było typem ograniczonym, mimo tego, że w diagnozie wyraźnie jest napisane, że był przerzut umiejscowiony w węzłach chłonnych, z których wykonano BAC  i wykryto – „ składniki komórkowe odczynowo  zmienionego węzła chłonnego. Miałam postawioną diagnozę, że komórki rakowe atakowały już głowę. Z diagnozy  wyraźnie podano , że miałam drobnokomórkowego raka płuca prawego z przerzutami, czyli był postacią rozsianą – a o której sama Pani Administrator w poście pisała , że jest całkowicie nie wyleczalny, czyli dokładnie tak jak moi lekarze  oznajmiający mnie wyrok.  O co tym opiekunom na forum chodzi?

Szkoda, że tak utrzymuje się w tajemnicy tych co wyszli z nieuleczalnej choroby, jeśli nie można  uzasadnić medycznie, że jest to możliwe, do tego stopnia, że utrudnia się nawet dawanie nadziei.

W sieci trudno znaleźć osoby które pokonały chorobę nieuleczalną, chociaż wiem, że tacy istnieją i nie dziwi mnie, że się nie ujawniają.

Uważam że nie ujawniają się dlatego, bo nie chcą przed nikim się tłumaczyć, że nie są oszustami, ani udowadniać, że swoją szansę na drugie życie zawdzięczają BOGU i swojej ciężkiej pracy pokonując lęki , stresy i destruktywne przekonania. Proszę mi wierzyć  nie jest to łatwe, by jeszcze aplikować sobie stresy  udawadnianiem, że nie jestem „wielbłądem” – jak to jedna z Pań napisała w mojej obronie w poście , za co jeszcze raz serdecznie dziękuję. A szkoda wielka, bo bez nadziei nikt raka nie pokona!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!

Wyjście z każdej choroby jest możliwe. Skoro dokonałam tego ja – to może tego dokonać każdy, bo jeśli coś zrobiła chociaż jedna osoba to może to samo zrobić każda  inna bez wyjątku.   A może tego obawiają się obrońcy mafii farmaceutycznej?

Serdecznie wszystkim życzę dużo WIARY I NADZIEI w  walce z śmiertelną  chorobą . Irena

 

 

 

Emocjami w raka

 

Pisząc  jak uwolniłam się z raka  piszę o emocjach , a jak uczucia  to życie .

Nie sposób mówić o raku pomijając życie

Nigdy nikomu nie zwierzałam się ze swoich uczuć  tak,  jak to czynię  na swoim  blogu.

Opisując jak pozbyłam się raka  , nie sposób nie pisać o swoim życiu,  bo piszę o uczuciach. Poprzez emocje, czyli  wczuwając się  w swoje uczucia odkrywałam ukryte zdarzenia , aż dotarłam do przyczyn raka . Później okazało się, że  przy  sposobności odkryłam  przyczyny innych chorób, na które cierpiałam jeszcze przed rakiem płuc.

Z mojego doświadczenia wynika, że rak płuc nie powstał z jednego zdarzenia.  Źródłem  mojego raka płuc był łańcuch zdarzeń  z wieloma emocjami i każde z tego łańcucha było przyczyną raka. Myślę, że dlatego tak trudno jest go całkowicie zwalczyć. Mnie udało się odkryć cały łańcuch zdarzeń powiązanych z sobą.

Skąd wiem? Wszystkie zdarzenia układały  się jak klocki „lego” , a po dotknięciu źródła raka , przez ciało przechodziła taka energia,  że chwilami wydawało mi się, że balansuję na pograniczu życia i śmierci i za każdym razem  po terapii czułam się jak nowonarodzona.

Uwolnione lęki, wstyd, poczucie winy od razu powodują  komfort w całym ciele i duszy.

Wkrótce zauważyłam , że  zaczęłam zdrowieć  pozbywając się innych nabytych wcześniej chorób.

Pierwszym moim udowodnionym  dowodem medycznym w temacie wyzdrowienia  było pozbycie się alergii. / od  pięciu lat nie biorę leków antyalergicznych /

Drugim dowodem w temacie zdrowia było pozbycie się astmy oskrzelowej. / od  czterech  lat nie biorę absolutnie żadnych leków  i inhalatory poszły w odstawkę/

Trzecim dowodem , tylko dla mnie – nie dręczą mnie już lęki przed wznową.

Niestety najważniejsze i najgorsze, że  medycznie do dnia dzisiejszego nie mam dowodów medycznych, że jestem wolna od komórek raka płuc. / dowodem są tylko dobre wyniki i mój zdrowy wygląd./

Czwartym dowodem jest życie bez wznowy już prawie 11 lat , moje dobre samopoczucie, dobre wyniki badań, poza tym  wielu lekarzy uznaje, że po 10 latach już można uznać, że rak płuc został pokonany.

Piątym dowodem jest uwolnienie się od bólu kręgosłupa i stawów. Miałam tak mocne bóle, że lekarze podejrzewali raka kości ./ Od ośmiu lat  nie biorę żadnych leków na kręgosłup i stawy./

Szóstym dowodem medycznym jest moje zdrowe serce. Było miło jak Kardiolog z uśmiechem poinformował mnie dwa tygodnie temu,  że nie ma zastrzeżeń co do mojego serca i jeszcze dodał „ tak trzymać” Jeszcze niedawno / 9 lat temu/  miałam poważne problemy sercowe ,  a  badania wykazywały  niedotlenienie serca, a teraz jest zdrowe.

Odkryte zdarzenia jeśli wspominam,  to  już bez większych emocji , a czasem ze zdziwionym uśmiechem, że tak silne emocje  utrzymywane były tak długo  przez  błahe zdarzenia.  Jednak pamiętam , że w tych zdarzeniach uczestniczyła mała Irenka, która miała prawo  emocjonalnie tak  reagować jak zareagowała.

Powszechnie wszystkim  wiadomo, że uczucia znajdują się w sercu . Ja idąc za uczuciami   nie zdawałam sobie sprawy, że słucham głosu serca, wsłuchując się w swoje wnętrze  wychwytywałam emocje i dla mnie tylko to się liczyło.

Wychodzi na to że  jako detektyw swoich emocji na ten moment wyłączam  rozum, a kieruję się  sercem. Tak naprawdę, to nie istotne gdzie uczucia się znajdują, w terapii którą ja stosuję ważne by kierować się swoimi  emocjami i dokładnie się w nie wczuwać.

serce

SERCE OD ZAWSZE SYMBOLIZUJE UCZUCIA

Uwalniając się od raka przerobiłam ponownie  prawie  całe swoje życie, bo na raka pracowałam 50 lat nim  się u mnie uaktywnił, dlatego nie miałam innej możliwości, tylko przerobić swoje 50 lat życia.

Tej pracy i  czasu  nie żałuję, nie tylko dlatego, że pozbyłam się wielu chorób , ale również dlatego,  że  fajnie było emocjonalnie   na wiele zdarzeń spojrzeć ponownie  by się przekonać,  że rzeczywistość wyglądała inaczej.

Według Eckharta Tolle każde negatywne uczucia  są blokadą.

„Negatywność, nieszczęśliwość czy cierpienie w jakiejkolwiek formie, oznacza, że istnieje opór. On zaś jest zawsze nieświadomy.

Czy sam wybrałbyś ból? A jeśli nie, to jak miałby powstać? Jaki byłby w tym cel? Kto podtrzymuje go przy życiu? ” Autor –  Eckhat Tolle

Za młodu idąc przez życie nie zdawałam sobie sprawy o istnieniu tylu uczuć. O uczuciach wiedziałam tylko to , że trzeba kochać Boga i swoich Rodziców.  Złość, zazdrość, mściwość jest zła , a ból i żal są jak najbardziej wskazane. Należy żałować za swoje grzechy i  innych których spotkało cos przykrego , natomiast  ból odczuwamy  za swoje grzechy i swoich przodków. Oczywiście jak coś bolało to na ogół zganiało się winę, że to za grzechy przodków na które nie miało się wpływu.

Wczuwając się w obecność tu i teraz wchodzę w swoje emocje i trzymając się tego uczucia idę z nim w przeszłość  od zdarzenia do zdarzenia aż do momentu kiedy to   uczucie i ta konkretna emocja się narodziła i żyje ze mną cały czas. Jedno jest pewne, że emocje  zdrowe przechodzą i nie zatrzymują się w nas. Pamiętamy o zdarzeniach  ale myślimy o nich już zupełnie obojętnie .

Najgorsze , że  zablokowane uczucia  zmuszają  do życia przeszłością, wywołują w naszym życiu obecnym różne podobne  zdarzenia,  ciągle o tych samych emocjach, tylko silniejszych i  mocniejszych. Jak już są wystarczająco silne powodują   choroby.

W ciągu życia wielokrotnie   weryfikowałam swoje zasady i poglądy  na uczucia , ale niestety stare schematy emocjonalne nadal się nie zmieniały i rządziły życiem,  bo blokady emocjonalne są zabetonowane  w podświadomości, do której  świadomość nie ma dostępu.

Na całe szczęście do  podświadomości można dotrzeć uczuciami ,  a jak dotrze się do źródła powstania,  blokada rozpływa się jak we mgle. Najfajniejsze  jest to, że patrząc  na zdarzenie sercem, czyli uczuciami,  postrzega się   to samo zdarzenie zupełnie inaczej i  jest to naprawdę  fascynujące.       Irena

 

Raka żywić lękiem stop!!!!

Lęk przed    niezdrową żywnością  jest dobrą pożywką dla raka.

Pieniądze  ze  zdrowiem  idą w parze ,  mamy   takie zdrowie jak  radzimy sobie z  lękami.

Ostatnio rak sporo  żywi się lękiem publikowanych zdrowych diet . Niestety,  zdrowe to znaczy kosztowne. By nadążyć za zdrowymi dietami trzeba mieć sporo pieniędzy  i czasu, może właśnie dlatego  diety są modne?  Może  udowadniamy sobie i światu, że stać nas na dietę?  Mam nadzieję, że coraz więcej osób poszukuje dla siebie odpowiedniej żywności dla dobra swojego zdrowia, bo wzrosła nasza świadomość i nie chcemy zatruwać swojego organizmu.

Tak czy inaczej pieniądze są wyznacznikiem naszej diety, bo każda dieta jest dość kosztowna i niestety nie na każdą kieszeń, a to rodzi lęk.

2013-07-12 19.27.32

Najzdrowsza dieta, to żywność  spożywana bez stresu ,  w radości i spokoju .

Finansiści nabijają sobie kasę, bo  świat oszalał na punkcie diet,  cudownych,  uzdrawiających, wyszczuplających i trujących nasz organizm. W różnych publikacjach podają różne naukowe  sprzeczne z sobą uzasadnienia,  biznes kwitnie,  finansiści  zacierają ręce , a rak szerzy się w zastraszającym tempie. Zapomina się, że największą  pożywką  raka jest lęk, również  i ten na talerzu.

Uważam, że rak bardziej boi się nie tego co jemy , tylko z jakim przekonaniem i jak spożywamy znajdujące się na nim pożywienie. Tak zwana zdrowa dieta jest mało dostępna i szaleńczo droga.

Z powodu braku pieniędzy i czasu spożywamy dostępny dla nas posiłek  często z lękiem;  – O rany! Jak Ty niezdrowo jesz!  O jej!  Jak ja niezdrowo się odżywiam ! Trudno,  nic zdrowszego nie mogłam kupić , muszę jeść to co mam!  Na talerzu praktycznie zostały nam tylko lęki !!!!! !!

Lęki,   czyli najlepsza pożywka dla raka.

Stare mądre  przysłowia  mówią,  że zdrowiej  jest zjeść suchy chleb w spokoju i z uśmiechem, niż  posmarowany w pośpiechu z lękiem,  czy ze łzami i trudno się z tym nie zgodzić.

Zablokowane lęki są podłożem wszystkich chorób. Powiem szczerze,  tak   całkowicie  pozbyłam się  raka , uwalniając się od lęków i to nie tylko   przed wznową.

Zaobserwowałam, że lęk przed pieniędzmi  jakoś fajnie idzie w parze z  rakiem .

Na pewno nie mogą stosować zdrowej diety  ci którzy mają duży lęk  do pieniędzy i przekonanie, że nie wolno im   przekroczyć  swojego  niskiego  pułapu finansowego. Opisany w poprzednim artykule  nasz sabotażysta dopilnuje, byśmy byli zgodni z naszymi emocjami. Jak na przykład Pani Celina.

Wspólni  Celiny  znajomi   nie mogą  się nadziwić ,  jak kobiety w jej rodzinie    w krótkim czasie straciły  dorobek życia  rodziny w normalnym życiu  bez kataklizmu , chorób,   czy pożaru.

Dziwne to, że  sama Celina  uważa, że stało się tak ,  bo  niektórzy  muszą w życiu cierpieć  i przyjmuje wszystko z pokorą.

Celina jak wiele osób usprawiedliwia  nieuświadomiony  lęk  przed  pieniędzmi na różne sposoby, a nasz wewnętrzny sabotażysta bez żadnych przeszkód  czyni swoją powinność.

Celiny  historia życia  pospolita. Razem  z mężem ciężko pracowała, dorobili się trochę majątku, by ich dzieciom było lżej.  Syn dostał  z domu co mu się należało, ożenił się ,  poszedł na swoje  i dalej się dorabia , podobnie jak jego ojciec. Jak to z córkami bywa,  była ich  oczkiem  w głowie i nadzieją na podporę na stare  lata, bo serce miała naprawdę dobre.  Więc bez cienia wątpliwości  cały życiowy  dorobek  w nią zainwestowali. Niebawem poznała miłego młodego przedsiębiorczego  mężczyznę. Chcąc zabezpieczyć  córkę   jeszcze przed ślubem,   kupili  jej posiadłość  i  całe wyposażenie gospodarstwa, dołączając  spory zastrzyk pieniędzy. Zachowali sobie tylko skromny domek  taki do remontu , myśląc, że z czasem przeprowadzą się do córki , bo z tym zamiarem darowali jej  dużą posiadłość.  Zięć   przed ślubem chętnie podpisał notarialną intercyzę i rozdzielność majątkową.  Wydawało się to  pewnym zabezpieczeniem  ich i córki w razie rozwodu.

Jakie było zdziwienie  Celiny i jej męża jak  córka pewnego dnia ze swoją już małą   córeczką  stanęła u ich  drzwi  zapłakana , bo przez swojego   męża została przegnana   z własnego domu tak jak stała.

Początkowo  Celina z mężem myśleli,  że to niemożliwe, córka w nerwach dramatyzuje. Szybko okazało się, że mówiła prawdę. Jak w takich sytuacjach bywa  wezwali policję, aby usunąć  zięcia z posesji córki. Okazało się, że nie ma podstaw prawnych. Córka wówczas z płaczem wyznała, że zrzekła się na rzecz swojego  męża wszystko co miała i posiadała, a rozdzielność majątkowa stała się korzystna nie dla niej, tylko jej męża.  Proces sądowy nie zmienił aktu własności , a zięć po rozwodzie bez skrupułów  prowadził sobie z inną kobietą spokojny żywot. Mąż Celiny jako  ojciec   nie mógł przeboleć takiej straty ,  dostał najpierw zawał, później raka  kości z przerzutami  i zmarł.

Po pięciu  latach  Celina  babcia z   ocalałym  domkiem  po mężu ,  dokładnie tak samo postąpiła  oddając domek   wnuczce  jak wcześniej posiadłość    córce .   Wnuczka  tak samo jak jej mama niebawem wyszła za mąż i wszystko  przekazała swojemu mężowi, a  on domek    sprzedał i wszystko  przetrwonił.

Celina z wnuczką i córką  zostali bezdomni.

Te kobiety  do tego wszystkiego doprowadził nieuświadomiony lęk przed pieniędzmi.  Jak wynika z przykrych doświadczeń   Celiny,   w jej  Rodzinie tym lękiem dotknięte  były  kobiety z pokolenia na pokolenie.   Nie  zdawały  sobie sprawy, że mają taki   lęk ,  bo   był ukryty. Zakorzeniony lęk  z pokolenia na pokolenie   rośnie w siłę,  a nasz wewnętrzny  sabotażysta razem z nim proporcjonalnie do emocji.

Jeżeli zdamy sobie sprawę , że mamy  taki lęk to  już jest połowa sukcesu.

Dobrze jest czasem pomyśleć, podumać i zadać sobie pytanie kim jestem? Częściej zadajemy sobie pytanie czy mogę zaufać komuś?  Wydaje nam się, że sobie to już chyba możemy? Bo komu jak nie sobie? Czyżby?  Końcówka  roku  skłania do takiej refleksji.

„Wszyscy mamy swój finansowy „scenariusz”. Przyswoiliśmy go sobie już w dzieciństwie i cały czas określa on naszą sytuację finansową. Sabotażysta robi tutaj, co może „ .  Autor  –   C.C.Tipping

Takim oszukiwaniem siebie może czasem okazać  się nasza  nowa zdrowa dieta. Otworzenie  się  przed sobą  może zaowocować  odkryciem,  jakie  mamy zablokowane  emocje i na przykład  odkryciem, że może nasza zdrowa dieta nie jest taka zdrowa  tylko kosztowna?

Może  to być nam bardzo pomocne jeśli chcemy być zdrowi i  zwiększyć swoje  zasoby finansowe. Emocjonalne blokady  często w pierwszej kolejności osłabiają naszą kondycję finansową. Zdrowie i tak stracimy na zasadzie reakcji łańcuszkowej.  Powszechnie wiadomo jest,  jak  wywołany stres z powodu braku środków finansowych powoduje  spustoszenie w naszym zdrowiu. Wszystkie akcje charytatywne nie rozwiązują problemu braku środków na leczenie.

„Wszyscy mamy swój finansowy „scenariusz”. Przyswoiliśmy go sobie już w dzieciństwie i cały czas określa on naszą sytuację finansową. Sabotażysta robi tutaj, co może „ .  Autor  –   C.C.Tipping

Jeśli czegoś nie chcemy  zauważyć, to  nie znaczy,   że tego nie ma. To tylko jest dowodem, że oszukujemy siebie i że wobec siebie nie jesteśmy w porządku. Wszystkie choróbska  na takie podejście do siebie tylko czekają. Takim oszukiwaniem siebie może czasem okazać  się nasza  nowa zdrowa dieta.

Emocje blokujące  nasze pieniądze  są mocno związane z naszym zdrowiem i odwrotnie. Poznałam kiedyś  człowieka bardzo zamożnego , należał do jednych z najbogatszych ludzi  w Europie i przyznał się w tajemnicy, że  miał   nieuzasadniony duży  lęk przed stratą pieniędzy. Początkowo  ten lęk był motorem do powiększania  coraz  większych środków finansowych ,  aż w końcu odbiło się to  na jego zdrowiu.  Rak  kręgosłupa powiedział  mu stop!!!

Nasz sabotażysta  pilnuje,  abyśmy  postępowali   zgodnie z naszymi emocjami, które przyblokowane żyją w nas  swoim życiem  pustosząc nasze zdrowie i kieszenie.  Naprawdę  warto się zatrzymać , podumać,  czy na pewno jesteśmy wobec siebie w porządku , bo odkrycie jakiegoś  lęku może zahamować proces niszczenia naszego  życia.  Nic nie musi się wydarzyć ,  jeśli nie damy temu  przyzwolenia ,  wszystko jest w nas.       Irena

„ Kiedy rozpoznamy, jak te pozytywne i negatywne przekonania kontrolują naszą biologię, możemy  wykorzystać tę wiedzę do stworzenia życia wypełnionego zdrowiem i szczęściem”. Autor –  Bruce Lipton /  był profesorem szkoły medycznej na Uniwersytecie Wisconsin i uczonym prowadzący prace badawcze/ „Nasze przekonania kontrolują nasze ciała, umysły i w rezultacie życie…        

     Och! Wy, małej wiary! „ Autor – B. Lipton

Jak dbasz tak masz

 

Kim jestem ? :  Z butami milionerki pod mostem.

 „ Wspomniałem w którymś miejscu, że podczas gdy wiedza jest siłą, to wiedza o sobie jest mądrością” Autor  – C.C.Tipping

Plik EPS

lęki człowieka i pieniadzeAutor : John Takar

 Już samo  świadome  przyznanie się przed sobą do swoich słabości może nam pomóc rozwiązać wiele problemów i zapobiec dramatom.

 

pieniadze

 

Pieniądze  szczęścia nie dają,  niestety  ich brak nieszczęściu nie zapobiega, to jak już ma się być nieszczęśliwym, to lepiej z pieniędzmi niż bez.

Aby mieć pieniądze wystarczy poznać siebie , uwolnić się od lęku i destruktywnych przekonań. Czasem naprawdę wystarczy przez chwilę  pomyśleć i zastanowić się nad sobą.

Takim przykładem była Marysia , która jak sama twierdzi „ znalazłam się w butach milionerki pod mostem”.

W trakcie rozmowy  wtrąciłam Marysi pytanie ; Co ty mówisz?  Jak to możliwe? Znam trochę Ciebie zawsze jesteś operatywna i lubisz nowe wyzwania.

A Ona na to ; No właśnie , to że ja lubię, nie pomyślałam że  bliscy mojemu sercu  niekoniecznie muszą podzielać moją pasję, Marysia zaczęła opowiadać.

Pewnego dnia jak dojrzała w mojej głowie nowa pasja, nowe wyzwanie  i  nie chcąc się pozbywać dobrze prosperującej firmy przekazałam całą firmę mężowi. Byłam z nim już 15 lat  i mieliśmy  dorastające dwoje dzieci. Męża miałam uczciwego , pracowitego , dlatego z czystym sumieniem mogłam mu swoją firmę powierzyć , a właściwie to naszą bo nie mieliśmy rozdzielności finansowej. Mąż na poczet  dobrze prosperującej firmy  zadłużył się w banku na parę milinów, aby rozszerzyć działalność. Niestety nieoczekiwanie firma zaczęła przynosić mniejsze dochody, odsetki od zadłużenia rosły  aż w końcu nie było możliwości spłaty. Nim ja rozwinęłam swoją nowa działalność zgodnie ze swoją pasją , mąż firmę doprowadził do bankructwa. Straciliśmy wszystko, łącznie z domem. Wyeksmitowani  pojechaliśmy   z Rodziną do kochanej mamy, która udzieliła nam wsparcia. Po drodze na dworcu odłączyłam się na chwilę i  bezwiednie poszłam  w nieznanym kierunku.

Ocknęłam się pod mostem kolejowym,  boso  trzymając w rękach swoje  buty , już byłej milionerki.

Opowiedziała jak zadawała sobie pytania koncentrując się w szczególności na jednym pytaniu;

Kim jestem?

Marysia opowiada mi  dalej jak by mówiła  sama do siebie:

Zadałam sobie to  pytanie patrząc na swoje bose nogi, które nie były już godne  nosić  buty milionerki. Patrzyłam raz na swoje buty, a raz na bose stopy i ciągle pytałam siebie kim jestem? Co się stało? Dlaczego to nam się przytrafiło? To moja wina!!  Nie!   to męża wina!!  Po co powierzyłam mu swoją firmę!!  Tak stojąc nurtowały mnie pytania i pretensje do siebie i męża.

Nagle gdzieś z zewnątrz  sama przyszła  odpowiedź na pytanie kim jestem?  Tak , to takie proste, jestem bankrutem. Dlaczego tak się stało?  To też proste, przecież pragnęłam nowego wyzwania. To dlaczego przekazałam firmę mężowi?  On tej firmy wcale nie chciał, przyjął ją by mnie pomóc, bo żal mnie  było dobrze prosperująca firmę sprzedać.

W tym momencie zrozumiałam, że zgubiło nas zbyt duże przywiązanie do firmy, a właściwie to tylko moje, bo  mąż chciał mi pomóc,  tylko pomoc przerosła jego możliwości. On lubił spokojnie pracować, cieszył się życiem , nigdy nie interesowało go robienie pieniędzy , ani prowadzenie firmy. Przecież za to go właśnie kochałam.  On mnie też  za moje pasje, za moje wyzwania podziwiał i kochał.

Drugim pociągiem dołączyłam do Rodziny , ze łzami w oczach wszystkich przeprosiłam, w szczególności mojego męża. Mąż też płakał , przepraszał mnie mówiąc  , to ja Ciebie chciałem prosić o wybaczenie, a Ty mnie przepraszasz?  Za co?

Odpowiedziałam mężowi, że chciałam byś był inny niż jesteś, bo na dany moment  było mi wygodniej firmę wcisnąć Tobie niż pozbyć się do niej przywiązania i ją sprzedać , by spokojnie móc  realizować się w nowym wyzwaniu.  Wyznałam mu szczerze jak na spowiedzi.  Po tych słowach mąż z całą Rodziną przytulili mnie do siebie  i wszyscy wzajemnie  wybaczaliśmy sobie nasze słabości .

Uczciwe uczucia  są zawsze silne –  skomentowała swoją opowiedzianą historię.

Myślę,  że Marysia wyciągnęła lekcję   życia , dlatego dała sobie możliwość  odbić się od dna i iść dalej .

Wiadomo mi, że Marysia po 10 latach pracy we Włoszech spłaciła wszystko co do grosza i  wróciła do kraju, do swojej Rodziny. Była  dumna, że nawet udało jej się odkupić  ich   zlicytowany  dom.

Opowiedziała mi krok po kroku  jak  z niczego we Włoszech zarobiła  ciężką pracą, ale uczciwie parę milionów. Tylko to jest długa historia na inną opowieść.

Czasem poznanie siebie, zadbanie o swoje wnętrze jest bliskim bardziej pomocna niż inna forma pomocy.   Irena

 

„Czy zastanawiałeś się kiedyś, dlaczego większość ludzi zarabia mniej więcej tyle samo przez całe życie? Albo dlaczego jedni zawsze przyciągają do siebie pieniądze, a drudzy stale walczą, by tylko jakoś przeżyć?” Autor  – C.C.Tipping

Kim jestem?

001

Czy można zaufać sobie?  Prawda o sobie boli , a  może bardziej jest bolesne nasze  zakłamanie tylko o tym nie wiemy?

Sami jesteśmy twórcami swojego życia, zgodnie z wolną wolą otrzymaną od Boga. Na tak wypowiedziane stwierdzenie w gronie znajomych  usłyszałam  głośny okrzyk , to nieprawda!!!  Gdyby tak było żylibyśmy  długo i szczęśliwie bez chorób i cierpienia!  Najgorsze, że choroby i cierpienia dotykają  niczemu niewinnych dzieci i wielu wspaniałych ludzi o dobrych i szlachetnych sercach!

Odpowiedziałam spokojnie , to prawda nikt sam sobie o zdrowych zmysłach cierpienia nie funduje , a wiele  rodziców oddałoby za swoje dzieci życie  i gdyby można było wzięliby bez wahania  cierpienie  chorych dzieci    na siebie, ale niestety  nie jest to możliwe. To takie przykre i wydaje się niesprawiedliwe.

Wcześniej w artykułach już pisałam, że  dlatego  cierpimy , bo  naszą rzeczywistość tworzy podświadomość   według  naszego programu życia, który  ciągle zaśmiecamy  blokadami emocjonalnymi i przekonaniami  już od wczesnego dzieciństwa i   otrzymanymi w spadku po naszych przodkach . Uważam, że nasz   program życia dany od Boga  czysty , to prawdziwe   Ja człowiek   pełne  miłości i szczęścia . Gdyby nasz program życia  nie był zaśmiecany,  naprawdę żylibyśmy długo i szczęśliwie .

 „ Należy jednak uczynić od razu pewne istotne rozróżnienie pomiędzy duchowym JA JESTEM a Ja człowiek. Są to pojęcia  z gruntu odmienne , chociaż blisko ze sobą związane.” Autor – C. C. Tipping

Niestety  nie ma jednego  ja tylko jest wiele jaźni i pod osobowości. Mnie interesuje  jakie jest moje prawdziwe Ja człowiek .

Jaka jestem naprawdę nie wie nikt  łącznie ze mną bo prawda o mnie jest przykryta blokadami uczuciowymi swoimi i swoich przodków. Cała prawda o nas  ukryta  jest w podświadomości i ciele w pamięci komórkowej. Do swojej  prawdy jaka  jestem  docieram   uczuciami  usuwając  emocjonalne blokady , wówczas  widzę  zdarzenie w innym świetle i poznaję  inną  prawdę o sobie . W nagrodę spotyka mnie  przeżycie jak wychodzę  z cienia barw i dostrzegam, że życie ma różne  kolory.

Swojej prawdy poszukuję  małymi kroczkami w  swojej podświadomości z okresu  dzieciństwa.  Z nutką niedowierzania obserwuję ,  jak za każdą  maciupeńką odkrytą  prawdą zmienia się moje zdrowie i życie.

Zdarzeń ze swojej przeszłości nikt nie zmieni , bo to się już wydarzyło i nikt tego nie cofnie . Spojrzenie na to wydarzenie owszem można zmienić jak mamy odwagę spojrzeć  prawdzie i nie bać się przyznać przed sobą , że w jakiejś  sferze życia żyliśmy w zakłamaniu.

W blokadach  uczuciowych  zawsze okazuje się , że nasze spojrzenie na wydarzenie było błędne, dlatego  się blokują.  Fałszywe przekonania  czynią w naszym zdrowiu i życiu tyle  zła, a mimo tego z takim oporem ich się usuwa, bo powołaliśmy ich do życia,  a one broniąc  się przekonują nasz umysł , aby tego nie czynić. Niestety mają wpływ na nasz umysł jeśli damy im na to przyzwolenie. Ja wówczas mówię, że moje fałszywe „ego” broni się, przekonuje umysł by stwarzał różne okoliczności aby mi się nie chciało pracować nad swoim wnętrzem .

„Gniew prędko może ulecieć i zniknąć. Natomiast rozżalenie żywi się samym sobą i krąży w nas nieprzerwanie”.  Autor – C. C. Tipping

Nie ma złych emocji, są tylko te złe które powstały w wyniku kłamstwa , lub fałszywego spojrzenia  w pewnym prawdziwym zdarzeniu. Tak już jest , że łatwiej odnaleźć nasze blokady z negatywnych uczuć, chociaż mamy też blokady pozytywne które tak samo są szkodliwe tylko trudniej do nich dotrzeć. Może dlatego, że  uczucia negatywne  same  się żywią i rosną  w siłę , a pozytywne zablokowane cichutko skulone  siedzą nie dając o sobie znaku życia?

„Możemy pozwolić lub nie pozwolić  na przejawienie się choroby w naszym ciele, w zależności od tego z czym harmonizujemy. Innymi słowy – to co zostało stłumione pozostawia ślad w naszym polu morficznym i wnika w naszą  strukturę biologiczną. Dlatego naprawdę musimy zwracać uwagę na to, co myślimy.”  Autor – Dr Richard Bartlett.

Usuwając blokady absolutnie nie zmieniam swojego programu życia , bo tego nie chcę  nawet czynić, przeciwnie chcę zobaczyć, poczuć  jaka  jestem  naprawdę pod pokrywą  emocjonalnych  śmieci i przekonań. Przecież to Ja człowiek jestem dokładnie taka jaki  jest mój czysty  życiowy program.  Zmieniając swoje przekonanie nie zmieniam swojego programu, tylko oczyszczam go z fałszywego spojrzenia.  Błędne spojrzenie  spowodowało blokady, w których są  zablokowane nie rozwiązane nasze problemy  i nasze choroby.

Cudowne jest również to, że  poprzez pole morficzne , w spadku  zostawiam swoim potomkom   o tyle  mniej destruktywnych  przekonań,  ile w swoim życiu zdołam blokad  usunąć.      Irena

 

   „ Moje prawdziwe Ja  – człowiek , czyli to, w którym wyraża się moje naturalne istnienie jako człowieka. Wyraża ono to, kim jestem w swej najgłębszej istocie – moje podstawowe cechy charakteru, moje genetycznie określone dyspozycje i sposoby zachowania; zarówno dobre jak i złe. To moja istotowa osobowość. „  Autor – Colic  C. Tipping

 

Matki poczucie winy

 

„Poczucie winy za inne osoby powstaje wtedy, gdy winisz się za coś,  co robią inni ludzie związani z tobą. Na przykład rodzice winią się za to co robią ich dzieci”. Autor  C. C. Tipping

Po dwóch dniach moja znajoma z opisanej historii w poprzednim artykule wróciła do mnie już bez oznak cierpienia, ale za to z  poczuciem winy.

Poprosiła mnie o rozmowę , więc usiadłyśmy we dwie   przy skromnej herbatce . Bez zbędnej zachęty do rozmowy  opowiedziała mi  za co gryzą  ją wyrzuty sumienia.  Czasem dobrze jest coś,  co nas gryzie komuś  wyrzucić z siebie.  Na początku grzecznie  zastrzegła sobie, że musi mnie skrytykować za poparcie  w spontanicznej reakcji wobec córki.  Zachowałam się wobec   niej niewłaściwie !  Mówi do mnie z nutką pretensji.  Myślę , że  powinnam córkę   za swoje  zachowanie  przeprosić zaakcentowała.

Ja też spokojnie  odpowiedziałam jej, miła koleżanko nie moją rolą mówić Tobie ani nikomu  nie jest co kto powinien robić,   mówić , a co nie i ja tego nie czynię.  Ja tylko mogę ci powiedzieć  swoje zdanie w tym temacie, ale Ty możesz postąpić  po swojemu zupełnie inaczej niż ja uważam.

Powiedz mi w końcu za co myślisz, że powinnaś  przeprosić.

No jak to za co?  Za to, że wykrzyczałam jej , że nie szanuje swojej własności, przecież każdy  może i ma prawo  ze swoją własnością robić  co chce i nikt nie ma prawa nikomu  mówić  co może, a co nie powinien z nią  czynić.

Ja też tak bym myślała odpowiadam skromnie, gdyby Tobie chodziło o jej własność a nie o jej bezpieczeństwo, zdrowie i  wolność czyli   obdarowywaniem zaufania niewłaściwym osobom. Przecież samochodu i szczoteczki do zębów nie pożycza się nikomu, tym bardziej podejrzanej o złe zamiary.  A kluczy do mieszkania nie daje się komuś kto ewidentnie stracił zaufanie. O ile pamiętam, przecież dlatego z nim się rozstała bo już mu nie mogła ufać. A jeśli obdarzyła córka go mimo wszystko aż takim zaufaniem , to jej obowiązkiem było jako matce wyjaśnić, co się zmieniło w tym temacie, czym się wykazał, że mu ponownie  zaufała aż tak. Zachowałaś się impulsywnie  po  jej beztroskiej  wiadomości. Powszechnie wiadomo, że  szacunek idzie  w parze z zaufaniem .  Jak nie szanuje się swojej własności to w takim samym stopniu nie szanuje się siebie. Brak szacunku do siebie skutkuje tym, że inni nas nie szanują, i nie ma się co dziwić, że pracodawca nie płaci nam za godziwą pracę, przecież uwidaczniamy innym, że nasz czas jest nic wart, to za co ma płacić?  Ciesz się, że pracodawca  dowartościowuje taka osobę dając możliwość pozytywnie zagospodarować  nic nie znaczący  dla niej czas.   No cóż zrobisz co będziesz uważała za stosowne.

Po naszej krótkiej rozmowie twarz  koleżanki się rozjaśniła  i prawie z radości krzyknęła;

Że ja  też sama na to nie wpadłam, przecież nic nowego mi nie powiedziałaś  czego ja bym nie była świadoma. Dziękuję Ci , sama nie wiem za co ja czułam się winna wobec córki , to przecież troska o jej dobro spowodowała moją reakcję.

Uspokoiłam koleżankę mówiąc  : Wiem doskonale,  rozumiem  to i przed Tobą się nie wymądrzam, ja na Twoim miejscu zareagowałabym podobnie.

Większa  emocja często przykrywa nasze racjonalne myślenie, czasem wystarczy z kimś szczera rozmowa by emocje opadły  i wróciło logiczne myślenie.

Już zupełnie na luzie nasza rozmowa przeszła na temat Świąt Bożego Narodzenia. Jak spędzasz  Święta, Sylwestra no i oczywiście Andrzejki?  Spytała.

Tak się ułożyło, że  Andrzejki  mam możliwość spędzenia z mężem mimo, że  obecnie jest  za granicą . Na  Święta i Nowy Rok  mam rezerwację  w uzdrowisku. To fajnie , ale  to musi być kosztowne mnie by na to stać nie było  i  wolę  Święta   z Rodziną. Tak,  nie jest to tanie,  ale jak wszystko sobie obliczyłam to z Rodziną i dziećmi są tak samo kosztowne. Zakupy , paczki,  wyższe opłaty za prąd za ozdoby świetlne ,  piekarnik, ogrzewanie ,   sama przez dwa tygodnie też muszę się żywić. Kocham swoje dzieci bardzo  i chętnie dzieliłabym  z nimi radość świąt, ale jak zdrowie dopisze to jeszcze z nimi  radości zaznam.  Ja z nimi spędziłam już wiele  świąt  i zawsze było cudownie, tylko dlaczego takie męczące?  By zachować zdrowie na dalsze lata nie mogę się zbytnio forsować, poza tym chcę doświadczyć  luksusu bycia obsłużonym w miłej atmosferze. Już takie doświadczenie miałam i  było  miło i  tak cudownie, że zapragnęłam powtórzyć to jeszcze raz.

Koleżanka zareagowała  słowami ; –   Teraz jak ciebie słucham dotarło do mnie , że na  wakacje, urlopy córki, święta zapraszałam  i cieszyłam się z ich przyjazdu , ale przede wszystkim  chciałam im pomóc,  i   czuć się potrzebną.  Zwyczajowo każdy przyjazd dzieci finansuję  i staram się by córka miała możliwość wypocząć, bo wiem że jej ciężko i jest bardzo zmęczona. Dwoje dzieci, praca i jeszcze truteń i tak ją podziwiam jak sobie daje radę i ma prawo być zmęczona. Córka ode mnie tego nie wymaga, ale ja tak sama od siebie staram się pomagać w miarę jak potrafię. Właściwie to jej nawet wciskam i przyjmuje moją pomoc skrępowanie. Teraz dociera do mnie, że źle robiłam, bo pomagając jej żywiłam za jej pośrednictwem jej trutnia. Wiesz on zawsze ulatniał się od niej jak dzieci chorowały, jak ona była zmęczona i ogołocona z pieniędzy. Po ich rozstaniu ona  zawsze zarzekała się , że już się rozstali definitywnie.  Ja wówczas siłą rzeczy pomagałam w opiece nad dziećmi i pozbierać się jej w kondycji fizycznej , psychicznej i finansowej. Truteń nie dawał znaku życia. Jak już  zuboża ł finansowo , to pomalutku niby odwiedzając na chwilę dzieci , sprawdzał jej kondycję finansowo zdrowotną. Już po  rozstaniu po dwóch miesiącach jak dowiedział się, że ma do spłacenia samochód  wpadł w nerwy , zrezygnował z zabrania dzieci i ulotnił się na następne kilka tygodni. Co go obchodził jej dług? Dopiero zaczął odwiedzać dzieci i krążyć koło córki jak spłaciła samochód i zobaczył nowe ubrania u dzieci i nowe rzeczy w domu. Tak naprawdę to ja żywię trutnia , bo on córkę ogałaca, a ja uzupełniam te braki.

Jej spory potok słów skomentowałam;

To dobrze, że to zauważyłaś lepiej późno niż wcale. Przecież córka odpocząć też może na wczasach, nie stać ją na rodzinne?  To niech da trutniowi dzieci i pojedzie sobie na wczasy z koleżanką, chociaż na parę dni.  Dzieci jak trochę zatęsknią za mamą, to też wyjdzie im na zdrowie. Truteń każdy urlop spędza sobie sam bez dzieci, to i ona może też tak zrobić. Jak nie wyrazi zgody to może żądać wyższe alimenty, bo tylko ona ponosi za dzieci koszty mieszkaniowe i tylko ona poświęca  im cały wolny czas, nie może zdobywać wyższych kwalifikacji, dokształcać się zawodowo, a w pracy by uzyskać podwyżkę trzeba wykazać się dobrą  kondycją psychiczną  i fizyczną . Czas to pieniądz i zdrowie i sądy o tym wiedzą. Tylko trzeba się upomnieć o swoje, a nie „ żebrać tatusia dla dzieci”. Córka jest inteligentną i wie o tym , tylko po co? Może bez Twojej pomocy szybciej by się otrząsnęła  z trutnia  sama. A tak  daje Ci  tylko sposobność abyś poczuła się potrzebną.

Uważajcie MAMY i BABCIE z tą swoją pomocą i ze swoim poczuciem bycia potrzebną. Nie ma w tym nic złego  jak jest fajnie  dopóki  w tej grze nie bierze udziału truteń. Czasem trzeba rozważyć, czy pomagając nie czynimy dzieciom  większej krzywdy niż pomocy. Pozwólmy swoim dzieciom rujnować swoje życie na ich sposób , by w konsekwencji mogli szybciej odnaleźć siebie na nowo. Jeśli nie chcą skorzystać z naszej życiowej wiedzy i doświadczenia nic na to nie poradzimy.

Nic mi nie mówiąc moja znajoma wzięła telefon i jeszcze trochę drżącym głosem powiadomiła córkę, że jedzie na wczasy ŚWIĄTECZNO – NOWOROCZNE , nie wiedząc jeszcze gdzie i czy się  jeszcze załapie.

 Zrozumiała, że musi  przede wszystkim zająć się swoim życiem ratując resztki swojego zdrowia.  Na córki problemy nie ma żadnego wpływu , bo  córka jej rady  ostrzegawcze przyjmuje jak nieuzasadnioną krytykę, co wcale nie znaczy, że przestała ją  kochać nad życie.

Ja mam rezerwację tylko przyznaję, że też trochę   ryzykuję, bo nie wiem czy będzie tak samo fajnie jak kiedyś ,  ale kto nie ryzykuje szampana nie pije. Mam nadzieję, że moje współlokatorki pokoju i obsługa okażą się miłe i spędzę czas SWIĄTECZNO – NOWOROCZNY  miło i cudownie, czego wszystkim z całego serca życzę.   Irena

„A po to by mieć sumienie, musisz mieć dobrze rozwinięte poczucie przyszłej winy. W pełni dojrzałe sumienie kształtuje się wtedy, gdy zmagasz się z jakaś zasadą , a nie wtedy , gdy zaglądasz do zbioru przepisów”.  Autor – C. C. Tipping

 

Cierpienie Matki

Jeśli czegoś nie widzisz? – to nie znaczy, że tego problemu nie ma.

Nie szanujesz  swojej własności!!!!! – zareagowałam spontanicznie . Musiałam jej to wykrzyczeć chociaż zakłóciłam jej radość spokojnego wieczoru!!! Przecież jej szczęścia  pragnę najbardziej z wszystkiego na świecie! Nie chciałam zakłócać  jej  wieczoru.

„Ja sabotażysta to jaźń, która bezustannie sprawdza , jakie przekonania , idee, koncepcje, postawy, uprzedzenia i inne treści znajdują się w twojej świadomości, i pilnuje, żeby wszystko, co robisz , myślisz i planujesz , pasowało do tego co  tam jest. W przeciwnym razie będzie sabotować  twoje zachowania na wszelkie możliwe sposoby. Będzie zakłócać twoje związki, finanse i inne sfery życia , ilekroć to , co zrobisz, pomyślisz i zaplanujesz , nie będzie się zgadzało z przekonaniami, które już istnieją  w twojej świadomości.” Autor – Colin.C. Tipping

Przyszła do mnie zapłakana znajoma Matka i babcia dorosłej córki z bólem  w sercu z prośbą o radę co ma zrobić. Mówi do mnie, że cokolwiek nie zrobię, to i tak będę cierpiała, tylko nie wiem które cierpienie gorsze.

Bo widzisz mówi do mnie  moja córka rozstała się po raz kolejny jak sama stwierdziła z „trutniem”. On  uciekał z domu nie wiadomo dokąd na całe dnie czasem tygodnie zawsze jak miał pieniądze. Jak pieniądze mu się kończyły to jak by nigdy nic  z niczego się nie tłumacząc  wracał goły i wesoły na wikt i córki opierunek. Czasem przez dzień jak nie widział w niej zachwytu ze swojego powrotu coś tam dzieciom przeprał, wyprasował i już mu darmowe  wyżywienie się należało. Nigdy żadnych świąt, ważnych uroczystości Rodzinnych z nią i dziećmi jeszcze w całości  z nimi nie spędził, zawsze stylem angielskim po cichu się ulatniał. On zawsze do dzieci miał prawa o ona tylko obowiązek . Stosował zasadę wszystko co twoje to moje, ale co moje to nie rusz.

Ona z tym się nie zgadzała, ale on tym się nie przejmował, bo i tak swoje swoimi sposobami egzekwował. Po czwartym rozstaniu teraz wydawało się, że już na dobre, bo nie są razem już z siedem miesięcy. Oddała mu ich wspólny samochód , by rozstanie było w miarę spokojne, sama z trudem kupiła sobie na raty drugi , nie przeczę, że trochę jej w tym pomogłam bo żal ściskał jak się co  dzień męczyła z dziećmi odprowadzając do przedszkola. Wiatr, deszcz,  chlapa , nie obchodziło to kochanego tatusia jak sobie poradzi, co z dziećmi,   bo jak był na jej utrzymaniu to łaskawie pozwalał jej  wozić dzieci ich wspólnym samochodem, a sam wylegiwał się do południa. Bo jak na trutnia przystało pracując co czwarty dzień  do południa spał jadł mył się, a wieczorem jak z dziećmi córka  wracała z pracy  wypoczęty wychodził z domu nie wiadomo dokąd i na jak długo. Zdarzało się, że  po drodze zabierał jej z portfela pieniądze , jak przyuważyła to twierdził, że na olej samochodowy, benzynę, czy jakieś części, bo oczywiście on nigdy swoich pieniędzy na takie wydatki nie miał.

Po rozstaniu jeszcze miał bezczelność wypomnieć jej, że samochód który kupiła to też za jego pieniądze. On uważał że jak z nią był, to jej zarobione pieniądze są też jego , ale od jego pieniędzy to wara! Sama słyszałam jak mówił jej, że nic ci do moich pieniędzy.

W czym problem, że aż tak cierpisz?  Przecież się rozstali mówię  znajomej.  Widzisz ona i tak jego obdarza zaufaniem bezgranicznym można powiedzieć.

Skąd takie przypuszczenie?  Ponownie wprowadził się do niej? Jeszcze nie i nie o to chodzi!

Widzę co się dzieje !   Widzę, że truteń  mimo że prawdopodobnie kogoś ma to przejmuje nad nią kontrolę, a ona mu daje na to przyzwolenie dając mu klucze od swojego mieszkania i  samochodu , niby, że była taka potrzeba ze względu na dzieci.  Przecież jest ojcem, to nie będzie mi w samochodzie złośliwie grzebał, na usprawiedliwienie dodała.

Nie chce pamiętać, że przez dwa miesiące potrafił się do dzieci nie odzywać. Jak zabrał samochód nie obchodziło go  czym dzieci będzie woziła do przedszkola. Nie chce pamiętać, że prawie za każdym razem jak wymuszała od niego wspólny samochód to się na drodze rozkraczał, w ten sposób zniechęcił ją do korzystania z wspólnego samochodu , w ten sposób samochód miał tylko do swojej dyspozycji.

Zadałam pytanie skąd podejrzenie o kontrolę? Stwarzanie sytuacji, że zabiera jej  kluczyki może jest taka potrzeba?  To jeszcze    niczego  nie dowodzi, chociaż przyznaję nierozważna jest to reakcja córki, że na to przystaje i nie widzi w tym żadnego zagrożenia, a przecież ją znam, to bardzo mądra i rozsądna kobieta i  może trochę przesadzasz?

Może gdyby nie to, że zaczął się interesować z kim się spotyka, przygadywać jej , najgorsze, że sygnalizują sąsiedzi, że często pod dom  zajeżdża samochodem do domu nie wchodząc. Związku z tym córka  boi się nawet z kolegą i przyjaciółmi  spędzić w swoim domu sylwestra, bo już kiedyś zrobił jej o to awanturę po którymś rozstaniu.

Po tym wyznaniu nastąpiło między nami milczenie, nie wiedziałam jak  znajomą pocieszyć.

No cóż wielu osobom się wydaje, że jak problemu nie zauważą, stworzą sobie otoczkę spokoju i radości  to problem ulegnie rozpadowi i zniknie z naszego życia.  Nie chcą zauważać, że okłamują siebie, a problem rośnie jak na drożdżach osiągając nawet gigantycznych rozmiarów.  Usilnie się starając  być  ślepym , bo tak wygodnie, bo  każdy chce mieć trochę spokoju. Nie chcą wiedzieć, że i  tak w najbardziej  niedogodnym momencie  o to się przewrócą, często mocno się raniąc. Najgorsze, że  małe dzieci  przy tym wszystkim ponoszą zawsze  największe szkody.

Jeśli ktoś ma poczucie zagubienia i nie chce tego zauważać, to  według mnie bliscy w takiej sytuacji muszą logicznie i racjonalnie reagować dość stanowczo . Najważniejsze by nie utwierdzać w błędnym przekonaniu, że nic się nie dzieje, że wszystko dobrze . Jak coś nie tak czasem trzeba  o tym krzyczeć i tupać  czy to się kochanej osobie podoba czy nie!!!!!!

Jeśli nawet krzyk bólu nie odniesie wobec  ukochanego dorosłego  dziecka  skutku, to przynajmniej nie udzieli się wsparcia sabotażyście jaźni.

Po wyjściu znajomej przyszła mi refleksja , czy Matka dorosłego dziecka ma prawo wtrącać się do jego życia jeśli jej oczyma widzi zagrożenie? Nie wiem czy ma prawo czy nie, ale która Matka z bólem serca spontanicznie nie zareaguje  nawet  narażając utratę  bliskich więzi?  Prędzej czy później , tylko z większym bólem te więzi by i tak zostały utracone, bo sabotażysta jaźni by się o to postarał.

Każdy ma swojego sabotażystę eksperta od niweczenia  wszystkiego w  zależności od wielkości lęku, bo bać boi się każdy.

Nic w życiu nie dzieje się przypadkiem, wszystko jest w nas.

„Chociaż odkrycie własnych przekonań może ci trochę utrudnić życie , to jednak przyniesie ci dużą korzyść” Autor – C.C.Tipping

U mnie  korzyści z  odkrycia   przekonań  wcielając się w  detektywa swoich emocji  spowodowały  całkowita zmianę mojego życia  i uważam, że wszystko co najpiękniejsze jest jeszcze przede mną , czego wszystkim serdecznie życzę.    Irena

 

 

 

Co z moją dietą?

Przemyślenia

Po sześciu dniach bez cukru , bez mięsa,  na warzywach  i  z chlebem mieszanym z niewielką ilością ryby  przez pierwsze trzy dni czułam się lekko . Niestety  następnego czwartego dnia poczułam osłabienie,  a piątego i szóstego dnia  dołączył  ból głowy . W siódmym dniu swojej diety wkurzyłam się na nieustający ból głowy . Oczekując  wizyty  swoich ukochanych wnuków   martwiłam się  swoją dokuczliwą  niedyspozycją  która na pewno zakłóci radość  z tak miłego spotkania. Tak naprawdę to nie wiedziałam co jest przyczyną dolegliwości ,  ale było  to tak wkurzające, że bez względu na wszystko zjadłam schabowego z drobiu popijając słodką  herbatką  z cytrynką. Po paru minutach oczekując   gorszego samopoczucie nagle przeszedł mi ból głowy. Schabowy zadziałał u mnie lepiej niż  tabletka  przeciw bólowa. Smażonego w swojej diecie wystrzegałam się jak diabeł święconej wody  i nie pamiętam kiedy ostatnio spożywałam tak niezdrowy posiłek chociażby  ze względu na swoją  wątrobę. Byłam bardzo zaskoczona reakcją mojego organizmu.   Dla mnie jest dowodem jak żywność   ma wpływ na nasze zdrowie nie tylko na dobre samopoczucie.

Przygodę ze swoim kotletem nie potrafię wyjaśnić  co wcale nie oznacza że  nabrałam nowego przekonania , że smażone  jest  zdrowe.  Jednorazowe spożycie czegoś niezbyt zdrowego może czasem  jest wskazane?  Ja  nadal zgodnie ze swoim przekonaniem  w swoim zdrowym odżywianiu  smażone wykluczam . Nie będę eksperymentować ze swoim zdrowiem. Co do dalszej diety  wykluczającej cukier , postanowiłam stopniowo ograniczać  i jak mam ochotę  to raz albo dwa razy dziennie  piję słodką czarną herbatkę z cytrynką  pamiętając, by za każdym razem mniej słodzić.

Już mniej pewnie, ale nadal  planuję   przejście   na  Post Daniela Dr. Dąbrowskiej  tylko najpierw  trochę wstępnie przygotowuję się ograniczając  w diecie niektóre  produkty , by następnie Post Daniela kontynuować pod fachową opieką na wczasach zdrowotnych Pani Dr. Dąbrowskiej.

Samo ograniczenie spożycia  produktów  jest męczące  wymaga przeorganizowanie nawyków gotowania,  szukania odpowiednich produktów  by jedzenie  urozmaicić . Samo myślenie co na obiad, co kupić, a najważniejsze gdzie kupić / mieszkam na wsi daleko od aglomeracji/ przyprawia o zawrót głowy, a ja cenie sobie wygodę. Samo przyrządzanie diety jest  trudne ale możliwe, dla chcącego nie ma nic trudnego tylko ciągle to dręczące pytanie po co? Czy na pewno ten Post Daniela jest uzdrawiający? Jak się nie przekonam to nie będę wiedziała, ale czy muszę wiedzieć?  Kiedy o tym myślę coraz bardziej czuję , że to chyba nie moja bajka.

Po  dziwnej przygodzie z dietą odprężam się  ulubionym myślom  co chciałabym jeszcze  w swoim życiu zmienić?  Co mnie doskwiera  a  wydaje mnie  się,  że nie mam wpływu? Tylekroć  przekonałam się, że  jak zmieniałam swoje przekonania to polepszało się moje zdrowie, polepszało moje życie a mimo to ciągle wydaje mi się to tak  niesamowicie cudowne , że aż niemożliwe by było prawdziwe. Wówczas muszę sobie przypominać jak było, jakie miałam destruktywne blokady które uwolniłam i co za tym zmieniło się w moim życiu i w moim zdrowiu. Stan  zdrowia bardzo  mnie się poprawił, ale człowiek do dobrego szybko się przyzwyczaja i myśli, że tak  musi być , że tak się samo ponaprawiało.

Nic samo się nie naprawi, bo samo się nie popsuło. Dużo trudu wkładamy na uaktywnienie choroby, ale wydaje nam się,  że choroba przychodzi sama bo tak chcemy wierzyć,  bo tak dla nas wygodnie , bo  usprawiedliwiamy nasze lenistwo do wysiłku, bo  ukrywamy  brak odwagi by spojrzeć prawdzie na swoje życie.

Od trzydziestego roku życia cierpiałam na coraz większe bóle kręgosłupa, które przestałam leczyć po diagnozie  rak.  Lekarze kazali mnie psychicznie przygotować się na chodzenie o kulach. Teraz zauważyłam, że już zapomniałam jak  dokuczliwie boli kręgosłup, jak po nocach nie dawał spać, jak zamiast na łóżku spałam obok na kocu , bo na twardym bolały mięśnie ale kręgosłup jak by mniej. Samochodem w podróży bez ortopedycznej deski na kręgosłup nigdzie się nie ruszałam, teraz podróżuję  bez takich  problemów. Mój kręgosłup sam się uzdrowił, ale uwalniałam mnóstwo destruktywnych blokad  z różnych powodów  w ogóle  o kręgosłupie nie myśląc, co nie znaczy, że go nie obciążały.

Mój biedny kręgosłup musiał   dźwigać te ciężary uginając się pod nimi, wykrzywiając się  aż wszystkie jego kostki trzeszczały, ja cierpiałam, narzekałam  bo mocno bolało więc  połykałam tabletki  przeciwbólowe , które coraz mniej skutkowały.

W miarę uwalniania się od destruktywnych blokad, uwalniałam  kręgosłup od ciężaru aż   przestał mnie boleć , i ja zapomniałam o problemach z kręgosłupem. Jeśli zdobędę skierowanie od lekarza to  zrobię   Rg kręgosłupa i porównam  co się  naprawiło, bo coś musiało się naprawić  skoro przestał boleć, to  logiczne.

Człowiek docenia zdrowie jak je traci, jak odzyskuje zdrowie bardziej je ceni, ale czasem nie chce się pamiętać co było utratą tego zdrowia, dopiero na przykład problemy z dietą przywołały moją  pamięć o chorym niedawno  kręgosłupie. Może dlatego mam problemy z dietą by przywołać tą pamięć? Nic nie dzieje się bez przyczyny.  Irena

„Program antywirusowy na ludzkim twardym dysku to program oparty na zasadzie bodźca i reakcji. Naturalnie dążymy do przyjemności i unikania bólu, i w miarę jak żyjemy i się uczymy , instynkt dodaje coraz więcej definicji i rozpoznaje coraz więcej różnic. „  Autor – Alexander Loyd

„Jako dorośli potrafimy sobie również uświadomić, że w każdym wypadku my także działamy według systemu bodziec/reakcja/ dążenie do przyjemności i unikanie bólu.” Autor – Alexander Loyd

 

Odżywianie a moje przekonania

 

Jakie mamy przekonania tak się odżywiamy,  jak się odżywiamy  takie są przekonania

Każdy sposób odżywiania  jest nawykiem i uzależnieniem. Sposób odżywiania nazywamy dietą zdrową, normalną  lub  niezdrową.  Jaki  styl życia taką   stosujemy dietę.

 

aparat warzywa 012

Ja staram się  stosować  zdrowy styl życia , ale mam wątpliwości czy na pewno zdrowo się odżywiam?  Po diagnozie rak uważałam, że diametralnie przeszłam na zdrowe odżywianie. Swoje odżywianie zmieniłam  to fakt, tylko czy na pewno na zdrowe,  dzisiaj mam wątpliwości. Całe życie byłam szczupła  i  na nowej warzywnej  diecie z dodatkiem niewielkiej ilości kaczego gotowanego mięsa  przytyłam 20 kg. Wówczas cieszyłam się z przybierania na wadze chociaż  tycie nie było celem mojej diety tylko zdrowie. Pewność zdrowego odżywiania mimo tycia  dawało  postrzeżenie,  że ci co chudli szybko umierali.   Obecnie zostało mi 10 kg nadwagi i świadomość, że moja cudowna zdrowa dieta  tak do końca zdrowa nie była. Niekoniecznie tylko dlatego, że  odkryłam w sobie uzależnienie od cukru, który używałam tylko i wyłącznie do słodzenia herbaty. Wypijałam jej duże ilości  jako uzupełniającego płynu, bo chłodne napoje powodowały dyskomfort w gardle.

Tak naprawdę co jest  zdrowe ?;  Co jest  niezdrowe ?  Słuchając naukowych twierdzeń,  różnych fachowców w dziedzinie pewnych cudownych diet można pogubić się , a nawet zwariować.   Na przestrzeni wielu lat cudowne zdrowe odżywianie  zmieniały się diametralnie.  Polecana żywność jako bardzo zdrowa, nagle okazuje się, że naukowcy odkryli że jest bardzo szkodliwa. Nikt nie jest w stanie przewidzieć  co jeszcze w niedalekiej przyszłości naukowcy odkryją.

Bez względu na to czym  niebawem naukowcy  znów nas zaskoczą  ja teraz  staram się  ze swojego jadłospisu wyeliminować cukier.  Pomaga mnie w tym przywieziona z Japonii  zielona herbata , bo smakuje  bez cukru znakomicie . Bez trudu zastąpiłam  naszą zwykłą  czarną herbatę  na  sproszkowaną zieloną. Mimo tego dopadają mnie ataki smaku na coś słodkiego. W takich sytuacjach ratuję się miodem i  suszonymi owocami i to niestety w większych ilościach,  co daje obawy że znów mogę przytyć.

W bezcukrowej diecie przyszła mi z pomocą moja kochana siostra przysyłając  mi ciekawy  wykład   Dr.  Dąbrowskiej  przywracanie zdrowia dietą:  Post Daniela .

img118Fragment wykładu Dr. Dąbrowskiej wygłoszonego na sympozjum w Radawie 2006r.

Ten wykład  mnie zaciekawił   do tego stopnia, że nabrałam ochoty na  wypraktykowanie  Postu Daniela, tylko nie jestem pewna czy wytrwam w postanowieniu.  Ciekawi mnie  jak   żywność wpływa  na nasze przekonania i   podświadomość?  Chcę doświadczyć, jak  przy świadomym wyborze diety zmienią się moje przekonania. Czuję, że może to być fajna przygoda z dietą  i myślę, że z takiej przygody  nie zrezygnuję. Jakie będą tego skutki  zobaczę i na blogu opiszę .     Irena

 

Przemyślenia w 10 rocznicę diagnozy

Od diagnozy  zaawansowanego    drobnokomórkowego  raka  płuca prawego z naciekiem  16.10.2004r  – każdego dnia jestem zdrowsza i czuję się młodsza mimo upływającego czasu.

Tak  już jest,  że po diagnozie raka  każdy chory liczy ile kto  żyje od postawionej diagnozy. Pamiętam jak cieszyłam się i uważałam za sukces, że żyję rok czasu od diagnozy i czuję się nieźle. Następnie postawiłam sobie poprzeczkę, by przeżyć od diagnozy trzy lata. Później było moją  ambicją by przeżyć magiczne pięć lat. Po tych magicznych pięciu latach było mi już łatwiej uwierzyć, że wznowa raka nie nastąpi, bo już wielu lekarzy z którymi się spotykałam mieli przekonanie, że po upływie pięciu lat jest duża szansa na pokonanie wznowy aczkolwiek zastrzegali ,że nie wykluczone, że wznowa nastąpić może nawet po siedmiu latach.

U mnie złe rokowania nie były tylko z powodu ewentualnej wznowy raka, ale z powodu zniszczonych płuc po raku, chemii i radioterapii.   Według mnie największe zniszczenia płuc zostały dokonane przez radioterapię. I pomyśleć, że radioterapia być może była niepotrzebna, ale tego tak naprawdę nikt nie wie. Wznowa nie nastąpiła, ale płuca zostały bardzo mocno spalone , nawet nie porównywałam jaki procent moich  płuc  jest zniszczony , wystarczyło mi stwierdzenie, że duży obszar płuc jest zwapniony./ KT i Rtg płuc w zakładce – leczenie/.

Niestety płuca to  organ oddechowy , a bez oddechu nie ma życia. Kiedyś czytałam, że nasza długość życia zależna jest od kondycji naszych płuc. Tak głębiej się zastanowić, to oczywiste, że dotlenienie naszych organów i całego ciała uzależnione jest od wydolności  naszych płuc. W ten sposób słaba wydolność płuc osłabia wszystkie organy i cały organizm. Przy zniszczonych płucach nie można wyrokować większą długość życia, bo z każdą chwilą organizm nawet zdrowy ale  źle dotleniony ulega szybkiemu zniszczeniu w zależności od stopnia niedotlenienia. Płuca to organ który się nie regeneruje a osłabiony zwapnieniem szybko ulega dalszemu zniszczeniu.

 Taka jest prawda, że jeśli myślimy o długim życiu, to musimy dbać o swoje zdrowie , ale  o płuca w szczególności. Nasza długość życia zależna jest od pojemności życiowej płuc.  

Walka z rakiem zaawansowanym  czasem wydawała mi się bez sensu. Bo jeśli nawet walkę wygram to i tak płuca przeżarte rakiem i jego walką nie rokują niewiele dobrego. Swoją  szansę na podniesienie jakości życia zobaczyłam w pieczołowitym zadbaniu tych części płuc które zostały zachowane i ciężko pracują nadrabiając zaległości za tą część wyłączoną z powodu dużego zwapnienia. Już przy pierwszej chemii pomagałam płucom inhalując ich codziennymi długimi spacerami na powietrzu bez względu na pogodę. Codzienne ćwiczenia oddechowe przeponą, weszły mi w taki nawyk, że wykonuję je podczas spaceru, podróży, oraz  przy każdym wypoczynku. Dużą ulgę w oddychaniu zauważyłam przy uwalnianiu się ze stresów i lęków podczas stosowanych terapii opisywanych na blogu.

 

 Japonia aparat 10810 rocznice diagnozy obchodziłam w Japonii na dymiącej górze od gorących źródeł

 

Nie było łatwo , mozolnie pokonywałam lęk przed wznową w samotności , bez wsparcia lekarzy.  Dawało mi otuchy pewność, że bliscy życzą mi  z całego serca  zdrowia, bo niestety nic więcej uczynić  dla mnie nie mogli.   Moi lekarze  bali się bardziej ode mnie dać mi najmniejszą  nadzieję, że już jestem wolna od komórek rakowych, a jeśli nawet, to i tak rokowań to nie zmieni, bo zniszczone płuca już się nie zregenerują.  Nie mam za złe tego lekarzom, bo stawiają rokowania na podstawie badań i swojej wiedzy medycznej.  Niestety przy drobno komórkowym raku płuc  takich badań nie mogłam uzyskać, bo jak mnie poinformowano, że jeśli nawet  badania PEC  nie wykryją komórki rakowej, to nie ma pewności czy jakaś komórka  się nie ukryła i może zaraz na drugi dzień po badaniach się uaktywnić. Zazdrościłam czasem tym chorym, którzy swoją wygraną walkę z rakiem mieli potwierdzone medycznymi  badaniami, ale i tak od serca cieszyła mnie każda  wygrana i dawała nadzieję, że wszystko jest możliwe. Ja nie miałam wyboru i aby jakoś w miarę normalnie funkcjonować musiałam znaleźć pewność  w sobie i sama sobie  wygraną potwierdzać swoją dobrą kondycją fizyczną. Taką możliwość dała mi praca ze swoim wnętrzem , nauczyłam się emocjonalnej podróży do swojej podświadomości odkrywając  tajemnice źródeł swoich przekonań. Samoistnie stałam się detektywem swoich emocji , które przerodziło się w pasję.

Nic nowego nie odkryłam i nic nowego nie stosuję. Praktykuję tylko już znane i wypróbowane metody  naukowców  którzy swoje teorie poparli praktycznymi setkami doświadczeń i   krok po kroku w swoich książkach opisali. W miarę swoich doświadczeń w pracy ze swoim wnętrzem łączę doświadczenia kilku naukowców jednocześnie dzięki temu osiągam lepsze rezultaty widoczne w moim lepszym zdrowiu i wprost proporcjonalnie lepszym życiu, czego   wszystkim serdecznie życzę.  Irena

Fascynacja Japonią

Wrażenia  na  wycieczce  w  Japonii są pełne wrażeń i podziwu

Byłam na wycieczce w Japonii  tylko sześć dni + dwa dni podróży , dla mnie było to zdecydowanie za mało chciałoby się pobyć w tym pięknym kraju chociaż trochę dłużej. Cieszę się i jestem wdzięczna Bogu i losowi, że dane mi było być w tym pięknym kraju. Sama podróż z Warszawy do Tokio przez Paryż była miłą  przygodą. W moim odczuciu rejsowy samolot z Paryża do Tokio był samolotem luksusowym, dzięki temu już na początku podróży  czułam się dowartościowana. Miła obsługa dbała o wygodę, podawano dobre jedzenie, trochę słodkiej przekąski i do woli napoi ciepłych, chłodzących i alkoholowych. Zaraz po przylocie do Tokio, po małym krótkim odświeżeniu z marszu ruszyliśmy na zwiedzanie Tokijskiego metra. Miałam wrażenie , że znajduję się jak by na innej planecie. Tłum Japończyków jednakowo ubranych , mężczyźni w ciemne garnitury z jasnymi koszulami i niebieskimi kołnierzykami, kobiety podobnie tylko w garsonkach. Nawet dzieci i młodzież chodziła w mundurkach niby różnych, ale bardzo podobnych. Metro Tokijskie to olbrzymia przestrzeń pod miastem , to nie tylko pociągi, ale i chodniki, ruchome schody i tłumy ludzi kierowanych przez służby porządkowe w białych rękawiczkach. Całe metro zautomatyzowane ,  na pewno byśmy się pogubili mimo dwujęzycznych napisów / Japoński i Angielski/ , gdyby nie Pani przewodnik Japonka i nasz przewodnik Polak. Szybko okazało się, że mamy wspaniałych przewodników z dużą wiedzą , dobrym zmysłem organizacyjnym i dużą troską o całą grupę wycieczki. Wydawało się, że mnóstwo elektroniki,  automaty, pociągi i tłum ludzi powinien czynić zgiełk, szum i  zmęczenie, a odczuwałam spokój , porządek i bezpieczeństwo. W Japonii jest ruch lewostronny i w metrze tłum ludzi porusza się lewą stroną , ale grzecznie bez szemrania, a nawet z uśmiechem  omijali z nas tych którzy poruszali się pod prąd  z przyzwyczajenia trzymając się prawej strony. Od pierwszych godzin w Tokijskim metrze dało się odczuć Japońską precyzję, porządek i uśmiech.

Japończyków  precyzję porządek i uśmiech odczuwało się każdego dnia aż do końca pobytu. Myślałam  , że Japończycy  są pracowici niczym roboty, a zobaczyłam wspaniałych ludzi , którzy czują , posiadają niesamowity zmysł organizacyjny , szybkość w działaniu i precyzję. Nie wiem jak Oni to robią , ale odczuwa to się na każdym kroku. Byliśmy w Świątyni do której wchodzi się boso/ lub w skarpetach/ , a buty zostawia przed wejściem.  W tym ich świątecznym dniu przybyło tysiące ludzi, była piękna procesja i nikomu nie zawieruszył się zostawiony przed wejściem  ani jeden bucik. Jak w tym tłumie powiedziano, że muszę zostawić buty to  myślałam, że do hotelu wrócę na boso, tak się nie stało, każdy z łatwością odnajdywał swoją parę w większym porządku niż zostawił.

Są bardzo czyści, utrzymują czystość w każdym pomieszczeniu, ulicy , czy ciemnym zakątku, a najdziwniejsze jest to, że na ulicy, czy pomieszczeniu nie ma koszy na śmieci, a wszędzie jest czysto i żadnego najmniejszego papierka nigdzie się nie uraczy.

Najbardziej zafascynowało mnie w Japonii u Japończyków, że mają zawsze świeżą żywność, co dziennie wieczorem przed zamknięciem  ze sklepów i restauracji z lodówek   żywność jest wyrzucana , a następnego dnia wkładana nowa świeża. Co robią z wyrzucaną żywnością? – nie wiadomo, wiadomo tylko, że na pewno ponownie nie jest  do lodówek  wkładana. Przed zamknięciem megasamu byliśmy ostatnimi klientami i byliśmy świadkami, jak wyrzucają  z lodówek  wszystko do jednego dużego kosza oddzielając tylko opakowania i tacki po żywności. Już samo wrzucanie było niszczeniem żywności z opróżnianych lodówek. Zawsze świeża żywność daje poczucie , że jest zdrowa, bez chemicznych  konserwantów, bez szukania terminów ważności, bo wszystka  żywność jest świeża  jednodniowa.

Dodając do tego wszystkiego  Japończykom zasady uczciwości, prawości wpajane od setek pokoleń spowodowało, że  w Japońskich sklepach, restauracjach i innych kasach  jest całkowita uczciwość. Nie zdarzają się pomyłki niekorzystne dla klienta, całkowicie jest wyeliminowane  zjawisko kradzieży i oszustwa.

Tam w tej uroczej Japonii  każdy jest bezpieczny i pewny, że w Japońskich sklepach, restauracjach i budkach z  różnym towarem  ,  żywność jest świeża,  jakość jest warta  ceny każdego  towaru , nie ma podróbek, nie ma oszukiwania na towarze,  cenie i w ogóle nie ma  oszustwa , kradzieży i wandalizmu. Należą do ośmiu najbogatszych krajów świata  i krajem w którym żyje na świecie  najwięcej stu latków.

Jak Oni to robią, że w tak dalekim kraju  o odmiennej kulturze jedzenie ich było nie tylko zdrowe , ale i bardzo smaczne. Japonia wywarła na mnie duże wrażenie, nie sposób wszystkich wrażeń opisać. Piękne budowle nowoczesne, precyzyjnie odnowione ich Świątynie i  zamki , przepiękne krajobrazy sprawiają, że chciałoby się zostać dłużej.  Są bardzo mili, życzliwi, czy  są szczęśliwi? – nie wiem, ale z całego serca  wszystkim bycia szczęśliwym  życzę.  Irena

Na ulicy w Tokio w kimono czułam się skrępowana – jak Japonki w tych kimonach tak pięknie się poruszają?

Japonia aparat 039 Japonia aparat 109 Wypoczywam  na dymiącej górze

Japonia aparat 045 (2) Wypoczynek w Tokio  przed podwójnym mostem w cesarskim ogrodzie

Japonia aparat 205Japonia aparat 206Spacer po ulicach Osaka

Terapia – życiowe zmiany

Efekty  dalszych zmian  ostatniej terapii

  Otrzymałam odpowiedź dlaczego mając niecałe sześć lat zachorowałam na żółtaczkę, mając 25 lat wycięto mi woreczek żółciowy i nawet jak byłam szczupła zawsze diagnozowano mi otłuszczenie wątroby.   Zaprogramowałam sobie ten program mając pięć lat kiedy  byłam już na tyle  mądrą  dziewczynką , że świat odbierałam mądrzej  niż wskazywałoby odkryte  przekonanie. Na parę sekund, czy sekundę moja świadomość została zaburzona z powodu zdarzenia / opisane zdarzenie w terapii „  Burza mózgu i pieniądze”/ które przyczyniło się do  wstydliwej radości  i ukrytej dumy.  Moja radość okazała się destruktywna, bo była głęboko ukryta  połączona z poczuciem winy ,  przykryta wstydem i  to wszystko z powodu lęku przed utratą szacunku, który w  terapii również  został  uwolniony.  Zachodzące zmiany w moim wnętrzu znalazły odbicie  w moim  zdrowiu i życiu. Poprawił się ogólny mój fizyczny  stan zdrowia, nie wiem co uzdrowiło się w moim organizmie , tylko czuję się fizycznie sprawniejsza,  najlepiej widoczne jest to u mnie przy porannym wstawaniu. Wstaję rześka,  wypoczęta, bez łamania w stawach  czy kościach jak bywało to  jeszcze niedawno. W moim życiu również została zaburzona stagnacja i można powiedzieć  pozytywny spokój . Ten mój spokój został zakłócony  pojawieniem  się możliwości  zrealizowania  marzenia które  jeszcze wczoraj było  zupełnie nierealne.

Otrzymałam propozycje   wycieczki na drugą półkulę  moich marzeń sprzed  wielu lat.  Na tak daleką  wycieczkę nie zdobyłam się nawet myśleć , bo drogo, bo daleko, bo zdrowie już nie takie . Nie odważyłam się nawet myśleć by gdzieś  lecieć na drugą stronę globu!

Nadarzyła się okazja,  bo o wiele młodsza kochana  siostrzyczka leci i chce mnie z sobą zabrać . W pierwszym odruchu moja odpowiedź była zdecydowana na nie!!!!  Jak odmówiłam , to  zrobiło mi się przykro i żal, że wycieczka moich marzeń przejdzie mi koło nosa. Przecież taka okazja może mi się już nie powtórzyć, na tak daleką wycieczkę kiedyś później  nie odważę się   polecieć  sama jeśli nawet kiedyś podejmę decyzję dalekiej podróży.  Zobaczyć daleki kraj można na filmie , widokówkach, ale ja mam  pragnienie poczuć  inny klimat,  inną    kulturę . Niestety oglądając Japonię na filmach, widokówkach, czytając o niej w Internecie w broszurkach nie zastąpiło pragnienia poczucia i dotknięcia tego wspaniałego  kraju.

Moja kochana siostrzyczka, córka , mama  i mąż znali  moje marzenia i nie dali  za wygraną . Najbardziej do decyzji wyjazdu  przekonała mnie telefonicznie  moja kochana  Mama. Po pytaniu jak się czujesz? Na moją pozytywną odpowiedź co do zdrowia , powiedziała mi  krótko – jedź do tej  Japonii, realizuj swoje marzenie póki masz jeszcze siłę i zdrowie, później będziesz miała pieniądze, nabierzesz odwagi do podróży,  ale już możesz nie mieć zdrowia i sił na tak wymarzoną daleką podróż.

Po krótkim zastanowieniu się po słowach kochanej Mamy  podjęłam decyzję o wyjeździe. Znam moją Mamę ,  zawsze mało mówi i nie często udziela rad,  ale jak coś poradzi, to jej rady płyną  głęboko z serca poparte wielkim mądrym życiowym doświadczeniem. Zadzwoniłam do siostry z decyzją wyjazdu, na szczęście znalazło się dla mnie jeszcze miejsce. Kochana siostrzyczka załatwiła wszystkie formalności,  córka z mężem pomogli mi się spakować i wyjeżdżam w podróż swojego życia. Muszę przyznać, że szargają mną jeszcze  trochę lęki w związku z podróżą, ale  przeważa  radość   podróży  z wiarą ,że będzie fajnie i  nie ma innej opcji. Jadę!!!!!!!!  Jak będzie mi  na tej wycieczce w Japonii ?  Po powrocie na blogu  opiszę .  Do miłego zobaczenia!!!    Irena

 

 

Efekty ostaniej terapii

Ostatnie  pozytywne  zmiany  w moim życiu.

Niby wiem, że terapia działa, ale i tak z zaskoczeniem   obserwuję jak  bez lęku  staję się szczuplejsza. Nie ważę siebie na wadze  i nie wiem ile kilogramów mi ubyło, bo ja nie chudnę  tylko staje się szczuplejsza w ogóle o odchudzaniu nie myśląc. Jednak nie mogłam nie zauważyć jak  wszystkie ubrania stały się o dwa rozmiary za duże. Na początku wydawało mi się, że spodnie i bluzki mi się rozwlekają. Szybko  zaskoczyłam,  że  nie ubrania się powiększyły , tylko ja troszeczkę staję  się szczuplejsza. Z tego powodu moja radość  jeszcze trochę  była zaburzona powracającymi lękami,  ale już nie tak silnymi  jak wcześniej.  Powracające lęki typu , że jak chudnę  to może jest oznaką jakiejś ukrytej choroby która na razie nie daje objawów? Takie zaburzenia lękowe moja świadomość automatycznie świadomie bez terapii usuwała  wyjaśnieniem sobie, że na przykład  moja lepsza kondycja fizyczna zaprzecza  lękowi o nadchodzącej chorobie. Potrafię już  na swoje samopoczucie spojrzeć z dystansu  bez oszukiwania siebie. Dobrze pamiętam jak dawniej pogarszające się samopoczucie, słabsze mięśnie,  pocenie się tłumaczyłam sobie , że to takie nic  przejściowe.  Później przyzwyczajałam się, że tak już musi być , jak by nic człowiekowi nie bolało to by nie żył. Z czasem  dołączałam udawadnianie  sobie i innym bezlitośnie  forsując swoje siły , że jeszcze ze mną nie jest tak źle.

Wychwytywałam okresy kiedy moje ubrania ponownie  zaczynały robić się ciasne. Wówczas nie weryfikowałam swojego pożywienia, tylko zastanawiałam się jaki lęk we mnie znów odżył? Może znów boję się o swoje finanse? Z takich dysfunkcji wybawia mnie dwu, trzy minutowy KOD UZDRAWIANIA .  Nie zaprzeczam, że w raz z pojawiającym się lękiem zaczynam  jeść dużo więcej owoców , czasem zastępują mi słodycze by oszukać siebie, że to niby jem dla zdrowia. Niestety wszystko co nie jest umiarem jest szkodliwe. Czasem brakujących  witamin należy organizmowi dostarczyć więcej , ale też bez przesady, życie lubi umiar.

Po uwolnieniu się  z odradzającego  lęku apetyt na owoce  diametralnie spadał. Ja tylko wsłuchując się w siebie słuchałam swojego wnętrza.  Jadam to co lubię i sprawia mnie przyjemność dopóki po spożyciu czuję się tak samo dobrze lekko jak przed zjedzeniem swojego jadła. Jedzenie dla mnie przestaje być przyjemnością, jeśli po nim czuję się ociężała i mam wzdęcia, czy na przykład zgagę. Nie stosuję zbyt rygorystycznej kontroli nad swoimi posiłkami. Mój organizm  sam nauczył się wyczuwać  niechęć do żywności,  która   po wcześniejszym  skonsumowaniu  dawała jakiś  dyskomfort. Reakcja mojego organizmu działa podobnie jak  wiele osób  odczuwa  po jakimś zatruciu, przez jakiś okres czują niechęć do potrawy która wcześniej im zaszkodziła i mieli torsje. Uważam, że jeśli ja po spożyciu  potrawy  czuję się lekko, dobrze, to nie widzę potrzeby by cokolwiek zmieniać w swojej diecie. Przekonałam się, że jakie mamy niezdrowe nawyki  życiowe, czy  uzależnienia takie same nawyki i uzależnienia pojawiają się na talerzu. U mnie się to potwierdziło również  odwrotnie ,   jakie mamy nawyki i uzależnienia  żywieniowe takie same  mamy nawyki i uzależnienia życiowe. Z tym tylko, że ja swoje problemy rozwiązuję  nie na talerzu , tylko uwalnianiem  destruktywnych  lęków oraz  przekonań. Pomagają w tym wszystkie choroby informując  nas , z czym mamy problem?  Z czym sobie nie radzimy? Czego nie chcemy  widzieć i słyszeć? Jakiej nie chcemy   znać prawdy? Dlaczego sami siebie okłamujemy? Będąc detektywem swoich emocji odkrywam swoją prawdę o sobie  doświadczając emocjonujących przeżyć czego z całego serca  polecam.  Irena

 

„Myśli tak naprawdę nie maja nic wspólnego z rzeczywistością. Trzymają one nas w pryzmacie i więzieniu naszych przekonań. Nasze wzorce postrzegania kształtują to, co przydarza się nam w danym momencie.”  Autor  – DR RICHARD BARTLETT

Burza mózgu i pieniądze

/Praca ze swoim wnętrzem – terapia z podświadomością /

W dużym  niedostatku finansowym, w potocznej biedzie materialnej o szczęściu trudno czasem śnić.

„Dobry los nie jest sprzymierzeńcem bezczynnych”  –  SOFOKLES

 

 

Od dziecka słyszałam, że pieniądze szczęścia nie dają, jak dorosłam to wolę, że  jak już muszę być chora i nieszczęśliwa to lepiej z pieniędzmi niż bez.

Brak pieniędzy szczęścia nie przysparza,   choroby  nie są przywilejem bogatych, ani biednych.

Jak zachorowałam, rak pożerał nie tylko moje ciało, ale i środki finansowe i to proporcjonalnie w takim samym błyskawicznym tempie. Moje ciało, dusza i środki finansowe po leczeniu wyglądały jakby przeszło tsunami.

W okresie remisji  opatrywałam rany ciała i duszy o środkach finansowych nawet nie myśląc , bo nie starczało na to już sił. W  okresie remisji definitywnie uwolniłam się od raka jak pozbyłam  się lęku przed wznową. Odkrywam jak jedno uzależnia się od drugiego.  Przed remisją nie wiedziałam co to jest lęk przed wznową. Teraz z perspektywy czasu spostrzegam, że w miarę jak zdrowiało moje ciało nadwątlone przez raka, chemię i  radioterapię jednocześnie wracałam do równowagi finansowej zupełnie jakby automatycznie.

Na początku terapii czuję burzę mózgu. Pragnienie schudnięcia koliduje z lękiem utraty już nie zdrowia, bo z tego  się uwolniłam tylko  wyszedł następny  lęk  utraty środków finansowych.

Tych uzależnień i lęków nie widać było  końca. Nie mogłam ogarnąć z czym mam problem? Przystępując do terapii zawsze wiedziałam  jaki mam problem i zawsze najsilniejsza emocja szybko się uwidaczniała.

Na  przodującej emocji jako detektyw swoich emocji odkrywałam ukryte  tajemnice w swojej podświadomości, tym razem moje emocje skakały niczym na trampolinie raz jedna, za chwilę inna, nie mogłam żadnej wyłapać,   stąd chyba  uczucie burzy mózgu.

Mimo tego biorę się za terapię, zobaczę co z tego wyniknie? Może odnajdę coś niebywałego, a może zwyczajne  nic?

Terapia

Aby się wyciszyć włączam muzykę  relaksacyjną, stawiam  wygodny fotelik , na stoliku zapalam świeczkę , kładę  Arkusz Radykalnego Wybaczania , książkę  – Kod Uzdrawiania, parę kartek papieru i długopis. Jak nigdy dotąd muzyka mnie drażni więc wyłączam i  się modlę. Po modlitwach  trochę się wyciszam, zadaję   sobie  pytania zawarte w ARW  i  wczuwam się w swoje emocje , jednocześnie  kontrolując swoje ciało jak  reaguje.

Gdyby nie mój  spory dystans do samej siebie w życiu nie zdobyłabym się na odwagę , by odkrycia z tej terapii opublikować.

Podczas terapii wcielając się w detektywa swoich emocji odkryłam w sobie tak śmieszne przekonanie , a do tego tak  głupie, że jak by mi ktoś powiedział, to bym nie uwierzyła.

W pierwszej kolejności zareagowała moja wątroba, później  kręgosłup  i ból od splotu słonecznego w dół. Jest mi niedobrze, duszno , mam  uczucie gorąca jednak  nabieram odwagi i wchodzę w ten ból. W tym bólu i zgiełku uczuć wyraźnie  odczuwam wstydliwą radość.

Pomału  odsłania mi się zapomniane zdarzenie. Widzę siebie jak mam pięć lat, ojca jak rozmawia ze znajomym i mamę smażącą słoninę pokrojoną w cienkie plastry. Słyszę jak  znajomy pyta moją mamę po co tyle słoniny smaży?  Mama z uśmiechem odpowiada mu  – na okrasę do kaszy na obiad.

Zdumiało mnie zdziwienie znajomego i jego wyjaśnienie,  że u nich tyle słoniny musiałoby wystarczyć na okrasę na co najmniej tydzień. Mama z  niezwykłą swoją skromnością skwitowała, że Dzięki Bogu na okrasę słoniny nam na razie nie brakuje. Znajomy jeszcze długo kiwał głową , że to niby mamy przepych. Na odchodne  Mama wepchnęła mu trochę zapakowanej słoniny,  wzbraniał się , ale w końcu dziękując przyjął. Rodzice tego zdziwienia znajomego   nie skomentowali , tylko małą Irenkę ta sytuacja  zaskoczyła , a raczej zszokowała bo była pewna, że należą do najbiedniejszych. Nagle dowiaduje się, że są wśród znajomych szanowanych osób biedniejsi. Jeszcze w uszach słyszę jak Mama często powtarzała , że jesteśmy biedni i na  nic nas nie stać. Niejednokrotnie Ojcu mówiła, że jak jest się biednym, to dumę trzeba czasem schować do kieszeni.

Niestety dla małej Irenki duma była jednoznaczna z szacunkiem, a tym samym bieda kojarzyła się z utratą szacunku. Teraz dowiaduje się , że jest inaczej i już  wie,  że są biedniejsi i mają szacunek.

Automatycznie  radość zostaje  przykryta  wstydem bo nie  wolno   cieszyć się , że komuś jest gorzej.  Nie potrafi sobie z tą radością poradzić bo zamiast współczucia wobec Rodziny biedniejszej z tego powodu cieszy się. Mała Irenka  programuje sobie poczucie winy, jestem zła, niedobra jak mogę cieszyć  się czyjąś biedą! Z tego zdarzenia radość, zadowolenie, poczucie winy przykryła wstydem i schowała głęboko w swoich zakamarkach podświadomości.  Małej Irence od tamtego  dnia zasmakowała smażona słonina, bo jedząc ją odczuwała radość, ale połączona  z  poczuciem winy/ jak wina to i kara/. Cieszyła się i  karała  siebie za to , że  nie należy do  biednych, a tym samym nie  należy się  jej należny szacunek. Zaczęłam też  kaszleć  z powodu drapania w gardle/ być może dlatego, że tak bardzo starałam się być dobra , a radość z powodu „słoniny” w tym przeszkadza?/ Tak naprawdę nieważne dlaczego, nie muszę  na wszystko znać odpowiedzi. Poruszona energia z reakcją mojego ciała jest dowodem, że odkryłam źródło destruktywnych przyczyn.

W tym zdarzeniu odkryłam przyczynę programu niskiego poziomu życia. Najgorsze, że jednocześnie wprowadziłam program, że  nie zasługuję na należny szacunek, bo cieszę się że są biedniejsi a tym samym jestem zła, niedobra. Ten znajomy Ojca cieszył się dużym szacunkiem bo  był biedny.

W tej swojej logice pojmowania życia. mając pięć lat,  nie wzięłam pod uwagę faktu, że ten znajomy  bardzo pomagał chłopom jako wiejski weterynarz.

Mimo tego  nabyłam   błędne   przekonanie  „ ma się szacunek jeśli żyje się bardzo biednie”.

W  danej chwili błędne spojrzenie spowodowało błędny program przekonań.

Po niedługim czasie  nabyta inna świadomość powodowała konflikt między świadomością a moją podświadomością. Inaczej mówiąc ja sama z sobą w żaden sposób nie mogłam się dogadać, tworzyłam konflikty i choroby. To niesamowite jak uwidoczniły się u mnie te konflikty samym z sobą.

Teraz wyprostowałam swoje przekonanie jak zobaczyłam,  że ten wiejski weterynarz miał  10 dzieci i dlatego był biedny, bieda z szacunkiem nie miała nic wspólnego. Ten człowiek miał szacunek bo był wartościowym człowiekiem, leczył ludziom  zwierzęta o każdej porze dnia i nocy, a nie dlatego, że był biedny!!! Również  wyłączyłam sobie program konfliktowy Mama  nie mówiła prawdy. Dowiedziałam się dlaczego    przestałam słuchać się Matki z wielkim poczuciem winy wobec niej .

Z tego jednego zdarzenia zaprogramowałam kilka destruktywnych przekonań  na 61 lat . Szłam przez życie z nieświadomym  przekonaniem, że jak ma się obiad z okrasą to jest się wystarczająco bogatym i grzechem  jest żądać od życia i Boga czegoś więcej, bo i tak się jest za bogatym by zasługiwać na szacunek.

Niestety  takie śmieszne przekonanie związane ze „słoniną” narobiło mi całkiem poważne prawdziwe  problemy finansowe i  zdrowotne. Mój kręgosłup i  dzielna wątroba przez 61  lat przekazywali   mi informacje, że mam  destruktywne przekonania  które są  kłamstwem , a to nie pozwala mi żyć w prawdzie. Dopiero dzisiaj  tą informację odczytałam, lepiej późno niż wcale. Poruszyła mi się energia w całym ciele, czuję niesamowita lekkość z radością, a wszystko wokół stało się piękniejsze.

Po raz kolejny udowodniłam sobie, że to prawda, że  wszystko jest w nas i wszystko zależy od nas.

Irena

„Angażowanie się w walkę z podświadomością jest tak bezcelowe , jak kopanie szafy grającej z nadzieją, że zmieni listę dostępnych przebojów”  autor  – Bruce Lipton

„Jesteśmy tym, co o sobie myślimy.

Wszystko, czym jesteśmy wynika z naszych myśli.

Naszymi myślami tworzymy świat” – BUDDA

 

 

Otyłość, pieniądze , zdrowie – przemyślenia

Świadome przygotowanie umysłu do pracy ze swoją podświadomością

Moje doświadczenia życiowe + terapia uświadomiły mnie, jak  zasoby materialne oddziaływają na nasze ciała  i odwrotnie, a tym samym na nasze zdrowie. Wszystko działa jak naczynia połączone, nasza tkanka tłuszczowa, nasze sadełko zawierają pamięć komórkową  , przechowują  emocje  ze zdarzeń naszego życia.

„Mądrość komórek nie powinna być zaskakująca .Organizmy jednokomórkowe były pierwszymi formami życia na tej planecie .”  Autor  –  Bruce Lipton

„Pojedyncze komórki potrafią się także uczyć z tych środowiskowych doświadczeń oraz tworzyć pamięć komórkową , którą przekazują swojemu potomstwu. Na przykład kiedy wirus odry zaraża dziecko, wzywana jest niedojrzała komórka odpornościowa, by stworzyła przeciwko temu wirusowi ochronne białkowe przeciwciało. W tym procesie komórka musi stworzyć nowy gen, służący jako plan produkcyjny białkowego przeciwciała.”  Autor – B. Lipton

img117

Uważam, że przy zdecydowaniu się  na kurację odchudzającą należy dokładnie przeanalizować, czy nam się to opłaca i czy nie mamy za dużo do stracenia? Zadać sobie pytanie czy na pewno jesteśmy do tego przygotowani?

Chcąc pozbyć się trochę niepotrzebnego sadełka  brałam pod uwagę kurację na talerzu i nurtujące mnie pytanie czy  u mnie  zadziała? A jeśli zadziała jakie będą skutki? Lekarze i terapeuci od dawna zalecają mi schudnięcie ze względu na otłuszczoną wątrobę. Ja specjalnie zaleceń ich nie przestrzegam, ale rad wysłuchuję z uwagą i w swoich przemyśleniach zdrowotnych  jak najbardziej biorę pod uwagę.

Po  przeanalizowaniu swojego życia zauważyłam, że w okresach większej zasobności portfela miałam skłonności do tycia, a przy problemach finansowych zawsze chudłam. Jednocześnie przy dużej utracie wagi zawsze pojawiały się problemy zdrowotne, a przy zdrowieniu wyraźnie tyłam. Inaczej mówiąc „tycie”   w moim przypadku było zwiastunem stabilności finansowej oraz lepszego zdrowia , a chudnięcie oznaką choroby i chudego portfela. Zaznaczam, że te zależności u różnych osób mogą być różne w zależności od nabytych przekonań, ale u  wielu występują, a u  niektórych jest   zachowana równowaga  i problem ich ten nie dotyczy. Absolutnie wykluczam ocenianie zasobność portfela i zdrowie człowieka  na podstawie sylwetki ciała, byłoby to niedorzeczne. Natomiast zauważyłam u siebie i innych  że często  jak chudniemy, lub tyjemy to zmienia się nasz stan zdrowia i zmienia nasz status materialny na lepsze lub gorsze. Czyli przestaje utrzymywać się na dotychczasowym poziomie. Ja zawsze nabierałam trochę ciała przy pewniejszej stabilności finansowej i przy uwalnianiu się z przewlekłej choroby np. kobiecych spraw, czy nerek, ale nadal zachowywałam szczupłą sylwetkę. Dopiero zdrowienie z raka przyczyniło się do przytycia aż o  20kg i muszę przyznać, że moja sytuacja finansowa równocześnie stawała  się lepsza, pewniejsza, bo wychodziłam z  zobowiązań finansowych. Wkurzało mnie to, że  nadal mam wiele niezaspokojonych potrzeb materialnych  i pomyślałam sobie ile jeszcze przytyję  jak  zacznę pomału je zaspakajać? Już dość tycia!!!  Powiedziałam sobie. Zastanawiałam się też  jak  wyzdrowieję  z następnej choroby to o ile przytyję i czy przez to  nie wpadnę w inną chorobę jeszcze bardziej zagrażająca  życiu? Lęk przed schudnięciem wysypywał się ze mnie każdą komórką  mojego ciała i chyba nawet duszy. Tym razem już moje własne ego nie powstrzymało mnie  przed wyzwoleniem detektywa swoich emocji i wzięłam się  do roboty!!!!

We wcześniejszej  pracy z lękiem przed  schudnięciem uwolniłam parę destruktywnych przekonań, ale lęk przed schudnięciem mniejszy ale trwał niczym żołnierz na posterunku tylko czego pilnuje? O co temu lękowi  jeszcze chodzi? Czy uda mi się dotrzeć do przyczyny i  z lęku się  uwolnić? Jakie tego będą skutki? Czy będą widoczne gołym okiem?  Niebawem  w terapii jako detektyw swoich emocji na te pytania otrzymam odpowiedź ? Wiem, że po poznaniu odpowiedzi lęk  nie będzie miał co robić i odejdzie, a ja   będę mogła pozbywać się sadełka bezpiecznie.  A może  nie?  – Zobaczymy.     Irena

Przestańcie żywić raka !!!!!!

Nie dajmy się zastraszyć!!!

Pomoc przez zastraszanie to  wykańczanie, tak będzie dopóki  profity finansowe będą szły za leczeniem  a nie za  wyleczeniem .

Naukowo już dawno udowodniono, że raka potężnym sprzymierzeńcem jest strach. Naukowcy, media i lekarze ostrzegają nas,   alarmują potęgując  strach,  że  zachorowalność rośnie a to się równa cierpienie i śmierć co jednocześnie  przeszkadza im w walce z rakiem. I tak tworzą masło maślane, mętlik w głowach czego efektem jest  medialny szum ,  większa zachorowalność   i tak kółko się zamyka i o to przecież im chodzi .

Na walce  z rakiem poprzez  zastraszanie  mafia farmaceutyczna zaciera ręce z powodu rosnących zysków;  Lekarze walecznie wypisują leki;   Coraz liczniejsze fundacje rosną w siłę ; Media łatwo sprzedają  pokazując ludzkie cierpienia dotkniętych rakiem , bo cierpienie łatwo się sprzedaje; Politycy  nie musza się martwić o emerytury bo rak  na to nie pozwoli,  godzi  śmiertelnie   przede wszystkim ludzi w wieku przed emerytalnym i emerytalnym . Bogatym dają jeszcze nadzieję w genetyce/ oby się nie przeliczyli/  Tylko zwykłym ludziom zostawili strach. Jak by ludzkiemu cierpieniu  jeszcze było  mało doładowali  POCZUCIE WINY .  Dla siebie  zachowali „waleczną chwałę” , że to niby chcą  leczyć tylko ludzie nie przychodzą  na badania. Szkoda,  że tylko przez tą ich waleczną  chwałę umierają w cierpieniu ludzie.  Na swoją obronę i pożytek farmacji wymyślili nową chorobę „ Kancerofobię”.  Milczeniem  zostanie  już na  zawsze kto doprowadza ludzi do kancerofobii ? Rak?  Nie!!!!!!!

Uwolnienie się od   takiego agresywnego raka wcale nie było mi łatwo. Wymagało to ode mnie bardzo dużo   trudu i zaangażowania całą siebie, więc niepotrzebnie boją się  nas wyleczonych, że zabierzemy innym  zarobek, a może się mylę? Może nadzieja ma większą moc niż myślę ?

Każdy rak daje objawy tylko lekarze pierwszego kontaktu najczęściej nie zauważają, ignorują objawy, przede wszystkim w ogóle pacjenta nie słuchają,  nie interesuje ich jak się czuje , od kiedy pogorszyło się samopoczucie, a później   tłumaczą,   że rak nie daje objawów.  Sami zaprzeczają sobie twierdząc, że rak uaktywnia się przy słabej odporności , dlatego dotyka ludzi starszych. Według mnie rak dotyka tak samo młodych i starszych, tylko starszym diagnozuje się raka jak już rak opanował cały organizm , bo lekarze pogarszające się samopoczucie zganiają na zdiagnozowaną już wcześniej  chorobę , a jak nie było jeszcze diagnozy to twierdzą, że to klimakterium spowodowało gorsze samopoczucie. Znam to ze swojego doświadczenia swoich bliskich i znajomych. Jak miałam zdiagnozowany kręgosłup, to wszystkie pogarszające się dolegliwości zganiali na kręgosłup. Jak moja znajoma miała astmę, to do końca otrzymywała leki na astmę . Jak znajomy rzucił palenie , to kaszlał z tego powodu według lekarzy dopóki nie  wykaszlał przeżarte płuca i stracił przytomność. Dla wszystkich rak nie dawał objawów?  Dawał objawy i to książkowe tylko lekarzy   pierwszego kontaktu dolegliwości chorego nie interesują. Przede wszystkim nie bada się chorych holistycznie , dlatego trudno lekarzom  zdiagnozować chorobę.  Jak można zdiagnozować chorobę  jak  lekarze w ciągu minuty przyjmują czasem paru pacjentów. Lekarz nie widzi i nie słyszy pacjenta ,  jeśli przyjmując chorych uruchamia  taśmociąg segregacji grupowej ,  ułatwiła im w tym elektronika,  bo recepty klika w komputerze pielęgniarka .  Lekarze zamiast leczenia czasem  dokonują cudów etatowych , zatrudniają się  na kilka   etatów  8 godzinnych w ciągu jednej doby. Za to dla wielu lekarzy nie starczyło etatów i musieli wyemigrować za granicę. Niestety tak to się działo i dzieje, że jedni są bezrobotni a inni trzepią kasę  z kilku etatów na dobę i to wcale nie  najlepsi. Już politycy o to zadbali, by pieniądze nie szły za pacjentem , tylko pacjent chodził za lekarzem i to najczęściej bezskutecznie.

                       img113

Ten artykuł w POLITYCE  wkurzył mnie  najbardziej tym, że uspakajają  trochę młodsze pokolenie, kosztem  starszych po 50 roku  życia. Uspakajają młodych,  bo przecież ktoś musi pracować , a emeryci wykonali już swoje i mogą odejść .

Oburzona   jestem  zakończeniem  powyższego artykułu ,  cytuję bez komentarza ; – „ Ważne, aby strach przed rakiem pozostał, ale zniknął lęk przed badaniami i leczeniem.”  Autor  – Agnieszka Sowa

Według mojej wiedzy  to nasz instynkt  przetrwania  automatycznie uruchamia strach w sytuacji zagrożenia , który może być obiektywny lub subiektywney. Każdy lęk jest pochodną strachu , a nie odwrotnie.  W sytuacji zagrożenia strach czasem  ratuje życie i jest emocją tylko  wówczas pozytywną jak jest krótkotrwałą. W ciągłym podsycanym zagrożeniu życia  nie ma miejsca  na życie . To tak jak by nasz dom którym jest nasze ciało ciągle z niewyjaśnionych przyczyn ktoś podpalał, a my nie mamy możliwości wyjścia , ani  normalnego w nim  życia.  Jedyne wyjście to umrzeć jak najszybciej aby mniej cierpieć, lub wezwać strażaków do gaszenia. Już prawie każdy  doświadczył poprzez bliskich i znajomych , że  „strażacy „ / przepraszam strażaków, że porównuję do lekarzy/  gaszą ogień  środkami chemicznymi  i zamiast  tłumić pożar często  błyskawicznie pożar się  roznieca. Aby nie zniechęcić do leczenia   tłumaczą,  że za późno zostali wezwani. Czasem do zwęglonego już domu niektórzy  w akcie desperacji zwracają się po środki z medycyny niekonwencjonalnej , a jak zwęglony dom nie jest przywracany do dawnej świetności to fajny pretekst do oskarżania i ciągania po Sądach niewinnych osób.

„Strach zabija” autor- Bruce Lipton profesor  szkoły medycznej na Uniwersytecie Wisconsin i uczonym prowadzącym prace badawcze na Uniwersytecie Stanforda.

„Jeśli moi studenci pozostaliby sparaliżowani strachem , to mogę zagwarantować , że fatalnie by się spisali na testach końcowych. Prosta prawda brzmi: zalękniony jest głupszy. Nauczyciele wciąż to obserwują u studentów , którzy  „nie zdają dobrze testów”. Stres egzaminów paraliżuje  tych studentów, którzy z trzęsącymi się rękami zaznaczają nieprawidłowe odpowiedzi, ponieważ w panice nie mogą uzyskać dostępu do informacji zmagazynowanej w korze mózgowej , którą pracowicie gromadzili przez cały semestr” autor – Bruce Lipton

Lęk jest pochodną strachu i w normalnym życiu trudne jest  do odróżnienia. Według mnie łatwo lękiem i strachem ludźmi  manipulować. Może właśnie dlatego w mediach  zbyt mało pokazuje się ludzi wyleczonych z raka ?

A ja nie dałam się propagandzie  strachu  walczących z rakiem , pokonałam drobnokomórkowego raka płuc z przerzutem  w zaawansowanym stadium  mimo podeszłego wieku 10 lat temu, właśnie   dzięki pokonaniu strachu przed rakiem. W pewnym momencie rak stał się moim przyjacielem. Muszę powiedzieć, że wielu lekarzy i nie tylko usilnie przekonywali mnie , czyli straszyli , że duża remisja jest krótkotrwała – najwyżej rok, ale w zamian nic nie oferując , bo medycyna wyczerpała już wszystkie środki lecznicze  poza środkami przeciwbólowymi. Na moje szczęście nie przekonali mnie.  Jestem pewna,  że w tej grze o życie , to w głównej mierze  chodzi o pokonanie strachu ,  a nie o słabą  odporność  ludzi starszych!!!  Co prawda, że wyzwalając się z jarzma   paraliżującego lęku przed rakiem , chętnie chodzę na badania  aby potwierdzić moje dobre samopoczucie i to,  że  nie ma co leczyć. Tym samym   daję również nadzieję  młodym , bo skoro dokonała tego osoba starsza, to młodszy może więcej.   Irena

 

 

 

Lekarze nie wiedzą? Nie dziwi nic

II część   „Pacjencie lecz się sam!„

Moja przyczyna pękających  naczynek na twarzy okazała się prosta jak budowa cepa.

Winowajcą tego zamieszania był  brak witaminy K2 . Dla organizmu źródłem tej witaminy jest flora bakteryjna jelita cienkiego. Ponieważ w kwietniu miałam operację z otwarciem otrzewnej moja flora bakteryjna w jelicie cienkim została zaburzona i  stąd pojawił się u mnie problem brak witaminy K2.

Trudno uwierzyć, by dzisiejsi lekarze nie wiedzieli , że brak witaminy może być poważnym problemem zdrowotnym. Przecież udowodniono  tego już naukowo 300 lat temu, czyżby niektórych lekarzy dotykał wtórny analfabetyzm?

Po wystaniu w kolejkach u lekarzy, wykupieniu i wyrzuceniu  zabójczych  leków , po pierwszym kliknięciu w intrenecie znalazłam rozwiązanie swojego zdrowotnego problemu z pękającymi naczynkami.

Po tygodniowym  codziennym zażyciu jednej dawki witaminy K2 nastąpiła wyraźna poprawa , obecnie po dwumiesięcznym przyjmowaniu tej witaminy problem pękających naczynek zniknął.   Przestało mnie dziwić dlaczego lekarze o tym nie wiedzą, lub  nie chcą wiedzieć  bo przecież oni nie są od wyleczenia, tylko od leczenia, robią tylko to za co im płacą.

img111

Ten artykuł ściągnięty z Internetu  opiera się na pracach naukowych, jak i wiele innych podobnych artykułów.  Nie wiem czy lekarzom  zabroniono  zalecać  witaminy K2  ?  Czy nie chcą ?

Wiem tylko jedno, że leki kosztowały by  miesięcznie –  180 zł / sto osiemdziesiąt/  ; a za  witaminę K2  płacę  –  12 zł / dwanaście/

Na forum onkologicznym  otrzymałam post z niedowierzaniem , że ja nie mogę być tą osobą która wyszła z drobnokomórkowego  raka płuc,  bo gdyby tak było to na pewno prowadząca lekarz takie wyleczenie by opublikowała . Na taki post nie wiedziałam czy się śmiać czy płakać. Nikt nie interesuje się wyleczonymi z drp, bo takie przypadki  nie są jeszcze naukowo uzasadnione, a lekarze wyleczonych mają gdzieś. Wyleczeni z niewyleczalnego i tak cieszmy się, że nas nie zmuszają do aplikowania leków  wyniszczający organizm tak samo  jak małe dzieci do przymusowych szczepień . Takie niewygodne wyleczenia nie są nawet nagłaśniane przez media,  ale to nie znaczy  że nas nie ma.  Uważam, że mogłoby nas być więcej gdyby było   zainteresowanie  wyleczonymi z drp  tych osób którzy zajmują się wyleczeniem  i walką z rakiem a nie pod tą przykrywką  swoim zyskiem .

Jestem pewna, że wszyscy wyleczeni z drobnokomórkowego raka płuc mamy jakiś wspólny mianownik  dzięki któremu zostaliśmy wyleczeni.

Dziwi mnie ,  że   pacjenci  wyleczeni z drp  są ignorowani , ale  jeśli nawet  lekarze nie chcą zauważyć, że  brak jednej witaminki  może spowodować  poważne problemy zdrowotne,  to już nie dziwi nic.  Więc o czym tu mówić ?  Wiadomo, że jak nie wiadomo o co chodzi to chodzi o pieniądze!  Kasa ! Tylko kasa się liczy !   Mimo to większość chorych wierzy im bezgranicznie , chociaż czasem  zgubna to  wiara.        Irena

 

„ W międzyczasie  media z gruntu unikają tematu zgonów wywołanych przez medycynę, kierując nasza uwagę ku zagrożeniom spowodowanym przez zakazane lekarstwa. ……..Właśnie zamierzałem użyć dokładnie tego samego zdania , by wyrazić moją troskę o nadużywanie lekarstw prawnie dozwolonych. Czy one są niebezpieczne?  Zapytaj o to ludzi, którzy umarli  w zeszłym roku.” – autor Bruce Lipton

 

 

 

Pacjencie lecz się sam !!!

Głośno w mediach o prawie lekarzy do ich wiary jakby ktoś im zabraniał wierzyć, ale  za cicho mówi się jak bardzo łamane jest podstawowe prawo pacjenta!  Większość idzie do lekarza by się wyleczyć, a nie by leczyć  dla leczenia nabijając  im kasę, nie bacząc na ujemne konsekwencje zdrowia.

Wyleczony  chory zabiera zarobek lekarzom i firmom farmaceutycznym, dlatego lekarze  tak leczą, aby nie wyleczyć. Przypadkowo wyleczony pacjent  dla lekarzy  byłby porażką, gdyby nie ich wiara, że nie ma zdrowych ludzi, są tylko nie zdiagnozowani i tak każdy do nich powróci.

Trudno jest iść do lekarza nie ufając mu  i oddać  w jego ręce swoje zdrowie i życie, niestety najczęściej nie mamy wyboru. Tak samo było ze mną  jak  wieloma  innymi o których wiedzą tylko najbliżsi.

Pojawił się u mnie drobny problem  z pękającymi naczynkami na twarzy i dekolcie. Słyszałam, że takie naczynka można zamykać, więc  w takiej wierze poszłam do lekarza chirurga dermatologa . Powiedział mi, że przyczyną jest nadmierny testosteron i tylko zapytał się, czy chcę to leczyć. Po wyrażeniu zgody zapisał mi leki za 180 zł, zupełnie nic więcej nie wyjaśniając. Po wykupieniu leków jak przeczytałam ulotkę przestraszyłam się i zdenerwowałam , bo okazało się, że bardzo uszkadzają; wątrobę, nerki, trzustkę, śledzionę, upośledzają znacznie pamięć  i dalej już nie chciałam czytać. Na forum dowiedziałam się, że te leki przyjmują osoby młode i bardzo zdrowe , są skuteczne tylko na okres jak ich się systematycznie bierze . Po rocznym leczeniu tymi lekami problem powraca , tylko młodzi  z tego problemu  często wyrastają , a lek dla nich nie stanowił zagrożenie życia bo młody silny organizm wszystko przetrzyma .

Lekarz mnie o skutkach ubocznych nie powiadomił , a przecież te skutki były zagrożeniem mojego życia. Z tym problemem poszłam do innego lekarza  wyjaśniając, że jestem po raku płuc, po operacji woreczka żółciowego ,  że miałam zaburzenia świadomości i na tym wywiad został przerwany słowami; „otrzymała Pani bardzo dobry lek , a jest  to coś za coś, mogę zapisać lek osłonowy na wątrobę „ ; „dziękuję, następny proszę”. Po tych słowach wyciągnęłam wniosek, że nie ma już chyba lekarzy którym zależy na zdrowiu pacjenta. Lekarze nie chcą wyleczyć  tylko leczyć.

My pacjenci musimy  ufać lekarzowi, który zapisuje  na dolegliwość  silne leki skracające  człowiekowi życie?  Bez obiekcji zapisują  nie uprzedzając   o ubocznych skutkach zapisanego leku.  Interesuje ich tylko usunięcie  objawów dolegliwości ,  za jaką cenę utraty zdrowia skrzętnie ukrywają.

Dziwne,  jak można walczyć z czymś nie interesując się pozytywnymi efektami?  Wyleczeni nie przynoszą profitów  nikomu. Choroby dają zyski farmacji ,  lekarzom,  a nawet mediom, bo  cierpienie jest medialne.

Co z tego, że pacjent  ma prawo wyboru  i lekarz powinien poinformować chorego o ubocznych skutkach każdego wypisanego leku. Z prawa pacjenta lekarze nic sobie nie robią i chory nie jest w stanie swoje prawo wyegzekwować, bo jak?  W Sądzie? – jak udowodnić ? Trzeba by było w każdym gabinecie lekarskim instalować podsłuchy. Poza tym egzekwować prawo prawem trzeba mieć dobre zdrowie, a gdyby tak było,  nie byłoby potrzeby chodzenia do lekarzy i kółko się zamyka.  W pogoni za zyskiem nie można czuć się bezpiecznie nawet u lekarza?    Irena

img108 recepta 1Takie leki zapisuje się po leczeniu raka płuc, po operacji – otwarcia otrzewnej, po usunięciu woreczka żółciowego,  nie wspomnę już o latach. Co by było zemną gdybym przyjęła te leki zgodnie z zaleceniem lekarzy? Czyżby znów uratowała mnie moja zachwiana wiara w lekarzy?

 

 

 

 

Strach strachem

Na pozbycie się raka płuc zadziałało wiele ważnych działań,

jednym z nich było pozbycie się strachu

Każdy strach paraliżuje, ale drugi większy strach przed strachem czasem pobudza do działania.

Przed wykryciem przyczyny raka miałam go za demona śmierci i cierpienia. Teraz wiem, jak bardzo się myliłam, ale skąd miałam wiedzieć, że rak jest moim przyjacielem?   Pojawił się u mnie niespodziewanie, jako posłaniec niosący mi ważną informację, że mogę żyć lepiej i przyjemniej, jeśli pozbędę się strachu przed śmiercią, który władał już każdą komórką mojego ciała, skutecznie paraliżując każde działanie. Umysł niczego nieświadomy interpretował posłańca, jako strasznego wroga obarczając winą wszystkich wokoło tylko nie siebie.

U mnie paradoksalnie strach przed „demonem raka” zabił strach przed śmiercią, który był  źródłem jego programu. Strach przed strachem spowodował u mnie determinację prowokującą do działania. W moim przypadku w odruchu bezwarunkowym była to gorliwa modlitwa do Boga za pośrednictwem Matki Boskiej Licheńskiej prosząc o wybaczenie za bezmyślne oddalenie się od Boga. Jak poczułam, że modlitwa została wysłuchana ustąpił mój strach przed śmiercią, a wskrzesiłam całą paletę działań skutkującą pozbycie się okropnej choroby.

Inaczej mówiąc potężny strach przed rakiem pokonał podobny strach przed śmiercią. Rak zwyczajnie informował mnie” Irenko możesz żyć lepiej, przyjemniej, jeśli uwolnisz się od tego strachu”. Tylko ja byłam ślepa i doszukiwałam się winnych , zamiast wziąć  odpowiedzialność za swoje życie .

Niestety strach nie tylko paraliżuje, ale i oślepia przekonałam się o tym trochę późno, ale lepiej późno niż wcale.  Niektórzy nigdy nie dowiedzieli się, dlaczego dotknęła ich okropna choroba.  Mnie po ciężkiej pracy nad sobą udało się dotrzeć do źródła i odpowiedzieć na dręczące pytanie. Dzisiaj jestem wdzięczna Bogu i sobie , że dane mnie było przejrzeć na oczy mimo trudu , cierpienia . Przekonałam się , że ciężkie życie, trud , cierpienie, to nie kara, tylko krzywe  spojrzenia na niektóre zdarzenia  stały się moim życiowym programem.

Fajne jest to, że mając odwagę spojrzeć prawdzie na swoje życie, można wiele krzywych spojrzeń wyprostować. Czego wszystkim serdecznie życzę.  Irena

„Strach zabija” – autor B. Lipton

 

 

Akceptacja starości

 

Jeśli starzenie się jest chorobą, to   jaką informację przekazuje nam starość?

Objawy starzenia  dają znać o sobie bez względu na to czy ich w sobie dostrzegamy czy nie.

Akceptacja dokuczliwych objawów jest pierwszym skutecznym krokiem do ich złagodzenia.

Jeśli udowadniamy sobie i innym, że mimo słabnących sił  nadal jesteśmy silni jak za dawnych młodych lat , to nie tylko nic nie robimy aby się wzmocnić , ale jeszcze przyspieszamy proces starzenia zbyt forsując resztę zachowanych sił. Takie oszukiwanie siebie jak każde oszustwo prowadzi do czynienia krzywdy sobie i innym .  Gdyby   objawy polegały tylko  na gorszym wyglądzie twarzy i ciała to niedostrzeganie ich  może  nie czyniłoby większego zła. Niestety starzenie organizmu jest dokuczliwe z powodu pogarszającego się samopoczucia całego ciała tak samo jak przy grypie, raku, czy innej  chorobie. Podczas choroby zaleca się oszczędzanie sił by wzmocnić organizm do walki z chorobą. Wmawianie sobie że jestem zdrowy,  jest to zwyczajne oszukiwanie siebie, by  choroba bez przeszkód mogła się rozwijać.

img102

Zakładając, że choroba jest nośnikiem informacji , to niezauważanie symptomów prowokujemy chorobę, by dawała silniejsze objawy które wymuszą ich zauważenie. Podświadomość powołała do życia w nas stwór w postaci jakiejś choroby w zależności co skrzętnie ukryliśmy i nie chcemy tego sobie uświadomić. Tak samo starzenie się jak każda choroba  organizmu daje silniejsze objawy jeśli tych objawów nie zauważamy oszukując siebie że ich jeszcze nie ma. Dotyczy to również ujmując lub dodając sobie lat, wydawałoby się nieszkodliwe – czyżby ? Ukrywanie swojego wieku może powiększyć objawy starzenia się jeśli uwierzymy, że swój organizm  możemy oszukać, tak to nie działa nie da się oszukać natury.

Uważam, że starość może być piękna, mimo naszego kultu młodości.  Nie mogę odjąć sobie lat , ale mogę mimo podeszłego  wieku stosować makijaż , chodzić do kosmetyczki , dbać o swoje zdrowie, swoje ciało by  pięknie wyglądać w swoim wieku nie porównując się do osiemnastki. Każdy może być piękny w swoim wieku jeśli jest zadbany i tak samo każdy może być brzydki niezależnie od wieku.  To,  że czasem ktoś oceni po wyglądzie , że jestem młodsza , to jego problem i nie muszę jego oceny prostować.  Najważniejsze, by nie oszukiwać siebie, a pięknym można być w każdym wieku a przeszkadzające w tym zmarszczki kosmetycznymi zabiegami ukryć jest jak najbardziej wskazane. Jeśli zmarszczki chcemy ukryć to je zauważamy , no ale z akceptacja ich przyznaję czasem jest problem i nad tym należy popracować , jeśli nie chcemy przyspieszać niechcianych objawów.

 

Związku z powyższym zadaję sobie pytanie jeśli starzenie się jest chorobą, to   jaką informację przekazuje nam starość?

Odkryłam podczas swoich terapii, że  starzenie się to skumulowane nasze i w pamięci komórkowej po  naszych przodkach różne skrzętnie ukryte zdarzenia życia. Uważam, że odkrywając destruktywne  emocje ukryte z powodu  tajemnych  zdarzeń swoich i swoich przodków uwalniamy się od chorób po odczytaniu zawartych informacji.

Według mnie, jeśli /odkryjemy / uświadomimy sobie  wszystkie ukryte destruktywne  tajemnice w podświadomości  i przodków w pamięci komórkowej  to wówczas pokonałoby  się starość, ale jest to na nasze możliwości niemożliwe, może kiedyś w przyszłości pokonamy starość?  Póki co staram się eliminować destruktywne przekonania, by ich  mniej  przekazać  w spadku swoim potomkom.

Na dzień dzisiejszy nie ma sposobu aby odkryć – czyli uświadomić sobie wszystkie zakamuflowane destruktywne zdarzenia, w szczególności trudno odkryć te otrzymane w spadku po naszych przodkach.

Obecnie cieszę się i jestem wdzięczna Bogu, że mogę odkrywać w podświadomości  jako detektyw swoich emocji ukryte zdarzenia swojego dzieciństwa po drodze uwalniając się z destruktywnych programów. Tym samym zauważyłam, że nie tylko pozbyłam się już niektórych chorób , ale o dziwo cofnęły się trochę objawy starzenia całego organizmu. Zachodzące u mnie zmiany są   powolne, ale bardzo fascynujące i ciekawi mnie jak organizm mój zareaguje na dalsze odkrywanie ukrytych destruktywnych zdarzeń i  programów zaprogramowanych z okresu dzieciństwa. Moje „ego” pokonuje moja ciekawość, oraz fascynacja zmieniania programu życia.

Jeszcze niedawno na zmiany byłam bardzo toporna, bo blokował mnie niesamowity duży lęk przed zmianą, a teraz fascynuję się zachodzącymi zmianami w swoim życiu.  Dla mnie samej czasem jeszcze brzmi to niewiarygodnie, dopóki  nie wyzwolę następnej w sobie „ euforii” z powodu usunięcia destruktywnego przekonania. Mimo swojego niedowierzania fakty dokonujących się zmian mówią same za siebie i nie muszę ani sobie ani nikomu niczego udowadniać. Staję się  każdego dnia zdrowsza, silniejsza, młodsza i przede wszystkim szczęśliwsza. Za każdym razem po terapii jako detektywa swoich emocji  z  ciekawością obserwuję zachodzące zmiany w swoim życiu. Fajne jest to, że nie ma możliwości uczynienia sobie krzywdy, a trud i praca w pokonywaniu swojego „ego”  jest  niewymierny i nieoceniony.     Irena

 

Gniew – Emocje część III

Gniew – dar niedoceniany

Emocje to klucz do zdrowia. Najpierw musimy się z nimi zapoznać, z każdą z osobna, przestać się bać tego co odczuwamy. Następnie nauczyć się pracować na emocjach by powrócić do równowagi i harmonii, czyli do zdrowia.

Emocja, jaką jest gniew, ma bardzo złą sławę i niestety jest niedoceniana, a nawet tłamszona. Wstydzimy się gniewu, jest czymś złym, oznacz agresje, destrukcję, nie radzenie sobie z problemami, itp. Dla każdego gniew jest czymś innym i oznacza coś innego, ale wszyscy boimy się gniewu i jego skutków. Dość wcześnie uczymy nasze dzieci, że histeria jest zła i karamy je za okazywanie gniewu. Tym czasem to od nich powinniśmy się uczyć. Gdy przychodzimy na ten świat to instynktownie umiemy korzystać z całego pakietu emocji, darów, jaki otrzymaliśmy w chwili narodzin i bez skrupułów z tego korzystamy. Tylko potem gdzieś tą zdolność gubimy, zamykamy się w sobie, często stajemy się cisi potulni. Tymczasem GNIEW jest dobrą emocją, taką jak każda inna. Jest jak zima chłodna, mroźna, ale potrzebna by wymrozić wszystkie bakterie i wirusy, to dzięki niej potem podwójnie cieszymy się wiosną. Gniew to nasza wewnętrzna siła do działania, dopalacz w skrajnych sytuacjach. Gdy wpadamy w gniew to potrafimy góry przenosić. Zanim zaczniemy pracować z gniewem należy się zastanowić;  Czego się boimy? Lęk to coś, co  nas paraliżuje,  odbiera nam siłę do działania jeśli jesteśmy w nim zbyt długo.  Czy to oznacza, że lęk jest złą emocją? Tak naprawdę złych emocji nie ma,  jest tylko mylna nasza interpretacja. Przecież to lęk powstrzymuje nas przed skokiem w przepaść, to lęk powoduje, że uciekamy, gdy wyczujemy zagrożenie, często ratujące nam życie. Wiec dlaczego się boimy gniewu? Boimy się jego skutków. Może powinniśmy się nauczyć pracować z gniewem tak by ukierunkowywać jego skutki na coś dobrego. Wbrew pozorom jest to bardzo proste.

Jak pracować z gniewem, szczegóły w następnym wpisie. cdn…

Pozdrawiam Aga

 

Jak to zrobić? Opisze w następnym wpisie.

Pozdrawiam Aga

Rak płuc i starość

 

Zauważyłam, że w ten sam sposób jak uwolniłam się od raka mogę uwolnić się od innych chorób oraz  spowolnić proces starzenia się naszego ciała.

img099

Po zwycięstwie nad rakiem płuc miało być; „ żyła długo i szczęśliwie” tymczasem stało się inaczej bo  dopadła mnie starość. Ciekawostką jest to, że tak samo zaskoczyła mnie starość, jak diagnoza „rak płuc”. Czy tego chcę czy nie skojarzenia podobieństwa starości do raka są naprawdę podobne. Na raka pracowałam całe życie i to bardzo ciężko, nim w końcu się ujawnił w wieku 56 lat. Na starość również pracowałam ciężko nim  u mnie ujawniła się w wieku 65 lat. To i tak późno w porównaniu z tymi którzy  starość odkryli  w magicznym wieku 50 + , a niektórzy  nawet o wiele wcześniej. Najbardziej dręczący problem starości, to życie bez przyszłości, zupełnie tak samo jak po diagnozie raka płuc. Wszyscy wiedzą, że kiedyś umrą, ale dzięki temu, że nie wiedzą kiedy? – planują przyszłość,  układają swoje  życie  myśląc o przyszłości. Zawansowany rak tak samo jak starość  zabierają przyszłość  całkowicie , lub krótkofalowo  w zależności od stopnia zaawansowania raka czy starości.

Na blogu  po diagnozie raka napisałam artykuł, czy życie bez przyszłości można nazwać życiem? Gdy dopada nas choroba, czy starość, zmuszeni jesteśmy żyć bez przyszłości. Dla mnie alternatywą na takie życie była nauka życia w teraźniejszości , czyli  żyć obecną chwilą  tu i teraz.  Przestawić się na życie w teraźniejszości, nie myśląc o przyszłości  poważną blokadą   było przekonanie, że chwilą obecną żyją lekkoduchy nieodpowiedzialni,  bo nie myślą o przyszłości, żyją tylko tak z dnia na dzień, nie martwią się, czy będą mieli jutro co jeść i gdzie mieszkać. Jednym słowem uczono mnie, że żyjąc tylko obecnością nie myśląc o przyszłości staje się bezwartościowym człowiekiem. Uważam , że podobne przekonanie ma wiele osób, dlatego chorzy i seniorzy często czują się niepotrzebni, bezwartościowi. Niestety starość i śmiertelna choroba mają to do siebie, że przyszłość to śmierć i cierpienie tuż tuż za rogiem.

Potocznie przyjmuje się, że idąc na emeryturę dostojnie i zasłużenie wkracza się w wiek emerytalny i staje się seniorem. W praktyce objawem starości są pojawiające się zmarszczki, zwiotczałe mięśnie, ociężałość, osłabienie, czasem zaniki pamięci. Każdy odruchem bezwarunkowym stara się jak najdłużej nie zauważać symptomów starzenia się  i jest to nawet powszechnie uważane za pozytywny objaw.  W TV  oglądałam jak  znane gwiazdy w wieku emerytalnym  zastrzegli  sobie nie zwracania się do nich „PER  PANI SENIORKA” na znak, że czują się młodo i jeszcze nie dopadła ich starość mimo emerytalnych lat. No cóż każdy ze swoją starością radzi sobie na swój sposób ale mimo tego lat nie ubywa tylko nieubłaganie z wiekiem  nasze ciało ulega degradacji, czy to akceptujemy, czy nie.

Według mnie zauważenie i  akceptacja pojawiających się symptomów objawów starzenia się jak najszybciej jest tak samo ważne jak  wykrycie symptomów objawów każdej choroby. Przecież wczesne wykrycie choroby powoduje lepsze rokowania w leczeniu. Jeśli według naukowców starość to też choroba, to dlaczego uważa się, aby dostrzegać objawy starzenia się  jak najpóźniej? Wmawianie sobie, że jestem zdrowy, że nie mam zmarszczek, że nie mam zwiotczałych mięśni nie powoduje że nie ma choroby , zmarszczek i zwiotczałych mięśni –  one nadal są czyniąc spustoszenie w naszym ciele bez żadnych przeszkód.

Akceptacja zachodzących zmian w naszym organizmie jest pierwszym pozytywnym krokiem do spowolnienia tych zachodzących zmian.  Irena

 

 

 

BABCI APEL DO MAM

BABCI   APEL   DO MAM

Nie każdy problem i nie wszystko zło co nam się przydarza jest złym programem w pamięci komórkowej, w  podświadomości, czy dziedziczonych genach.

Czasem wystarczy racjonalnie pomyśleć , przewidzieć i podjąć właściwe działanie celem rozwiązania problemu dla dobra swego, dziecka , babci i innych.

Jest okres wakacji, urlopów i nareszcie  dopisała nam piękna pogoda. Nic tylko korzystać z ładnej pogody chociażby nad skrawkiem wody , cieszyć się  życiem i czuć się  jak w raju.

Wszystko jest fajnie tylko problemem dla młodych mam  są zamykane przedszkola na okres wakacji. Myślę, że gdyby nie było przerw w przedszkolach, to wiele matek swoje urlopy spędzałoby w domu relaksując się domową ciszą , bez żadnego obowiązku , bo dzieci bezpieczne są w przedszkolu. Matki ze swoimi pociechami czy jedną pociechą powracające z  rodzinnych wczasów  zadowolone, ale jeszcze bardziej umęczone całodobową opieką swoich dzieci bo w ciągu całego roku zajmowały się swoimi dziećmi w ciągu doby tylko przez chwilę. Całą prace za nich wykonywało przedszkole i dodatkowe  zajęcia poza przedszkolne, jak  rytmika, basen, tańce i inne. Tak naprawdę to dla dzieci matkom pozostawało niewiele czasu. Niestety w okresie wakacji  dla dzieci największa atrakcją byłoby spędzenie dużo czasu  ze swoją kochana mamą. Dla dzieci słońce i woda jest dużą atrakcja pod warunkiem, że ten czas spędzą ze swoją mamą.

Apeluję do mam, że matki w okresie letnim nie zastąpi najcudowniejsza babcia, ciocia ani fajny mały kolega, czy koleżanka. Owszem dla małych milusińskich zabawa w gronie swoich małych przyjaciół jest ważna, ale pod czujnym okiem swojej mamy, a nie cudzej. Przez cały rok dzieci miały za mały kontakt z matką , a teraz w okresie wakacji to dodatkowo jeszcze całkowita rozłąka. Dla każdego dziecka każda rozłąka nawet kilkudniowa jest za długa, aby nie przeżywać stresu , a czasem nawet traumy.

Rozłąki dla dzieci nie byłyby stresem, gdyby matki do tej rozłąki przygotowywały dzieci wcześniej, wyjaśniając i  tłumacząc , że mama już niedługo będzie miała wolne i będą razem spędzali długie cudowne  chwile przez  całe dnie i noce. Dziecko musi mieć pewność, że rozłąka z mamą  jest chwilowa, a cudowne  dni z mamą nadejdą niebawem na pewno. Jeśli mamy tej pewności nie przekażą swoim pociechom , to każdy opiekun takiego  dziecka  przeżyje z nim razem istne piekło, żeby nie powiedzieć horror.

Mamy pretensje do naszego Państwa, do oświaty  i innych tylko tak naprawdę największą winę ponoszą matki które nic w tym temacie nie robią.

Przecież  każda matka wie początku roku przedszkolnego, jak długo ten okres przedszkolny trwa ale nie robi w tym temacie nic

Diabli mnie biorą, jak  cały  problem   zrzucają na babcie, czy innych nie zadając sobie w tym temacie żadnego trudu, by wcześniej dziecko przygotować. Najważniejsze, że mama pozbyła się problemu zrzucając problem na innych fundując sobie wypoczynek kosztem dużego stresu swoich dzieci babci czy innej opiekunce.

Ja jestem babcia i nad życie kocham swoje wnuki, cudze dzieci lubię jak są uśmiechnięte i ładnie się bawią.

 

Stresują mnie i nie wiem co robić jak  ze złością  krzyczą, wrzeszczą domagając się niemożliwego! – co biedna babcia ma zrobić? Najchętniej wzięłabym obuchem przywaliła takiej mamie, że podrzuca biednej babci takie kukułcze jajo.

Słyszałam, jak babcie wypowiadały się, że dla nich rozdarte, histeryzujące dziecko jest zwyczajnie rozdartym „bachorem” z który nie można wytrzymać .

Według mnie  to matka też z nim nie mogła wytrzymać, dlatego znalazła „głupią” babcię  która ponosi konsekwencje zwykłego lenistwa jego matki i nie chciało jej się trochę popracować nad swoim dzieckiem.

Babcia  ma dobre serce dla dzieci i nawet rozdartemu bachorowi krzywdy nie zrobi , tylko po tygodniu obcowania przeżywania stresu razem z dzieckiem na ile stan zdrowia babci uległ pogorszeniu nikt tego nie sprawdzi, ale babci na pewno ubyło sporo zdrowia i lat.

Ja osobiście na miejscu tych babć  temu rozdartemu bachorowi bardzo współczuję , bo zachowuje się tak bo ma swoje powody , ale nakopałabym do tyłka takiej  mamie i wysłała do stratosfery po rozum do głowy, albo zastanowienie się za jaką cenę funduje sobie wypoczynek od dziecka.

Jak  Rodzice sobie nie radzą z wychowaniem, to niech szukają  pomocy u psychologa lub kogoś kto w sposób profesjonalny pomoże wychować im dziecko dla dobra dziecka, swego i innych. Wielu zamiast pomocy wychowawczej  szuka wypoczynku od dziecka podrzucając problem swojej, lub cudzej babci, wpędzając wszystkich jeszcze w większy stres.  Życzę wszystkim miłego wypoczynku.  Irena

 

 

 

Odkryłam przyczynę uzależnienia

Tak samo jak uwolniłam się od raka płuc, uwolniłam się z uzależnienia od męża alkoholika w cudowny sposób – mąż sam od siebie przestał pić

Jako detektyw swoich emocji  poznałam przyczynę uzależnienia  swojego   i  męża

Terapia – praca z sobą  – ze  swoim wnętrzem – wczuwanie  się w emocje wywołane zdarzeniem i odkrywanie tymi  emocjami inne wcześniejsze zdarzenia swojego życia będące przyczyną destruktywnych przekonań.

Po uwolnieniu się od raka początkowo tylko przez ciekawość  pracowałam  z sobą czyli ze swoim wnętrzem  wczuwając się w emocje i kontynuując nimi podróż, nie oczekując żadnych widocznych  pozytywnych skutków  w swoim zdrowiu i  życiu. Jak zaskoczona zaczęłam  zauważać  zachodzące zmiany w moim zdrowiu i życiu  było dla mnie dodatkowym  potwierdzeniem że terapia działa. Za każdym razem upewniałam się że rak płuc jako zły posłaniec uświadomił mi już wszystko i poszedł sobie bezpowrotnie tam skąd przyszedł.

Moją motywacją do pracy  ze swoim wnętrzem  nie była złość na męża, że nie zachowuje umiaru w piciu, tylko przykrość, gorycz połączona z żalem, bo mąż upijając się tylko fizyczne był ze mną , a tak naprawdę nie był obecny.  Odczuwałam jako jego psychiczną ucieczkę ode mnie , od domu, od naszych  problemów. Dla mnie było to  dowodem, że kocham męża bez wzajemności tylko uczucia moje były  przykryte wstydem , bo jak można w moim wieku jeszcze o miłości śnić ? – Świadomie   myślałam inaczej dlatego miałam w sobie konflikt.

T E R A P I A  – dlaczego cierpię z powodu alkoholu męża ?

Muzyka relaksacyjna, wygodny fotelik , na stoliku zapalona świeczka, Arkusz Radykalnego Wybaczania , książka – Kod Uzdrawiania. Zadawałam  sobie pytania zawarte w ARW i wczuwałam się w swoje emocje , jednocześnie  kontrolując swoje ciało jak reaguje na wywołane emocje. Po zadawanych pytaniach w odpowiedzi najpierw wyraźnie czułam  ból w okolicy wątroby , właściwie rozbolała mnie cała klatka piersiowa. Nie przestawałam zadawać sobie pytania – kiedy ostatnio miałam takie mocne uczucia połączone z bólem, takie jak w tej chwili ?  Wchodząc w  te uczucia zobaczyłam siebie jak byłam dzieckiem w szkole podstawowej. Poczułam, że wówczas  lubiłam pijanego Ojca, bałam się trzeźwego.  Po pijanemu nie sprawdzał jak odrobiłam zadania domowe, nie obrywało mi się za kleksy w zeszycie/ brzydko pisałam – za co mi się obrywało/. Najważniejsze , w domu było wesoło bo Ojciec przyniósł do domu zarobione pieniądze, mama zadowolona, a ja z bratem otrzymywałam drobne na oranżadę i słodycze. Ojciec opowiadał Mamie, że aby dobrze zarobić, trzeba było prace i zarobki omówić z kolegami z pracy i przełożonym przy kieliszku, bo inaczej miał by pracę byle jaką i niskie zarobki. Mama ojcu przyznawała rację, a ja się przysłuchując programowałam ; co to za chłop który  wylewa za kołnierz. Najgorsze, że słyszałam krytyczne uwagi wobec nie pijących alkoholu, że to są fałszywcy, boją się trochę wypić by się nie wygadać , że są nieuczciwi wobec innych. Nabyłam przekonanie – Tylko pijący alkohol jest szczery i mówi prawdę; Chłop niepijący jest wredny i fałszywy .

Zaakceptowałam te przekonania w swojej podświadomości jak się dowiedziałam o zdradzie mojego pierwszego męża. Należał do mężczyzn który nie pił, nie palił, a dał żonie popalić. Po ujawnieniu zdrady odkrył po 20 latach  swoją tajemnicę, że byłam dla niego dobrym materiałem na żonę, ale uczuciem darzył inną kobietę. Po takim zwierzeniu uruchomiłam swój program z dzieciństwa – To prawda, osoby zachowujące umiar w piciu są fałszywi, a ci co w ogóle nie piją są jeszcze gorsi. W ten sposób do  podświadomości  wprowadziłam  program uzależniający dobry szczery  związek  od ilości wypitego alkoholu. Sama też zmuszałam się do picia alkoholu aby udowodnić innym ,że nie mam nic do ukrycia. Myślę, że przed nałogiem uchroniła mnie moja wątroba, która bardzo źle znosiła nawet małą ilość alkoholu i to mnie usprawiedliwiało przed sobą, że chcę wypić tylko naprawdę nie mogę ze względów zdrowotnych.

O swojej terapii mężowi nic nie mówiłam, bo tak naprawdę moją terapię uważał za nieszkodliwe marnowanie czasu, dlatego trochę krzywo na to co robię patrzył, ale zbytnio nie ingerował.

Po paru dniach po terapii następny cud  mnie zaskoczył, jak  mój mąż nieoczekiwanie powiadomił mnie o swoim postanowieniu, że całkowicie  przestaje pić  alkohol. Popatrzyłam na niego z niedowierzaniem. Pierwsza myśl moja była taka, że jest podpity  tylko znalazł sposób na pozbycie się zapachu alkoholowego. Twierdził, że nawet nie zauważyłam ,że od paru dni już w ogóle nie pije ot tak bez żadnej przyczyny. Tak byłam przyzwyczajona do jego nietrzeźwości, że faktycznie, nie zauważyłam, że od paru dni nie wypił nawet ani jednego piwa. Kiedy mu się przyjrzałam, wcale nie wyglądał na trzeźwego , wydawał mi się jeszcze bardziej na przymulonego alkoholem jak zwykle. Nawet bardzo mocno na niego nakrzyczałam, że tym razem ze swoim kłamstwem prosto  mi w oczy przesadził. Dopiero zaczynałam wierzyć gdzieś po trzech , czterech tygodniach jak przestał wyglądać na dziwnie przymulonego. Mój mąż od tamtego dnia już OSIEM lat  sam bez niczyjej pomocy przestał pić . Poprawił się jego wygląd, odmłodniał co najmniej o 10 lat i ja chyba zakochałam się w swoim mężu po raz drugi ale  pierwszy raz prawdziwie. Czego wszystkim uzależnionym serdecznie życzę.    Irena

 

Uzależnienie alkoholowe od męża

 

Uzależniona  żona  od męża alkoholika może mu skutecznie utrudnić wyjście z nałogu lub skutecznie uwolnić męża z nałogu alkoholowego.

Byłam uzależniona od męża alkoholika, uwalniając  siebie  , przy sposobności  uwolniłam  męża  od tego uzależnienia w ten sam sposób jak  od swojego raka płuc

Wszystko jest w nas,  mąż alkoholik  to problem podwójnego uzależnienia

 

Uwalniając się od raka płuc, po drodze wiele problemów mi się rozwiązało samoistnie, niektóre po uświadomieniu  przyczyny –   zniknęły, ale wiele pozostało. Niektóre dopiero uświadomiłam sobie, że istnieją i blokują drogę do szczęśliwszego lepszego życia.

Takim moim problemem był alkoholizm mojego męża. Nie do wiary, ale jeszcze przed rakiem nie zauważyłam, że mąż jest uzależniony od większej ilości piwa.  Wiedziałam, że dużo pije, trudno było nie zauważyć bo nie znał umiaru,  tylko uznawałam, że mąż lubi piwo, a nie że jest alkoholikiem.   Znajomi niejednokrotnie zwracali uwagę  mi na nadmierne ilości  spożywania alkoholu przez męża. Broniłam jego pijaństwo, usprawiedliwiałam, że lubi piwo, stać go  to pije ile chce. Na tego typu uwagi obrażałam się  tłumacząc  sobie,  że  niektórzy mu zazdroszczą dlatego głupio docinają, a przecież pije za swoje i nikomu nic do tego. Zwyczajnie po ludzku wstydziłam się mieć męża alkoholika, dlatego ukrywałam na ile mogłam , usprawiedliwiałam i coraz bardziej pogrążałam jego i siebie. Między nami dochodziło do kłótni z powodu nadmiernego jego upijania się ale nie nadmiernego wypijania alkoholu.  Uważałam,  że mąż  jak każdy mężczyzna ma prawo wypić te swoje przysłowiowe dwa piwka, a on jak każdy alkoholik wykorzystywał moją wyrozumiałość do upijania się i to zawsze przez dwa piwka. Moją chemię tak bardzo przeżywał, że  wypijając na uśmierzenie nerwów dwa piwka ledwo trzymał się na nogach akcentując, że wypił tylko dwa piwa. Bezczelnie okłamywał mnie bez poczucia winy, bo przecież tak ładnie skutecznie usprawiedliwiałam jego picie,  aż zaczął pić  jako wielce pokrzywdzony przeze mnie , swoich pracodawców i innych. Z takim podejściem uważał, że ma powód do tego by już w ogóle nie trzeźwieć. Jak wytrzymywał w trzeźwości trzy dni to czuł się „bohaterem” , podkreślając do znudzenia ile wysiłku musi czynić dla dobra mojego i innych.

Jako alkoholik miał przekonanie, że dzień bez wypicia skrzynki piwa, to dzień stracony.

Ja jako żona alkoholika uważałam,  że to w końcu jego  a nie mój problem, dzielnie znosząc jego pijaństwo. Nie wiem jak sobie to tłumaczyłam, że jego jest problem, ale to mój wstyd , a nie jego. Więc upijał się na poczet mojego wstydu bez żadnej żenady, a ja jeszcze bardziej  łagodziłam skutki jego pijaństwa.

Coraz częściej zadawałam sobie pytanie, dlaczego muszę to znosić. Czyżbym zakochała się w nieodpowiednim człowieku? Uświadomiłam sobie, że osiem lat temu jako doświadczona, ułożona kobieta, wyszłam drugi raz za mąż za alkoholika zupełnie nie zdając sobie z tego sprawy. Upił się po ślubie  podkreślając , że cały dzień w dniu ślubu zachował trzeźwość. W przeciwieństwie do mnie , bo chociaż nie piłam alkoholu nie mogłam mieć trzeźwy umysł, skoro nie zauważyłam, że jest uzależniony od alkoholu. Po ślubie upijając się ,  jeszcze  domagał się pochwał, że w dzień ślubu pił alkohol z umiarem jako dowód miłości do mnie. Głupio się przyznać, że ja taki dowód  miłości bezmyślnie przyjęłam, nie widząc w tym  czerwonej lampki, że coś z jego piciem jest nie tak!

Powiem szczerze, że zdecydowanie gorszy był oczekujący lęk przed wznową raka , niż lęk przed nadchodzącym pijanym mężem. Jednak  te dwa lęki są bardzo do siebie porównywalne, bo przez obydwa życie staje się nie do zniesienia. Przed jednym i drugim lękiem czułam okropną bezsilność i gorzkie pytanie bez odpowiedzi dlaczego to wszystko muszę znosić? Muszę? Może nie muszę tego znosić?

Przecież mam fajne narzędzie, dzięki któremu uwolniłam się od lęku przed wznową raka, a tym samym całkowicie od raka płuc. Dlaczego nie mogłabym uwolnić się od następnego trapiącego mnie lęku? Myśląc racjonalnie jest to takie proste – wystarczy odejść od męża alkoholika. Niestety to tylko pozornie proste, jak przychodzi do konkretów jest to bardziej skomplikowane.

Przyszła mi na myśl gehenna  rozwiedzionego  nie jednego  znanego mi małżeństwa z powodu nadużywania alkoholu męża. Owszem Sąd rozwód udzielił, ale  ich wzajemne uzależnienie pozostało. Administracja Administrowanych Mieszkań rozwód uznała, ale rozwodu  nie dała, separacja mieszkania  pozostała fikcją.   Alkoholicy mimo, że nie czynili awantur dość skutecznie umilali życie byłej współmałżonce żyjąc z nią  pod jednym dachem. Dobrze znałam ich koszmarne życie , które właściwie niewiele zmieniło się od dni przed  rozwodem. Nadal jest na ich głowie utrzymanie finansowe i porządkowe całe mieszkanie i nadal  muszą znosić towarzystwo pijaka , a do tego często jego pijanych kolegów, interwencje policji do miłych nie należą przede wszystkim dla byłych żon, bo pijakowi wszystko już jedno.  Jest to koszmarne życie tych osób przez które ja nie chciałabym przechodzić. Może jestem ciut w lepszej sytuacji, ale problem  jest taki sam. Były alkoholik nadal  pozostaje zmorą żony. Tych co tego problemu nie znają, podają proste nieskomplikowane rozwiązania, teoretycznie mądre trudno coś tym racjom zarzucić. Życie jest  jednak bardziej skomplikowane i nie sposób wszystkiego przewidzieć i racjonalnie problem rozwiązać.

To niemożliwe, że łatwiej było mi uwolnić się od raka niż od męża alkoholika. Podczas medytacji nad swoim związkiem dotarło do mnie, że ja też jestem uzależniona, tylko  nie bezpośrednio ale za pośrednictwem męża alkoholika. Jak to się stało! Jak do tego doszło? Niebawem ciąg dalszy uzależnienia alkoholowego nastąpi.  Irena

„ Zatem co jest prawdziwą przyczyną uzależnienia? Zacznijmy od tego, co nią nie jest. Źródłem problemu nie jest z całą pewnością to, co sugerują metody konwencjonalne, czyli:

– Nie jest to zły nawyk.

– Nie jest to czynnik dziedziczny.

– Nie jest to spowodowane degeneratywnym środowiskiem rodzinnym

– Nie jest to słaba konstrukcja psychiczna uzależnionego.

– Nie jest to brak silnej woli. „    –  GARY CRAIG

 

Moja dieta

Zaraz po diagnozie w pierwszym odruchu walkę z chorobą  zaczęłam  na talerzu. Tak naprawdę ,  to od szóstego roku życia byłam  ciągle na diecie, ze względu na moją wątrobę.  Nie pamiętałam bym o tym, bo w tym okresie większość ludzi stosowała  dietę  warzywną i do tego chudą z konieczności, bo tylko na takie wyżywienie  było ludzi stać. W mojej rodzinie do dobrego wyżywienia przywiązywano dużą wagę, dlatego może częściej pojawiało się w domu od czasu do czasu  w małych ilościach mięso. Topiona słonina tak do okrasy i chleba nawet częściej tylko mnie tego nie wolno było jeść, ze względu na moją przechodzoną żółtaczkę. Z tego powodu było mi trochę  przykro, może bardziej dlatego, że zabronione, bo aż takim smakoszem skwarków nie byłam.   W  diecie wątrobowej  przede wszystkim wystrzega się pokarmów tłustych i smażonych. Jak tylko sięgam pamięciom wybierałam z rosołu wszystkie żółte  oczka , bo tłusty rosół szkodliwy. I co?  W wieku 20  lat miałam zoperowany woreczek żółciowy  i związku z tym stosowałam  jeszcze bardziej  ścisłą chudą dietę  i tylko potrawy gotowane.  Teraz dowiedziałam się, że  dla moich  płuc nie było to dobre. Przecież sama sobie takich problemów nie wymyśliłam, chudą dietę stosowałam  zgodnie z zaleceniem lekarzy. Teraz  lekarz dietetyk  powiedziała, że muszę stosować trochę tłuszczu również i z tego powodu, że  wiele witamin  rozpuszcza się tylko  w  tłuszczu.

Wniosek nasunął mi się sam , że może to i prawda, że żywność to nasz cudowny lek , bo tak samo jak każdy lek  jak na jedno pomaga, to na drugie szkodzi.

Z okresu mojego dzieciństwa pamiętam, że większość ludzi stosowała chudą dietę warzywną , przeważnie gotowaną, od czasu do czasu duszoną. Według dzisiejszych dietetyków było to wyżywienie zdrowe, jeśli tak , to dlaczego ludzie też tak samo  chorowali  jeśli nie bardziej? Przecież  w latach  70 – tych ; 80 – tych i 90 – tych , ludzie po ukończeniu czterdzieści  lat  prawie masowo  szli na rentę chorobową.  Obecni dietetycy  powołując się na naukowe uzasadnienia udowadniają  że dawniej ludzie odżywiali się zdrowo  –   czyżby?  Przecież  dawniej ludzie bardziej chorowali niż dzisiaj  i nawet o wiele  krócej żyli mimo zdrowego odżywiania. Inaczej mówiąc ich zdrowe odżywianie nie uchroniło przed chorobami i nie pomogło  zwalczać  śmiertelnych chorób.

W moim wyżywieniu  od wczesnego dzieciństwa , jak u  większości ludzi przeważała dieta warzywna i mleczna, a mimo to chorowałam i łapałam choroby jedna po drugiej. Mama mojego męża martwiła się, że jej syn będzie u mnie robił za pielęgniarza. Jak dzieci podrosły nie było czasu na odrębne gotowanie dla każdego inne. Musiałam wybrać sposób żywienia dobry dla całej rodziny. Odżywiałam swoja Rodzinę tym samym i siebie  standardowo, czyli kawałek mięsa, sos, ziemniaczki, surówka, kompot. Jeśli zupa była daniem jednodaniowym to też konieczna była porządna mięsna wkładka dla każdego. Wspominam o tym, bo nikt z nas nie chorował, wszyscy byliśmy szczupli. Byłam tą szczęśliwą mamą, która nie wie co to znaczy chore dzieci. Ja również zapomniałam o swoich chorobach wówczas jak zapomniałam o swojej diecie wątrobowej.

Już trudno mi powiedzieć, czy dlatego wróciłam do diety  jak zaczęłam się źle czuć, czy od kiedy zaczęłam stosować dietę zaczęłam odczuwać coraz większe dolegliwości. Jak by nie patrzeć zdrowa dieta przypomina mi o złym samopoczuciu i w żaden sposób nie kojarzy mi się ze zdrowiem, tylko z modnym stylem życia i  wydatkami.

Zdrowe odżywianie powoduje   większą  ilość  wydawania pieniędzy i z  dużym czasem przyrządzania zdrowych potraw. W uproszczeniu na przestrzeni mojego życia zawsze niezdrowa dieta była żywnością tanią. Natomiast zdrowa  była zawsze żywnością drogą. Dawniej zdrowe było danie z mięsa, koniecznie z specjalistycznych hodowli , bo zapewniali zdrowe mięso wolne od chorób, ale drogie.   Obecnie zdrowe danie bezmięsne i koniecznie ekologiczne, chociaż nikt nie wie jak i po czym tą ekologiczną i nie ekologiczną odróżnić. Według mnie różnica jest duża ale przede wszystkim w cenie. Wielcy i możni tego świata dopasowują   uzasadnienia  naukowe  zdrową żywnością tak  aby powiększyć swoje zasoby finansowe.

Niestety uzasadnienia naukowe, jeśli większość ludzi daje im wiarę, to czy tego chcemy czy nie mają wpływ na nasze życie i  zdrowie. Jeśli będę spożywała zupełnie zdrowy posiłek, a  ktoś mi uzasadni naukowo,  że jest dla mnie on  szkodliwy i ja dam temu wiarę, to prawdopodobnie posiłek ten mi zaszkodzi.

W związku  z powyższym, przyjęłam w swoim wyżywieniu zasadę, że jeśli mam  pewność / wiarę/ , że dana żywność może mi zaszkodzić , to jej po prostu  dla dobra swojego zdrowia nie jem. Natomiast staram  się stosować dietę zgodnie  ze swoją wiedzą, doświadczeniem , zasobem finansowym, która odżywi wszystkie moje komórki ciała i  dostarczy  potrzebne składniki dla dobra całego organizmu. Szczęśliwie się złożyło, że moja córka z wykształcenia   technolog żywienia, jest dobrym , wręcz doskonałym moim doradcą w  doborze odpowiedniej diety. Myślę, że w niedługim czasie na blogu swój poradnik żywieniowy, który ja  z pozytywnym skutkiem stosowałam i nadal stosuję   na blogu opublikuje.  Irena

 

 

Jakie życie taka dieta

Jaka świadomość takie życie, jaka dieta – takie zdrowie

Wszystko co dotyczy nas w tym również dieta  zależy od naszej świadomości  i środowiska w którym żyjemy.  Zdrowa dieta ciągle jest zmienna na przestrzeni krótkiego okresu  i zależna od  siły przebicia naukowych uzasadnień. Jeszcze niedawno nawoływano ;  – „ pij mleko będziesz zdrowy” ; – „od masła skleroza, zdrowa jest tylko margaryna” itp. ; itd. Dzisiaj okazuje się, że to nieprawda.

Jakiego autora uzasadnienie diety przyjmiemy zależy od naszej świadomości , czyli jakiego dokonamy wyboru , komu damy wiarę  lub jakie argumenty do nas trafiły. Niemałe znaczenie  w naszej diecie ma w danym okresie modny styl życia, na który zawsze znajdzie się naukowe uzasadnienie, że to jest zdrowe.

 

Od  początku mojej drogi  uzdrowienia z raka płuc  miałam problem jaką dietę wybrać i kompletny galimatias. W drugim dniu chemii dowiedziałam się, że płuca potrzebują tłuszczu do prawidłowej pracy. Przypomniałam sobie, że po wojnie  wygrana walka z  gruźlicą była dowodem na to , że  ludziom w wyżywieniu nie brakuje mięsa. Ówczesna prasa głośno o tym pisała.  W latach  siedemdziesiątych było głośno  i  pisano, że w Koszalinie jacyś dobrze sytuowani   Rodzice z powodu oszczędności  chytrzyli swoim dzieciom mięsa, żywili ich twarogiem z sałatą i doprowadzili swoje dzieci do gruźlicy z powodu złego żywienia. Ci  Rodzice   oszczędzali  na „ daczę „ i samochód , zamiast kupić dzieciom trochę mięsa i kiełbasy. Opinia publiczna tymi Rodzicami była mocno oburzona i długo w tym temacie dyskutowano , jednocześnie przechwalając się ile to ich dzieci nie zjadają mięsa i kiełbasy, a sałaty i twarogu , to nie pamiętają, kiedy ostatni raz kupowano. Żartowali, że ich dzieci nie są  królikami. Była moda że zdrowe jedzenie, to mięso , rarytasem był drób a w szczególności kurczaki. Dobry zdrowy rosół musiał mieć  dużo żółtych pływających oczek.

Domowy drób w tym okresie  na pewno nie  był żywiony pokarmem sztucznym, ale czy na pewno przez to był zdrowszy? Zwierzęta domowe  chorowały  i były nosicielem wielu chorób , tylko o tym nikt nie wiedział, bo nie robiono takich badań Zdarzyło się nawet , że ktoś zakopał, kto inny  wykopał zakopane nieżywe padnięte  świnie niby  do własnego spożycia. Dzisiaj wiadomo, że zakopana chora  zwierzyna skażała ziemię  na co najmniej 70 – 100 lat , te larwy różnych chorób żyją w ziemi do dnia dzisiejszego, jeśli ich ktoś przypadkiem chemią nie wytruł.

Według mnie różne ptasie grypy, wściekłe krowy , i inne  epidemie panowały wówczas, tylko nikt o tym nie wiedział. Nie wiadomo tak do końca na co zwierzęta padały i jak zarażały  ludzi.  Zwierzęta  które ledwo się trzymały na nogach wrzucano do garnka z radością, że się nie zmarnowało. Wożono czasem do weterynarza mięso  do zbadania czy jest zdatne do spożycia. Wiadomo, że nawet uczciwie przebadane w tamtych czasach możliwe było wykrycie ewentualnie tylko jednego , czy dwóch gatunków larw. Choroby bardziej  się szerzyły wówczas jak  dzisiaj, tylko nikt nie zganiał  winy na sztuczne żywienie.

Obecnie  czy to ekologiczne żywienie jest tak zdrowe jak się o tym mówi? Ja mam do tego wątpliwości.

Mam wątpliwości ,  czy  wszelkie robactwo, gryzonie , ptaki, na  nie chronionych chemicznie działkach nie rozprzestrzeniają różnych chorób na uprawianych warzywach i owocach? Czy  warzywa z upraw ekologicznych nie są  skażone  zakaźnymi chorobami przenoszonymi przez gryzonie, koty , ptaki i inne robale jak  ślimaki,  na przykład mszyce , czy muszki? Mam wątpliwości czy ziemia w prywatnych małych działkach  na których uprawiane są warzywa też  nie jest skażona larwami  i  wirusami różnych chorób. Przecież dlatego ludzkość zaczęła  wprowadzać do hodowli i plantacji chemię, bo nie radziła sobie z różnymi chorobami zagrażające życiu człowieka i zwierząt,   a nie tylko dlatego by zwiększyć swoje plony.

Uważam, że uprawy ekologiczne są potrzebne  by zachować równowagę  środowiska , ale  ich zdrowe produkty  są bardzo przereklamowane.

Wkurzam   się jak czytam, czy słyszę, że  dodatkowym plusem lepszego dawniej żywienia jest to, że w gospodarstwach zwierzęta były kochane, cieszyły się wolnością, radowały. Nie chcę w tym temacie się rozpisywać, tylko podam przykład, że prawie  każdy będąc dzieckiem dostał chociaż raz lanie, bo taki był zwyczaj wychowywania. Czy ci sami chłopi mówili swoim świniom , krowom  i innym ptakom, że ich kochają? Dzieci obrywały często na zaś, ale żadnego zwierzęcia nikt batem nie śmignął i nie okładał kijem jak  do obory zaganiał? Ludzie głodowali, a zwierzęta w gospodarstwach na przednówkach nie głodowały? Nie chorowały na różne zakaźne choroby zagrażające człowiekowi ?

Dzisiaj są inne obyczaje i inna świadomość i to jest fajne,   gospodarstw już  nie ma tylko są  duże fermy i plantacje. Tylko czy aż tak niezdrową żywność produkują? Czy wszyscy farmerzy kurczaki hodują w ciasnych klatkach urągające wszelkim humanitarnym  normom?   Uważam, że to gadanie o niezdrowej żywności jest przesadzone, może właśnie po to, by ukryć duże spożywanie  leków/czysta  chemia /  zapisywanych lekką ręką  przez lekarzy. Dlaczego tak mało się mówi o szkodliwym działaniu ubocznym  wszystkich leków na receptę  i w wolnej sprzedaży w naszych aptekach ? Aplikowana chemia przez lekarzy w nieuzasadnionych przypadkach jest bardzo tolerowana, bo jak lekarz zapisał to w porządku?

Moje doświadczenie z odżywianiem zaprzecza wielu publikacjom, dietetykom i  książkami zdrowego odżywiania. Po pierwszej chemii przyjaciele i znajomi z dobrego serca dawali mi z prywatnych działek warzywa z których dzieci  wyciskały mi świeży sok. Ponieważ potrzebna  była większa ilość warzyw, syn wracając z pracy z pobliskiego miasteczka   kupował mi je po drodze , prosto od plantatora warzyw. Moja wrażliwa wątroba od razu zauważyła różnicę. Zaskoczyło nas wszystkich, że lepiej znosiłam soki z warzyw od plantatora niż z prywatnych działek. Nie wiedziałam dlaczego. Uzyskałam odpowiedź jak takie samo doświadczenie miałam z warzywami z własnego ogrodu. Mój organizm lepiej przyjmuje soki z warzyw od plantatorów, niż z własnej działki, może dlatego, że jestem wolna od sugestii mediów? Może dlatego, że zwyczajnie od plantatorów warzywa mimo wszystko są mniej toksyczne niż niejednokrotnie z prywatnych działek? Przecież na działkach , ogrodach też stosowane są chemiczne nawozy , opryski  i nikt nie bada jak i czym skażona jest ziemia. O dalszym swoim doświadczeniu z dietą wkrótce  podzielę się na blogu.  Irena

012                      018        

Na swoim ogródku najbardziej kocham swoje kwiaty i tego się trzymam

 

 

Odczytana informacja

  Rak zjawia się w pewnym celu  – przemyślenia

Nic nie dzieje się przypadkiem, wszystko ma swój cel, rak nie pojawił się przypadkiem, miał do spełnienia ważną rolę.

 Już po wszystkim, mój rak płuc poszedł sobie tam skąd przyszedł. Ten sobie poszedł, tylko czy inny nie będzie musiał mi czegoś  przekazywać ?  Lepiej nie !  Żadnych informacji i niczego od żadnej choroby już nie chcę. Chciałabym resztę życia przeżyć spokojnie w gronie bliskich bez żadnych chorób. Za gościnę raka zapłaciłam dużą cenę, a  uwolnienie się od niego kosztowało mnie nie tylko dużo trudu i wysiłku, przede wszystkim dużej odwagi. Mówię o tym bez fałszywej skromności  bo uważam, że aby pokonać raka płuc potrzebna do tego jest  nie tylko siła woli, ale i niesamowita odwaga. Czy można mieć dużą siłę woli i nie pozbyć się raka ? – Według mnie można, jeśli zabraknie odwagi odczytania w swojej podświadomości ukrytych w ciemnych zakamarkach przeżytych emocji, to nie ma mocnych aby od niego się uwolnić.   Mój trud i odwaga została wynagrodzona wolnością od raka , wolnością od destruktywnych wielu przekonań i w efekcie  lepszym fajniejszym życiem.

        obrazy posesja 006

W tym bloku mieszkałam przed rakiem –  zupełnie przyzwoicie znosząc trudy życia i niekończące się problemy   

 Udowodniłam sobie, że okropne lęki, duże poczucie winy / a jak wina to i kara/ były ukryte z powodu absurdalnych przekonań.  Niektóre opisałam na blogu, większość ominęłam by zbytnio nie przynudzać. Chcę   przekazać innym, na swoich  przeżyciach,   że destruktywne okropne lęki , po przyjrzeniu się im z bliska  mogą  okazać  się dzisiaj  małostkowe bez większego  znaczenia. Nawet traumatyczne przeżycia po spojrzeniu z perspektywy czasu mogły  dojrzeć  do wybaczenia sobie i innym dla dobra swego i innych.  Duże lęki często przykryte wstydem tak naprawdę są tak absurdalne, że aż nie do uwierzenia , że mogą czynić  tyle bólu i  cierpienia.  Ja  tego doświadczyłam bardzo realnie i bardzo prawdziwie. Pomyśleć, że mogłam umrzeć i nigdy o tym się nie dowiedzieć.

Choroba nowotworowa dokonała w moim życiu wiele zmian, ale nie spustoszyła mojego życia, a wręcz odwrotnie wniosła bardzo wiele.  Wyszłam  z niej bogatsza i silniejsza nie tylko  psychicznie, ale i fizycznie. Potwierdziło się u mnie przysłowie „ co Cię nie zabije, to wzmocni”.  Tak naprawdę toczyłam walkę sama z sobą, rak tylko niczym mój żandarm czuwał , czy jego informację odczytuję właściwie.  Uważam, że walka z rakiem byłaby daremna , bo rak  jest nie do pokonania tylko ODCZYTANIA  jego emocjonalnej  informacji  którą nam wnosi – czyli uświadomienia sobie co ukrywa  destruktywnego nasza podświadomość ?

Moje życie po uwolnieniu się od raka nabrało wiele barw ,  na pewno nie zasmakowałam  wszystkich barw tęczy, ale jeszcze tyle mam marzeń do zrealizowania, tworzenia nowych celów i odkrywania ukrytych pasji. Jednak nie żyję  tym co ewentualnie jeszcze może będzie , tylko cieszę  się każdym dniem, każdą chwilą  tu i teraz . Zapamiętałam sobie pobraną lekcje życia, że    istotne są obrane cele, ale ważniejsza jest  droga którą się dąży  do tych celów  i tego się trzymam, czego wszystkim z całego serca życzę.  Irena

obrazy posesja 016 (2)

Moje bajkowe „eldorado” dzisiaj – marzenia się spełniają

Życzę  wszystkim zdrowia i spełnienia marzeń – to naprawdę możliwe, wystarczy pokonać destruktywne lęki.