Ż Y C Z Ę W S Z Y S T K I M
Z D R O W Y C H W E S O Ł Y C H Ś W I Ą T
Pisząc jak uwolniłam się z raka piszę o emocjach , a jak uczucia to życie .
Nie sposób mówić o raku pomijając życie
Nigdy nikomu nie zwierzałam się ze swoich uczuć tak, jak to czynię na swoim blogu.
Opisując jak pozbyłam się raka , nie sposób nie pisać o swoim życiu, bo piszę o uczuciach. Poprzez emocje, czyli wczuwając się w swoje uczucia odkrywałam ukryte zdarzenia , aż dotarłam do przyczyn raka . Później okazało się, że przy sposobności odkryłam przyczyny innych chorób, na które cierpiałam jeszcze przed rakiem płuc.
Z mojego doświadczenia wynika, że rak płuc nie powstał z jednego zdarzenia. Źródłem mojego raka płuc był łańcuch zdarzeń z wieloma emocjami i każde z tego łańcucha było przyczyną raka. Myślę, że dlatego tak trudno jest go całkowicie zwalczyć. Mnie udało się odkryć cały łańcuch zdarzeń powiązanych z sobą.
Skąd wiem? Wszystkie zdarzenia układały się jak klocki „lego” , a po dotknięciu źródła raka , przez ciało przechodziła taka energia, że chwilami wydawało mi się, że balansuję na pograniczu życia i śmierci i za każdym razem po terapii czułam się jak nowonarodzona.
Uwolnione lęki, wstyd, poczucie winy od razu powodują komfort w całym ciele i duszy.
Wkrótce zauważyłam , że zaczęłam zdrowieć pozbywając się innych nabytych wcześniej chorób.
Pierwszym moim udowodnionym dowodem medycznym w temacie wyzdrowienia było pozbycie się alergii. / od pięciu lat nie biorę leków antyalergicznych /
Drugim dowodem w temacie zdrowia było pozbycie się astmy oskrzelowej. / od czterech lat nie biorę absolutnie żadnych leków i inhalatory poszły w odstawkę/
Trzecim dowodem , tylko dla mnie – nie dręczą mnie już lęki przed wznową.
Niestety najważniejsze i najgorsze, że medycznie do dnia dzisiejszego nie mam dowodów medycznych, że jestem wolna od komórek raka płuc. / dowodem są tylko dobre wyniki i mój zdrowy wygląd./
Czwartym dowodem jest życie bez wznowy już prawie 11 lat , moje dobre samopoczucie, dobre wyniki badań, poza tym wielu lekarzy uznaje, że po 10 latach już można uznać, że rak płuc został pokonany.
Piątym dowodem jest uwolnienie się od bólu kręgosłupa i stawów. Miałam tak mocne bóle, że lekarze podejrzewali raka kości ./ Od ośmiu lat nie biorę żadnych leków na kręgosłup i stawy./
Szóstym dowodem medycznym jest moje zdrowe serce. Było miło jak Kardiolog z uśmiechem poinformował mnie dwa tygodnie temu, że nie ma zastrzeżeń co do mojego serca i jeszcze dodał „ tak trzymać” Jeszcze niedawno / 9 lat temu/ miałam poważne problemy sercowe , a badania wykazywały niedotlenienie serca, a teraz jest zdrowe.
Odkryte zdarzenia jeśli wspominam, to już bez większych emocji , a czasem ze zdziwionym uśmiechem, że tak silne emocje utrzymywane były tak długo przez błahe zdarzenia. Jednak pamiętam , że w tych zdarzeniach uczestniczyła mała Irenka, która miała prawo emocjonalnie tak reagować jak zareagowała.
Powszechnie wszystkim wiadomo, że uczucia znajdują się w sercu . Ja idąc za uczuciami nie zdawałam sobie sprawy, że słucham głosu serca, wsłuchując się w swoje wnętrze wychwytywałam emocje i dla mnie tylko to się liczyło.
Wychodzi na to że jako detektyw swoich emocji na ten moment wyłączam rozum, a kieruję się sercem. Tak naprawdę, to nie istotne gdzie uczucia się znajdują, w terapii którą ja stosuję ważne by kierować się swoimi emocjami i dokładnie się w nie wczuwać.
SERCE OD ZAWSZE SYMBOLIZUJE UCZUCIA
Uwalniając się od raka przerobiłam ponownie prawie całe swoje życie, bo na raka pracowałam 50 lat nim się u mnie uaktywnił, dlatego nie miałam innej możliwości, tylko przerobić swoje 50 lat życia.
Tej pracy i czasu nie żałuję, nie tylko dlatego, że pozbyłam się wielu chorób , ale również dlatego, że fajnie było emocjonalnie na wiele zdarzeń spojrzeć ponownie by się przekonać, że rzeczywistość wyglądała inaczej.
Według Eckharta Tolle każde negatywne uczucia są blokadą.
„Negatywność, nieszczęśliwość czy cierpienie w jakiejkolwiek formie, oznacza, że istnieje opór. On zaś jest zawsze nieświadomy.
Czy sam wybrałbyś ból? A jeśli nie, to jak miałby powstać? Jaki byłby w tym cel? Kto podtrzymuje go przy życiu? ” Autor – Eckhat Tolle
Za młodu idąc przez życie nie zdawałam sobie sprawy o istnieniu tylu uczuć. O uczuciach wiedziałam tylko to , że trzeba kochać Boga i swoich Rodziców. Złość, zazdrość, mściwość jest zła , a ból i żal są jak najbardziej wskazane. Należy żałować za swoje grzechy i innych których spotkało cos przykrego , natomiast ból odczuwamy za swoje grzechy i swoich przodków. Oczywiście jak coś bolało to na ogół zganiało się winę, że to za grzechy przodków na które nie miało się wpływu.
Wczuwając się w obecność tu i teraz wchodzę w swoje emocje i trzymając się tego uczucia idę z nim w przeszłość od zdarzenia do zdarzenia aż do momentu kiedy to uczucie i ta konkretna emocja się narodziła i żyje ze mną cały czas. Jedno jest pewne, że emocje zdrowe przechodzą i nie zatrzymują się w nas. Pamiętamy o zdarzeniach ale myślimy o nich już zupełnie obojętnie .
Najgorsze , że zablokowane uczucia zmuszają do życia przeszłością, wywołują w naszym życiu obecnym różne podobne zdarzenia, ciągle o tych samych emocjach, tylko silniejszych i mocniejszych. Jak już są wystarczająco silne powodują choroby.
W ciągu życia wielokrotnie weryfikowałam swoje zasady i poglądy na uczucia , ale niestety stare schematy emocjonalne nadal się nie zmieniały i rządziły życiem, bo blokady emocjonalne są zabetonowane w podświadomości, do której świadomość nie ma dostępu.
Na całe szczęście do podświadomości można dotrzeć uczuciami , a jak dotrze się do źródła powstania, blokada rozpływa się jak we mgle. Najfajniejsze jest to, że patrząc na zdarzenie sercem, czyli uczuciami, postrzega się to samo zdarzenie zupełnie inaczej i jest to naprawdę fascynujące. Irena
Lęk przed niezdrową żywnością jest dobrą pożywką dla raka.
Pieniądze ze zdrowiem idą w parze , mamy takie zdrowie jak radzimy sobie z lękami.
Ostatnio rak sporo żywi się lękiem publikowanych zdrowych diet . Niestety, zdrowe to znaczy kosztowne. By nadążyć za zdrowymi dietami trzeba mieć sporo pieniędzy i czasu, może właśnie dlatego diety są modne? Może udowadniamy sobie i światu, że stać nas na dietę? Mam nadzieję, że coraz więcej osób poszukuje dla siebie odpowiedniej żywności dla dobra swojego zdrowia, bo wzrosła nasza świadomość i nie chcemy zatruwać swojego organizmu.
Tak czy inaczej pieniądze są wyznacznikiem naszej diety, bo każda dieta jest dość kosztowna i niestety nie na każdą kieszeń, a to rodzi lęk.
Najzdrowsza dieta, to żywność spożywana bez stresu , w radości i spokoju .
Finansiści nabijają sobie kasę, bo świat oszalał na punkcie diet, cudownych, uzdrawiających, wyszczuplających i trujących nasz organizm. W różnych publikacjach podają różne naukowe sprzeczne z sobą uzasadnienia, biznes kwitnie, finansiści zacierają ręce , a rak szerzy się w zastraszającym tempie. Zapomina się, że największą pożywką raka jest lęk, również i ten na talerzu.
Uważam, że rak bardziej boi się nie tego co jemy , tylko z jakim przekonaniem i jak spożywamy znajdujące się na nim pożywienie. Tak zwana zdrowa dieta jest mało dostępna i szaleńczo droga.
Z powodu braku pieniędzy i czasu spożywamy dostępny dla nas posiłek często z lękiem; – O rany! Jak Ty niezdrowo jesz! O jej! Jak ja niezdrowo się odżywiam ! Trudno, nic zdrowszego nie mogłam kupić , muszę jeść to co mam! Na talerzu praktycznie zostały nam tylko lęki !!!!! !!
Lęki, czyli najlepsza pożywka dla raka.
Stare mądre przysłowia mówią, że zdrowiej jest zjeść suchy chleb w spokoju i z uśmiechem, niż posmarowany w pośpiechu z lękiem, czy ze łzami i trudno się z tym nie zgodzić.
Zablokowane lęki są podłożem wszystkich chorób. Powiem szczerze, tak całkowicie pozbyłam się raka , uwalniając się od lęków i to nie tylko przed wznową.
Zaobserwowałam, że lęk przed pieniędzmi jakoś fajnie idzie w parze z rakiem .
Na pewno nie mogą stosować zdrowej diety ci którzy mają duży lęk do pieniędzy i przekonanie, że nie wolno im przekroczyć swojego niskiego pułapu finansowego. Opisany w poprzednim artykule nasz sabotażysta dopilnuje, byśmy byli zgodni z naszymi emocjami. Jak na przykład Pani Celina.
Wspólni Celiny znajomi nie mogą się nadziwić , jak kobiety w jej rodzinie w krótkim czasie straciły dorobek życia rodziny w normalnym życiu bez kataklizmu , chorób, czy pożaru.
Dziwne to, że sama Celina uważa, że stało się tak , bo niektórzy muszą w życiu cierpieć i przyjmuje wszystko z pokorą.
Celina jak wiele osób usprawiedliwia nieuświadomiony lęk przed pieniędzmi na różne sposoby, a nasz wewnętrzny sabotażysta bez żadnych przeszkód czyni swoją powinność.
Celiny historia życia pospolita. Razem z mężem ciężko pracowała, dorobili się trochę majątku, by ich dzieciom było lżej. Syn dostał z domu co mu się należało, ożenił się , poszedł na swoje i dalej się dorabia , podobnie jak jego ojciec. Jak to z córkami bywa, była ich oczkiem w głowie i nadzieją na podporę na stare lata, bo serce miała naprawdę dobre. Więc bez cienia wątpliwości cały życiowy dorobek w nią zainwestowali. Niebawem poznała miłego młodego przedsiębiorczego mężczyznę. Chcąc zabezpieczyć córkę jeszcze przed ślubem, kupili jej posiadłość i całe wyposażenie gospodarstwa, dołączając spory zastrzyk pieniędzy. Zachowali sobie tylko skromny domek taki do remontu , myśląc, że z czasem przeprowadzą się do córki , bo z tym zamiarem darowali jej dużą posiadłość. Zięć przed ślubem chętnie podpisał notarialną intercyzę i rozdzielność majątkową. Wydawało się to pewnym zabezpieczeniem ich i córki w razie rozwodu.
Jakie było zdziwienie Celiny i jej męża jak córka pewnego dnia ze swoją już małą córeczką stanęła u ich drzwi zapłakana , bo przez swojego męża została przegnana z własnego domu tak jak stała.
Początkowo Celina z mężem myśleli, że to niemożliwe, córka w nerwach dramatyzuje. Szybko okazało się, że mówiła prawdę. Jak w takich sytuacjach bywa wezwali policję, aby usunąć zięcia z posesji córki. Okazało się, że nie ma podstaw prawnych. Córka wówczas z płaczem wyznała, że zrzekła się na rzecz swojego męża wszystko co miała i posiadała, a rozdzielność majątkowa stała się korzystna nie dla niej, tylko jej męża. Proces sądowy nie zmienił aktu własności , a zięć po rozwodzie bez skrupułów prowadził sobie z inną kobietą spokojny żywot. Mąż Celiny jako ojciec nie mógł przeboleć takiej straty , dostał najpierw zawał, później raka kości z przerzutami i zmarł.
Po pięciu latach Celina babcia z ocalałym domkiem po mężu , dokładnie tak samo postąpiła oddając domek wnuczce jak wcześniej posiadłość córce . Wnuczka tak samo jak jej mama niebawem wyszła za mąż i wszystko przekazała swojemu mężowi, a on domek sprzedał i wszystko przetrwonił.
Celina z wnuczką i córką zostali bezdomni.
Te kobiety do tego wszystkiego doprowadził nieuświadomiony lęk przed pieniędzmi. Jak wynika z przykrych doświadczeń Celiny, w jej Rodzinie tym lękiem dotknięte były kobiety z pokolenia na pokolenie. Nie zdawały sobie sprawy, że mają taki lęk , bo był ukryty. Zakorzeniony lęk z pokolenia na pokolenie rośnie w siłę, a nasz wewnętrzny sabotażysta razem z nim proporcjonalnie do emocji.
Jeżeli zdamy sobie sprawę , że mamy taki lęk to już jest połowa sukcesu.
Dobrze jest czasem pomyśleć, podumać i zadać sobie pytanie kim jestem? Częściej zadajemy sobie pytanie czy mogę zaufać komuś? Wydaje nam się, że sobie to już chyba możemy? Bo komu jak nie sobie? Czyżby? Końcówka roku skłania do takiej refleksji.
„Wszyscy mamy swój finansowy „scenariusz”. Przyswoiliśmy go sobie już w dzieciństwie i cały czas określa on naszą sytuację finansową. Sabotażysta robi tutaj, co może „ . Autor – C.C.Tipping
Takim oszukiwaniem siebie może czasem okazać się nasza nowa zdrowa dieta. Otworzenie się przed sobą może zaowocować odkryciem, jakie mamy zablokowane emocje i na przykład odkryciem, że może nasza zdrowa dieta nie jest taka zdrowa tylko kosztowna?
Może to być nam bardzo pomocne jeśli chcemy być zdrowi i zwiększyć swoje zasoby finansowe. Emocjonalne blokady często w pierwszej kolejności osłabiają naszą kondycję finansową. Zdrowie i tak stracimy na zasadzie reakcji łańcuszkowej. Powszechnie wiadomo jest, jak wywołany stres z powodu braku środków finansowych powoduje spustoszenie w naszym zdrowiu. Wszystkie akcje charytatywne nie rozwiązują problemu braku środków na leczenie.
„Wszyscy mamy swój finansowy „scenariusz”. Przyswoiliśmy go sobie już w dzieciństwie i cały czas określa on naszą sytuację finansową. Sabotażysta robi tutaj, co może „ . Autor – C.C.Tipping
Jeśli czegoś nie chcemy zauważyć, to nie znaczy, że tego nie ma. To tylko jest dowodem, że oszukujemy siebie i że wobec siebie nie jesteśmy w porządku. Wszystkie choróbska na takie podejście do siebie tylko czekają. Takim oszukiwaniem siebie może czasem okazać się nasza nowa zdrowa dieta.
Emocje blokujące nasze pieniądze są mocno związane z naszym zdrowiem i odwrotnie. Poznałam kiedyś człowieka bardzo zamożnego , należał do jednych z najbogatszych ludzi w Europie i przyznał się w tajemnicy, że miał nieuzasadniony duży lęk przed stratą pieniędzy. Początkowo ten lęk był motorem do powiększania coraz większych środków finansowych , aż w końcu odbiło się to na jego zdrowiu. Rak kręgosłupa powiedział mu stop!!!
Nasz sabotażysta pilnuje, abyśmy postępowali zgodnie z naszymi emocjami, które przyblokowane żyją w nas swoim życiem pustosząc nasze zdrowie i kieszenie. Naprawdę warto się zatrzymać , podumać, czy na pewno jesteśmy wobec siebie w porządku , bo odkrycie jakiegoś lęku może zahamować proces niszczenia naszego życia. Nic nie musi się wydarzyć , jeśli nie damy temu przyzwolenia , wszystko jest w nas. Irena
„ Kiedy rozpoznamy, jak te pozytywne i negatywne przekonania kontrolują naszą biologię, możemy wykorzystać tę wiedzę do stworzenia życia wypełnionego zdrowiem i szczęściem”. Autor – Bruce Lipton / był profesorem szkoły medycznej na Uniwersytecie Wisconsin i uczonym prowadzący prace badawcze/ „Nasze przekonania kontrolują nasze ciała, umysły i w rezultacie życie…
Och! Wy, małej wiary! „ Autor – B. Lipton
Kim jestem ? : Z butami milionerki pod mostem.
„ Wspomniałem w którymś miejscu, że podczas gdy wiedza jest siłą, to wiedza o sobie jest mądrością” Autor – C.C.Tipping
Plik EPS
Już samo świadome przyznanie się przed sobą do swoich słabości może nam pomóc rozwiązać wiele problemów i zapobiec dramatom.
Pieniądze szczęścia nie dają, niestety ich brak nieszczęściu nie zapobiega, to jak już ma się być nieszczęśliwym, to lepiej z pieniędzmi niż bez.
Aby mieć pieniądze wystarczy poznać siebie , uwolnić się od lęku i destruktywnych przekonań. Czasem naprawdę wystarczy przez chwilę pomyśleć i zastanowić się nad sobą.
Takim przykładem była Marysia , która jak sama twierdzi „ znalazłam się w butach milionerki pod mostem”.
W trakcie rozmowy wtrąciłam Marysi pytanie ; Co ty mówisz? Jak to możliwe? Znam trochę Ciebie zawsze jesteś operatywna i lubisz nowe wyzwania.
A Ona na to ; No właśnie , to że ja lubię, nie pomyślałam że bliscy mojemu sercu niekoniecznie muszą podzielać moją pasję, Marysia zaczęła opowiadać.
Pewnego dnia jak dojrzała w mojej głowie nowa pasja, nowe wyzwanie i nie chcąc się pozbywać dobrze prosperującej firmy przekazałam całą firmę mężowi. Byłam z nim już 15 lat i mieliśmy dorastające dwoje dzieci. Męża miałam uczciwego , pracowitego , dlatego z czystym sumieniem mogłam mu swoją firmę powierzyć , a właściwie to naszą bo nie mieliśmy rozdzielności finansowej. Mąż na poczet dobrze prosperującej firmy zadłużył się w banku na parę milinów, aby rozszerzyć działalność. Niestety nieoczekiwanie firma zaczęła przynosić mniejsze dochody, odsetki od zadłużenia rosły aż w końcu nie było możliwości spłaty. Nim ja rozwinęłam swoją nowa działalność zgodnie ze swoją pasją , mąż firmę doprowadził do bankructwa. Straciliśmy wszystko, łącznie z domem. Wyeksmitowani pojechaliśmy z Rodziną do kochanej mamy, która udzieliła nam wsparcia. Po drodze na dworcu odłączyłam się na chwilę i bezwiednie poszłam w nieznanym kierunku.
Ocknęłam się pod mostem kolejowym, boso trzymając w rękach swoje buty , już byłej milionerki.
Opowiedziała jak zadawała sobie pytania koncentrując się w szczególności na jednym pytaniu;
Kim jestem?
Marysia opowiada mi dalej jak by mówiła sama do siebie:
Zadałam sobie to pytanie patrząc na swoje bose nogi, które nie były już godne nosić buty milionerki. Patrzyłam raz na swoje buty, a raz na bose stopy i ciągle pytałam siebie kim jestem? Co się stało? Dlaczego to nam się przytrafiło? To moja wina!! Nie! to męża wina!! Po co powierzyłam mu swoją firmę!! Tak stojąc nurtowały mnie pytania i pretensje do siebie i męża.
Nagle gdzieś z zewnątrz sama przyszła odpowiedź na pytanie kim jestem? Tak , to takie proste, jestem bankrutem. Dlaczego tak się stało? To też proste, przecież pragnęłam nowego wyzwania. To dlaczego przekazałam firmę mężowi? On tej firmy wcale nie chciał, przyjął ją by mnie pomóc, bo żal mnie było dobrze prosperująca firmę sprzedać.
W tym momencie zrozumiałam, że zgubiło nas zbyt duże przywiązanie do firmy, a właściwie to tylko moje, bo mąż chciał mi pomóc, tylko pomoc przerosła jego możliwości. On lubił spokojnie pracować, cieszył się życiem , nigdy nie interesowało go robienie pieniędzy , ani prowadzenie firmy. Przecież za to go właśnie kochałam. On mnie też za moje pasje, za moje wyzwania podziwiał i kochał.
Drugim pociągiem dołączyłam do Rodziny , ze łzami w oczach wszystkich przeprosiłam, w szczególności mojego męża. Mąż też płakał , przepraszał mnie mówiąc , to ja Ciebie chciałem prosić o wybaczenie, a Ty mnie przepraszasz? Za co?
Odpowiedziałam mężowi, że chciałam byś był inny niż jesteś, bo na dany moment było mi wygodniej firmę wcisnąć Tobie niż pozbyć się do niej przywiązania i ją sprzedać , by spokojnie móc realizować się w nowym wyzwaniu. Wyznałam mu szczerze jak na spowiedzi. Po tych słowach mąż z całą Rodziną przytulili mnie do siebie i wszyscy wzajemnie wybaczaliśmy sobie nasze słabości .
Uczciwe uczucia są zawsze silne – skomentowała swoją opowiedzianą historię.
Myślę, że Marysia wyciągnęła lekcję życia , dlatego dała sobie możliwość odbić się od dna i iść dalej .
Wiadomo mi, że Marysia po 10 latach pracy we Włoszech spłaciła wszystko co do grosza i wróciła do kraju, do swojej Rodziny. Była dumna, że nawet udało jej się odkupić ich zlicytowany dom.
Opowiedziała mi krok po kroku jak z niczego we Włoszech zarobiła ciężką pracą, ale uczciwie parę milionów. Tylko to jest długa historia na inną opowieść.
Czasem poznanie siebie, zadbanie o swoje wnętrze jest bliskim bardziej pomocna niż inna forma pomocy. Irena
„Czy zastanawiałeś się kiedyś, dlaczego większość ludzi zarabia mniej więcej tyle samo przez całe życie? Albo dlaczego jedni zawsze przyciągają do siebie pieniądze, a drudzy stale walczą, by tylko jakoś przeżyć?” Autor – C.C.Tipping
Czy można zaufać sobie? Prawda o sobie boli , a może bardziej jest bolesne nasze zakłamanie tylko o tym nie wiemy?
Sami jesteśmy twórcami swojego życia, zgodnie z wolną wolą otrzymaną od Boga. Na tak wypowiedziane stwierdzenie w gronie znajomych usłyszałam głośny okrzyk , to nieprawda!!! Gdyby tak było żylibyśmy długo i szczęśliwie bez chorób i cierpienia! Najgorsze, że choroby i cierpienia dotykają niczemu niewinnych dzieci i wielu wspaniałych ludzi o dobrych i szlachetnych sercach!
Odpowiedziałam spokojnie , to prawda nikt sam sobie o zdrowych zmysłach cierpienia nie funduje , a wiele rodziców oddałoby za swoje dzieci życie i gdyby można było wzięliby bez wahania cierpienie chorych dzieci na siebie, ale niestety nie jest to możliwe. To takie przykre i wydaje się niesprawiedliwe.
Wcześniej w artykułach już pisałam, że dlatego cierpimy , bo naszą rzeczywistość tworzy podświadomość według naszego programu życia, który ciągle zaśmiecamy blokadami emocjonalnymi i przekonaniami już od wczesnego dzieciństwa i otrzymanymi w spadku po naszych przodkach . Uważam, że nasz program życia dany od Boga czysty , to prawdziwe Ja człowiek pełne miłości i szczęścia . Gdyby nasz program życia nie był zaśmiecany, naprawdę żylibyśmy długo i szczęśliwie .
„ Należy jednak uczynić od razu pewne istotne rozróżnienie pomiędzy duchowym JA JESTEM a Ja człowiek. Są to pojęcia z gruntu odmienne , chociaż blisko ze sobą związane.” Autor – C. C. Tipping
Niestety nie ma jednego ja tylko jest wiele jaźni i pod osobowości. Mnie interesuje jakie jest moje prawdziwe Ja człowiek .
Jaka jestem naprawdę nie wie nikt łącznie ze mną bo prawda o mnie jest przykryta blokadami uczuciowymi swoimi i swoich przodków. Cała prawda o nas ukryta jest w podświadomości i ciele w pamięci komórkowej. Do swojej prawdy jaka jestem docieram uczuciami usuwając emocjonalne blokady , wówczas widzę zdarzenie w innym świetle i poznaję inną prawdę o sobie . W nagrodę spotyka mnie przeżycie jak wychodzę z cienia barw i dostrzegam, że życie ma różne kolory.
Swojej prawdy poszukuję małymi kroczkami w swojej podświadomości z okresu dzieciństwa. Z nutką niedowierzania obserwuję , jak za każdą maciupeńką odkrytą prawdą zmienia się moje zdrowie i życie.
Zdarzeń ze swojej przeszłości nikt nie zmieni , bo to się już wydarzyło i nikt tego nie cofnie . Spojrzenie na to wydarzenie owszem można zmienić jak mamy odwagę spojrzeć prawdzie i nie bać się przyznać przed sobą , że w jakiejś sferze życia żyliśmy w zakłamaniu.
W blokadach uczuciowych zawsze okazuje się , że nasze spojrzenie na wydarzenie było błędne, dlatego się blokują. Fałszywe przekonania czynią w naszym zdrowiu i życiu tyle zła, a mimo tego z takim oporem ich się usuwa, bo powołaliśmy ich do życia, a one broniąc się przekonują nasz umysł , aby tego nie czynić. Niestety mają wpływ na nasz umysł jeśli damy im na to przyzwolenie. Ja wówczas mówię, że moje fałszywe „ego” broni się, przekonuje umysł by stwarzał różne okoliczności aby mi się nie chciało pracować nad swoim wnętrzem .
„Gniew prędko może ulecieć i zniknąć. Natomiast rozżalenie żywi się samym sobą i krąży w nas nieprzerwanie”. Autor – C. C. Tipping
Nie ma złych emocji, są tylko te złe które powstały w wyniku kłamstwa , lub fałszywego spojrzenia w pewnym prawdziwym zdarzeniu. Tak już jest , że łatwiej odnaleźć nasze blokady z negatywnych uczuć, chociaż mamy też blokady pozytywne które tak samo są szkodliwe tylko trudniej do nich dotrzeć. Może dlatego, że uczucia negatywne same się żywią i rosną w siłę , a pozytywne zablokowane cichutko skulone siedzą nie dając o sobie znaku życia?
„Możemy pozwolić lub nie pozwolić na przejawienie się choroby w naszym ciele, w zależności od tego z czym harmonizujemy. Innymi słowy – to co zostało stłumione pozostawia ślad w naszym polu morficznym i wnika w naszą strukturę biologiczną. Dlatego naprawdę musimy zwracać uwagę na to, co myślimy.” Autor – Dr Richard Bartlett.
Usuwając blokady absolutnie nie zmieniam swojego programu życia , bo tego nie chcę nawet czynić, przeciwnie chcę zobaczyć, poczuć jaka jestem naprawdę pod pokrywą emocjonalnych śmieci i przekonań. Przecież to Ja człowiek jestem dokładnie taka jaki jest mój czysty życiowy program. Zmieniając swoje przekonanie nie zmieniam swojego programu, tylko oczyszczam go z fałszywego spojrzenia. Błędne spojrzenie spowodowało blokady, w których są zablokowane nie rozwiązane nasze problemy i nasze choroby.
Cudowne jest również to, że poprzez pole morficzne , w spadku zostawiam swoim potomkom o tyle mniej destruktywnych przekonań, ile w swoim życiu zdołam blokad usunąć. Irena
„ Moje prawdziwe Ja – człowiek , czyli to, w którym wyraża się moje naturalne istnienie jako człowieka. Wyraża ono to, kim jestem w swej najgłębszej istocie – moje podstawowe cechy charakteru, moje genetycznie określone dyspozycje i sposoby zachowania; zarówno dobre jak i złe. To moja istotowa osobowość. „ Autor – Colic C. Tipping
„Poczucie winy za inne osoby powstaje wtedy, gdy winisz się za coś, co robią inni ludzie związani z tobą. Na przykład rodzice winią się za to co robią ich dzieci”. Autor C. C. Tipping
Po dwóch dniach moja znajoma z opisanej historii w poprzednim artykule wróciła do mnie już bez oznak cierpienia, ale za to z poczuciem winy.
Poprosiła mnie o rozmowę , więc usiadłyśmy we dwie przy skromnej herbatce . Bez zbędnej zachęty do rozmowy opowiedziała mi za co gryzą ją wyrzuty sumienia. Czasem dobrze jest coś, co nas gryzie komuś wyrzucić z siebie. Na początku grzecznie zastrzegła sobie, że musi mnie skrytykować za poparcie w spontanicznej reakcji wobec córki. Zachowałam się wobec niej niewłaściwie ! Mówi do mnie z nutką pretensji. Myślę , że powinnam córkę za swoje zachowanie przeprosić zaakcentowała.
Ja też spokojnie odpowiedziałam jej, miła koleżanko nie moją rolą mówić Tobie ani nikomu nie jest co kto powinien robić, mówić , a co nie i ja tego nie czynię. Ja tylko mogę ci powiedzieć swoje zdanie w tym temacie, ale Ty możesz postąpić po swojemu zupełnie inaczej niż ja uważam.
Powiedz mi w końcu za co myślisz, że powinnaś przeprosić.
No jak to za co? Za to, że wykrzyczałam jej , że nie szanuje swojej własności, przecież każdy może i ma prawo ze swoją własnością robić co chce i nikt nie ma prawa nikomu mówić co może, a co nie powinien z nią czynić.
Ja też tak bym myślała odpowiadam skromnie, gdyby Tobie chodziło o jej własność a nie o jej bezpieczeństwo, zdrowie i wolność czyli obdarowywaniem zaufania niewłaściwym osobom. Przecież samochodu i szczoteczki do zębów nie pożycza się nikomu, tym bardziej podejrzanej o złe zamiary. A kluczy do mieszkania nie daje się komuś kto ewidentnie stracił zaufanie. O ile pamiętam, przecież dlatego z nim się rozstała bo już mu nie mogła ufać. A jeśli obdarzyła córka go mimo wszystko aż takim zaufaniem , to jej obowiązkiem było jako matce wyjaśnić, co się zmieniło w tym temacie, czym się wykazał, że mu ponownie zaufała aż tak. Zachowałaś się impulsywnie po jej beztroskiej wiadomości. Powszechnie wiadomo, że szacunek idzie w parze z zaufaniem . Jak nie szanuje się swojej własności to w takim samym stopniu nie szanuje się siebie. Brak szacunku do siebie skutkuje tym, że inni nas nie szanują, i nie ma się co dziwić, że pracodawca nie płaci nam za godziwą pracę, przecież uwidaczniamy innym, że nasz czas jest nic wart, to za co ma płacić? Ciesz się, że pracodawca dowartościowuje taka osobę dając możliwość pozytywnie zagospodarować nic nie znaczący dla niej czas. No cóż zrobisz co będziesz uważała za stosowne.
Po naszej krótkiej rozmowie twarz koleżanki się rozjaśniła i prawie z radości krzyknęła;
Że ja też sama na to nie wpadłam, przecież nic nowego mi nie powiedziałaś czego ja bym nie była świadoma. Dziękuję Ci , sama nie wiem za co ja czułam się winna wobec córki , to przecież troska o jej dobro spowodowała moją reakcję.
Uspokoiłam koleżankę mówiąc : Wiem doskonale, rozumiem to i przed Tobą się nie wymądrzam, ja na Twoim miejscu zareagowałabym podobnie.
Większa emocja często przykrywa nasze racjonalne myślenie, czasem wystarczy z kimś szczera rozmowa by emocje opadły i wróciło logiczne myślenie.
Już zupełnie na luzie nasza rozmowa przeszła na temat Świąt Bożego Narodzenia. Jak spędzasz Święta, Sylwestra no i oczywiście Andrzejki? Spytała.
Tak się ułożyło, że Andrzejki mam możliwość spędzenia z mężem mimo, że obecnie jest za granicą . Na Święta i Nowy Rok mam rezerwację w uzdrowisku. To fajnie , ale to musi być kosztowne mnie by na to stać nie było i wolę Święta z Rodziną. Tak, nie jest to tanie, ale jak wszystko sobie obliczyłam to z Rodziną i dziećmi są tak samo kosztowne. Zakupy , paczki, wyższe opłaty za prąd za ozdoby świetlne , piekarnik, ogrzewanie , sama przez dwa tygodnie też muszę się żywić. Kocham swoje dzieci bardzo i chętnie dzieliłabym z nimi radość świąt, ale jak zdrowie dopisze to jeszcze z nimi radości zaznam. Ja z nimi spędziłam już wiele świąt i zawsze było cudownie, tylko dlaczego takie męczące? By zachować zdrowie na dalsze lata nie mogę się zbytnio forsować, poza tym chcę doświadczyć luksusu bycia obsłużonym w miłej atmosferze. Już takie doświadczenie miałam i było miło i tak cudownie, że zapragnęłam powtórzyć to jeszcze raz.
Koleżanka zareagowała słowami ; – Teraz jak ciebie słucham dotarło do mnie , że na wakacje, urlopy córki, święta zapraszałam i cieszyłam się z ich przyjazdu , ale przede wszystkim chciałam im pomóc, i czuć się potrzebną. Zwyczajowo każdy przyjazd dzieci finansuję i staram się by córka miała możliwość wypocząć, bo wiem że jej ciężko i jest bardzo zmęczona. Dwoje dzieci, praca i jeszcze truteń i tak ją podziwiam jak sobie daje radę i ma prawo być zmęczona. Córka ode mnie tego nie wymaga, ale ja tak sama od siebie staram się pomagać w miarę jak potrafię. Właściwie to jej nawet wciskam i przyjmuje moją pomoc skrępowanie. Teraz dociera do mnie, że źle robiłam, bo pomagając jej żywiłam za jej pośrednictwem jej trutnia. Wiesz on zawsze ulatniał się od niej jak dzieci chorowały, jak ona była zmęczona i ogołocona z pieniędzy. Po ich rozstaniu ona zawsze zarzekała się , że już się rozstali definitywnie. Ja wówczas siłą rzeczy pomagałam w opiece nad dziećmi i pozbierać się jej w kondycji fizycznej , psychicznej i finansowej. Truteń nie dawał znaku życia. Jak już zuboża ł finansowo , to pomalutku niby odwiedzając na chwilę dzieci , sprawdzał jej kondycję finansowo zdrowotną. Już po rozstaniu po dwóch miesiącach jak dowiedział się, że ma do spłacenia samochód wpadł w nerwy , zrezygnował z zabrania dzieci i ulotnił się na następne kilka tygodni. Co go obchodził jej dług? Dopiero zaczął odwiedzać dzieci i krążyć koło córki jak spłaciła samochód i zobaczył nowe ubrania u dzieci i nowe rzeczy w domu. Tak naprawdę to ja żywię trutnia , bo on córkę ogałaca, a ja uzupełniam te braki.
Jej spory potok słów skomentowałam;
To dobrze, że to zauważyłaś lepiej późno niż wcale. Przecież córka odpocząć też może na wczasach, nie stać ją na rodzinne? To niech da trutniowi dzieci i pojedzie sobie na wczasy z koleżanką, chociaż na parę dni. Dzieci jak trochę zatęsknią za mamą, to też wyjdzie im na zdrowie. Truteń każdy urlop spędza sobie sam bez dzieci, to i ona może też tak zrobić. Jak nie wyrazi zgody to może żądać wyższe alimenty, bo tylko ona ponosi za dzieci koszty mieszkaniowe i tylko ona poświęca im cały wolny czas, nie może zdobywać wyższych kwalifikacji, dokształcać się zawodowo, a w pracy by uzyskać podwyżkę trzeba wykazać się dobrą kondycją psychiczną i fizyczną . Czas to pieniądz i zdrowie i sądy o tym wiedzą. Tylko trzeba się upomnieć o swoje, a nie „ żebrać tatusia dla dzieci”. Córka jest inteligentną i wie o tym , tylko po co? Może bez Twojej pomocy szybciej by się otrząsnęła z trutnia sama. A tak daje Ci tylko sposobność abyś poczuła się potrzebną.
Uważajcie MAMY i BABCIE z tą swoją pomocą i ze swoim poczuciem bycia potrzebną. Nie ma w tym nic złego jak jest fajnie dopóki w tej grze nie bierze udziału truteń. Czasem trzeba rozważyć, czy pomagając nie czynimy dzieciom większej krzywdy niż pomocy. Pozwólmy swoim dzieciom rujnować swoje życie na ich sposób , by w konsekwencji mogli szybciej odnaleźć siebie na nowo. Jeśli nie chcą skorzystać z naszej życiowej wiedzy i doświadczenia nic na to nie poradzimy.
Nic mi nie mówiąc moja znajoma wzięła telefon i jeszcze trochę drżącym głosem powiadomiła córkę, że jedzie na wczasy ŚWIĄTECZNO – NOWOROCZNE , nie wiedząc jeszcze gdzie i czy się jeszcze załapie.
Zrozumiała, że musi przede wszystkim zająć się swoim życiem ratując resztki swojego zdrowia. Na córki problemy nie ma żadnego wpływu , bo córka jej rady ostrzegawcze przyjmuje jak nieuzasadnioną krytykę, co wcale nie znaczy, że przestała ją kochać nad życie.
Ja mam rezerwację tylko przyznaję, że też trochę ryzykuję, bo nie wiem czy będzie tak samo fajnie jak kiedyś , ale kto nie ryzykuje szampana nie pije. Mam nadzieję, że moje współlokatorki pokoju i obsługa okażą się miłe i spędzę czas SWIĄTECZNO – NOWOROCZNY miło i cudownie, czego wszystkim z całego serca życzę. Irena
„A po to by mieć sumienie, musisz mieć dobrze rozwinięte poczucie przyszłej winy. W pełni dojrzałe sumienie kształtuje się wtedy, gdy zmagasz się z jakaś zasadą , a nie wtedy , gdy zaglądasz do zbioru przepisów”. Autor – C. C. Tipping
Jeśli czegoś nie widzisz? – to nie znaczy, że tego problemu nie ma.
Nie szanujesz swojej własności!!!!! – zareagowałam spontanicznie . Musiałam jej to wykrzyczeć chociaż zakłóciłam jej radość spokojnego wieczoru!!! Przecież jej szczęścia pragnę najbardziej z wszystkiego na świecie! Nie chciałam zakłócać jej wieczoru.
„Ja sabotażysta to jaźń, która bezustannie sprawdza , jakie przekonania , idee, koncepcje, postawy, uprzedzenia i inne treści znajdują się w twojej świadomości, i pilnuje, żeby wszystko, co robisz , myślisz i planujesz , pasowało do tego co tam jest. W przeciwnym razie będzie sabotować twoje zachowania na wszelkie możliwe sposoby. Będzie zakłócać twoje związki, finanse i inne sfery życia , ilekroć to , co zrobisz, pomyślisz i zaplanujesz , nie będzie się zgadzało z przekonaniami, które już istnieją w twojej świadomości.” Autor – Colin.C. Tipping
Przyszła do mnie zapłakana znajoma Matka i babcia dorosłej córki z bólem w sercu z prośbą o radę co ma zrobić. Mówi do mnie, że cokolwiek nie zrobię, to i tak będę cierpiała, tylko nie wiem które cierpienie gorsze.
Bo widzisz mówi do mnie moja córka rozstała się po raz kolejny jak sama stwierdziła z „trutniem”. On uciekał z domu nie wiadomo dokąd na całe dnie czasem tygodnie zawsze jak miał pieniądze. Jak pieniądze mu się kończyły to jak by nigdy nic z niczego się nie tłumacząc wracał goły i wesoły na wikt i córki opierunek. Czasem przez dzień jak nie widział w niej zachwytu ze swojego powrotu coś tam dzieciom przeprał, wyprasował i już mu darmowe wyżywienie się należało. Nigdy żadnych świąt, ważnych uroczystości Rodzinnych z nią i dziećmi jeszcze w całości z nimi nie spędził, zawsze stylem angielskim po cichu się ulatniał. On zawsze do dzieci miał prawa o ona tylko obowiązek . Stosował zasadę wszystko co twoje to moje, ale co moje to nie rusz.
Ona z tym się nie zgadzała, ale on tym się nie przejmował, bo i tak swoje swoimi sposobami egzekwował. Po czwartym rozstaniu teraz wydawało się, że już na dobre, bo nie są razem już z siedem miesięcy. Oddała mu ich wspólny samochód , by rozstanie było w miarę spokojne, sama z trudem kupiła sobie na raty drugi , nie przeczę, że trochę jej w tym pomogłam bo żal ściskał jak się co dzień męczyła z dziećmi odprowadzając do przedszkola. Wiatr, deszcz, chlapa , nie obchodziło to kochanego tatusia jak sobie poradzi, co z dziećmi, bo jak był na jej utrzymaniu to łaskawie pozwalał jej wozić dzieci ich wspólnym samochodem, a sam wylegiwał się do południa. Bo jak na trutnia przystało pracując co czwarty dzień do południa spał jadł mył się, a wieczorem jak z dziećmi córka wracała z pracy wypoczęty wychodził z domu nie wiadomo dokąd i na jak długo. Zdarzało się, że po drodze zabierał jej z portfela pieniądze , jak przyuważyła to twierdził, że na olej samochodowy, benzynę, czy jakieś części, bo oczywiście on nigdy swoich pieniędzy na takie wydatki nie miał.
Po rozstaniu jeszcze miał bezczelność wypomnieć jej, że samochód który kupiła to też za jego pieniądze. On uważał że jak z nią był, to jej zarobione pieniądze są też jego , ale od jego pieniędzy to wara! Sama słyszałam jak mówił jej, że nic ci do moich pieniędzy.
W czym problem, że aż tak cierpisz? Przecież się rozstali mówię znajomej. Widzisz ona i tak jego obdarza zaufaniem bezgranicznym można powiedzieć.
Skąd takie przypuszczenie? Ponownie wprowadził się do niej? Jeszcze nie i nie o to chodzi!
Widzę co się dzieje ! Widzę, że truteń mimo że prawdopodobnie kogoś ma to przejmuje nad nią kontrolę, a ona mu daje na to przyzwolenie dając mu klucze od swojego mieszkania i samochodu , niby, że była taka potrzeba ze względu na dzieci. Przecież jest ojcem, to nie będzie mi w samochodzie złośliwie grzebał, na usprawiedliwienie dodała.
Nie chce pamiętać, że przez dwa miesiące potrafił się do dzieci nie odzywać. Jak zabrał samochód nie obchodziło go czym dzieci będzie woziła do przedszkola. Nie chce pamiętać, że prawie za każdym razem jak wymuszała od niego wspólny samochód to się na drodze rozkraczał, w ten sposób zniechęcił ją do korzystania z wspólnego samochodu , w ten sposób samochód miał tylko do swojej dyspozycji.
Zadałam pytanie skąd podejrzenie o kontrolę? Stwarzanie sytuacji, że zabiera jej kluczyki może jest taka potrzeba? To jeszcze niczego nie dowodzi, chociaż przyznaję nierozważna jest to reakcja córki, że na to przystaje i nie widzi w tym żadnego zagrożenia, a przecież ją znam, to bardzo mądra i rozsądna kobieta i może trochę przesadzasz?
Może gdyby nie to, że zaczął się interesować z kim się spotyka, przygadywać jej , najgorsze, że sygnalizują sąsiedzi, że często pod dom zajeżdża samochodem do domu nie wchodząc. Związku z tym córka boi się nawet z kolegą i przyjaciółmi spędzić w swoim domu sylwestra, bo już kiedyś zrobił jej o to awanturę po którymś rozstaniu.
Po tym wyznaniu nastąpiło między nami milczenie, nie wiedziałam jak znajomą pocieszyć.
No cóż wielu osobom się wydaje, że jak problemu nie zauważą, stworzą sobie otoczkę spokoju i radości to problem ulegnie rozpadowi i zniknie z naszego życia. Nie chcą zauważać, że okłamują siebie, a problem rośnie jak na drożdżach osiągając nawet gigantycznych rozmiarów. Usilnie się starając być ślepym , bo tak wygodnie, bo każdy chce mieć trochę spokoju. Nie chcą wiedzieć, że i tak w najbardziej niedogodnym momencie o to się przewrócą, często mocno się raniąc. Najgorsze, że małe dzieci przy tym wszystkim ponoszą zawsze największe szkody.
Jeśli ktoś ma poczucie zagubienia i nie chce tego zauważać, to według mnie bliscy w takiej sytuacji muszą logicznie i racjonalnie reagować dość stanowczo . Najważniejsze by nie utwierdzać w błędnym przekonaniu, że nic się nie dzieje, że wszystko dobrze . Jak coś nie tak czasem trzeba o tym krzyczeć i tupać czy to się kochanej osobie podoba czy nie!!!!!!
Jeśli nawet krzyk bólu nie odniesie wobec ukochanego dorosłego dziecka skutku, to przynajmniej nie udzieli się wsparcia sabotażyście jaźni.
Po wyjściu znajomej przyszła mi refleksja , czy Matka dorosłego dziecka ma prawo wtrącać się do jego życia jeśli jej oczyma widzi zagrożenie? Nie wiem czy ma prawo czy nie, ale która Matka z bólem serca spontanicznie nie zareaguje nawet narażając utratę bliskich więzi? Prędzej czy później , tylko z większym bólem te więzi by i tak zostały utracone, bo sabotażysta jaźni by się o to postarał.
Każdy ma swojego sabotażystę eksperta od niweczenia wszystkiego w zależności od wielkości lęku, bo bać boi się każdy.
Nic w życiu nie dzieje się przypadkiem, wszystko jest w nas.
„Chociaż odkrycie własnych przekonań może ci trochę utrudnić życie , to jednak przyniesie ci dużą korzyść” Autor – C.C.Tipping
U mnie korzyści z odkrycia przekonań wcielając się w detektywa swoich emocji spowodowały całkowita zmianę mojego życia i uważam, że wszystko co najpiękniejsze jest jeszcze przede mną , czego wszystkim serdecznie życzę. Irena
Po sześciu dniach bez cukru , bez mięsa, na warzywach i z chlebem mieszanym z niewielką ilością ryby przez pierwsze trzy dni czułam się lekko . Niestety następnego czwartego dnia poczułam osłabienie, a piątego i szóstego dnia dołączył ból głowy . W siódmym dniu swojej diety wkurzyłam się na nieustający ból głowy . Oczekując wizyty swoich ukochanych wnuków martwiłam się swoją dokuczliwą niedyspozycją która na pewno zakłóci radość z tak miłego spotkania. Tak naprawdę to nie wiedziałam co jest przyczyną dolegliwości , ale było to tak wkurzające, że bez względu na wszystko zjadłam schabowego z drobiu popijając słodką herbatką z cytrynką. Po paru minutach oczekując gorszego samopoczucie nagle przeszedł mi ból głowy. Schabowy zadziałał u mnie lepiej niż tabletka przeciw bólowa. Smażonego w swojej diecie wystrzegałam się jak diabeł święconej wody i nie pamiętam kiedy ostatnio spożywałam tak niezdrowy posiłek chociażby ze względu na swoją wątrobę. Byłam bardzo zaskoczona reakcją mojego organizmu. Dla mnie jest dowodem jak żywność ma wpływ na nasze zdrowie nie tylko na dobre samopoczucie.
Przygodę ze swoim kotletem nie potrafię wyjaśnić co wcale nie oznacza że nabrałam nowego przekonania , że smażone jest zdrowe. Jednorazowe spożycie czegoś niezbyt zdrowego może czasem jest wskazane? Ja nadal zgodnie ze swoim przekonaniem w swoim zdrowym odżywianiu smażone wykluczam . Nie będę eksperymentować ze swoim zdrowiem. Co do dalszej diety wykluczającej cukier , postanowiłam stopniowo ograniczać i jak mam ochotę to raz albo dwa razy dziennie piję słodką czarną herbatkę z cytrynką pamiętając, by za każdym razem mniej słodzić.
Już mniej pewnie, ale nadal planuję przejście na Post Daniela Dr. Dąbrowskiej tylko najpierw trochę wstępnie przygotowuję się ograniczając w diecie niektóre produkty , by następnie Post Daniela kontynuować pod fachową opieką na wczasach zdrowotnych Pani Dr. Dąbrowskiej.
Samo ograniczenie spożycia produktów jest męczące wymaga przeorganizowanie nawyków gotowania, szukania odpowiednich produktów by jedzenie urozmaicić . Samo myślenie co na obiad, co kupić, a najważniejsze gdzie kupić / mieszkam na wsi daleko od aglomeracji/ przyprawia o zawrót głowy, a ja cenie sobie wygodę. Samo przyrządzanie diety jest trudne ale możliwe, dla chcącego nie ma nic trudnego tylko ciągle to dręczące pytanie po co? Czy na pewno ten Post Daniela jest uzdrawiający? Jak się nie przekonam to nie będę wiedziała, ale czy muszę wiedzieć? Kiedy o tym myślę coraz bardziej czuję , że to chyba nie moja bajka.
Po dziwnej przygodzie z dietą odprężam się ulubionym myślom co chciałabym jeszcze w swoim życiu zmienić? Co mnie doskwiera a wydaje mnie się, że nie mam wpływu? Tylekroć przekonałam się, że jak zmieniałam swoje przekonania to polepszało się moje zdrowie, polepszało moje życie a mimo to ciągle wydaje mi się to tak niesamowicie cudowne , że aż niemożliwe by było prawdziwe. Wówczas muszę sobie przypominać jak było, jakie miałam destruktywne blokady które uwolniłam i co za tym zmieniło się w moim życiu i w moim zdrowiu. Stan zdrowia bardzo mnie się poprawił, ale człowiek do dobrego szybko się przyzwyczaja i myśli, że tak musi być , że tak się samo ponaprawiało.
Nic samo się nie naprawi, bo samo się nie popsuło. Dużo trudu wkładamy na uaktywnienie choroby, ale wydaje nam się, że choroba przychodzi sama bo tak chcemy wierzyć, bo tak dla nas wygodnie , bo usprawiedliwiamy nasze lenistwo do wysiłku, bo ukrywamy brak odwagi by spojrzeć prawdzie na swoje życie.
Od trzydziestego roku życia cierpiałam na coraz większe bóle kręgosłupa, które przestałam leczyć po diagnozie rak. Lekarze kazali mnie psychicznie przygotować się na chodzenie o kulach. Teraz zauważyłam, że już zapomniałam jak dokuczliwie boli kręgosłup, jak po nocach nie dawał spać, jak zamiast na łóżku spałam obok na kocu , bo na twardym bolały mięśnie ale kręgosłup jak by mniej. Samochodem w podróży bez ortopedycznej deski na kręgosłup nigdzie się nie ruszałam, teraz podróżuję bez takich problemów. Mój kręgosłup sam się uzdrowił, ale uwalniałam mnóstwo destruktywnych blokad z różnych powodów w ogóle o kręgosłupie nie myśląc, co nie znaczy, że go nie obciążały.
Mój biedny kręgosłup musiał dźwigać te ciężary uginając się pod nimi, wykrzywiając się aż wszystkie jego kostki trzeszczały, ja cierpiałam, narzekałam bo mocno bolało więc połykałam tabletki przeciwbólowe , które coraz mniej skutkowały.
W miarę uwalniania się od destruktywnych blokad, uwalniałam kręgosłup od ciężaru aż przestał mnie boleć , i ja zapomniałam o problemach z kręgosłupem. Jeśli zdobędę skierowanie od lekarza to zrobię Rg kręgosłupa i porównam co się naprawiło, bo coś musiało się naprawić skoro przestał boleć, to logiczne.
Człowiek docenia zdrowie jak je traci, jak odzyskuje zdrowie bardziej je ceni, ale czasem nie chce się pamiętać co było utratą tego zdrowia, dopiero na przykład problemy z dietą przywołały moją pamięć o chorym niedawno kręgosłupie. Może dlatego mam problemy z dietą by przywołać tą pamięć? Nic nie dzieje się bez przyczyny. Irena
„Program antywirusowy na ludzkim twardym dysku to program oparty na zasadzie bodźca i reakcji. Naturalnie dążymy do przyjemności i unikania bólu, i w miarę jak żyjemy i się uczymy , instynkt dodaje coraz więcej definicji i rozpoznaje coraz więcej różnic. „ Autor – Alexander Loyd
„Jako dorośli potrafimy sobie również uświadomić, że w każdym wypadku my także działamy według systemu bodziec/reakcja/ dążenie do przyjemności i unikanie bólu.” Autor – Alexander Loyd
Jakie mamy przekonania tak się odżywiamy, jak się odżywiamy takie są przekonania
Każdy sposób odżywiania jest nawykiem i uzależnieniem. Sposób odżywiania nazywamy dietą zdrową, normalną lub niezdrową. Jaki styl życia taką stosujemy dietę.
Ja staram się stosować zdrowy styl życia , ale mam wątpliwości czy na pewno zdrowo się odżywiam? Po diagnozie rak uważałam, że diametralnie przeszłam na zdrowe odżywianie. Swoje odżywianie zmieniłam to fakt, tylko czy na pewno na zdrowe, dzisiaj mam wątpliwości. Całe życie byłam szczupła i na nowej warzywnej diecie z dodatkiem niewielkiej ilości kaczego gotowanego mięsa przytyłam 20 kg. Wówczas cieszyłam się z przybierania na wadze chociaż tycie nie było celem mojej diety tylko zdrowie. Pewność zdrowego odżywiania mimo tycia dawało postrzeżenie, że ci co chudli szybko umierali. Obecnie zostało mi 10 kg nadwagi i świadomość, że moja cudowna zdrowa dieta tak do końca zdrowa nie była. Niekoniecznie tylko dlatego, że odkryłam w sobie uzależnienie od cukru, który używałam tylko i wyłącznie do słodzenia herbaty. Wypijałam jej duże ilości jako uzupełniającego płynu, bo chłodne napoje powodowały dyskomfort w gardle.
Tak naprawdę co jest zdrowe ?; Co jest niezdrowe ? Słuchając naukowych twierdzeń, różnych fachowców w dziedzinie pewnych cudownych diet można pogubić się , a nawet zwariować. Na przestrzeni wielu lat cudowne zdrowe odżywianie zmieniały się diametralnie. Polecana żywność jako bardzo zdrowa, nagle okazuje się, że naukowcy odkryli że jest bardzo szkodliwa. Nikt nie jest w stanie przewidzieć co jeszcze w niedalekiej przyszłości naukowcy odkryją.
Bez względu na to czym niebawem naukowcy znów nas zaskoczą ja teraz staram się ze swojego jadłospisu wyeliminować cukier. Pomaga mnie w tym przywieziona z Japonii zielona herbata , bo smakuje bez cukru znakomicie . Bez trudu zastąpiłam naszą zwykłą czarną herbatę na sproszkowaną zieloną. Mimo tego dopadają mnie ataki smaku na coś słodkiego. W takich sytuacjach ratuję się miodem i suszonymi owocami i to niestety w większych ilościach, co daje obawy że znów mogę przytyć.
W bezcukrowej diecie przyszła mi z pomocą moja kochana siostra przysyłając mi ciekawy wykład Dr. Dąbrowskiej przywracanie zdrowia dietą: Post Daniela .
Fragment wykładu Dr. Dąbrowskiej wygłoszonego na sympozjum w Radawie 2006r.
Ten wykład mnie zaciekawił do tego stopnia, że nabrałam ochoty na wypraktykowanie Postu Daniela, tylko nie jestem pewna czy wytrwam w postanowieniu. Ciekawi mnie jak żywność wpływa na nasze przekonania i podświadomość? Chcę doświadczyć, jak przy świadomym wyborze diety zmienią się moje przekonania. Czuję, że może to być fajna przygoda z dietą i myślę, że z takiej przygody nie zrezygnuję. Jakie będą tego skutki zobaczę i na blogu opiszę . Irena
Od diagnozy zaawansowanego drobnokomórkowego raka płuca prawego z naciekiem 16.10.2004r – każdego dnia jestem zdrowsza i czuję się młodsza mimo upływającego czasu.
Tak już jest, że po diagnozie raka każdy chory liczy ile kto żyje od postawionej diagnozy. Pamiętam jak cieszyłam się i uważałam za sukces, że żyję rok czasu od diagnozy i czuję się nieźle. Następnie postawiłam sobie poprzeczkę, by przeżyć od diagnozy trzy lata. Później było moją ambicją by przeżyć magiczne pięć lat. Po tych magicznych pięciu latach było mi już łatwiej uwierzyć, że wznowa raka nie nastąpi, bo już wielu lekarzy z którymi się spotykałam mieli przekonanie, że po upływie pięciu lat jest duża szansa na pokonanie wznowy aczkolwiek zastrzegali ,że nie wykluczone, że wznowa nastąpić może nawet po siedmiu latach.
U mnie złe rokowania nie były tylko z powodu ewentualnej wznowy raka, ale z powodu zniszczonych płuc po raku, chemii i radioterapii. Według mnie największe zniszczenia płuc zostały dokonane przez radioterapię. I pomyśleć, że radioterapia być może była niepotrzebna, ale tego tak naprawdę nikt nie wie. Wznowa nie nastąpiła, ale płuca zostały bardzo mocno spalone , nawet nie porównywałam jaki procent moich płuc jest zniszczony , wystarczyło mi stwierdzenie, że duży obszar płuc jest zwapniony./ KT i Rtg płuc w zakładce – leczenie/.
Niestety płuca to organ oddechowy , a bez oddechu nie ma życia. Kiedyś czytałam, że nasza długość życia zależna jest od kondycji naszych płuc. Tak głębiej się zastanowić, to oczywiste, że dotlenienie naszych organów i całego ciała uzależnione jest od wydolności naszych płuc. W ten sposób słaba wydolność płuc osłabia wszystkie organy i cały organizm. Przy zniszczonych płucach nie można wyrokować większą długość życia, bo z każdą chwilą organizm nawet zdrowy ale źle dotleniony ulega szybkiemu zniszczeniu w zależności od stopnia niedotlenienia. Płuca to organ który się nie regeneruje a osłabiony zwapnieniem szybko ulega dalszemu zniszczeniu.
Taka jest prawda, że jeśli myślimy o długim życiu, to musimy dbać o swoje zdrowie , ale o płuca w szczególności. Nasza długość życia zależna jest od pojemności życiowej płuc.
Walka z rakiem zaawansowanym czasem wydawała mi się bez sensu. Bo jeśli nawet walkę wygram to i tak płuca przeżarte rakiem i jego walką nie rokują niewiele dobrego. Swoją szansę na podniesienie jakości życia zobaczyłam w pieczołowitym zadbaniu tych części płuc które zostały zachowane i ciężko pracują nadrabiając zaległości za tą część wyłączoną z powodu dużego zwapnienia. Już przy pierwszej chemii pomagałam płucom inhalując ich codziennymi długimi spacerami na powietrzu bez względu na pogodę. Codzienne ćwiczenia oddechowe przeponą, weszły mi w taki nawyk, że wykonuję je podczas spaceru, podróży, oraz przy każdym wypoczynku. Dużą ulgę w oddychaniu zauważyłam przy uwalnianiu się ze stresów i lęków podczas stosowanych terapii opisywanych na blogu.
10 rocznice diagnozy obchodziłam w Japonii na dymiącej górze od gorących źródeł
Nie było łatwo , mozolnie pokonywałam lęk przed wznową w samotności , bez wsparcia lekarzy. Dawało mi otuchy pewność, że bliscy życzą mi z całego serca zdrowia, bo niestety nic więcej uczynić dla mnie nie mogli. Moi lekarze bali się bardziej ode mnie dać mi najmniejszą nadzieję, że już jestem wolna od komórek rakowych, a jeśli nawet, to i tak rokowań to nie zmieni, bo zniszczone płuca już się nie zregenerują. Nie mam za złe tego lekarzom, bo stawiają rokowania na podstawie badań i swojej wiedzy medycznej. Niestety przy drobno komórkowym raku płuc takich badań nie mogłam uzyskać, bo jak mnie poinformowano, że jeśli nawet badania PEC nie wykryją komórki rakowej, to nie ma pewności czy jakaś komórka się nie ukryła i może zaraz na drugi dzień po badaniach się uaktywnić. Zazdrościłam czasem tym chorym, którzy swoją wygraną walkę z rakiem mieli potwierdzone medycznymi badaniami, ale i tak od serca cieszyła mnie każda wygrana i dawała nadzieję, że wszystko jest możliwe. Ja nie miałam wyboru i aby jakoś w miarę normalnie funkcjonować musiałam znaleźć pewność w sobie i sama sobie wygraną potwierdzać swoją dobrą kondycją fizyczną. Taką możliwość dała mi praca ze swoim wnętrzem , nauczyłam się emocjonalnej podróży do swojej podświadomości odkrywając tajemnice źródeł swoich przekonań. Samoistnie stałam się detektywem swoich emocji , które przerodziło się w pasję.
Nic nowego nie odkryłam i nic nowego nie stosuję. Praktykuję tylko już znane i wypróbowane metody naukowców którzy swoje teorie poparli praktycznymi setkami doświadczeń i krok po kroku w swoich książkach opisali. W miarę swoich doświadczeń w pracy ze swoim wnętrzem łączę doświadczenia kilku naukowców jednocześnie dzięki temu osiągam lepsze rezultaty widoczne w moim lepszym zdrowiu i wprost proporcjonalnie lepszym życiu, czego wszystkim serdecznie życzę. Irena
Wrażenia na wycieczce w Japonii są pełne wrażeń i podziwu
Byłam na wycieczce w Japonii tylko sześć dni + dwa dni podróży , dla mnie było to zdecydowanie za mało chciałoby się pobyć w tym pięknym kraju chociaż trochę dłużej. Cieszę się i jestem wdzięczna Bogu i losowi, że dane mi było być w tym pięknym kraju. Sama podróż z Warszawy do Tokio przez Paryż była miłą przygodą. W moim odczuciu rejsowy samolot z Paryża do Tokio był samolotem luksusowym, dzięki temu już na początku podróży czułam się dowartościowana. Miła obsługa dbała o wygodę, podawano dobre jedzenie, trochę słodkiej przekąski i do woli napoi ciepłych, chłodzących i alkoholowych. Zaraz po przylocie do Tokio, po małym krótkim odświeżeniu z marszu ruszyliśmy na zwiedzanie Tokijskiego metra. Miałam wrażenie , że znajduję się jak by na innej planecie. Tłum Japończyków jednakowo ubranych , mężczyźni w ciemne garnitury z jasnymi koszulami i niebieskimi kołnierzykami, kobiety podobnie tylko w garsonkach. Nawet dzieci i młodzież chodziła w mundurkach niby różnych, ale bardzo podobnych. Metro Tokijskie to olbrzymia przestrzeń pod miastem , to nie tylko pociągi, ale i chodniki, ruchome schody i tłumy ludzi kierowanych przez służby porządkowe w białych rękawiczkach. Całe metro zautomatyzowane , na pewno byśmy się pogubili mimo dwujęzycznych napisów / Japoński i Angielski/ , gdyby nie Pani przewodnik Japonka i nasz przewodnik Polak. Szybko okazało się, że mamy wspaniałych przewodników z dużą wiedzą , dobrym zmysłem organizacyjnym i dużą troską o całą grupę wycieczki. Wydawało się, że mnóstwo elektroniki, automaty, pociągi i tłum ludzi powinien czynić zgiełk, szum i zmęczenie, a odczuwałam spokój , porządek i bezpieczeństwo. W Japonii jest ruch lewostronny i w metrze tłum ludzi porusza się lewą stroną , ale grzecznie bez szemrania, a nawet z uśmiechem omijali z nas tych którzy poruszali się pod prąd z przyzwyczajenia trzymając się prawej strony. Od pierwszych godzin w Tokijskim metrze dało się odczuć Japońską precyzję, porządek i uśmiech.
Japończyków precyzję porządek i uśmiech odczuwało się każdego dnia aż do końca pobytu. Myślałam , że Japończycy są pracowici niczym roboty, a zobaczyłam wspaniałych ludzi , którzy czują , posiadają niesamowity zmysł organizacyjny , szybkość w działaniu i precyzję. Nie wiem jak Oni to robią , ale odczuwa to się na każdym kroku. Byliśmy w Świątyni do której wchodzi się boso/ lub w skarpetach/ , a buty zostawia przed wejściem. W tym ich świątecznym dniu przybyło tysiące ludzi, była piękna procesja i nikomu nie zawieruszył się zostawiony przed wejściem ani jeden bucik. Jak w tym tłumie powiedziano, że muszę zostawić buty to myślałam, że do hotelu wrócę na boso, tak się nie stało, każdy z łatwością odnajdywał swoją parę w większym porządku niż zostawił.
Są bardzo czyści, utrzymują czystość w każdym pomieszczeniu, ulicy , czy ciemnym zakątku, a najdziwniejsze jest to, że na ulicy, czy pomieszczeniu nie ma koszy na śmieci, a wszędzie jest czysto i żadnego najmniejszego papierka nigdzie się nie uraczy.
Najbardziej zafascynowało mnie w Japonii u Japończyków, że mają zawsze świeżą żywność, co dziennie wieczorem przed zamknięciem ze sklepów i restauracji z lodówek żywność jest wyrzucana , a następnego dnia wkładana nowa świeża. Co robią z wyrzucaną żywnością? – nie wiadomo, wiadomo tylko, że na pewno ponownie nie jest do lodówek wkładana. Przed zamknięciem megasamu byliśmy ostatnimi klientami i byliśmy świadkami, jak wyrzucają z lodówek wszystko do jednego dużego kosza oddzielając tylko opakowania i tacki po żywności. Już samo wrzucanie było niszczeniem żywności z opróżnianych lodówek. Zawsze świeża żywność daje poczucie , że jest zdrowa, bez chemicznych konserwantów, bez szukania terminów ważności, bo wszystka żywność jest świeża jednodniowa.
Dodając do tego wszystkiego Japończykom zasady uczciwości, prawości wpajane od setek pokoleń spowodowało, że w Japońskich sklepach, restauracjach i innych kasach jest całkowita uczciwość. Nie zdarzają się pomyłki niekorzystne dla klienta, całkowicie jest wyeliminowane zjawisko kradzieży i oszustwa.
Tam w tej uroczej Japonii każdy jest bezpieczny i pewny, że w Japońskich sklepach, restauracjach i budkach z różnym towarem , żywność jest świeża, jakość jest warta ceny każdego towaru , nie ma podróbek, nie ma oszukiwania na towarze, cenie i w ogóle nie ma oszustwa , kradzieży i wandalizmu. Należą do ośmiu najbogatszych krajów świata i krajem w którym żyje na świecie najwięcej stu latków.
Jak Oni to robią, że w tak dalekim kraju o odmiennej kulturze jedzenie ich było nie tylko zdrowe , ale i bardzo smaczne. Japonia wywarła na mnie duże wrażenie, nie sposób wszystkich wrażeń opisać. Piękne budowle nowoczesne, precyzyjnie odnowione ich Świątynie i zamki , przepiękne krajobrazy sprawiają, że chciałoby się zostać dłużej. Są bardzo mili, życzliwi, czy są szczęśliwi? – nie wiem, ale z całego serca wszystkim bycia szczęśliwym życzę. Irena
Na ulicy w Tokio w kimono czułam się skrępowana – jak Japonki w tych kimonach tak pięknie się poruszają?
Wypoczynek w Tokio przed podwójnym mostem w cesarskim ogrodzie
Efekty dalszych zmian ostatniej terapii
Otrzymałam odpowiedź dlaczego mając niecałe sześć lat zachorowałam na żółtaczkę, mając 25 lat wycięto mi woreczek żółciowy i nawet jak byłam szczupła zawsze diagnozowano mi otłuszczenie wątroby. Zaprogramowałam sobie ten program mając pięć lat kiedy byłam już na tyle mądrą dziewczynką , że świat odbierałam mądrzej niż wskazywałoby odkryte przekonanie. Na parę sekund, czy sekundę moja świadomość została zaburzona z powodu zdarzenia / opisane zdarzenie w terapii „ Burza mózgu i pieniądze”/ które przyczyniło się do wstydliwej radości i ukrytej dumy. Moja radość okazała się destruktywna, bo była głęboko ukryta połączona z poczuciem winy , przykryta wstydem i to wszystko z powodu lęku przed utratą szacunku, który w terapii również został uwolniony. Zachodzące zmiany w moim wnętrzu znalazły odbicie w moim zdrowiu i życiu. Poprawił się ogólny mój fizyczny stan zdrowia, nie wiem co uzdrowiło się w moim organizmie , tylko czuję się fizycznie sprawniejsza, najlepiej widoczne jest to u mnie przy porannym wstawaniu. Wstaję rześka, wypoczęta, bez łamania w stawach czy kościach jak bywało to jeszcze niedawno. W moim życiu również została zaburzona stagnacja i można powiedzieć pozytywny spokój . Ten mój spokój został zakłócony pojawieniem się możliwości zrealizowania marzenia które jeszcze wczoraj było zupełnie nierealne.
Otrzymałam propozycje wycieczki na drugą półkulę moich marzeń sprzed wielu lat. Na tak daleką wycieczkę nie zdobyłam się nawet myśleć , bo drogo, bo daleko, bo zdrowie już nie takie . Nie odważyłam się nawet myśleć by gdzieś lecieć na drugą stronę globu!
Nadarzyła się okazja, bo o wiele młodsza kochana siostrzyczka leci i chce mnie z sobą zabrać . W pierwszym odruchu moja odpowiedź była zdecydowana na nie!!!! Jak odmówiłam , to zrobiło mi się przykro i żal, że wycieczka moich marzeń przejdzie mi koło nosa. Przecież taka okazja może mi się już nie powtórzyć, na tak daleką wycieczkę kiedyś później nie odważę się polecieć sama jeśli nawet kiedyś podejmę decyzję dalekiej podróży. Zobaczyć daleki kraj można na filmie , widokówkach, ale ja mam pragnienie poczuć inny klimat, inną kulturę . Niestety oglądając Japonię na filmach, widokówkach, czytając o niej w Internecie w broszurkach nie zastąpiło pragnienia poczucia i dotknięcia tego wspaniałego kraju.
Moja kochana siostrzyczka, córka , mama i mąż znali moje marzenia i nie dali za wygraną . Najbardziej do decyzji wyjazdu przekonała mnie telefonicznie moja kochana Mama. Po pytaniu jak się czujesz? Na moją pozytywną odpowiedź co do zdrowia , powiedziała mi krótko – jedź do tej Japonii, realizuj swoje marzenie póki masz jeszcze siłę i zdrowie, później będziesz miała pieniądze, nabierzesz odwagi do podróży, ale już możesz nie mieć zdrowia i sił na tak wymarzoną daleką podróż.
Po krótkim zastanowieniu się po słowach kochanej Mamy podjęłam decyzję o wyjeździe. Znam moją Mamę , zawsze mało mówi i nie często udziela rad, ale jak coś poradzi, to jej rady płyną głęboko z serca poparte wielkim mądrym życiowym doświadczeniem. Zadzwoniłam do siostry z decyzją wyjazdu, na szczęście znalazło się dla mnie jeszcze miejsce. Kochana siostrzyczka załatwiła wszystkie formalności, córka z mężem pomogli mi się spakować i wyjeżdżam w podróż swojego życia. Muszę przyznać, że szargają mną jeszcze trochę lęki w związku z podróżą, ale przeważa radość podróży z wiarą ,że będzie fajnie i nie ma innej opcji. Jadę!!!!!!!! Jak będzie mi na tej wycieczce w Japonii ? Po powrocie na blogu opiszę . Do miłego zobaczenia!!! Irena
Ostatnie pozytywne zmiany w moim życiu.
Niby wiem, że terapia działa, ale i tak z zaskoczeniem obserwuję jak bez lęku staję się szczuplejsza. Nie ważę siebie na wadze i nie wiem ile kilogramów mi ubyło, bo ja nie chudnę tylko staje się szczuplejsza w ogóle o odchudzaniu nie myśląc. Jednak nie mogłam nie zauważyć jak wszystkie ubrania stały się o dwa rozmiary za duże. Na początku wydawało mi się, że spodnie i bluzki mi się rozwlekają. Szybko zaskoczyłam, że nie ubrania się powiększyły , tylko ja troszeczkę staję się szczuplejsza. Z tego powodu moja radość jeszcze trochę była zaburzona powracającymi lękami, ale już nie tak silnymi jak wcześniej. Powracające lęki typu , że jak chudnę to może jest oznaką jakiejś ukrytej choroby która na razie nie daje objawów? Takie zaburzenia lękowe moja świadomość automatycznie świadomie bez terapii usuwała wyjaśnieniem sobie, że na przykład moja lepsza kondycja fizyczna zaprzecza lękowi o nadchodzącej chorobie. Potrafię już na swoje samopoczucie spojrzeć z dystansu bez oszukiwania siebie. Dobrze pamiętam jak dawniej pogarszające się samopoczucie, słabsze mięśnie, pocenie się tłumaczyłam sobie , że to takie nic przejściowe. Później przyzwyczajałam się, że tak już musi być , jak by nic człowiekowi nie bolało to by nie żył. Z czasem dołączałam udawadnianie sobie i innym bezlitośnie forsując swoje siły , że jeszcze ze mną nie jest tak źle.
Wychwytywałam okresy kiedy moje ubrania ponownie zaczynały robić się ciasne. Wówczas nie weryfikowałam swojego pożywienia, tylko zastanawiałam się jaki lęk we mnie znów odżył? Może znów boję się o swoje finanse? Z takich dysfunkcji wybawia mnie dwu, trzy minutowy KOD UZDRAWIANIA . Nie zaprzeczam, że w raz z pojawiającym się lękiem zaczynam jeść dużo więcej owoców , czasem zastępują mi słodycze by oszukać siebie, że to niby jem dla zdrowia. Niestety wszystko co nie jest umiarem jest szkodliwe. Czasem brakujących witamin należy organizmowi dostarczyć więcej , ale też bez przesady, życie lubi umiar.
Po uwolnieniu się z odradzającego lęku apetyt na owoce diametralnie spadał. Ja tylko wsłuchując się w siebie słuchałam swojego wnętrza. Jadam to co lubię i sprawia mnie przyjemność dopóki po spożyciu czuję się tak samo dobrze lekko jak przed zjedzeniem swojego jadła. Jedzenie dla mnie przestaje być przyjemnością, jeśli po nim czuję się ociężała i mam wzdęcia, czy na przykład zgagę. Nie stosuję zbyt rygorystycznej kontroli nad swoimi posiłkami. Mój organizm sam nauczył się wyczuwać niechęć do żywności, która po wcześniejszym skonsumowaniu dawała jakiś dyskomfort. Reakcja mojego organizmu działa podobnie jak wiele osób odczuwa po jakimś zatruciu, przez jakiś okres czują niechęć do potrawy która wcześniej im zaszkodziła i mieli torsje. Uważam, że jeśli ja po spożyciu potrawy czuję się lekko, dobrze, to nie widzę potrzeby by cokolwiek zmieniać w swojej diecie. Przekonałam się, że jakie mamy niezdrowe nawyki życiowe, czy uzależnienia takie same nawyki i uzależnienia pojawiają się na talerzu. U mnie się to potwierdziło również odwrotnie , jakie mamy nawyki i uzależnienia żywieniowe takie same mamy nawyki i uzależnienia życiowe. Z tym tylko, że ja swoje problemy rozwiązuję nie na talerzu , tylko uwalnianiem destruktywnych lęków oraz przekonań. Pomagają w tym wszystkie choroby informując nas , z czym mamy problem? Z czym sobie nie radzimy? Czego nie chcemy widzieć i słyszeć? Jakiej nie chcemy znać prawdy? Dlaczego sami siebie okłamujemy? Będąc detektywem swoich emocji odkrywam swoją prawdę o sobie doświadczając emocjonujących przeżyć czego z całego serca polecam. Irena
„Myśli tak naprawdę nie maja nic wspólnego z rzeczywistością. Trzymają one nas w pryzmacie i więzieniu naszych przekonań. Nasze wzorce postrzegania kształtują to, co przydarza się nam w danym momencie.” Autor – DR RICHARD BARTLETT
/Praca ze swoim wnętrzem – terapia z podświadomością /
W dużym niedostatku finansowym, w potocznej biedzie materialnej o szczęściu trudno czasem śnić.
„Dobry los nie jest sprzymierzeńcem bezczynnych” – SOFOKLES
Od dziecka słyszałam, że pieniądze szczęścia nie dają, jak dorosłam to wolę, że jak już muszę być chora i nieszczęśliwa to lepiej z pieniędzmi niż bez.
Brak pieniędzy szczęścia nie przysparza, choroby nie są przywilejem bogatych, ani biednych.
Jak zachorowałam, rak pożerał nie tylko moje ciało, ale i środki finansowe i to proporcjonalnie w takim samym błyskawicznym tempie. Moje ciało, dusza i środki finansowe po leczeniu wyglądały jakby przeszło tsunami.
W okresie remisji opatrywałam rany ciała i duszy o środkach finansowych nawet nie myśląc , bo nie starczało na to już sił. W okresie remisji definitywnie uwolniłam się od raka jak pozbyłam się lęku przed wznową. Odkrywam jak jedno uzależnia się od drugiego. Przed remisją nie wiedziałam co to jest lęk przed wznową. Teraz z perspektywy czasu spostrzegam, że w miarę jak zdrowiało moje ciało nadwątlone przez raka, chemię i radioterapię jednocześnie wracałam do równowagi finansowej zupełnie jakby automatycznie.
Na początku terapii czuję burzę mózgu. Pragnienie schudnięcia koliduje z lękiem utraty już nie zdrowia, bo z tego się uwolniłam tylko wyszedł następny lęk utraty środków finansowych.
Tych uzależnień i lęków nie widać było końca. Nie mogłam ogarnąć z czym mam problem? Przystępując do terapii zawsze wiedziałam jaki mam problem i zawsze najsilniejsza emocja szybko się uwidaczniała.
Na przodującej emocji jako detektyw swoich emocji odkrywałam ukryte tajemnice w swojej podświadomości, tym razem moje emocje skakały niczym na trampolinie raz jedna, za chwilę inna, nie mogłam żadnej wyłapać, stąd chyba uczucie burzy mózgu.
Mimo tego biorę się za terapię, zobaczę co z tego wyniknie? Może odnajdę coś niebywałego, a może zwyczajne nic?
Terapia
Aby się wyciszyć włączam muzykę relaksacyjną, stawiam wygodny fotelik , na stoliku zapalam świeczkę , kładę Arkusz Radykalnego Wybaczania , książkę – Kod Uzdrawiania, parę kartek papieru i długopis. Jak nigdy dotąd muzyka mnie drażni więc wyłączam i się modlę. Po modlitwach trochę się wyciszam, zadaję sobie pytania zawarte w ARW i wczuwam się w swoje emocje , jednocześnie kontrolując swoje ciało jak reaguje.
Gdyby nie mój spory dystans do samej siebie w życiu nie zdobyłabym się na odwagę , by odkrycia z tej terapii opublikować.
Podczas terapii wcielając się w detektywa swoich emocji odkryłam w sobie tak śmieszne przekonanie , a do tego tak głupie, że jak by mi ktoś powiedział, to bym nie uwierzyła.
W pierwszej kolejności zareagowała moja wątroba, później kręgosłup i ból od splotu słonecznego w dół. Jest mi niedobrze, duszno , mam uczucie gorąca jednak nabieram odwagi i wchodzę w ten ból. W tym bólu i zgiełku uczuć wyraźnie odczuwam wstydliwą radość.
Pomału odsłania mi się zapomniane zdarzenie. Widzę siebie jak mam pięć lat, ojca jak rozmawia ze znajomym i mamę smażącą słoninę pokrojoną w cienkie plastry. Słyszę jak znajomy pyta moją mamę po co tyle słoniny smaży? Mama z uśmiechem odpowiada mu – na okrasę do kaszy na obiad.
Zdumiało mnie zdziwienie znajomego i jego wyjaśnienie, że u nich tyle słoniny musiałoby wystarczyć na okrasę na co najmniej tydzień. Mama z niezwykłą swoją skromnością skwitowała, że Dzięki Bogu na okrasę słoniny nam na razie nie brakuje. Znajomy jeszcze długo kiwał głową , że to niby mamy przepych. Na odchodne Mama wepchnęła mu trochę zapakowanej słoniny, wzbraniał się , ale w końcu dziękując przyjął. Rodzice tego zdziwienia znajomego nie skomentowali , tylko małą Irenkę ta sytuacja zaskoczyła , a raczej zszokowała bo była pewna, że należą do najbiedniejszych. Nagle dowiaduje się, że są wśród znajomych szanowanych osób biedniejsi. Jeszcze w uszach słyszę jak Mama często powtarzała , że jesteśmy biedni i na nic nas nie stać. Niejednokrotnie Ojcu mówiła, że jak jest się biednym, to dumę trzeba czasem schować do kieszeni.
Niestety dla małej Irenki duma była jednoznaczna z szacunkiem, a tym samym bieda kojarzyła się z utratą szacunku. Teraz dowiaduje się , że jest inaczej i już wie, że są biedniejsi i mają szacunek.
Automatycznie radość zostaje przykryta wstydem bo nie wolno cieszyć się , że komuś jest gorzej. Nie potrafi sobie z tą radością poradzić bo zamiast współczucia wobec Rodziny biedniejszej z tego powodu cieszy się. Mała Irenka programuje sobie poczucie winy, jestem zła, niedobra jak mogę cieszyć się czyjąś biedą! Z tego zdarzenia radość, zadowolenie, poczucie winy przykryła wstydem i schowała głęboko w swoich zakamarkach podświadomości. Małej Irence od tamtego dnia zasmakowała smażona słonina, bo jedząc ją odczuwała radość, ale połączona z poczuciem winy/ jak wina to i kara/. Cieszyła się i karała siebie za to , że nie należy do biednych, a tym samym nie należy się jej należny szacunek. Zaczęłam też kaszleć z powodu drapania w gardle/ być może dlatego, że tak bardzo starałam się być dobra , a radość z powodu „słoniny” w tym przeszkadza?/ Tak naprawdę nieważne dlaczego, nie muszę na wszystko znać odpowiedzi. Poruszona energia z reakcją mojego ciała jest dowodem, że odkryłam źródło destruktywnych przyczyn.
W tym zdarzeniu odkryłam przyczynę programu niskiego poziomu życia. Najgorsze, że jednocześnie wprowadziłam program, że nie zasługuję na należny szacunek, bo cieszę się że są biedniejsi a tym samym jestem zła, niedobra. Ten znajomy Ojca cieszył się dużym szacunkiem bo był biedny.
W tej swojej logice pojmowania życia. mając pięć lat, nie wzięłam pod uwagę faktu, że ten znajomy bardzo pomagał chłopom jako wiejski weterynarz.
Mimo tego nabyłam błędne przekonanie „ ma się szacunek jeśli żyje się bardzo biednie”.
W danej chwili błędne spojrzenie spowodowało błędny program przekonań.
Po niedługim czasie nabyta inna świadomość powodowała konflikt między świadomością a moją podświadomością. Inaczej mówiąc ja sama z sobą w żaden sposób nie mogłam się dogadać, tworzyłam konflikty i choroby. To niesamowite jak uwidoczniły się u mnie te konflikty samym z sobą.
Teraz wyprostowałam swoje przekonanie jak zobaczyłam, że ten wiejski weterynarz miał 10 dzieci i dlatego był biedny, bieda z szacunkiem nie miała nic wspólnego. Ten człowiek miał szacunek bo był wartościowym człowiekiem, leczył ludziom zwierzęta o każdej porze dnia i nocy, a nie dlatego, że był biedny!!! Również wyłączyłam sobie program konfliktowy Mama nie mówiła prawdy. Dowiedziałam się dlaczego przestałam słuchać się Matki z wielkim poczuciem winy wobec niej .
Z tego jednego zdarzenia zaprogramowałam kilka destruktywnych przekonań na 61 lat . Szłam przez życie z nieświadomym przekonaniem, że jak ma się obiad z okrasą to jest się wystarczająco bogatym i grzechem jest żądać od życia i Boga czegoś więcej, bo i tak się jest za bogatym by zasługiwać na szacunek.
Niestety takie śmieszne przekonanie związane ze „słoniną” narobiło mi całkiem poważne prawdziwe problemy finansowe i zdrowotne. Mój kręgosłup i dzielna wątroba przez 61 lat przekazywali mi informacje, że mam destruktywne przekonania które są kłamstwem , a to nie pozwala mi żyć w prawdzie. Dopiero dzisiaj tą informację odczytałam, lepiej późno niż wcale. Poruszyła mi się energia w całym ciele, czuję niesamowita lekkość z radością, a wszystko wokół stało się piękniejsze.
Po raz kolejny udowodniłam sobie, że to prawda, że wszystko jest w nas i wszystko zależy od nas.
Irena
„Angażowanie się w walkę z podświadomością jest tak bezcelowe , jak kopanie szafy grającej z nadzieją, że zmieni listę dostępnych przebojów” autor – Bruce Lipton
„Jesteśmy tym, co o sobie myślimy.
Wszystko, czym jesteśmy wynika z naszych myśli.
Naszymi myślami tworzymy świat” – BUDDA
Świadome przygotowanie umysłu do pracy ze swoją podświadomością
Moje doświadczenia życiowe + terapia uświadomiły mnie, jak zasoby materialne oddziaływają na nasze ciała i odwrotnie, a tym samym na nasze zdrowie. Wszystko działa jak naczynia połączone, nasza tkanka tłuszczowa, nasze sadełko zawierają pamięć komórkową , przechowują emocje ze zdarzeń naszego życia.
„Mądrość komórek nie powinna być zaskakująca .Organizmy jednokomórkowe były pierwszymi formami życia na tej planecie .” Autor – Bruce Lipton
„Pojedyncze komórki potrafią się także uczyć z tych środowiskowych doświadczeń oraz tworzyć pamięć komórkową , którą przekazują swojemu potomstwu. Na przykład kiedy wirus odry zaraża dziecko, wzywana jest niedojrzała komórka odpornościowa, by stworzyła przeciwko temu wirusowi ochronne białkowe przeciwciało. W tym procesie komórka musi stworzyć nowy gen, służący jako plan produkcyjny białkowego przeciwciała.” Autor – B. Lipton
Uważam, że przy zdecydowaniu się na kurację odchudzającą należy dokładnie przeanalizować, czy nam się to opłaca i czy nie mamy za dużo do stracenia? Zadać sobie pytanie czy na pewno jesteśmy do tego przygotowani?
Chcąc pozbyć się trochę niepotrzebnego sadełka brałam pod uwagę kurację na talerzu i nurtujące mnie pytanie czy u mnie zadziała? A jeśli zadziała jakie będą skutki? Lekarze i terapeuci od dawna zalecają mi schudnięcie ze względu na otłuszczoną wątrobę. Ja specjalnie zaleceń ich nie przestrzegam, ale rad wysłuchuję z uwagą i w swoich przemyśleniach zdrowotnych jak najbardziej biorę pod uwagę.
Po przeanalizowaniu swojego życia zauważyłam, że w okresach większej zasobności portfela miałam skłonności do tycia, a przy problemach finansowych zawsze chudłam. Jednocześnie przy dużej utracie wagi zawsze pojawiały się problemy zdrowotne, a przy zdrowieniu wyraźnie tyłam. Inaczej mówiąc „tycie” w moim przypadku było zwiastunem stabilności finansowej oraz lepszego zdrowia , a chudnięcie oznaką choroby i chudego portfela. Zaznaczam, że te zależności u różnych osób mogą być różne w zależności od nabytych przekonań, ale u wielu występują, a u niektórych jest zachowana równowaga i problem ich ten nie dotyczy. Absolutnie wykluczam ocenianie zasobność portfela i zdrowie człowieka na podstawie sylwetki ciała, byłoby to niedorzeczne. Natomiast zauważyłam u siebie i innych że często jak chudniemy, lub tyjemy to zmienia się nasz stan zdrowia i zmienia nasz status materialny na lepsze lub gorsze. Czyli przestaje utrzymywać się na dotychczasowym poziomie. Ja zawsze nabierałam trochę ciała przy pewniejszej stabilności finansowej i przy uwalnianiu się z przewlekłej choroby np. kobiecych spraw, czy nerek, ale nadal zachowywałam szczupłą sylwetkę. Dopiero zdrowienie z raka przyczyniło się do przytycia aż o 20kg i muszę przyznać, że moja sytuacja finansowa równocześnie stawała się lepsza, pewniejsza, bo wychodziłam z zobowiązań finansowych. Wkurzało mnie to, że nadal mam wiele niezaspokojonych potrzeb materialnych i pomyślałam sobie ile jeszcze przytyję jak zacznę pomału je zaspakajać? Już dość tycia!!! Powiedziałam sobie. Zastanawiałam się też jak wyzdrowieję z następnej choroby to o ile przytyję i czy przez to nie wpadnę w inną chorobę jeszcze bardziej zagrażająca życiu? Lęk przed schudnięciem wysypywał się ze mnie każdą komórką mojego ciała i chyba nawet duszy. Tym razem już moje własne ego nie powstrzymało mnie przed wyzwoleniem detektywa swoich emocji i wzięłam się do roboty!!!!
We wcześniejszej pracy z lękiem przed schudnięciem uwolniłam parę destruktywnych przekonań, ale lęk przed schudnięciem mniejszy ale trwał niczym żołnierz na posterunku tylko czego pilnuje? O co temu lękowi jeszcze chodzi? Czy uda mi się dotrzeć do przyczyny i z lęku się uwolnić? Jakie tego będą skutki? Czy będą widoczne gołym okiem? Niebawem w terapii jako detektyw swoich emocji na te pytania otrzymam odpowiedź ? Wiem, że po poznaniu odpowiedzi lęk nie będzie miał co robić i odejdzie, a ja będę mogła pozbywać się sadełka bezpiecznie. A może nie? – Zobaczymy. Irena
Nie dajmy się zastraszyć!!!
Pomoc przez zastraszanie to wykańczanie, tak będzie dopóki profity finansowe będą szły za leczeniem a nie za wyleczeniem .
Naukowo już dawno udowodniono, że raka potężnym sprzymierzeńcem jest strach. Naukowcy, media i lekarze ostrzegają nas, alarmują potęgując strach, że zachorowalność rośnie a to się równa cierpienie i śmierć co jednocześnie przeszkadza im w walce z rakiem. I tak tworzą masło maślane, mętlik w głowach czego efektem jest medialny szum , większa zachorowalność i tak kółko się zamyka i o to przecież im chodzi .
Na walce z rakiem poprzez zastraszanie mafia farmaceutyczna zaciera ręce z powodu rosnących zysków; Lekarze walecznie wypisują leki; Coraz liczniejsze fundacje rosną w siłę ; Media łatwo sprzedają pokazując ludzkie cierpienia dotkniętych rakiem , bo cierpienie łatwo się sprzedaje; Politycy nie musza się martwić o emerytury bo rak na to nie pozwoli, godzi śmiertelnie przede wszystkim ludzi w wieku przed emerytalnym i emerytalnym . Bogatym dają jeszcze nadzieję w genetyce/ oby się nie przeliczyli/ Tylko zwykłym ludziom zostawili strach. Jak by ludzkiemu cierpieniu jeszcze było mało doładowali POCZUCIE WINY . Dla siebie zachowali „waleczną chwałę” , że to niby chcą leczyć tylko ludzie nie przychodzą na badania. Szkoda, że tylko przez tą ich waleczną chwałę umierają w cierpieniu ludzie. Na swoją obronę i pożytek farmacji wymyślili nową chorobę „ Kancerofobię”. Milczeniem zostanie już na zawsze kto doprowadza ludzi do kancerofobii ? Rak? Nie!!!!!!!
Uwolnienie się od takiego agresywnego raka wcale nie było mi łatwo. Wymagało to ode mnie bardzo dużo trudu i zaangażowania całą siebie, więc niepotrzebnie boją się nas wyleczonych, że zabierzemy innym zarobek, a może się mylę? Może nadzieja ma większą moc niż myślę ?
Każdy rak daje objawy tylko lekarze pierwszego kontaktu najczęściej nie zauważają, ignorują objawy, przede wszystkim w ogóle pacjenta nie słuchają, nie interesuje ich jak się czuje , od kiedy pogorszyło się samopoczucie, a później tłumaczą, że rak nie daje objawów. Sami zaprzeczają sobie twierdząc, że rak uaktywnia się przy słabej odporności , dlatego dotyka ludzi starszych. Według mnie rak dotyka tak samo młodych i starszych, tylko starszym diagnozuje się raka jak już rak opanował cały organizm , bo lekarze pogarszające się samopoczucie zganiają na zdiagnozowaną już wcześniej chorobę , a jak nie było jeszcze diagnozy to twierdzą, że to klimakterium spowodowało gorsze samopoczucie. Znam to ze swojego doświadczenia swoich bliskich i znajomych. Jak miałam zdiagnozowany kręgosłup, to wszystkie pogarszające się dolegliwości zganiali na kręgosłup. Jak moja znajoma miała astmę, to do końca otrzymywała leki na astmę . Jak znajomy rzucił palenie , to kaszlał z tego powodu według lekarzy dopóki nie wykaszlał przeżarte płuca i stracił przytomność. Dla wszystkich rak nie dawał objawów? Dawał objawy i to książkowe tylko lekarzy pierwszego kontaktu dolegliwości chorego nie interesują. Przede wszystkim nie bada się chorych holistycznie , dlatego trudno lekarzom zdiagnozować chorobę. Jak można zdiagnozować chorobę jak lekarze w ciągu minuty przyjmują czasem paru pacjentów. Lekarz nie widzi i nie słyszy pacjenta , jeśli przyjmując chorych uruchamia taśmociąg segregacji grupowej , ułatwiła im w tym elektronika, bo recepty klika w komputerze pielęgniarka . Lekarze zamiast leczenia czasem dokonują cudów etatowych , zatrudniają się na kilka etatów 8 godzinnych w ciągu jednej doby. Za to dla wielu lekarzy nie starczyło etatów i musieli wyemigrować za granicę. Niestety tak to się działo i dzieje, że jedni są bezrobotni a inni trzepią kasę z kilku etatów na dobę i to wcale nie najlepsi. Już politycy o to zadbali, by pieniądze nie szły za pacjentem , tylko pacjent chodził za lekarzem i to najczęściej bezskutecznie.
Ten artykuł w POLITYCE wkurzył mnie najbardziej tym, że uspakajają trochę młodsze pokolenie, kosztem starszych po 50 roku życia. Uspakajają młodych, bo przecież ktoś musi pracować , a emeryci wykonali już swoje i mogą odejść .
Oburzona jestem zakończeniem powyższego artykułu , cytuję bez komentarza ; – „ Ważne, aby strach przed rakiem pozostał, ale zniknął lęk przed badaniami i leczeniem.” Autor – Agnieszka Sowa
Według mojej wiedzy to nasz instynkt przetrwania automatycznie uruchamia strach w sytuacji zagrożenia , który może być obiektywny lub subiektywney. Każdy lęk jest pochodną strachu , a nie odwrotnie. W sytuacji zagrożenia strach czasem ratuje życie i jest emocją tylko wówczas pozytywną jak jest krótkotrwałą. W ciągłym podsycanym zagrożeniu życia nie ma miejsca na życie . To tak jak by nasz dom którym jest nasze ciało ciągle z niewyjaśnionych przyczyn ktoś podpalał, a my nie mamy możliwości wyjścia , ani normalnego w nim życia. Jedyne wyjście to umrzeć jak najszybciej aby mniej cierpieć, lub wezwać strażaków do gaszenia. Już prawie każdy doświadczył poprzez bliskich i znajomych , że „strażacy „ / przepraszam strażaków, że porównuję do lekarzy/ gaszą ogień środkami chemicznymi i zamiast tłumić pożar często błyskawicznie pożar się roznieca. Aby nie zniechęcić do leczenia tłumaczą, że za późno zostali wezwani. Czasem do zwęglonego już domu niektórzy w akcie desperacji zwracają się po środki z medycyny niekonwencjonalnej , a jak zwęglony dom nie jest przywracany do dawnej świetności to fajny pretekst do oskarżania i ciągania po Sądach niewinnych osób.
„Strach zabija” autor- Bruce Lipton profesor szkoły medycznej na Uniwersytecie Wisconsin i uczonym prowadzącym prace badawcze na Uniwersytecie Stanforda.
„Jeśli moi studenci pozostaliby sparaliżowani strachem , to mogę zagwarantować , że fatalnie by się spisali na testach końcowych. Prosta prawda brzmi: zalękniony jest głupszy. Nauczyciele wciąż to obserwują u studentów , którzy „nie zdają dobrze testów”. Stres egzaminów paraliżuje tych studentów, którzy z trzęsącymi się rękami zaznaczają nieprawidłowe odpowiedzi, ponieważ w panice nie mogą uzyskać dostępu do informacji zmagazynowanej w korze mózgowej , którą pracowicie gromadzili przez cały semestr” autor – Bruce Lipton
Lęk jest pochodną strachu i w normalnym życiu trudne jest do odróżnienia. Według mnie łatwo lękiem i strachem ludźmi manipulować. Może właśnie dlatego w mediach zbyt mało pokazuje się ludzi wyleczonych z raka ?
A ja nie dałam się propagandzie strachu walczących z rakiem , pokonałam drobnokomórkowego raka płuc z przerzutem w zaawansowanym stadium mimo podeszłego wieku 10 lat temu, właśnie dzięki pokonaniu strachu przed rakiem. W pewnym momencie rak stał się moim przyjacielem. Muszę powiedzieć, że wielu lekarzy i nie tylko usilnie przekonywali mnie , czyli straszyli , że duża remisja jest krótkotrwała – najwyżej rok, ale w zamian nic nie oferując , bo medycyna wyczerpała już wszystkie środki lecznicze poza środkami przeciwbólowymi. Na moje szczęście nie przekonali mnie. Jestem pewna, że w tej grze o życie , to w głównej mierze chodzi o pokonanie strachu , a nie o słabą odporność ludzi starszych!!! Co prawda, że wyzwalając się z jarzma paraliżującego lęku przed rakiem , chętnie chodzę na badania aby potwierdzić moje dobre samopoczucie i to, że nie ma co leczyć. Tym samym daję również nadzieję młodym , bo skoro dokonała tego osoba starsza, to młodszy może więcej. Irena
II część „Pacjencie lecz się sam!„
Moja przyczyna pękających naczynek na twarzy okazała się prosta jak budowa cepa.
Winowajcą tego zamieszania był brak witaminy K2 . Dla organizmu źródłem tej witaminy jest flora bakteryjna jelita cienkiego. Ponieważ w kwietniu miałam operację z otwarciem otrzewnej moja flora bakteryjna w jelicie cienkim została zaburzona i stąd pojawił się u mnie problem brak witaminy K2.
Trudno uwierzyć, by dzisiejsi lekarze nie wiedzieli , że brak witaminy może być poważnym problemem zdrowotnym. Przecież udowodniono tego już naukowo 300 lat temu, czyżby niektórych lekarzy dotykał wtórny analfabetyzm?
Po wystaniu w kolejkach u lekarzy, wykupieniu i wyrzuceniu zabójczych leków , po pierwszym kliknięciu w intrenecie znalazłam rozwiązanie swojego zdrowotnego problemu z pękającymi naczynkami.
Po tygodniowym codziennym zażyciu jednej dawki witaminy K2 nastąpiła wyraźna poprawa , obecnie po dwumiesięcznym przyjmowaniu tej witaminy problem pękających naczynek zniknął. Przestało mnie dziwić dlaczego lekarze o tym nie wiedzą, lub nie chcą wiedzieć bo przecież oni nie są od wyleczenia, tylko od leczenia, robią tylko to za co im płacą.
Ten artykuł ściągnięty z Internetu opiera się na pracach naukowych, jak i wiele innych podobnych artykułów. Nie wiem czy lekarzom zabroniono zalecać witaminy K2 ? Czy nie chcą ?
Wiem tylko jedno, że leki kosztowały by miesięcznie – 180 zł / sto osiemdziesiąt/ ; a za witaminę K2 płacę – 12 zł / dwanaście/
Na forum onkologicznym otrzymałam post z niedowierzaniem , że ja nie mogę być tą osobą która wyszła z drobnokomórkowego raka płuc, bo gdyby tak było to na pewno prowadząca lekarz takie wyleczenie by opublikowała . Na taki post nie wiedziałam czy się śmiać czy płakać. Nikt nie interesuje się wyleczonymi z drp, bo takie przypadki nie są jeszcze naukowo uzasadnione, a lekarze wyleczonych mają gdzieś. Wyleczeni z niewyleczalnego i tak cieszmy się, że nas nie zmuszają do aplikowania leków wyniszczający organizm tak samo jak małe dzieci do przymusowych szczepień . Takie niewygodne wyleczenia nie są nawet nagłaśniane przez media, ale to nie znaczy że nas nie ma. Uważam, że mogłoby nas być więcej gdyby było zainteresowanie wyleczonymi z drp tych osób którzy zajmują się wyleczeniem i walką z rakiem a nie pod tą przykrywką swoim zyskiem .
Jestem pewna, że wszyscy wyleczeni z drobnokomórkowego raka płuc mamy jakiś wspólny mianownik dzięki któremu zostaliśmy wyleczeni.
Dziwi mnie , że pacjenci wyleczeni z drp są ignorowani , ale jeśli nawet lekarze nie chcą zauważyć, że brak jednej witaminki może spowodować poważne problemy zdrowotne, to już nie dziwi nic. Więc o czym tu mówić ? Wiadomo, że jak nie wiadomo o co chodzi to chodzi o pieniądze! Kasa ! Tylko kasa się liczy ! Mimo to większość chorych wierzy im bezgranicznie , chociaż czasem zgubna to wiara. Irena
„ W międzyczasie media z gruntu unikają tematu zgonów wywołanych przez medycynę, kierując nasza uwagę ku zagrożeniom spowodowanym przez zakazane lekarstwa. ……..Właśnie zamierzałem użyć dokładnie tego samego zdania , by wyrazić moją troskę o nadużywanie lekarstw prawnie dozwolonych. Czy one są niebezpieczne? Zapytaj o to ludzi, którzy umarli w zeszłym roku.” – autor Bruce Lipton
Głośno w mediach o prawie lekarzy do ich wiary jakby ktoś im zabraniał wierzyć, ale za cicho mówi się jak bardzo łamane jest podstawowe prawo pacjenta! Większość idzie do lekarza by się wyleczyć, a nie by leczyć dla leczenia nabijając im kasę, nie bacząc na ujemne konsekwencje zdrowia.
Wyleczony chory zabiera zarobek lekarzom i firmom farmaceutycznym, dlatego lekarze tak leczą, aby nie wyleczyć. Przypadkowo wyleczony pacjent dla lekarzy byłby porażką, gdyby nie ich wiara, że nie ma zdrowych ludzi, są tylko nie zdiagnozowani i tak każdy do nich powróci.
Trudno jest iść do lekarza nie ufając mu i oddać w jego ręce swoje zdrowie i życie, niestety najczęściej nie mamy wyboru. Tak samo było ze mną jak wieloma innymi o których wiedzą tylko najbliżsi.
Pojawił się u mnie drobny problem z pękającymi naczynkami na twarzy i dekolcie. Słyszałam, że takie naczynka można zamykać, więc w takiej wierze poszłam do lekarza chirurga dermatologa . Powiedział mi, że przyczyną jest nadmierny testosteron i tylko zapytał się, czy chcę to leczyć. Po wyrażeniu zgody zapisał mi leki za 180 zł, zupełnie nic więcej nie wyjaśniając. Po wykupieniu leków jak przeczytałam ulotkę przestraszyłam się i zdenerwowałam , bo okazało się, że bardzo uszkadzają; wątrobę, nerki, trzustkę, śledzionę, upośledzają znacznie pamięć i dalej już nie chciałam czytać. Na forum dowiedziałam się, że te leki przyjmują osoby młode i bardzo zdrowe , są skuteczne tylko na okres jak ich się systematycznie bierze . Po rocznym leczeniu tymi lekami problem powraca , tylko młodzi z tego problemu często wyrastają , a lek dla nich nie stanowił zagrożenie życia bo młody silny organizm wszystko przetrzyma .
Lekarz mnie o skutkach ubocznych nie powiadomił , a przecież te skutki były zagrożeniem mojego życia. Z tym problemem poszłam do innego lekarza wyjaśniając, że jestem po raku płuc, po operacji woreczka żółciowego , że miałam zaburzenia świadomości i na tym wywiad został przerwany słowami; „otrzymała Pani bardzo dobry lek , a jest to coś za coś, mogę zapisać lek osłonowy na wątrobę „ ; „dziękuję, następny proszę”. Po tych słowach wyciągnęłam wniosek, że nie ma już chyba lekarzy którym zależy na zdrowiu pacjenta. Lekarze nie chcą wyleczyć tylko leczyć.
My pacjenci musimy ufać lekarzowi, który zapisuje na dolegliwość silne leki skracające człowiekowi życie? Bez obiekcji zapisują nie uprzedzając o ubocznych skutkach zapisanego leku. Interesuje ich tylko usunięcie objawów dolegliwości , za jaką cenę utraty zdrowia skrzętnie ukrywają.
Dziwne, jak można walczyć z czymś nie interesując się pozytywnymi efektami? Wyleczeni nie przynoszą profitów nikomu. Choroby dają zyski farmacji , lekarzom, a nawet mediom, bo cierpienie jest medialne.
Co z tego, że pacjent ma prawo wyboru i lekarz powinien poinformować chorego o ubocznych skutkach każdego wypisanego leku. Z prawa pacjenta lekarze nic sobie nie robią i chory nie jest w stanie swoje prawo wyegzekwować, bo jak? W Sądzie? – jak udowodnić ? Trzeba by było w każdym gabinecie lekarskim instalować podsłuchy. Poza tym egzekwować prawo prawem trzeba mieć dobre zdrowie, a gdyby tak było, nie byłoby potrzeby chodzenia do lekarzy i kółko się zamyka. W pogoni za zyskiem nie można czuć się bezpiecznie nawet u lekarza? Irena
Takie leki zapisuje się po leczeniu raka płuc, po operacji – otwarcia otrzewnej, po usunięciu woreczka żółciowego, nie wspomnę już o latach. Co by było zemną gdybym przyjęła te leki zgodnie z zaleceniem lekarzy? Czyżby znów uratowała mnie moja zachwiana wiara w lekarzy?
Na pozbycie się raka płuc zadziałało wiele ważnych działań,
jednym z nich było pozbycie się strachu
Każdy strach paraliżuje, ale drugi większy strach przed strachem czasem pobudza do działania.
Przed wykryciem przyczyny raka miałam go za demona śmierci i cierpienia. Teraz wiem, jak bardzo się myliłam, ale skąd miałam wiedzieć, że rak jest moim przyjacielem? Pojawił się u mnie niespodziewanie, jako posłaniec niosący mi ważną informację, że mogę żyć lepiej i przyjemniej, jeśli pozbędę się strachu przed śmiercią, który władał już każdą komórką mojego ciała, skutecznie paraliżując każde działanie. Umysł niczego nieświadomy interpretował posłańca, jako strasznego wroga obarczając winą wszystkich wokoło tylko nie siebie.
U mnie paradoksalnie strach przed „demonem raka” zabił strach przed śmiercią, który był źródłem jego programu. Strach przed strachem spowodował u mnie determinację prowokującą do działania. W moim przypadku w odruchu bezwarunkowym była to gorliwa modlitwa do Boga za pośrednictwem Matki Boskiej Licheńskiej prosząc o wybaczenie za bezmyślne oddalenie się od Boga. Jak poczułam, że modlitwa została wysłuchana ustąpił mój strach przed śmiercią, a wskrzesiłam całą paletę działań skutkującą pozbycie się okropnej choroby.
Inaczej mówiąc potężny strach przed rakiem pokonał podobny strach przed śmiercią. Rak zwyczajnie informował mnie” Irenko możesz żyć lepiej, przyjemniej, jeśli uwolnisz się od tego strachu”. Tylko ja byłam ślepa i doszukiwałam się winnych , zamiast wziąć odpowiedzialność za swoje życie .
Niestety strach nie tylko paraliżuje, ale i oślepia przekonałam się o tym trochę późno, ale lepiej późno niż wcale. Niektórzy nigdy nie dowiedzieli się, dlaczego dotknęła ich okropna choroba. Mnie po ciężkiej pracy nad sobą udało się dotrzeć do źródła i odpowiedzieć na dręczące pytanie. Dzisiaj jestem wdzięczna Bogu i sobie , że dane mnie było przejrzeć na oczy mimo trudu , cierpienia . Przekonałam się , że ciężkie życie, trud , cierpienie, to nie kara, tylko krzywe spojrzenia na niektóre zdarzenia stały się moim życiowym programem.
Fajne jest to, że mając odwagę spojrzeć prawdzie na swoje życie, można wiele krzywych spojrzeń wyprostować. Czego wszystkim serdecznie życzę. Irena
„Strach zabija” – autor B. Lipton
Jeśli starzenie się jest chorobą, to jaką informację przekazuje nam starość?
Objawy starzenia dają znać o sobie bez względu na to czy ich w sobie dostrzegamy czy nie.
Akceptacja dokuczliwych objawów jest pierwszym skutecznym krokiem do ich złagodzenia.
Jeśli udowadniamy sobie i innym, że mimo słabnących sił nadal jesteśmy silni jak za dawnych młodych lat , to nie tylko nic nie robimy aby się wzmocnić , ale jeszcze przyspieszamy proces starzenia zbyt forsując resztę zachowanych sił. Takie oszukiwanie siebie jak każde oszustwo prowadzi do czynienia krzywdy sobie i innym . Gdyby objawy polegały tylko na gorszym wyglądzie twarzy i ciała to niedostrzeganie ich może nie czyniłoby większego zła. Niestety starzenie organizmu jest dokuczliwe z powodu pogarszającego się samopoczucia całego ciała tak samo jak przy grypie, raku, czy innej chorobie. Podczas choroby zaleca się oszczędzanie sił by wzmocnić organizm do walki z chorobą. Wmawianie sobie że jestem zdrowy, jest to zwyczajne oszukiwanie siebie, by choroba bez przeszkód mogła się rozwijać.
Zakładając, że choroba jest nośnikiem informacji , to niezauważanie symptomów prowokujemy chorobę, by dawała silniejsze objawy które wymuszą ich zauważenie. Podświadomość powołała do życia w nas stwór w postaci jakiejś choroby w zależności co skrzętnie ukryliśmy i nie chcemy tego sobie uświadomić. Tak samo starzenie się jak każda choroba organizmu daje silniejsze objawy jeśli tych objawów nie zauważamy oszukując siebie że ich jeszcze nie ma. Dotyczy to również ujmując lub dodając sobie lat, wydawałoby się nieszkodliwe – czyżby ? Ukrywanie swojego wieku może powiększyć objawy starzenia się jeśli uwierzymy, że swój organizm możemy oszukać, tak to nie działa nie da się oszukać natury.
Uważam, że starość może być piękna, mimo naszego kultu młodości. Nie mogę odjąć sobie lat , ale mogę mimo podeszłego wieku stosować makijaż , chodzić do kosmetyczki , dbać o swoje zdrowie, swoje ciało by pięknie wyglądać w swoim wieku nie porównując się do osiemnastki. Każdy może być piękny w swoim wieku jeśli jest zadbany i tak samo każdy może być brzydki niezależnie od wieku. To, że czasem ktoś oceni po wyglądzie , że jestem młodsza , to jego problem i nie muszę jego oceny prostować. Najważniejsze, by nie oszukiwać siebie, a pięknym można być w każdym wieku a przeszkadzające w tym zmarszczki kosmetycznymi zabiegami ukryć jest jak najbardziej wskazane. Jeśli zmarszczki chcemy ukryć to je zauważamy , no ale z akceptacja ich przyznaję czasem jest problem i nad tym należy popracować , jeśli nie chcemy przyspieszać niechcianych objawów.
Związku z powyższym zadaję sobie pytanie jeśli starzenie się jest chorobą, to jaką informację przekazuje nam starość?
Odkryłam podczas swoich terapii, że starzenie się to skumulowane nasze i w pamięci komórkowej po naszych przodkach różne skrzętnie ukryte zdarzenia życia. Uważam, że odkrywając destruktywne emocje ukryte z powodu tajemnych zdarzeń swoich i swoich przodków uwalniamy się od chorób po odczytaniu zawartych informacji.
Według mnie, jeśli /odkryjemy / uświadomimy sobie wszystkie ukryte destruktywne tajemnice w podświadomości i przodków w pamięci komórkowej to wówczas pokonałoby się starość, ale jest to na nasze możliwości niemożliwe, może kiedyś w przyszłości pokonamy starość? Póki co staram się eliminować destruktywne przekonania, by ich mniej przekazać w spadku swoim potomkom.
Na dzień dzisiejszy nie ma sposobu aby odkryć – czyli uświadomić sobie wszystkie zakamuflowane destruktywne zdarzenia, w szczególności trudno odkryć te otrzymane w spadku po naszych przodkach.
Obecnie cieszę się i jestem wdzięczna Bogu, że mogę odkrywać w podświadomości jako detektyw swoich emocji ukryte zdarzenia swojego dzieciństwa po drodze uwalniając się z destruktywnych programów. Tym samym zauważyłam, że nie tylko pozbyłam się już niektórych chorób , ale o dziwo cofnęły się trochę objawy starzenia całego organizmu. Zachodzące u mnie zmiany są powolne, ale bardzo fascynujące i ciekawi mnie jak organizm mój zareaguje na dalsze odkrywanie ukrytych destruktywnych zdarzeń i programów zaprogramowanych z okresu dzieciństwa. Moje „ego” pokonuje moja ciekawość, oraz fascynacja zmieniania programu życia.
Jeszcze niedawno na zmiany byłam bardzo toporna, bo blokował mnie niesamowity duży lęk przed zmianą, a teraz fascynuję się zachodzącymi zmianami w swoim życiu. Dla mnie samej czasem jeszcze brzmi to niewiarygodnie, dopóki nie wyzwolę następnej w sobie „ euforii” z powodu usunięcia destruktywnego przekonania. Mimo swojego niedowierzania fakty dokonujących się zmian mówią same za siebie i nie muszę ani sobie ani nikomu niczego udowadniać. Staję się każdego dnia zdrowsza, silniejsza, młodsza i przede wszystkim szczęśliwsza. Za każdym razem po terapii jako detektywa swoich emocji z ciekawością obserwuję zachodzące zmiany w swoim życiu. Fajne jest to, że nie ma możliwości uczynienia sobie krzywdy, a trud i praca w pokonywaniu swojego „ego” jest niewymierny i nieoceniony. Irena
Zauważyłam, że w ten sam sposób jak uwolniłam się od raka mogę uwolnić się od innych chorób oraz spowolnić proces starzenia się naszego ciała.
Po zwycięstwie nad rakiem płuc miało być; „ żyła długo i szczęśliwie” tymczasem stało się inaczej bo dopadła mnie starość. Ciekawostką jest to, że tak samo zaskoczyła mnie starość, jak diagnoza „rak płuc”. Czy tego chcę czy nie skojarzenia podobieństwa starości do raka są naprawdę podobne. Na raka pracowałam całe życie i to bardzo ciężko, nim w końcu się ujawnił w wieku 56 lat. Na starość również pracowałam ciężko nim u mnie ujawniła się w wieku 65 lat. To i tak późno w porównaniu z tymi którzy starość odkryli w magicznym wieku 50 + , a niektórzy nawet o wiele wcześniej. Najbardziej dręczący problem starości, to życie bez przyszłości, zupełnie tak samo jak po diagnozie raka płuc. Wszyscy wiedzą, że kiedyś umrą, ale dzięki temu, że nie wiedzą kiedy? – planują przyszłość, układają swoje życie myśląc o przyszłości. Zawansowany rak tak samo jak starość zabierają przyszłość całkowicie , lub krótkofalowo w zależności od stopnia zaawansowania raka czy starości.
Na blogu po diagnozie raka napisałam artykuł, czy życie bez przyszłości można nazwać życiem? Gdy dopada nas choroba, czy starość, zmuszeni jesteśmy żyć bez przyszłości. Dla mnie alternatywą na takie życie była nauka życia w teraźniejszości , czyli żyć obecną chwilą tu i teraz. Przestawić się na życie w teraźniejszości, nie myśląc o przyszłości poważną blokadą było przekonanie, że chwilą obecną żyją lekkoduchy nieodpowiedzialni, bo nie myślą o przyszłości, żyją tylko tak z dnia na dzień, nie martwią się, czy będą mieli jutro co jeść i gdzie mieszkać. Jednym słowem uczono mnie, że żyjąc tylko obecnością nie myśląc o przyszłości staje się bezwartościowym człowiekiem. Uważam , że podobne przekonanie ma wiele osób, dlatego chorzy i seniorzy często czują się niepotrzebni, bezwartościowi. Niestety starość i śmiertelna choroba mają to do siebie, że przyszłość to śmierć i cierpienie tuż tuż za rogiem.
Potocznie przyjmuje się, że idąc na emeryturę dostojnie i zasłużenie wkracza się w wiek emerytalny i staje się seniorem. W praktyce objawem starości są pojawiające się zmarszczki, zwiotczałe mięśnie, ociężałość, osłabienie, czasem zaniki pamięci. Każdy odruchem bezwarunkowym stara się jak najdłużej nie zauważać symptomów starzenia się i jest to nawet powszechnie uważane za pozytywny objaw. W TV oglądałam jak znane gwiazdy w wieku emerytalnym zastrzegli sobie nie zwracania się do nich „PER PANI SENIORKA” na znak, że czują się młodo i jeszcze nie dopadła ich starość mimo emerytalnych lat. No cóż każdy ze swoją starością radzi sobie na swój sposób ale mimo tego lat nie ubywa tylko nieubłaganie z wiekiem nasze ciało ulega degradacji, czy to akceptujemy, czy nie.
Według mnie zauważenie i akceptacja pojawiających się symptomów objawów starzenia się jak najszybciej jest tak samo ważne jak wykrycie symptomów objawów każdej choroby. Przecież wczesne wykrycie choroby powoduje lepsze rokowania w leczeniu. Jeśli według naukowców starość to też choroba, to dlaczego uważa się, aby dostrzegać objawy starzenia się jak najpóźniej? Wmawianie sobie, że jestem zdrowy, że nie mam zmarszczek, że nie mam zwiotczałych mięśni nie powoduje że nie ma choroby , zmarszczek i zwiotczałych mięśni – one nadal są czyniąc spustoszenie w naszym ciele bez żadnych przeszkód.
Akceptacja zachodzących zmian w naszym organizmie jest pierwszym pozytywnym krokiem do spowolnienia tych zachodzących zmian. Irena
BABCI APEL DO MAM
Nie każdy problem i nie wszystko zło co nam się przydarza jest złym programem w pamięci komórkowej, w podświadomości, czy dziedziczonych genach.
Czasem wystarczy racjonalnie pomyśleć , przewidzieć i podjąć właściwe działanie celem rozwiązania problemu dla dobra swego, dziecka , babci i innych.
Jest okres wakacji, urlopów i nareszcie dopisała nam piękna pogoda. Nic tylko korzystać z ładnej pogody chociażby nad skrawkiem wody , cieszyć się życiem i czuć się jak w raju.
Wszystko jest fajnie tylko problemem dla młodych mam są zamykane przedszkola na okres wakacji. Myślę, że gdyby nie było przerw w przedszkolach, to wiele matek swoje urlopy spędzałoby w domu relaksując się domową ciszą , bez żadnego obowiązku , bo dzieci bezpieczne są w przedszkolu. Matki ze swoimi pociechami czy jedną pociechą powracające z rodzinnych wczasów zadowolone, ale jeszcze bardziej umęczone całodobową opieką swoich dzieci bo w ciągu całego roku zajmowały się swoimi dziećmi w ciągu doby tylko przez chwilę. Całą prace za nich wykonywało przedszkole i dodatkowe zajęcia poza przedszkolne, jak rytmika, basen, tańce i inne. Tak naprawdę to dla dzieci matkom pozostawało niewiele czasu. Niestety w okresie wakacji dla dzieci największa atrakcją byłoby spędzenie dużo czasu ze swoją kochana mamą. Dla dzieci słońce i woda jest dużą atrakcja pod warunkiem, że ten czas spędzą ze swoją mamą.
Apeluję do mam, że matki w okresie letnim nie zastąpi najcudowniejsza babcia, ciocia ani fajny mały kolega, czy koleżanka. Owszem dla małych milusińskich zabawa w gronie swoich małych przyjaciół jest ważna, ale pod czujnym okiem swojej mamy, a nie cudzej. Przez cały rok dzieci miały za mały kontakt z matką , a teraz w okresie wakacji to dodatkowo jeszcze całkowita rozłąka. Dla każdego dziecka każda rozłąka nawet kilkudniowa jest za długa, aby nie przeżywać stresu , a czasem nawet traumy.
Rozłąki dla dzieci nie byłyby stresem, gdyby matki do tej rozłąki przygotowywały dzieci wcześniej, wyjaśniając i tłumacząc , że mama już niedługo będzie miała wolne i będą razem spędzali długie cudowne chwile przez całe dnie i noce. Dziecko musi mieć pewność, że rozłąka z mamą jest chwilowa, a cudowne dni z mamą nadejdą niebawem na pewno. Jeśli mamy tej pewności nie przekażą swoim pociechom , to każdy opiekun takiego dziecka przeżyje z nim razem istne piekło, żeby nie powiedzieć horror.
Mamy pretensje do naszego Państwa, do oświaty i innych tylko tak naprawdę największą winę ponoszą matki które nic w tym temacie nie robią.
Przecież każda matka wie początku roku przedszkolnego, jak długo ten okres przedszkolny trwa ale nie robi w tym temacie nic
Diabli mnie biorą, jak cały problem zrzucają na babcie, czy innych nie zadając sobie w tym temacie żadnego trudu, by wcześniej dziecko przygotować. Najważniejsze, że mama pozbyła się problemu zrzucając problem na innych fundując sobie wypoczynek kosztem dużego stresu swoich dzieci babci czy innej opiekunce.
Ja jestem babcia i nad życie kocham swoje wnuki, cudze dzieci lubię jak są uśmiechnięte i ładnie się bawią.
Stresują mnie i nie wiem co robić jak ze złością krzyczą, wrzeszczą domagając się niemożliwego! – co biedna babcia ma zrobić? Najchętniej wzięłabym obuchem przywaliła takiej mamie, że podrzuca biednej babci takie kukułcze jajo.
Słyszałam, jak babcie wypowiadały się, że dla nich rozdarte, histeryzujące dziecko jest zwyczajnie rozdartym „bachorem” z który nie można wytrzymać .
Według mnie to matka też z nim nie mogła wytrzymać, dlatego znalazła „głupią” babcię która ponosi konsekwencje zwykłego lenistwa jego matki i nie chciało jej się trochę popracować nad swoim dzieckiem.
Babcia ma dobre serce dla dzieci i nawet rozdartemu bachorowi krzywdy nie zrobi , tylko po tygodniu obcowania przeżywania stresu razem z dzieckiem na ile stan zdrowia babci uległ pogorszeniu nikt tego nie sprawdzi, ale babci na pewno ubyło sporo zdrowia i lat.
Ja osobiście na miejscu tych babć temu rozdartemu bachorowi bardzo współczuję , bo zachowuje się tak bo ma swoje powody , ale nakopałabym do tyłka takiej mamie i wysłała do stratosfery po rozum do głowy, albo zastanowienie się za jaką cenę funduje sobie wypoczynek od dziecka.
Jak Rodzice sobie nie radzą z wychowaniem, to niech szukają pomocy u psychologa lub kogoś kto w sposób profesjonalny pomoże wychować im dziecko dla dobra dziecka, swego i innych. Wielu zamiast pomocy wychowawczej szuka wypoczynku od dziecka podrzucając problem swojej, lub cudzej babci, wpędzając wszystkich jeszcze w większy stres. Życzę wszystkim miłego wypoczynku. Irena
Tak samo jak uwolniłam się od raka płuc, uwolniłam się z uzależnienia od męża alkoholika w cudowny sposób – mąż sam od siebie przestał pić
Jako detektyw swoich emocji poznałam przyczynę uzależnienia swojego i męża
Terapia – praca z sobą – ze swoim wnętrzem – wczuwanie się w emocje wywołane zdarzeniem i odkrywanie tymi emocjami inne wcześniejsze zdarzenia swojego życia będące przyczyną destruktywnych przekonań.
Po uwolnieniu się od raka początkowo tylko przez ciekawość pracowałam z sobą czyli ze swoim wnętrzem wczuwając się w emocje i kontynuując nimi podróż, nie oczekując żadnych widocznych pozytywnych skutków w swoim zdrowiu i życiu. Jak zaskoczona zaczęłam zauważać zachodzące zmiany w moim zdrowiu i życiu było dla mnie dodatkowym potwierdzeniem że terapia działa. Za każdym razem upewniałam się że rak płuc jako zły posłaniec uświadomił mi już wszystko i poszedł sobie bezpowrotnie tam skąd przyszedł.
Moją motywacją do pracy ze swoim wnętrzem nie była złość na męża, że nie zachowuje umiaru w piciu, tylko przykrość, gorycz połączona z żalem, bo mąż upijając się tylko fizyczne był ze mną , a tak naprawdę nie był obecny. Odczuwałam jako jego psychiczną ucieczkę ode mnie , od domu, od naszych problemów. Dla mnie było to dowodem, że kocham męża bez wzajemności tylko uczucia moje były przykryte wstydem , bo jak można w moim wieku jeszcze o miłości śnić ? – Świadomie myślałam inaczej dlatego miałam w sobie konflikt.
T E R A P I A – dlaczego cierpię z powodu alkoholu męża ?
Muzyka relaksacyjna, wygodny fotelik , na stoliku zapalona świeczka, Arkusz Radykalnego Wybaczania , książka – Kod Uzdrawiania. Zadawałam sobie pytania zawarte w ARW i wczuwałam się w swoje emocje , jednocześnie kontrolując swoje ciało jak reaguje na wywołane emocje. Po zadawanych pytaniach w odpowiedzi najpierw wyraźnie czułam ból w okolicy wątroby , właściwie rozbolała mnie cała klatka piersiowa. Nie przestawałam zadawać sobie pytania – kiedy ostatnio miałam takie mocne uczucia połączone z bólem, takie jak w tej chwili ? Wchodząc w te uczucia zobaczyłam siebie jak byłam dzieckiem w szkole podstawowej. Poczułam, że wówczas lubiłam pijanego Ojca, bałam się trzeźwego. Po pijanemu nie sprawdzał jak odrobiłam zadania domowe, nie obrywało mi się za kleksy w zeszycie/ brzydko pisałam – za co mi się obrywało/. Najważniejsze , w domu było wesoło bo Ojciec przyniósł do domu zarobione pieniądze, mama zadowolona, a ja z bratem otrzymywałam drobne na oranżadę i słodycze. Ojciec opowiadał Mamie, że aby dobrze zarobić, trzeba było prace i zarobki omówić z kolegami z pracy i przełożonym przy kieliszku, bo inaczej miał by pracę byle jaką i niskie zarobki. Mama ojcu przyznawała rację, a ja się przysłuchując programowałam ; co to za chłop który wylewa za kołnierz. Najgorsze, że słyszałam krytyczne uwagi wobec nie pijących alkoholu, że to są fałszywcy, boją się trochę wypić by się nie wygadać , że są nieuczciwi wobec innych. Nabyłam przekonanie – Tylko pijący alkohol jest szczery i mówi prawdę; Chłop niepijący jest wredny i fałszywy .
Zaakceptowałam te przekonania w swojej podświadomości jak się dowiedziałam o zdradzie mojego pierwszego męża. Należał do mężczyzn który nie pił, nie palił, a dał żonie popalić. Po ujawnieniu zdrady odkrył po 20 latach swoją tajemnicę, że byłam dla niego dobrym materiałem na żonę, ale uczuciem darzył inną kobietę. Po takim zwierzeniu uruchomiłam swój program z dzieciństwa – To prawda, osoby zachowujące umiar w piciu są fałszywi, a ci co w ogóle nie piją są jeszcze gorsi. W ten sposób do podświadomości wprowadziłam program uzależniający dobry szczery związek od ilości wypitego alkoholu. Sama też zmuszałam się do picia alkoholu aby udowodnić innym ,że nie mam nic do ukrycia. Myślę, że przed nałogiem uchroniła mnie moja wątroba, która bardzo źle znosiła nawet małą ilość alkoholu i to mnie usprawiedliwiało przed sobą, że chcę wypić tylko naprawdę nie mogę ze względów zdrowotnych.
O swojej terapii mężowi nic nie mówiłam, bo tak naprawdę moją terapię uważał za nieszkodliwe marnowanie czasu, dlatego trochę krzywo na to co robię patrzył, ale zbytnio nie ingerował.
Po paru dniach po terapii następny cud mnie zaskoczył, jak mój mąż nieoczekiwanie powiadomił mnie o swoim postanowieniu, że całkowicie przestaje pić alkohol. Popatrzyłam na niego z niedowierzaniem. Pierwsza myśl moja była taka, że jest podpity tylko znalazł sposób na pozbycie się zapachu alkoholowego. Twierdził, że nawet nie zauważyłam ,że od paru dni już w ogóle nie pije ot tak bez żadnej przyczyny. Tak byłam przyzwyczajona do jego nietrzeźwości, że faktycznie, nie zauważyłam, że od paru dni nie wypił nawet ani jednego piwa. Kiedy mu się przyjrzałam, wcale nie wyglądał na trzeźwego , wydawał mi się jeszcze bardziej na przymulonego alkoholem jak zwykle. Nawet bardzo mocno na niego nakrzyczałam, że tym razem ze swoim kłamstwem prosto mi w oczy przesadził. Dopiero zaczynałam wierzyć gdzieś po trzech , czterech tygodniach jak przestał wyglądać na dziwnie przymulonego. Mój mąż od tamtego dnia już OSIEM lat sam bez niczyjej pomocy przestał pić . Poprawił się jego wygląd, odmłodniał co najmniej o 10 lat i ja chyba zakochałam się w swoim mężu po raz drugi ale pierwszy raz prawdziwie. Czego wszystkim uzależnionym serdecznie życzę. Irena
Uzależniona żona od męża alkoholika może mu skutecznie utrudnić wyjście z nałogu lub skutecznie uwolnić męża z nałogu alkoholowego.
Byłam uzależniona od męża alkoholika, uwalniając siebie , przy sposobności uwolniłam męża od tego uzależnienia w ten sam sposób jak od swojego raka płuc
Wszystko jest w nas, mąż alkoholik to problem podwójnego uzależnienia
Uwalniając się od raka płuc, po drodze wiele problemów mi się rozwiązało samoistnie, niektóre po uświadomieniu przyczyny – zniknęły, ale wiele pozostało. Niektóre dopiero uświadomiłam sobie, że istnieją i blokują drogę do szczęśliwszego lepszego życia.
Takim moim problemem był alkoholizm mojego męża. Nie do wiary, ale jeszcze przed rakiem nie zauważyłam, że mąż jest uzależniony od większej ilości piwa. Wiedziałam, że dużo pije, trudno było nie zauważyć bo nie znał umiaru, tylko uznawałam, że mąż lubi piwo, a nie że jest alkoholikiem. Znajomi niejednokrotnie zwracali uwagę mi na nadmierne ilości spożywania alkoholu przez męża. Broniłam jego pijaństwo, usprawiedliwiałam, że lubi piwo, stać go to pije ile chce. Na tego typu uwagi obrażałam się tłumacząc sobie, że niektórzy mu zazdroszczą dlatego głupio docinają, a przecież pije za swoje i nikomu nic do tego. Zwyczajnie po ludzku wstydziłam się mieć męża alkoholika, dlatego ukrywałam na ile mogłam , usprawiedliwiałam i coraz bardziej pogrążałam jego i siebie. Między nami dochodziło do kłótni z powodu nadmiernego jego upijania się ale nie nadmiernego wypijania alkoholu. Uważałam, że mąż jak każdy mężczyzna ma prawo wypić te swoje przysłowiowe dwa piwka, a on jak każdy alkoholik wykorzystywał moją wyrozumiałość do upijania się i to zawsze przez dwa piwka. Moją chemię tak bardzo przeżywał, że wypijając na uśmierzenie nerwów dwa piwka ledwo trzymał się na nogach akcentując, że wypił tylko dwa piwa. Bezczelnie okłamywał mnie bez poczucia winy, bo przecież tak ładnie skutecznie usprawiedliwiałam jego picie, aż zaczął pić jako wielce pokrzywdzony przeze mnie , swoich pracodawców i innych. Z takim podejściem uważał, że ma powód do tego by już w ogóle nie trzeźwieć. Jak wytrzymywał w trzeźwości trzy dni to czuł się „bohaterem” , podkreślając do znudzenia ile wysiłku musi czynić dla dobra mojego i innych.
Jako alkoholik miał przekonanie, że dzień bez wypicia skrzynki piwa, to dzień stracony.
Ja jako żona alkoholika uważałam, że to w końcu jego a nie mój problem, dzielnie znosząc jego pijaństwo. Nie wiem jak sobie to tłumaczyłam, że jego jest problem, ale to mój wstyd , a nie jego. Więc upijał się na poczet mojego wstydu bez żadnej żenady, a ja jeszcze bardziej łagodziłam skutki jego pijaństwa.
Coraz częściej zadawałam sobie pytanie, dlaczego muszę to znosić. Czyżbym zakochała się w nieodpowiednim człowieku? Uświadomiłam sobie, że osiem lat temu jako doświadczona, ułożona kobieta, wyszłam drugi raz za mąż za alkoholika zupełnie nie zdając sobie z tego sprawy. Upił się po ślubie podkreślając , że cały dzień w dniu ślubu zachował trzeźwość. W przeciwieństwie do mnie , bo chociaż nie piłam alkoholu nie mogłam mieć trzeźwy umysł, skoro nie zauważyłam, że jest uzależniony od alkoholu. Po ślubie upijając się , jeszcze domagał się pochwał, że w dzień ślubu pił alkohol z umiarem jako dowód miłości do mnie. Głupio się przyznać, że ja taki dowód miłości bezmyślnie przyjęłam, nie widząc w tym czerwonej lampki, że coś z jego piciem jest nie tak!
Powiem szczerze, że zdecydowanie gorszy był oczekujący lęk przed wznową raka , niż lęk przed nadchodzącym pijanym mężem. Jednak te dwa lęki są bardzo do siebie porównywalne, bo przez obydwa życie staje się nie do zniesienia. Przed jednym i drugim lękiem czułam okropną bezsilność i gorzkie pytanie bez odpowiedzi dlaczego to wszystko muszę znosić? Muszę? Może nie muszę tego znosić?
Przecież mam fajne narzędzie, dzięki któremu uwolniłam się od lęku przed wznową raka, a tym samym całkowicie od raka płuc. Dlaczego nie mogłabym uwolnić się od następnego trapiącego mnie lęku? Myśląc racjonalnie jest to takie proste – wystarczy odejść od męża alkoholika. Niestety to tylko pozornie proste, jak przychodzi do konkretów jest to bardziej skomplikowane.
Przyszła mi na myśl gehenna rozwiedzionego nie jednego znanego mi małżeństwa z powodu nadużywania alkoholu męża. Owszem Sąd rozwód udzielił, ale ich wzajemne uzależnienie pozostało. Administracja Administrowanych Mieszkań rozwód uznała, ale rozwodu nie dała, separacja mieszkania pozostała fikcją. Alkoholicy mimo, że nie czynili awantur dość skutecznie umilali życie byłej współmałżonce żyjąc z nią pod jednym dachem. Dobrze znałam ich koszmarne życie , które właściwie niewiele zmieniło się od dni przed rozwodem. Nadal jest na ich głowie utrzymanie finansowe i porządkowe całe mieszkanie i nadal muszą znosić towarzystwo pijaka , a do tego często jego pijanych kolegów, interwencje policji do miłych nie należą przede wszystkim dla byłych żon, bo pijakowi wszystko już jedno. Jest to koszmarne życie tych osób przez które ja nie chciałabym przechodzić. Może jestem ciut w lepszej sytuacji, ale problem jest taki sam. Były alkoholik nadal pozostaje zmorą żony. Tych co tego problemu nie znają, podają proste nieskomplikowane rozwiązania, teoretycznie mądre trudno coś tym racjom zarzucić. Życie jest jednak bardziej skomplikowane i nie sposób wszystkiego przewidzieć i racjonalnie problem rozwiązać.
To niemożliwe, że łatwiej było mi uwolnić się od raka niż od męża alkoholika. Podczas medytacji nad swoim związkiem dotarło do mnie, że ja też jestem uzależniona, tylko nie bezpośrednio ale za pośrednictwem męża alkoholika. Jak to się stało! Jak do tego doszło? Niebawem ciąg dalszy uzależnienia alkoholowego nastąpi. Irena
„ Zatem co jest prawdziwą przyczyną uzależnienia? Zacznijmy od tego, co nią nie jest. Źródłem problemu nie jest z całą pewnością to, co sugerują metody konwencjonalne, czyli:
– Nie jest to zły nawyk.
– Nie jest to czynnik dziedziczny.
– Nie jest to spowodowane degeneratywnym środowiskiem rodzinnym
– Nie jest to słaba konstrukcja psychiczna uzależnionego.
– Nie jest to brak silnej woli. „ – GARY CRAIG
Zaraz po diagnozie w pierwszym odruchu walkę z chorobą zaczęłam na talerzu. Tak naprawdę , to od szóstego roku życia byłam ciągle na diecie, ze względu na moją wątrobę. Nie pamiętałam bym o tym, bo w tym okresie większość ludzi stosowała dietę warzywną i do tego chudą z konieczności, bo tylko na takie wyżywienie było ludzi stać. W mojej rodzinie do dobrego wyżywienia przywiązywano dużą wagę, dlatego może częściej pojawiało się w domu od czasu do czasu w małych ilościach mięso. Topiona słonina tak do okrasy i chleba nawet częściej tylko mnie tego nie wolno było jeść, ze względu na moją przechodzoną żółtaczkę. Z tego powodu było mi trochę przykro, może bardziej dlatego, że zabronione, bo aż takim smakoszem skwarków nie byłam. W diecie wątrobowej przede wszystkim wystrzega się pokarmów tłustych i smażonych. Jak tylko sięgam pamięciom wybierałam z rosołu wszystkie żółte oczka , bo tłusty rosół szkodliwy. I co? W wieku 20 lat miałam zoperowany woreczek żółciowy i związku z tym stosowałam jeszcze bardziej ścisłą chudą dietę i tylko potrawy gotowane. Teraz dowiedziałam się, że dla moich płuc nie było to dobre. Przecież sama sobie takich problemów nie wymyśliłam, chudą dietę stosowałam zgodnie z zaleceniem lekarzy. Teraz lekarz dietetyk powiedziała, że muszę stosować trochę tłuszczu również i z tego powodu, że wiele witamin rozpuszcza się tylko w tłuszczu.
Wniosek nasunął mi się sam , że może to i prawda, że żywność to nasz cudowny lek , bo tak samo jak każdy lek jak na jedno pomaga, to na drugie szkodzi.
Z okresu mojego dzieciństwa pamiętam, że większość ludzi stosowała chudą dietę warzywną , przeważnie gotowaną, od czasu do czasu duszoną. Według dzisiejszych dietetyków było to wyżywienie zdrowe, jeśli tak , to dlaczego ludzie też tak samo chorowali jeśli nie bardziej? Przecież w latach 70 – tych ; 80 – tych i 90 – tych , ludzie po ukończeniu czterdzieści lat prawie masowo szli na rentę chorobową. Obecni dietetycy powołując się na naukowe uzasadnienia udowadniają że dawniej ludzie odżywiali się zdrowo – czyżby? Przecież dawniej ludzie bardziej chorowali niż dzisiaj i nawet o wiele krócej żyli mimo zdrowego odżywiania. Inaczej mówiąc ich zdrowe odżywianie nie uchroniło przed chorobami i nie pomogło zwalczać śmiertelnych chorób.
W moim wyżywieniu od wczesnego dzieciństwa , jak u większości ludzi przeważała dieta warzywna i mleczna, a mimo to chorowałam i łapałam choroby jedna po drugiej. Mama mojego męża martwiła się, że jej syn będzie u mnie robił za pielęgniarza. Jak dzieci podrosły nie było czasu na odrębne gotowanie dla każdego inne. Musiałam wybrać sposób żywienia dobry dla całej rodziny. Odżywiałam swoja Rodzinę tym samym i siebie standardowo, czyli kawałek mięsa, sos, ziemniaczki, surówka, kompot. Jeśli zupa była daniem jednodaniowym to też konieczna była porządna mięsna wkładka dla każdego. Wspominam o tym, bo nikt z nas nie chorował, wszyscy byliśmy szczupli. Byłam tą szczęśliwą mamą, która nie wie co to znaczy chore dzieci. Ja również zapomniałam o swoich chorobach wówczas jak zapomniałam o swojej diecie wątrobowej.
Już trudno mi powiedzieć, czy dlatego wróciłam do diety jak zaczęłam się źle czuć, czy od kiedy zaczęłam stosować dietę zaczęłam odczuwać coraz większe dolegliwości. Jak by nie patrzeć zdrowa dieta przypomina mi o złym samopoczuciu i w żaden sposób nie kojarzy mi się ze zdrowiem, tylko z modnym stylem życia i wydatkami.
Zdrowe odżywianie powoduje większą ilość wydawania pieniędzy i z dużym czasem przyrządzania zdrowych potraw. W uproszczeniu na przestrzeni mojego życia zawsze niezdrowa dieta była żywnością tanią. Natomiast zdrowa była zawsze żywnością drogą. Dawniej zdrowe było danie z mięsa, koniecznie z specjalistycznych hodowli , bo zapewniali zdrowe mięso wolne od chorób, ale drogie. Obecnie zdrowe danie bezmięsne i koniecznie ekologiczne, chociaż nikt nie wie jak i po czym tą ekologiczną i nie ekologiczną odróżnić. Według mnie różnica jest duża ale przede wszystkim w cenie. Wielcy i możni tego świata dopasowują uzasadnienia naukowe zdrową żywnością tak aby powiększyć swoje zasoby finansowe.
Niestety uzasadnienia naukowe, jeśli większość ludzi daje im wiarę, to czy tego chcemy czy nie mają wpływ na nasze życie i zdrowie. Jeśli będę spożywała zupełnie zdrowy posiłek, a ktoś mi uzasadni naukowo, że jest dla mnie on szkodliwy i ja dam temu wiarę, to prawdopodobnie posiłek ten mi zaszkodzi.
W związku z powyższym, przyjęłam w swoim wyżywieniu zasadę, że jeśli mam pewność / wiarę/ , że dana żywność może mi zaszkodzić , to jej po prostu dla dobra swojego zdrowia nie jem. Natomiast staram się stosować dietę zgodnie ze swoją wiedzą, doświadczeniem , zasobem finansowym, która odżywi wszystkie moje komórki ciała i dostarczy potrzebne składniki dla dobra całego organizmu. Szczęśliwie się złożyło, że moja córka z wykształcenia technolog żywienia, jest dobrym , wręcz doskonałym moim doradcą w doborze odpowiedniej diety. Myślę, że w niedługim czasie na blogu swój poradnik żywieniowy, który ja z pozytywnym skutkiem stosowałam i nadal stosuję na blogu opublikuje. Irena
Jaka świadomość takie życie, jaka dieta – takie zdrowie
Wszystko co dotyczy nas w tym również dieta zależy od naszej świadomości i środowiska w którym żyjemy. Zdrowa dieta ciągle jest zmienna na przestrzeni krótkiego okresu i zależna od siły przebicia naukowych uzasadnień. Jeszcze niedawno nawoływano ; – „ pij mleko będziesz zdrowy” ; – „od masła skleroza, zdrowa jest tylko margaryna” itp. ; itd. Dzisiaj okazuje się, że to nieprawda.
Jakiego autora uzasadnienie diety przyjmiemy zależy od naszej świadomości , czyli jakiego dokonamy wyboru , komu damy wiarę lub jakie argumenty do nas trafiły. Niemałe znaczenie w naszej diecie ma w danym okresie modny styl życia, na który zawsze znajdzie się naukowe uzasadnienie, że to jest zdrowe.
Od początku mojej drogi uzdrowienia z raka płuc miałam problem jaką dietę wybrać i kompletny galimatias. W drugim dniu chemii dowiedziałam się, że płuca potrzebują tłuszczu do prawidłowej pracy. Przypomniałam sobie, że po wojnie wygrana walka z gruźlicą była dowodem na to , że ludziom w wyżywieniu nie brakuje mięsa. Ówczesna prasa głośno o tym pisała. W latach siedemdziesiątych było głośno i pisano, że w Koszalinie jacyś dobrze sytuowani Rodzice z powodu oszczędności chytrzyli swoim dzieciom mięsa, żywili ich twarogiem z sałatą i doprowadzili swoje dzieci do gruźlicy z powodu złego żywienia. Ci Rodzice oszczędzali na „ daczę „ i samochód , zamiast kupić dzieciom trochę mięsa i kiełbasy. Opinia publiczna tymi Rodzicami była mocno oburzona i długo w tym temacie dyskutowano , jednocześnie przechwalając się ile to ich dzieci nie zjadają mięsa i kiełbasy, a sałaty i twarogu , to nie pamiętają, kiedy ostatni raz kupowano. Żartowali, że ich dzieci nie są królikami. Była moda że zdrowe jedzenie, to mięso , rarytasem był drób a w szczególności kurczaki. Dobry zdrowy rosół musiał mieć dużo żółtych pływających oczek.
Domowy drób w tym okresie na pewno nie był żywiony pokarmem sztucznym, ale czy na pewno przez to był zdrowszy? Zwierzęta domowe chorowały i były nosicielem wielu chorób , tylko o tym nikt nie wiedział, bo nie robiono takich badań Zdarzyło się nawet , że ktoś zakopał, kto inny wykopał zakopane nieżywe padnięte świnie niby do własnego spożycia. Dzisiaj wiadomo, że zakopana chora zwierzyna skażała ziemię na co najmniej 70 – 100 lat , te larwy różnych chorób żyją w ziemi do dnia dzisiejszego, jeśli ich ktoś przypadkiem chemią nie wytruł.
Według mnie różne ptasie grypy, wściekłe krowy , i inne epidemie panowały wówczas, tylko nikt o tym nie wiedział. Nie wiadomo tak do końca na co zwierzęta padały i jak zarażały ludzi. Zwierzęta które ledwo się trzymały na nogach wrzucano do garnka z radością, że się nie zmarnowało. Wożono czasem do weterynarza mięso do zbadania czy jest zdatne do spożycia. Wiadomo, że nawet uczciwie przebadane w tamtych czasach możliwe było wykrycie ewentualnie tylko jednego , czy dwóch gatunków larw. Choroby bardziej się szerzyły wówczas jak dzisiaj, tylko nikt nie zganiał winy na sztuczne żywienie.
Obecnie czy to ekologiczne żywienie jest tak zdrowe jak się o tym mówi? Ja mam do tego wątpliwości.
Mam wątpliwości , czy wszelkie robactwo, gryzonie , ptaki, na nie chronionych chemicznie działkach nie rozprzestrzeniają różnych chorób na uprawianych warzywach i owocach? Czy warzywa z upraw ekologicznych nie są skażone zakaźnymi chorobami przenoszonymi przez gryzonie, koty , ptaki i inne robale jak ślimaki, na przykład mszyce , czy muszki? Mam wątpliwości czy ziemia w prywatnych małych działkach na których uprawiane są warzywa też nie jest skażona larwami i wirusami różnych chorób. Przecież dlatego ludzkość zaczęła wprowadzać do hodowli i plantacji chemię, bo nie radziła sobie z różnymi chorobami zagrażające życiu człowieka i zwierząt, a nie tylko dlatego by zwiększyć swoje plony.
Uważam, że uprawy ekologiczne są potrzebne by zachować równowagę środowiska , ale ich zdrowe produkty są bardzo przereklamowane.
Wkurzam się jak czytam, czy słyszę, że dodatkowym plusem lepszego dawniej żywienia jest to, że w gospodarstwach zwierzęta były kochane, cieszyły się wolnością, radowały. Nie chcę w tym temacie się rozpisywać, tylko podam przykład, że prawie każdy będąc dzieckiem dostał chociaż raz lanie, bo taki był zwyczaj wychowywania. Czy ci sami chłopi mówili swoim świniom , krowom i innym ptakom, że ich kochają? Dzieci obrywały często na zaś, ale żadnego zwierzęcia nikt batem nie śmignął i nie okładał kijem jak do obory zaganiał? Ludzie głodowali, a zwierzęta w gospodarstwach na przednówkach nie głodowały? Nie chorowały na różne zakaźne choroby zagrażające człowiekowi ?
Dzisiaj są inne obyczaje i inna świadomość i to jest fajne, gospodarstw już nie ma tylko są duże fermy i plantacje. Tylko czy aż tak niezdrową żywność produkują? Czy wszyscy farmerzy kurczaki hodują w ciasnych klatkach urągające wszelkim humanitarnym normom? Uważam, że to gadanie o niezdrowej żywności jest przesadzone, może właśnie po to, by ukryć duże spożywanie leków/czysta chemia / zapisywanych lekką ręką przez lekarzy. Dlaczego tak mało się mówi o szkodliwym działaniu ubocznym wszystkich leków na receptę i w wolnej sprzedaży w naszych aptekach ? Aplikowana chemia przez lekarzy w nieuzasadnionych przypadkach jest bardzo tolerowana, bo jak lekarz zapisał to w porządku?
Moje doświadczenie z odżywianiem zaprzecza wielu publikacjom, dietetykom i książkami zdrowego odżywiania. Po pierwszej chemii przyjaciele i znajomi z dobrego serca dawali mi z prywatnych działek warzywa z których dzieci wyciskały mi świeży sok. Ponieważ potrzebna była większa ilość warzyw, syn wracając z pracy z pobliskiego miasteczka kupował mi je po drodze , prosto od plantatora warzyw. Moja wrażliwa wątroba od razu zauważyła różnicę. Zaskoczyło nas wszystkich, że lepiej znosiłam soki z warzyw od plantatora niż z prywatnych działek. Nie wiedziałam dlaczego. Uzyskałam odpowiedź jak takie samo doświadczenie miałam z warzywami z własnego ogrodu. Mój organizm lepiej przyjmuje soki z warzyw od plantatorów, niż z własnej działki, może dlatego, że jestem wolna od sugestii mediów? Może dlatego, że zwyczajnie od plantatorów warzywa mimo wszystko są mniej toksyczne niż niejednokrotnie z prywatnych działek? Przecież na działkach , ogrodach też stosowane są chemiczne nawozy , opryski i nikt nie bada jak i czym skażona jest ziemia. O dalszym swoim doświadczeniu z dietą wkrótce podzielę się na blogu. Irena
Na swoim ogródku najbardziej kocham swoje kwiaty i tego się trzymam
Rak zjawia się w pewnym celu – przemyślenia
Nic nie dzieje się przypadkiem, wszystko ma swój cel, rak nie pojawił się przypadkiem, miał do spełnienia ważną rolę.
Już po wszystkim, mój rak płuc poszedł sobie tam skąd przyszedł. Ten sobie poszedł, tylko czy inny nie będzie musiał mi czegoś przekazywać ? Lepiej nie ! Żadnych informacji i niczego od żadnej choroby już nie chcę. Chciałabym resztę życia przeżyć spokojnie w gronie bliskich bez żadnych chorób. Za gościnę raka zapłaciłam dużą cenę, a uwolnienie się od niego kosztowało mnie nie tylko dużo trudu i wysiłku, przede wszystkim dużej odwagi. Mówię o tym bez fałszywej skromności bo uważam, że aby pokonać raka płuc potrzebna do tego jest nie tylko siła woli, ale i niesamowita odwaga. Czy można mieć dużą siłę woli i nie pozbyć się raka ? – Według mnie można, jeśli zabraknie odwagi odczytania w swojej podświadomości ukrytych w ciemnych zakamarkach przeżytych emocji, to nie ma mocnych aby od niego się uwolnić. Mój trud i odwaga została wynagrodzona wolnością od raka , wolnością od destruktywnych wielu przekonań i w efekcie lepszym fajniejszym życiem.
W tym bloku mieszkałam przed rakiem – zupełnie przyzwoicie znosząc trudy życia i niekończące się problemy
Udowodniłam sobie, że okropne lęki, duże poczucie winy / a jak wina to i kara/ były ukryte z powodu absurdalnych przekonań. Niektóre opisałam na blogu, większość ominęłam by zbytnio nie przynudzać. Chcę przekazać innym, na swoich przeżyciach, że destruktywne okropne lęki , po przyjrzeniu się im z bliska mogą okazać się dzisiaj małostkowe bez większego znaczenia. Nawet traumatyczne przeżycia po spojrzeniu z perspektywy czasu mogły dojrzeć do wybaczenia sobie i innym dla dobra swego i innych. Duże lęki często przykryte wstydem tak naprawdę są tak absurdalne, że aż nie do uwierzenia , że mogą czynić tyle bólu i cierpienia. Ja tego doświadczyłam bardzo realnie i bardzo prawdziwie. Pomyśleć, że mogłam umrzeć i nigdy o tym się nie dowiedzieć.
Choroba nowotworowa dokonała w moim życiu wiele zmian, ale nie spustoszyła mojego życia, a wręcz odwrotnie wniosła bardzo wiele. Wyszłam z niej bogatsza i silniejsza nie tylko psychicznie, ale i fizycznie. Potwierdziło się u mnie przysłowie „ co Cię nie zabije, to wzmocni”. Tak naprawdę toczyłam walkę sama z sobą, rak tylko niczym mój żandarm czuwał , czy jego informację odczytuję właściwie. Uważam, że walka z rakiem byłaby daremna , bo rak jest nie do pokonania tylko ODCZYTANIA jego emocjonalnej informacji którą nam wnosi – czyli uświadomienia sobie co ukrywa destruktywnego nasza podświadomość ?
Moje życie po uwolnieniu się od raka nabrało wiele barw , na pewno nie zasmakowałam wszystkich barw tęczy, ale jeszcze tyle mam marzeń do zrealizowania, tworzenia nowych celów i odkrywania ukrytych pasji. Jednak nie żyję tym co ewentualnie jeszcze może będzie , tylko cieszę się każdym dniem, każdą chwilą tu i teraz . Zapamiętałam sobie pobraną lekcje życia, że istotne są obrane cele, ale ważniejsza jest droga którą się dąży do tych celów i tego się trzymam, czego wszystkim z całego serca życzę. Irena
Moje bajkowe „eldorado” dzisiaj – marzenia się spełniają
Życzę wszystkim zdrowia i spełnienia marzeń – to naprawdę możliwe, wystarczy pokonać destruktywne lęki.
/ Kontynuacja terapii z emocjami w swojej podświadomości – Na tropie raka /
EUREKA !! – Jestem wolna od raka płuc
EUREKA!! – Jestem wolna od lęku przed wznową
Odczytanie w podświadomości całego procesu programowania raka, spowodowało u mnie uświadomienie, oraz całkowite usunięcie raka i lęku przed jego wznową.
Podświadomość dla nas jest niedostępna jeśli wyłączymy emocje i kierujemy się tylko racjonalnym myśleniem. Przez swoje emocje można dotrzeć do podświadomości i zmieniać w niej utworzony program, w tym i program swojego raka . To wbrew pozorom jest zupełnie proste, fascynujące i możliwe dla każdego, skoro ja prosta kobieta tego dokonałam, to może dokonać tego każdy, kto chce zainwestować w siebie trochę wysiłku. Nikogo do niczego nie namawiam, nawet nie zachęcam każdy ma wolną wolę i wybór. Ja tylko dzielę się z innymi swoim doświadczeniem i związku z tym nasuwającymi się przemyśleniami.
Na szczęście i nieszczęście nikt poza nami nie może do naszej podświadomości się dostać. Na szczęście – bo nasza podświadomość jest bezpieczna przed cudzą ingerencją i nieszczęście – bo nie możemy nikomu za żadne pieniądze zlecić, by zmienił program za nas w naszej podświadomości według naszych życzeń – nie jest to możliwe.
„ Nasze przekonania kontrolują nasze ciała , umysły i w rezultacie nasze życie…Och! Wy, małej wiary!” – B. Lipton
„TWOJE PRZEKONANIA MOGĄ CIĘ UZDROWIĆ LUB…ZABIĆ” – A. LOYD
Kontynuacja terapii
O kradzieży dwóch gruszek z cudzego mieszkania do dnia dzisiejszego nikt nigdy się nie dowiedział. Od tamtej pamiętnej lekcji życia nigdy nic nikomu nie ukradłam. Podświadomości wystarczyła kara za kradzież gruszek bycia okrytą wstydem i hańbą przed samą sobą tak bardzo, że aż świadomość presji nie wytrzymała i zdarzenie po pewnym czasie wymazała z pamięci.
Prawdziwy dramat małej Irenki się zaczął przy pierwszej spowiedzi z kradzieży gruszek przed I – wszą Komunią Świętą. Jako dziecko z lekcji religii niewiele skorzystałam , bo nikt nigdy z lekcji religii mnie nie pytał , ani ksiądz , ani księdza Pani gospodyni , która często mnie przygotowywała do lekcji szkolnych , ale nie z religii. Teraz z perspektywy czasu myślę, że Pani gospodyni plebani nie chciała się wtrącać w naukę księdza, ksiądz pewnikiem myślał, że gospodyni będąc nauczycielką tak dobrze mnie przygotowała, że już nie musiał sprawdzać i podobnie chyba myśleli Rodzice , bo też z religii mnie nie sprawdzali. I tak mała Irenka poszła do Pierwszej Komunii Świętej wcześniej niż jej rówieśnicy, bo rzekomo byłam dobrze przygotowana.
Podczas terapii wchodząc ponownie w znane mi uczucie lęku usłyszałam przy spowiedzi przy konfesjonale głos księdza : – „ Musisz odłożyć to co ukradłaś na miejsce , dokładnie tam skąd zabrałaś „. Po tak zadanej pokucie byłam przerażona, muszę znów wejść do mieszkania sąsiadów, a do tego skąd mam wsiąść wiosną świeże gruszki? /W tym okresie w sklepach nie było świeżych owoców/ . Zebrałam się na odwagę i oględnie , mówiąc pół prawdy zapytałam swojego Ojca jak mam zdobyć wiosną gruszki, bo muszę oddać , bo tak ksiądz mi nakazał. Na tak moje postawione pytanie Ojciec zbagatelizował wyjaśniając z uśmiechem, że te gruszki pod drzewem i tak by zgniły , więc mam sobie tym nie zawracać głowy. Nie przyznałam się, że ukradłam z domu sąsiadów.
W takiej sytuacji przystąpiłam do Pierwszej Komunii Świętej nie wypełniając pokuty, czyli nie oddałam tych gruszek, bo nie miałam możliwości ich zdobycia. Mała Irenka z lekcji religii zapamiętała, że przyjmując Komunię Świętą nie wypełniając pokutę jest ŚWIETOKRATCTWEM. Jeszcze przy następnej spowiedzi mówiłam, że nie wypełniłam pokuty, ale ciągle słyszałam to samo, że muszę oddać to co ukradłam i pokutę musze spełnić. W końcu jesienią , ze swoimi gruszkami gotowa jeszcze raz wejść do sąsiadów , by położyć na miejsce ukradzione gruszki, okazało się niemożliwe, bo ukryte przejście na strychu zostało porządnie zabite deskami. Okropnie przybita bardziej niż zabite przejście deskami poczułam się okropnie zdruzgotana bezsilnością wobec tak poważnego życiowego problemu. Na tym etapie mała Irenka zakończyła próbę oddania gruszek i zadanej pokuty nie spełniła. Przerażona nabrałam przekonania, że przyjmując Komunię popełniłam Świętokradztwo i będę za to potępiona na wieki. To nie żarty! Takie przekonanie jako dziecko zaprogramowałam sobie w podświadomości, a tym samym program raka płuc!!!
W zaznaczonym kółku to ja – zdjęcie z Pierwszej Komunii Świętej
Związku z tym programowałam sobie wiele innych destruktywnych emocji tak silnych, że dziecinny umysł nie mogąc tego udźwignąć wymazał je kompletnie z pamięci. Podświadomość wszystko skrupulatnie przechowała, ale zakopała głęboko by chronić umysł przed czymś czego nie dał rady udźwignąć.
To ja rok później z Rodzicami i braciszkiem po procesji Bożego Ciała. Zupełnie nieświadoma, że zaakceptowałam w podświadomości program raka płuc. Już nieświadoma stresu spowodowanego niefortunną kradzieżą, bo historia zdarzenia została wymazana z pamięci.
Uświadamiając sobie całe zdarzenie niczym z automatu rozmyły się destruktywne skutki. Poczułam niesamowitą radość – EUFORIĘ nie do opisania, oraz lekkość całego ciała. Zrzuciłam z siebie okropny ciężar który dźwigałam przez tyle lat. Ta niesamowita radość połączona z lekkością trzymała mnie prze dłuższy czas, nie mogłam z wrażenia ochłonąć. Przecież racjonalnie, świadomie jako dorosła wiedziałam , że w sytuacji kiedy nie można wypełnić pokuty jest się rozgrzeszonym, tylko niestety do dnia terapii nie wiedziałam, co kryje się w mojej podświadomości, jak straszne poczucie winy zupełnie nie racjonalne do przewinienia. Lęk przed BOSKĄ karą był przyczyną ukrytego , ale bardzo strasznego lęku przed śmiercią. Okropny wstyd również głęboko ukryty dawał przekonanie, że nie zasługuję na MIŁÓŚĆ nie tylko Boga , ale i wszystkich Aniołów i Świętych , dlatego oddaliłam się od kościoła. Po czasie kiedy nawróciłam się do kościoła , to mimo szczerej spowiedzi, destruktywne przekonania w podświadomości zostały, o czym informował mnie rak , a później lęk przed wznową. Lęk przed wznową raka płuc już na zawsze mnie nie dotyczy i najważniejsze, że wiem ja i moja podświadomość że – BÓG mnie kocha .
Zaraz nasunęło się pytanie dlaczego dopiero uaktywnił się wiosna 2004 roku? Tą odpowiedź również otrzymałam automatycznie. Wiosną tego roku byłam świadkiem jak poważnie chora moja Mama umierała. Żal Mamy połączony był z podziwem , później z zazdrością, że tak spokojnie chciała przejść na tą drugą stronę. Żegnała się z nami spokojnie i jeszcze nas pocieszała, że wszystko jest jak trzeba. Ja pierwszy raz uzmysłowiłam sobie, że śmierć jest realna i że mnie też to może nieoczekiwanie spotkać. Niestety zdałam sobie sprawę, że na mnie po tej drugiej stronie mogą czekać „ demony” lub inne zło bo na nic lepszego nie zasługuję. Niby wierzyłam, ale nie byłam zbyt praktykującą katoliczką. Miałam przekonanie, że jeśli nawet teraz się nawrócę, to i tak będę nie w porządku bo co? Jak trwoga to do Boga? Wywołany stres z powodu śmiertelnej choroby Mamy i moje przekonania uaktywniły zaprogramowanego w dzieciństwie raka płuc.
Od zarania dziejów wszystko się zmienia, tylko emocje nie uległy ewolucji i są niezmienne, czyli takie same jak człowieka z okresu kamienia łupanego.
Ja doświadczyłam, że emocje u maleńkiej trzyletniej Irenki są tak samo potężne jak dorosłego człowieka. Często nie zdajemy sobie sprawy jak silne duże emocje przeżywają małe dzieci, bo swoich z wczesnego dzieciństwa nie pamiętamy. Wydaje się czasem, że jak według dorosłego jest coś drobiazgiem , to dla dziecka też jest drobnostką i nie ma podstaw do dużych traumatycznych przeżyć – ale tak nie jest. Dziecko czuje i przeżywa emocje 100 – krotnie silniej niż w analogicznej sytuacji dorosły.
Mnie zaskoczył fakt, że wymazane z pamięci mam te najsilniejsze przeżycia z okresu dzieciństwa, a z dorosłego życia wymazane są absurdalne nieważne – ale przechowywane w podświadomości są bardzo destruktywne. Dlaczego tak ? – nie wiem , tylko bardzo mnie zdziwiło jakie w życiu absurdalne zdarzenia skutkują poważnymi życiowymi programami w naszej podświadomości. Dowodzi to, jakie czasem absurdy kierują naszym życiem i czy nie warto czasem się zatrzymać ? Zastanowić ? Czy nie powinnyśmy popracować nad swoimi wewnętrznymi destruktywnymi lękami i przekonaniami? Irena
Takie dwie gruszki zaważyły na moim życiu – to niewiarygodne, może nawet absurdalne, jednak prawdziwe
Terapia ARW z KU – usuwanie z podświadomości przyczynę lęku przed wznową raka
Terapia jak zawsze standardowo ; muzyka relaksacyjna, świeczka, modlitwa , medytacja, Arkusze ARW, książka – Kod Uzdrawiania. Układy rąk z KU znam na pamięć, ale lubię jak książka leży obok.
Każda choroba, tak samo silne emocje niosą nam informację, że mamy nie rozwiązany jakiś problem. Z wcześniejszych terapii miałam zdobytą wiedzę , że rak mnie informował o panicznym lęku przed śmiercią szczelnie przykrytym wstydem przed sobą i światem, gdzieś w głębokich zakamarkach podświadomości. Emocja lęku ze wstydem powodowała, że świadomie unikałam przemyśleń i rozmów jako tematy tabu , tłumacząc sobie, że tych tematów nie lubię. Pamiętną noc / wpis – „Modlitwy Wysłuchane” / modląc się sercem i całą duszą do Matki Boskiej Licheńskiej pozbyłam się lęku przed śmiercią, co w fizycznym ciele zaowocowało w płucu remisję guza. Pozostał nie usunięty duży lęk przed cierpieniem , żal z goryczą dlaczego? Po co to wszystko? Tyle wysiłku, cierpienia, goryczy na nic?
Poza wieloma pytaniami wysunęło mi się zasadnicze pytanie , dlaczego ja tak panicznie bałam się śmierci? Co ja takiego w życiu zrobiłam? Następne zasadnicze pytanie dlaczego odeszłam od BOGA ? Nie wierzę, by odejście od Boga było przyczyną raka płuc, ale może być nie rozwiązany z tym problem?
Jako detektyw swoich emocji poszłam tropem zasadniczych wyłaniających się pytań. Co ja takiego w życiu złego uczyniłam, że aż tak bałam się śmierci? Może właśnie o tym silny lęk przed wznową informuje mnie, że w tym temacie mam coś ważnego do rozwiązania?
Kontynuując terapię uporczywie zadaję sobie to pytanie wczuwając się i wchodząc głębiej w emocje koncentrując się na tym, co w tym momencie czuję. Poczułam jak bardzo nasiliło się uczucie ciekawości . Wchodząc głębiej w to uczucie zobaczyłam siebie jak miałam niespełna sześć lat i na rękach swoich widzę pięknego małego kotka. Nagle kotek zręcznie wymyka mi się i ucieka na strych naszego domu. No to ja za kotkiem usilnie starając się go złapać. Kotek uciekł mi na poddasze, przez dziurę w ścianie z desek odgradzającą strych z sąsiadami. Ja uchylając w dziurze deskę poszłam dalej za uciekającym kotkiem aż do kuchni sąsiadów. Jak kotek pognał aż do pokoju opamiętałam się, że pod nieobecność domowników nie wolno bez zaproszenia samemu do cudzego domu wchodzić. Odpuszczając sobie złapanie kotka zawróciłam w pośpiechu rozglądając się ze strachem, bo uświadomiłam sobie, że niechcący jestem sama w cudzym domu. Szybko wracając zobaczyłam obok na stoliku przepyszne dwie nieszczęsne gruszki. Nieszczęsne, bo błyskawicznie wylądowały u mnie w fartuszku, z bólem serca s powrotem położyłam na stoliku. Czuję wyraźnie jak w moich rękach mnie parzę, a na stoliku ślinka sama leci, bo wyglądają przepysznie i determinacja , aby jak najszybciej opuścić cudze pomieszczenie. Łakomstwo wzięło górę i na swoją zgubę zabrałam z sobą te nieszczęsne dwie gruszki. /Może wydawać się to śmieszne, ale w tym momencie moje emocje, połączone łakomstwo ze strachem było silniejsze niż złodzieja okradającego cudzy sejf ze złotem./ Na strychu chcąc jak najszybciej powrotną dziurą przejść do swojej części domu, usłyszałam za deskami swojego trzyletniego braciszka. Kochałam go nad życie i tolerowałam to, że jego ulubionym zajęciem jest skarżenie do Rodziców na mnie. Przecież jak mnie zobaczy, to natychmiast poleci ze skargą do Mamy, że Irena była w cudzym domu i wzięła gruszki. Za samo bycie u sąsiadów otrzymałabym lanie, ale kradzież w moim domu była tak piętnowana, że piętno złodzieja nie wymazałaby żadna kara do końca życia! Co ja narobiłam! Przecież ja cały czas udowadniam Rodzicom, że jestem dobra i że jestem jednak mimo wszystko coś „ wartana” . Zawsze Mama chwaliła inne dzieci , a ja byłam tylko krytykowana , bo dewizą życiową mojej Mamy była pokora i skromność, o czym mała Irenka nie mogła wiedzieć
Czuję jak na strychu za deskami przeżywam istny horror, bo z jednej strony słyszę, że wrócili właściciele, a na części naszego domu tuż za deskami czyha braciszek niczym żandarm. Nie wiem co zrobić z gruszkami? Jak ich zostawię to ktoś z sąsiadów zobaczy je i się domyślą, że chodził złodziej, a braciszek mnie wyda , by na mnie nie naskarżył nie ma takiej siły. Cicho leżąc na brzuchu prawie na bezdechu rozgniecione gruszki puściły sok. Po cichu plamy na podłodze wycieram fartuszkiem, aby nie zostawić żadnego śladu. Próbuję gruszki zjeść , połykam kęs za kęsem jak kluski, uważając aby się nie zakrztusić i nie kaszleć bo się wyda, że tu jestem, a do tego złodziejem. Nigdy żadna potrawa nie była tak okropna w smaku jak te gruszki pochłaniane na siłę wraz z panującym kurzem, bo musiałam być skulona blisko podłogi , aby szparami bystry braciszek nie zobaczył mnie. Jak na złość przez szpary zaglądał, jak by wiedział, że jestem po drugiej stronie nieszczelnych desek. Gruszki połykałam szybko, bo w każdej chwili oglądający szpary braciszek mógł zobaczyć w deskach dziurę i zobaczy kradzione gruszki. Jaki w tych paru minutach przeżywałam duży stres połączony ze wstydem nie jestem w stanie tego opisać.
W takich stresujących okolicznościach mała Irenka niechcący rozpoczęła program swojego raka płuc. Ten program nigdy by nie został uruchomiony, gdyby nie dalszy ciąg historii ukradzionych dwóch gruszek. To niewiarygodne, że historia dwóch gruszek była początkiem programu mojego raka płuc , ale to najprawdziwsza prawda, potwierdzona zostanie niebawem wyjaśnieniem w następnej terapii. Zakończenie terapii uwolni mnie raz na zawsze od lęku przed wznową i pewność, że rak płuc odszedł ode mnie na zawsze. Jak tego dokonam? Skąd moja pewność? W następnym wpisie odkryciem podzielę się na blogu. Irena
„Twoja podświadomość steruje wszystkimi żywotnymi procesami w organizmie i zna odpowiedź na wszystkie pytania” – J. Murphy
Przemyślenia :
– Jaką informację dawał rak?
– Jakim dowodom naukowym dać wiarę ?
– Co robić? ; Jakie słuszne podjąć działania ?
Co chciał powiedzieć mi mój rak płuc? O czym informował mnie? – z pewnością o tym, czego usilnie przez wiele lat ukrywałam z lękiem przykrytym wstydem, aby o tym nikt nigdy się nie dowiedział. Całe tygodnie i nawet można powiedzieć miesiące przemyśleń , medytacji nie dawały mi na te zasadnicze pytania odpowiedzi od kiedy u mnie zagościł. Był bardzo agresywny, działał błyskawicznie nim został zdiagnozowany dał mi przerzuty do węzłów chłonnych. Nasuwały mi się pytania dlaczego był taki nerwowy? Do czego tak bardzo się spieszył ?
Według lekarzy chemia z radioterapią nie dawały skuteczności całkowitego pozbycia się komórek rakowych. Z tego powodu chcąc czy nie chcąc poznawałam piekło oczekiwania na wznowę . Czy to było celem mojego raka? – poznać piekło na ziemi ?
Najgorsze było to, że nie widomo kiedy i jak się objawi , a świadomość że przy wznowie medycyna jest bezsilna potęgowała ten paniczny strach przed bólem i cierpieniem.
Nikomu nie zazdroszczę raka piersi, czy innych narządów kobiecych które można usunąć, niestety przy raku płuc drobnokomórkowym nawet rakowego guza nie można usunąć. W takich chwilach żałowałam, że żyję w kraju w którym eutanazja jest zabroniona. Przed dużym cierpieniem miałabym jakąś nadzieję, że jak już środki przeciwbólowe nie zadziałają to w ostateczności można poprosić o łagodne przejście na drugą stronę dla dobra mojego i Rodziny. Z takimi i podobnymi myślami nie miałam się z kim podzielić, bo nawet pacjenci chorzy na raka bali się głośno na tematy tabu rozmawiać. O pomocy psychologicznej nie było co marzyć, nie słyszałam by ktokolwiek z chorych na raka w tym okresie z takiej formy pomocy korzystał. W tej walce przed wznową byłam zdana sama na siebie. Najbliżsi mimo zmęczenia moją chorobą nie odmawiali mi pomocy , tylko ja nie wiedziałam o co mam ich prosić. Przecież nie mogłam jeszcze bardziej gnębić ich swoim horrorem jaki przeżywam z powodu oczekiwanej wznowy. Zdeterminowana nieustannie czyniłam poszukiwania jak pozbyć się lęku przed wznową. W porównaniu z tym piekłem oczekiwania , lęk przed śmiercią wydawał mi się błahostką.
Moja zachwiana wiara w lekarzy w tej sytuacji okazała się zbawieniem. Akademickie twierdzenia , że to geny są przyczyną raka z jednej strony uwalniało od poczucia winy za pojawienie się raka, przez co od siebie niewiele trzeba by było robić tylko przyjmować to co inni oferują. Byłoby to komfortowe i bardzo proste, ale nikt nie mógł mi dać pewności , że rak nie powróci , tym bardziej, że nie stwierdzono całkowitej remisji. Dowieść sobie o całkowitym bezpowrotnym uwolnieniu się od tego dożywotniego skazania na raka mogę tylko ja sama. Na moje szczęście są inni naukowcy którzy niezbicie naukowo udowodnili, że geny z rakiem niewiele mają wspólnego.
„ Chociaż media uczyniły wielki szum z powodu odkrycia BRCA 1 i BRC A2 – genów raka piersi – zapomniały nadmienić, że 95 % nowotworów piersi nie jest spowodowanych dziedzicznymi genami. / Kling 2003; Jones 2001; Seppa 2000; Baylin 1997 / „ – Biologia Przekonań – Bruce Lipton
„Doktorzy medycyny są zawieszeni pomiędzy intelektualną skalą a twardym podłożem korporacyjnego świata; są pionkami w wielkim medycznym kompleksie przemysłowym” – B. L.
„ Niestety ta filozofia wyszła już z mody siedemdziesiąt pięć lat temu , kiedy fizycy przyjęli fizykę kwantową i uznali , że wszechświat jest w istocie zbudowany z energii.” – Bruce Lipton
Współczuję wszystkim z całego serca którzy uwierzyli w odpowiedzialność genów i pousuwali sobie zdrowe nie zaatakowane narządy swojego ciała z lęku przed ewentualnym atakiem raka. To tylko dowodzi temu, że nasze działanie zależy od tego jakiemu twierdzeniu naukowemu daje się wiarę.
Po warsztatach u Pani Ireny Polkowskiej dostałam dużą dawkę energii do większego działania w walce przed wznową. Została mi przywrócona wiara nie tylko przez terapię, ale w dużej mierze przez niektórych uczestników na tych warsztatach, którzy wcześniej już doświadczyli „cudów” wyleczenia z różnych dolegliwości w tym również i z raka. Dowiedziałam się od nich, że nie ma co liczyć na cudowny lek ani na cudowne ręce, które za nas cokolwiek zrobią, bo tak to nie działa. Jeśli chcę uniknąć wznowy , to nie ma zmiłuj się, tylko wytężyć umysł jak tylko się da i wziąć się do roboty !
Łatwo powiedzieć zabrać się do pracy, zacząć działać i po problemie. Wszystko byłoby fajnie, gdybym jeszcze wiedziała jak skutecznie działać? Przecież stosowałam antyrakowe diety, zioła , soki, suplementowałam się i nic – lęk przed wznową pozostawał. Przekonałam się tylko, że tą walkę nie wygram na talerzu. Nie mam wyjścia albo przekonam się, że nie mam już komórek rakowych, albo lękami ściągnę go ponownie. Aby przekonać się, że nie mam już komórek rakowych i pozbyć się lęku przed wznową muszę dotrzeć do źródła programu swojego raka. Nie jest to proste, ale powoli nabieram przekonania , że jest to możliwe.
„ Są tez takie lekcje, w których naszym zadaniem jest zrozumieć, że to, co wcześniej stanowiło dla nas wartość, teraz nie jest już częścią naszej ścieżki.” – DR RICK JAROW
Na warsztatach zaowocowała nadzieja dzięki lekcji przebywania w teraźniejszości. Z marszu po warsztatach zaczęłam studiować polecone książki Eckharta Tolla – Potęga Teraźniejszości. Według tej książki nauka praktykowania obecności tu i teraz okazała się nieoceniona nie tylko w terapii jako detektywa swoich emocji tropiącego raka. Przez chwilę przebywania w teraźniejszości odczuwałam wyraźną ulgę na dłuższy czas dzięki temu wzmacniałam swoje przekonanie , że to działa.
Na podstawie wcześniejszych terapii wnioskowałam, że na źródło powstania raka może poskutkował ciąg wielu zdarzeń układających się w reakcję łańcuszkową czyli, że jedno zdarzenie może być przyczyną następnego zdarzenia. Niebawem przekonałam się, że wyciągnięte wnioski okazały się strzałem w dziesiątkę. Takie myślenie + praktykowanie obecności tu i teraz naprowadziło mnie w terapii jako detektywa emocji na właściwy trop zdarzeń w dotarciu do powstawania programu w podświadomości mojego raka płuc. Jak go programowałam w następnych wpisach swoje tajemnice ukryte przed sobą i światem w ciemnych zakamarkach podświadomości na blogu ujawnię. Irena
„ Powracające na nowo negatywne emocje niosą często ze sobą jakąś wiadomość, podobnie jak czyni to choroba.” – Eckhart Tolle.