Miesięczne archiwum: lipiec 2019

Byłam złym dzieckiem

Kartka z pamiętnika

Każda choroba zawsze najpierw ukazuje się mentalnie nim objawi się w naszym ciele fizycznym.

Poszukiwania broni na moje dolegliwości, okazały się bliżej niż sądziłam, bo winowajcą  okazały się moje zablokowane emocje. Tym razem przekonałam się na dobre, jak są szkodliwe blokady emocjonalne i jak wiele zależy ode mnie, kiedy uchroniłam swoją mocno poturbowaną wątrobę. /Prawdopodobnie uchroniłam się przed rakiem wątroby/

Ból rósł w siłę tak bardzo, że aż mentalnie czułam    atak raka na wątrobę, śledzionę, nerki i oskrzela. Rozsypałam się kompletnie i na pomoc wezwałam swoją córkę słowami – Agniesiu atakuje mnie rak wątroby.

Córka uspokoiła mnie mówiąc – spokojnie mamo!  Wychwyciłaś   stadium rozwoju raka w okresie mentalnym i na razie jeszcze nie uaktywnił się w ciele. Mówiąc mi damy radę, natychmiast przyjechała z odsieczą.

Pracując nad uwolnieniem się od bólu, wyszła mi na powierzchnię emocja żalu. Chcąc się z nią zmierzyć i dowiedzieć jakie wydarzenie za tym żalem się kryje, napotkałam emocjonalną ścianę twardą jak beton nie do przebicia.

Agnieszka zadała pytanie, dowiedz się czego ta twarda ściana broni?

Mając blisko siebie wsparcie nabrałam odwagi, by bliżej się jej przyjrzeć. Zadawałam sobie pytanie, jakie wydarzenie zostało ukryte? W odpowiedzi udało mi się zobaczyć zablokowany wstyd z powodu kochanej Mamy.  Im bardziej nacierałam na twardą ścianę napotkaną w tej podróży w głąb siebie uaktywniał się   tak duży stres, że nie byłam w stanie sama sobie poradzić, tak samo jak wówczas pięcioletnia Irenka.

Ciało na stres reagowało jako ból, który utknął we mnie niczym drzazga i najgorsze, że rósł w siłę. Takie zachowanie ciała jest dowodem jak duże jest zablokowane cierpienie emocjonalne, tylko pytanie jakie?

Wizualnie będąc pod ścianą emocjonalną, jak tylko próbowałam siłą woli przejść przez nią, fizycznie pojawiał się duszący kaszel z ostrym bólem w całej klatce piersiowej oraz wzdłuż okolic wątroby.

Córka już na od początku sesji rozpoznała w moim stresie dominujące uczucie żalu. Ostatnio przepracowana praca nad żalem to był wierzchołek góry lodowej, z którym sobie nie poradziłam.

Wchodząc w emocjonalny mur stało się jasne, dlaczego od wczesnego dzieciństwa miałam problemy z wątrobą. Powodem było nieustanne żałowanie Mamy za to, że ciężko pracuje, że ma słabe serce i często robi się jej słabo, a ja nie mogę jej pomóc, bo nic nie potrafię dobrze zrobić.  Stałam się bardzo nerwowa, anemiczna i żółta z nabytej żółtaczki.

Już jako pięciolatka sama   opiekowałam się młodszym braciszkiem, a rok później opiekując się nim pasłam krowy.  Dorastając sprzątałam dom i matkowałam swojej siostrzyczce, nie biorąc wolnego w niedzielę i święta. Mimo starań moja praca była nic warta, a ja coraz bardziej czułam się niepotrzebna.   Mama ciągle za nic mnie nie chwaliła, tylko krytykowała. Lęk przed odrzuceniem rósł w niebotyczną siłę, kierując mój wzrok coraz bardziej do ziemi, prawie przestałam patrzeć przed siebie.

Stało się dla mnie jasne z punktu widzenia energetycznego, dlaczego   w wieku pięciu lat chorowałam na żółtaczkę, miałam anemię, byłam chuda, blada i jak mówiono o mnie chorowita. Takie mówienie o mnie odbierałam jako pogardę o sobie, że jestem gorsza od tych tryskających zdrowiem silnych dzieci.

Mimo solidnie wypełnianych obowiązków jako mała Irenka myślałam o sobie jako złą, niedobra nikomu niepotrzebna. Nawet jak poszłam do szkoły i byłam najlepszą uczennicą i tak uważałam siebie za gorszą od innych.

Moje piątki i czwórki   były gorsze od piątek i czwórek moich koleżanek, bo piątka piątce nierówna kwitowała moje dobre oceny kochana Mama. W ten sposób chciała mnie motywować do lepszej nauki, nie zdając sobie sprawy, że na całe życie programowała mnie niskim poczuciem własnej wartości.

W pewnym momencie podczas sesji uświadomiłam sobie, że nadal tkwi we mnie gdzieś głęboko nabyte przekonanie, że; jestem chuda, brzydka, nikomu niepotrzebna, gorsza od innych, nic nie umiem, nic nie potrafię dobrze zrobić. Zauważyłam tkwiący we mnie konflikt.  Przecież teraz walczę z otyłością, a mimo tego tkwi we mnie przekonanie, że jestem chuda – wykrzyknęłam głośno, przecież to nieprawda!!!!!!!!!! Mam dużą nadwagę!!!!! Mam z nadmiaru tłuszczu otłuszczoną wątrobę!!!!! Co za absurdalne mam przekonanie!!!!!!!

Tym ponownym przeżyciom towarzyszył mi przeszywający ból pod lewą łopatką, czułam obolałą całą lewą stronę, ból w klatce piersiowej, duszący kaszel, ból w okolicy wątroby, odbijającą się gorycz, mdłości z tendencją wymiotną i oczywiście okropny ból głowy.

Podczas sesji chwilami myślałam, że nie przeżyję, ale na szczęście była przy mnie kochana córka, a jej spokojny głos uspakajał mnie; Już to przeżywałaś, jesteś w miejscu, w którym już byłaś i dałaś radę, to i teraz dasz radę nie bój się jestem przy Tobie, tym razem nie jesteś sama, ściskając moją rękę cicho dodawała – JESTEM Z TOBĄ. Łzy płynęły mi ciurkiem i mimo ostrego bólu czułam się przy niej bezpiecznie.

Podczas terapii ponownie przekonałam się o jej trafnym wyłapaniu zablokowanych emocji. Faktycznie   nie przyjmowałam MIŁOŚCI   nawet od kochanych dzieci, wszystko się potwierdziło, teraz jestem tego pewniejsza niż Ona sama, a tak długo miałam opory.

„Żal” nieodłączny towarzysz miłości zablokowany był tym samym przekonaniem co uczucie miłości.

W moim życiu objawiało się to tym, że zawsze żałowałam innych, ale nigdy nie siebie!!!!

Jak zachorowałam to jeszcze   bardziej żałowałam swoją kochaną Mamę, że ma taką chorą córkę   coraz bardziej nieudolną i do niczego.  Wówczas władzę nade mną przejął lęk przed odrzuceniem, a skutki tego okazały się dla mnie fatalne.

W miarę jak rosłam utrwalałam przekonanie, że wszystko co robię to takie nic.   Wypełniałam swoje obowiązki jak potrafiłam najlepiej, ale i tak byłam od innych najgorsza.

Nie przyjmowałam miłości, a do tego nie żałując siebie tylko innych moja” czakra uczuć” szybko wysychała i wątroba z woreczkiem żółciowym w wieku 27 lat przestała funkcjonować i woreczek musiał być usunięty.

Po wyciągnięciu na światło dzienne blokady żalu, poczucia winy i wstydu, zobaczyłam zdarzenie  zupełnie w innym świetle, tym samym automatycznie zmieniały się moje uczucia i zobaczyłam jak betonowa ściana rozsypuje się w pył.   Przekonanie” NIE ZASŁUGUJĘ NA MIŁOŚĆ” – rozpłynęło się jak we mgle.

W miejsce DESTRUKTYWNEGO nabyłam nowe przekonanie – „ZASŁUGUJĘ NA MIŁOŚĆ”

Mocne bóle ustępowały, a po paru dniach poczułam się jak” MŁODY BÓG”.

Do swojej Mamy nie miałam pretensji, bo wychowywała mnie tak, jak potrafiła najlepiej. Podczas terapii zobaczyłam w jej oczach miłość i strach o mnie, który rządził jej postępowaniem w moim wychowaniu.

Tak naprawdę świadomie zawsze wiedziałam, że mam kochaną mądrą Mamę całkowicie oddaną swoim dzieciom, to tylko podświadomość odbierała inaczej.  Nasza podświadomość nie słucha naszej świadomości, dlatego nie miałam pojęcia jaką mam blokadę.

Cieszę się, że moja Mama była taka jaka była   i nigdy w życiu za żadną cenę nie zamieniłabym ją na inną, kocham ją taką jaką była i będę kochała do końca życia.

Jestem córce wdzięczna, że skutecznie zmotywowała mnie do pracy z żalem, bo tym sposobem znów uratowała mnie przed śmiertelną chorobą, ale tym razem   przed rakiem wątroby. Biorąc pod uwagę od lat wątroby otłuszczenie, usunięty woreczek żółciowy i reakcję ciała przy odblokowywaniu stresu jest duże prawdopodobieństwo, że w niedługim czasie rak mógł się uaktywnić.

Było bardzo prawdopodobne, że gdybym nie uwolniła blokady żalu, wątroba pozbawiona swoich enzymów stałaby się łatwą pożywką dla raka. Po uaktywnieniu rak rozprzestrzeniał by się po całym ciele w  takiej  kolejności jak podczas terapii odczuwałam ból.

 Każda choroba zawsze najpierw ukazuje się mentalnie nim objawi się w naszym ciele fizycznym.

Prostując swoje przekonania nabyte przez złe spojrzenie na pewne zdarzenia, nie wiem, czy zmieniam nabyty swój program, ale wiem i widzę jak zmieniam w swojej podświadomości przekonania i jak zmienia się moje obecne zdrowie. Odczuwam to tak jakbym ciągle przeżywała w swoim życiu nowych zaskakujących cudów.

Uczucie żalu jest bardzo wskazane i potrzebne pod warunkiem, że zachowana jest równowaga. W sytuacji, gdy tylko daje się miłość i żałuje innych, nie zachowując nic dla siebie to w końcu choroba musi dać znać o sobie, że coś nie tak jest z naszymi emocjami i z naszym życiem, a w skrajnych przypadkach taką informację przekazuje nam rak.

Trzeba kochać siebie, by móc tą miłość przekazywać innym. Nie można dać czegoś, czego sami nie mamy.  Żałować od serca należy dobrą miarą dawać i szybko uzupełniać swoją czakrę miłości.

A czy Wy kochani czytelnicy czasem żałujecie siebie czy tylko innych?

Tylko proszę nie mylić z biadoleniem na swoje życie – to jest zupełnie coś innego i bardzo destruktywne!

„Podświadomość nie umie myśleć logicznie. Podświadomość nie jest wstanie rozważać  żadnych za i przeciw” – Joseph Murphy

Życie bez chorób

 

 

Chcesz być zdrowy, to odpowiedz na pytanie, jakie korzyści daje ci choroba?

Każda choroba daje jakieś korzyści, jeśli nawet nie rekompensuje cierpienia i strat, to skutecznie blokuje wyzdrowienie. Prawie już każde niemowlę potrafi zarejestrować, że jak krzyczy, to nie zawsze Mama zwróci na niego uwagę, ale jak gorączkuje to od razu jest reakcja. W dorosłym życiu, dopóki dopisuje zdrowie, to się nim nie interesujemy, a jak zachorujemy, to tematem choroby kierujemy się tym co jest dla nas wygodne, a choroba zawsze była i nadal jest dobrym usprawiedliwieniem na wszystko.

W śród ludzi, na temat zdrowych osób funkcjonują stereotypy, nad których logiką nikt się nie zastanawia, bo w pewnym wieku prawie każdy choruje i szuka na nią usprawiedliwienia, aby nie było, że to z jego winy. Jeśli pojawi się jakiś wyjątkowy człowiek, który mając już swoje lata, nie wie co to choroba, to wzbudza u zainfekowanych chorobą podejrzliwość.

Mało osób interesuje się, jak taki żyje bez chorób? Czasem ktoś zapyta, czy ma jakiś cudowny eliksir, a jeśli nie ma to sobie sam dodaje, że to musi być jakiś cwaniak, bo jeśli nie choruje, to nic go nie obchodzi, wykorzystuje innych, jest leniwy i nie zna prawdziwego życia.

Często się słyszy jak o zdrowych, mówi się z pogardą, ona to była rozpieszczana i nie musiała, jak inni ciężko pracować, od razu jest sugestia, że jest zdrowa dlatego, że jest leniwa. Jest zdrowa, bo ma dobrego męża lub bogatych Rodziców, którzy za nią rozwiązują trudne problemy i co taka osoba może wiedzieć o życiu?

O zdrowych osobach mówi się z pogardą, bo powszechnie uważa się, że tacy przeżyli dużo lat, ale nie znają życia. Wielu karmi się kłamstwem, że porządną lekcję życia daje tylko cierpienie i ból, tylko ktoś, kto ciężko choruje, lub doznał ciężkiego wypadku, z dużym uszczerbkiem na zdrowiu, jest godny szacunku. Natomiast kto ciężko pracuje, uczy się, jest zaradny, ale w ogóle nie chorował i nie choruje, nic złego jemu się nie przytrafiło, nie cierpiał z powodu wypadku, czy z innego powodu, to zamiast szacunku, to często rzuca się takiej osobie bez żadnej obiekcji przysłowiowe kłody pod nogi. Otoczenie się cieszy, jak taki ktoś nabije sobie guza, bo jak nie cierpi, to nie wiele jest wart, stereotypowo mówi się o takim, co on może wiedzieć o życiu?

Niestety kłamstwo jest słodkie, a prawda boli i nie chcemy wiedzieć, że ktoś dlatego jest zdrowy, bo wypracował swoje zdrowie ciężką pracą i dlatego, że każdą zdobytą wiedzę wdrażał w życie, a nie jak inni zdobywają wiedzę dla papierka, by się móc chwalić i budować swoje wydumane ‘ego’.

Prawda jest taka, że osoba, która ma wiele lat i jest zdrowa, to na pewno jest bardzo pracowita, rzetelna, uczciwa i zna prawdziwe życie, polegające na prawdzie, a nie na słodkim kłamstwie. Nie jest łatwo poznać prawa natury, a jeszcze trudniej je przestrzegać, wymaga to dużego wysiłku, skupienia, nauki, mądrości i odwagi, aby żyć w prawdzie pośród zakłamanych osób.  Nikt nie będzie zdrowy, jeśli nie kocha ludzi i nie ma dla nich dużej empatii. Każdy z nas, który się rodzi, otrzymuje to samo powietrze, słońce, wiatr i obowiązują go, te same prawa natury.

Osoby chore również niejednokrotnie ciężko pracują, tylko nie zdają sobie sprawy, że okłamują siebie. To na nic, że oddają innym swoje serce, jeśli przekładają dobro innych nad swoje, to szybko się wyczerpują, chorują i stają się ciężarem dla innych, tak niestety działają prawa natury, czy chcemy o tym wiedzieć czy nie, te prawa tak funkcjonują.

Może narażę się na gniew wiele osób, ale tylko zdrowy prawdziwie potrafi kochać ludzi i naturę. To nie znaczy, że chorzy nie chcą kochać prawdziwie, większość zdecydowanie nawet bardzo chce, tylko nie wiedzą jak, lub nazywają miłością coś co nią nie jest.

Każdy bez wyjątku chce być dobry, tylko nie zawsze możemy, bo mamy takie, a nie inne przekonania i takie, a nie inne życiowe schematy.

Malutki Heniu już w kołysce zauważył, że jak chce przytulić się do Mamy, to krzyk nie zawsze skutkuje, ale jak zwymiotuje, lub zagorączkuje, to od razu nie tylko Mama, ale i cała rodzina go tuli i głaska. Jego podświadomość już zarejestrowała, jak być zauważonym. Później w szkole paluszek i główka też była wymówką jak nie chciało się odrabiać lekcji, lub czegoś nudnego uczyć. W dorosłym życiu, kiedy doszła duma, to już ona przejęła władzę nad Heniem i pilnowała, aby się nie przepracował, tylko chwalił się tym czego nie zrobił lub dodawał blasku błahostkom.

Ogromna duma, absolutnie nie pozwoli przyznawać się do słabości, błędów ani do czegoś co nie potrafi się zrobić. Ktoś taki owładnięty dumą, nikogo nie poprosi o pomoc, o rozwiązanie problemu, bo tym samym musiałby się przyznać do swoich słabości. Co innego jak by poważnie zachorował, lub   jeśli by złamał kręgosłup, czy przeszedł zawał, to słabości z automatu są usprawiedliwiane. Wówczas wszystkiemu jest winna choroba, a on bohatersko znosi konsekwencje i  ma się czym chwalić, aby go podziwiano, jak dzielnie znosi ból, oraz utratę pracy, w której tak naprawdę już absolutnie sobie nie radził, ale o tym cicho, bo nikt nie może się dowiedzieć. Henio bardzo chciał się leczyć, ale tylko u tych i w taki sposób, aby się nie wyleczyć. Dla ‘ego’ choroba była zbawieniem, bo przykryła wszystkie jego nieudolności, a on z czasem opowiadał jaki to nie był z niego niebywały fachowiec i dokonałby czegoś wyjątkowego tak wielkiego, że cały Świat by zadziwił. Gdyby nie choroba, on dzisiaj dokonywałby, niebywałych bohaterskich czynów, dlatego, tym bardziej cierpi przez chorobę. Prawda jest taka, że Henio bez swojej okropnej choroby nie potrafiłby już żyć, woli z fałszywą godnością umrzeć, niż ponownie być silnym i zdrowym i wszyscy by się dowiedzieli, że nie potrafi nic konkretnego zrobić, tylko robił wszystko na aby, jak te w wierszyku żaby, a takiego wstydu by nie przeżył, dla Henia choroba przyszła w sama porę i była wielkim zbawieniem.

Tak kochani, dla wielu choroba jest usprawiedliwieniem i zbawieniem dla ludzkich słabości. W firmie Franka fachowców zaczęły zastępować komputery, elektronika, a On na elektronice mało się znał. Miał w tym kierunku wykształcenie, ale ponieważ przestał się rozwijać, to po 20 latach okazało się, że jest daleko w tyle i już niewiele ogarnia, natomiast męskie „ego” nie pozwalało mu się do tego przyznać. Przy nadchodzącej redukcji pracowników, groziło mu zwolnienie. Aby jego dumne ego nie ucierpiało miał dwie możliwości, albo podnosić swoje kompetencje, ale to wymagało wytężonego wysiłku, a on był leniwy, więc wyjściem awaryjnym okazał się rak i dzięki temu otrzymał rentę. Czy Franek ściągnął na siebie raka? Świadomie na pewno nie, ale tak zarządziła jego podświadomość w trybie awaryjnym. Najważniejsze, że rak ukrył brak kompetencji i jego dumne ego nie doznało uszczerbku. On chciał się leczyć i żyć, ale absolutnie nie było w jego interesie, aby całkowicie się wyleczyć. Przecież stracił by rentę, a do żadnej pracy się nie nadawał, bo nic nie umiał, a fizycznie był słaby i leniwy, aby chcieć regenerować fizyczne siły. Wolał by umrzeć, niż się przyznać, że przez arogancję i lenistwo, utracił swoje kompetencje i już nic w obecnym świecie nie potrafi robić. Rodzina powiedziała, że stracił wolę życia, a tak naprawdę, to stracił tylko swoje kompetencje, bo się nie rozwijał. Miał wszystko, kochaną żonę, rodzinę, ale to praca nadawała jego życiu sens.

Czasem uczymy się przez całe życie, ale mamy inny cel, a inne zdobywamy kompetencje, na zasadzie chybił, trafił i najczęściej jest chybił, niż trafił, wówczas kręcimy się w kółko jak chomik w kołowrotku.

Aby nie zostać po latach przeterminowanym, należy pamiętać, że zdobyte kompetencje nie aktualizowane, po paru latach tracą na swojej wartości i mogą stać się nie aktualne.

Chcąc żyć pełnią życia musimy ciągle się rozwijać i uczyć się od osób którzy są zdrowi, radośni i szczęśliwi.

Irena