Nawet umierającym życie nie skąpi zmartwień i problemów , moje życie to był ciąg problemów rozwiązanych lub nie rozwiązanych. W drugim dniu brania chemii moja córka odwiedziła mnie, przy pomocy mojego syna poruszając się o dwóch kulach . Obydwoje pocieszali , że to nic poważnego, samo coś jej strzyknęło w kolanie i trzeba zoperować , wyjdzie po dwóch dniach , ale o dwóch kulach będzie musiała chodzić około 8 tygodni. Wyjaśnili że jest przygotowywana w drugim szpitalu do operacji, teraz wyszła tylko na przepustkę i zaraz s powrotem wraca do szpitala. Razem będziemy wychodzili do domu , ja po trzecim dniu chemii , córka zaraz po operacji i obydwie nie będziemy zdolne do samodzielnego poruszania się. Martwiłam się kto nami się zaopiekuje , mąż pracuje za granicą, rodzina daleko żyje swoimi problemami , a syn jest żołnierzem zawodowym , otrzymał trochę wolnego ale służba nie drużba i będzie musiał wracać. Gdyby chodziło tylko o mnie to najlepszym rozwiązaniem dla mnie byłoby pójście do ‘’hospicjum” ale co z córką? Kto nią się zaopiekuje? Lekarze mówili że muszę mieć całodobową opiekę , ale i sama zdawałam sobie sprawę że muszę mieć nie tylko opiekę ale i kontrolę, w sytuacjach kiedy traciłam świadomość nic nie pamiętałam , ale ponoć zachowywałam przytomność. Taką zmianę mojej świadomości lekarze diagnozowali, że przeżuty poszły do głowy. Moje dzieci i sąsiadka pobliskiego łóżka opowiadali mi że kiedy traciłam świadomość to nie tylko że dziwnie się zachowywałam, ale też nabierałam sił fizycznych. Wiedziałam że jest cos na rzeczy , bo były momenty że czułam jak moja słabiutka ręka , nagle z dużą siłą bierze kubek i rzuca nim na oślep. Ta sytuacja przerażała mnie, nie miałam nad sobą kontroli , a najgorsze nie rozumiałam co się dzieje z moim ciałem i moja psychiką, czułam się całkowicie ubezwłasnowolniona, to było straszne, o wiele gorsze od bólu fizycznego. Z przerażeniem odkryłam że rak chce zawładnąć moim umysłem, bo wytoczyłam mu walkę ? czyżby to oznaczało że ta bestia tez się boi? A może jest to zwyczajny przebieg choroby nowotworowej ? Tak czy siak muszę wykorzystać na walkę każdą chwilę kiedy jestem świadoma, związku z tym postanowiłam nie przyjmować leków przeciwbólowych, aby się nie przymulać , na tyle ile wytrzymam, na tyle ile dam radę. Słuchając z boku może się komuś wydawać, że z jakiegoś powodu chcę być cierpiętnicą, prawdą jest to, że nie lubię cierpieć ale potworny strach przed śmiercią jest gorszy od bólu fizycznego. Przypominam sobie z filmów , różnych opowiadań że potworny ból fizyczny był powodem proszenia o śmierć. Zadawałam sobie pytanie dlaczego ja tak panicznie boję się śmierci? Przecież przez całe już niemałe życie starałam się żyć w taki sposób, by nikomu świadomie krzywdy nie czynić. Znalazłam się w sytuacji tragicznej i bez wyjścia chyba może mi pomóc tylko cud , tylko czy cuda istnieją? Rozglądając się wokół siebie spojrzałam na afirmacje L.Hay, czytelnie wypisane na kartkach papieru leżące obok mnie na łóżku. Od razu jedną z nich zaczęłam powtarzać i w trudnych chwilach powtarzam do dnia dzisiejszego :
„Cuda zdarzają się codziennie. Wchodzę do swego wnętrza by skasować wzorzec odpowiedzialny za ten stan i przyjmuję BOSKIE uzdrowienie. I też tak jest” L.Hay