Nie wierzmy lekarzowi!

Nie wierzmy lekarzowi– on też się czasem myli.

Mama wróciła z sanatorium do domu. Była pełna energii z mnóstwem pomysłów na siebie. Już nie bała się raka, nie bała się o nim mówić. Nie wstydziła się jego skutków. Mieliśmy umówiony termin na radioterapię, mama czuła się dobrze pozostało nam tylko czekać na termin. Wszystko zaczęło się układać po mojej myśli. Ten spokój był złudny podszyty ciągłym niedowierzaniem, czy aby na pewno mama jest zdrowa. Diagnoza, te tragiczne rokowania lekarzy snuły się za nami niczym złowrogi cień.

Pewnego dnia nas dopadły – mama poczuła się gorzej, dostała dziwnych plam na brzuchu i plecach, zaczęła odczuwać w tej okolicy ból, była osłabiona. Spanikowała, to na pewno przeżuty, widmo śmierci stanęło nad nią jak złowroga chmura. Wszystko wróciło. Strach, lęk, niedowierzanie. Szybko umówiła się na wizytę do swojego lekarza rodzinnego. Lekarz obejrzał wyniki, wypis ze szpitala, potem zbadał mamę i postawił diagnozę- przerzut poszedł na skórę. Rak opanował już cały organizm. Wypisał mamie silne leki przeciwbólowe. To wszystko, co mógł w takiej sytuacji zrobić. Mama była krótko po chemii, na radioterapie miała iść dopiero za miesiąc – nic więcej nie mógł zrobić.

W tym czasie byłam 150 km od mamy w miejscowości w której mieszkam i pracuję , byłam w pracy. Nagle telefon od mamy: w słuchawce jakieś szlochy płacz, że mama jednak umiera, że to koniec. Kompletnie nie wiedziałam, o co chodzi. Zrozumiałam tylko tyle, że mama jest w panice i że była u lekarza rodzinnego, który stwierdził przeżuty i postawił znaną już diagnozę – to kwestia tygodni proszę brać leki przeciwbólowe. Myślałam szybko, nie miałam czasu na zastanowienie. Myślę sobie jak ten matoł po studiach medycznych, który przez pół roku przed diagnozą, co tydzień mamę badał i nie widział żadnych oznak raka płuc. Wysyłał tylko ją po omacku od jednego specjalisty do drugiego. Nagle bez żadnych dodatkowych badań tylko patrząc na nią i na wypis ze szpitala zrobił się specjalistą od onkologii.

Pytam wiec mamy: Czy powiedziałaś temu lekarzowi, że leczyła się na raka i brałaś chemię.

Mama na to : że tak przed lekarzem się przecież takich rzeczy nie ukrywa. Wszystkie wypisy wzięła i mu pokazała.

Wsiadłam na mamę: Czyś ty zgłupiała do reszty, po co mu to pokazywałaś. Po co ma się wysilać i cię badać jak już ma, co w kartę wpisać i rączki czyste. Za swoją głupotę, teraz proszę jechać do miasta obok – prywatnie się zarejestrować i to już w tej chwili. Nic nie mówić lekarzowi o raku, że się leczyłaś. Tylko powiedz mu tu mnie boli tu mnie strzyka i niech główkuje, co ci może być. Zobaczymy czy bez twoich podpowiedzi drugi tez będzie widziała raka na skórze.

Trochę na mamę nakrzyczałam, bo mnie zdenerwowała tym szlochaniem i tą prawdomównością u lekarza. Zaniepokoiłam się, ale co miałam myśleć. I tak trzeba zawsze skonsultować diagnozę u drugiego lekarza – to zawsze pierwszy krok. Do mamy moje argumenty trafiły.

Wieczorem oddzwoniła do mnie przeszczęśliwa. Okazało się, że ma półpaśca. Lekarz patrzył na nią jak na wariatkę, bo jak powiedział mamie swoją diagnozę mama ze szczęścia mało go nie pocałowała. Biedak chyba nigdy nie widział tak szczęśliwego chorego z powodu tego, że ma półpaśca. Mama nie przyznała się temu lekarzowi, że się leczyła na raka płuc. Dostała na półpaśca leki przeciwwirusowe. Po tygodniu brania leków po objawach nie było śladów.

Moja rada – zawsze konsultuj wyniki, objawy choroby u drugiego lekarza, nie przyznając się do wcześniejszej diagnozy i konsultacji.

Kosztowało nas to jeden dzień nerwów i tyle. Tak naprawdę idąc do lekarza mamy do niego zaufanie, że ma wiedzę i będzie wiedział jak nas wyleczyć. Niestety nigdy nie wiadomo, na jakiego matoła się trafi, czy to jego gorszy dzień czy nie, w końcu to też ludzie i pomyłki się zdarzają, czasami tragiczne w skutkach. Niestety lekarze należą do tej grupy społeczeństwa, że nigdy do swoich pomyłek się nie przyznają, jeden drugiego kryje. To ich taka zmowa milczenia. Gdyby mama wtedy nie skonsultowała tego u drugiego lekarza, skutki mogłyby być tragiczne. Po pierwsze męczyłaby się, bo półpasiec boli, trułaby się środkami przeciwbólowymi, psychicznie była zdruzgotana. Bo jak ma się czuć chory z wizją rychłej śmierci bez możliwości leczenia. Nabrałaby pewności, że jej metoda leczenia, pracy nad sobą jest nieskuteczna i być może zaniechała pracy nad sobą. Zdarzenia mogłyby się potoczyć lawinowo niczym samo sprawdzająca się przepowiednia. Dlatego nie wierzmy bezgranicznie jednemu lekarzowi –konsultujmy się u innych. Nie przyznawajmy się do wcześniejszych diagnoz niech ten drugi lekarz też pogłówkuje, co nam może być tylko po objawach i wynikach. Jedna pomyłka lekarza – może kosztować kogoś życie. Nie dajmy się – sprawdzajmy, konsultujmy się i to gdzie się da. Teraz opisując i wspominając tamtą wydarzenie wydaje mi się nawet zabawne. Tylko wtedy było, tragiczne, smutne i kosztowało nas wszystkich sporo nerwów. Dopiero jak mama wyleczyła się z półpaśca sama uwierzyła, że to ten drugi lekarz mówił prawdę a nie pierwszy. Niepewność zawsze gdzieś zostaję.

Życzę wszystkim chorym trafionych diagnoz i lekarzy z powołaniem na swojej drodzę do wyleczenia.

Córka Ireny – Aga

5 myśli nt. „Nie wierzmy lekarzowi!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *