Kiedy w życiu idzie nam wszystko na opak i nic się nie układa, spotykają nas rozczarowania, a życie traci sens, to znaczy, że mamy mnóstwo zablokowanych emocji, które aby się wydobyć, dają o sobie znać na swoje różne sposoby, niszcząc nasze zdrowie i życie.
Emocje z myślą są nierozłączne, pojawiają się razem i wzajemnie na siebie działają, pozytywne myśli trzymają pozytywne emocje, a negatywne emocje skupiają negatywne myśli.
Człowiekowi emocje towarzyszą od początku istnienia i jeśli nawet ktoś twierdzi, że nic nie czuje, to też odczuwa, tylko nie potrafi tej emocji nazwać.
Myśli wraz z emocjami posiadają ogromną moc sprawczą i ta moc byłaby jeszcze większa, nie do wyobrażenia, gdyby była zgodna z programem w naszej podświadomości, czyli nie było wewnętrznego konfliktu.
Problem w tym, że nie jesteśmy niczego świadomi, bo wszystko dzieje się w podświadomości, a świadomość najczęściej nie wie dlaczego tak się dzieje. W takiej sytuacji trudno pozbierać myśli nieposkładane i tak samo rozsypane emocje są absolutnie pozbawione naszej kontroli.
Przy zablokowanych emocjach nie jesteśmy też sobą.
Praktykując uwalnianie zablokowanych emocji, stwierdziłam zależność między zablokowanymi emocjami, a byciem sobą.
Im bardziej się starałam być taką jaką świadomie chciałam być, tym bardziej nie byłam sobą.
W moim życiu urzeczywistniało się to w ten sposób, że często nie byłam sobą wbrew swojej woli, bo tłumiłam płacz i uśmiechałam się chociaż nie było mi do śmiechu, tłumiłam gniew i udawałam spokojną, a coś w środku wrzało, tłumiłam zadaną mi przykrość i udawałam radość, itp. ; itd. Wszystkie życiowe dysfunkcje, oraz tak zwane negatywne emocje są przejawem zablokowania niekoniecznie tych złych uczuć, ale często pozytywnych, takich jak miłość i radość.
Tak naprawdę, nie ma złych emocji, dopiero stają się złe jak je zablokujemy, wówczas nawet zablokowana miłość i radość przejawia się jako ból rujnujący nam życie.
Dokładnie tak było ze mną, mając około trzech latek , zablokowałam w sobie radość i śmiech. Taką krzywdę uczynił mnie nieświadomie mój 12 letni kuzyn, wychowujący się u nas powojenny sierota, który od wczesnego dzieciństwa dotkliwie będąc doświadczony przez wojnę, robił projekcję na mnie. Przez moich rodziców był bardzo pobłażany i wynagradzany za doznane przez wojnę okrutnych cierpień. Więc kuzyn zazdrosny o to, że ja mam Mamę, a on nie, popychał mnie, podstawiał nogę wykrzykując, że jestem niezdarą, niby w trosce o Mamę, odpychał mnie od niej strofując słowami ” nie przeszkadzaj”.
Na tłumienie moich przeżyć reakcjami kuzyna, który zabraniał mi śmiać się i przeżywać radość, a nawet odpychanie od Matki i Ojca słowami „nie przeszkadzaj”, przez dorosłych opiekunów było ignorowane.
Być może dorosłym przeszkadzał mój hałas wywołany radosnym śmiechem, dlatego tolerowali zachowanie nastoletniego kuzyna wobec mnie, chociaż tak naprawdę było to „tresowanie” i zabijanie poczucia sprawiedliwości, bezpieczeństwa i miłości.
W taki sposób w okresie już wczesnego dzieciństwa nabrałam przekonania, że na miłość i radość nie zasługuję, ewentualnie cieszyć się mogę tylko w samotności.
Będąc dzieckiem i w dorosłym życiu lubiłam ludzi radosnych i wesołych, sama zachowując zawsze smutną minę, myśląc, że zachowuję pozory powagi. Kiedy miałam ochotę na radość i śmiech, to zawsze powstrzymywał mnie lęk, że usłyszę – czego szczerzysz zęby? , czy śmiejesz się jak głupi do sera, lub inną złośliwą uwagę.
Przez całe życie moje chwile radości zawsze były przerywane przez osoby bliskie, dalsze, czy losowe przykre zdarzenia. Nic dziwnego, że mojej radości od dawna towarzyszył lęk, że zaraz coś przykrego się wydarzy i to za każdym prawie razem się potwierdzało.
W końcu wkurzyłam się na tą sytuację i zrobiłam sobie terapię wchodząc w swój lęk przed radością. Pokonywałam fale lęku przed radością, jedną za drugą, aż dotarłam do wyżej opisanego zdarzenia z wczesnego dzieciństwa, jak byłam prześladowana przez swojego kuzyna. Dziwne było to, że po odkopaniu zablokowanej radości , nie mogłam powstrzymać płaczu przez długi czas. Chodziłam zapłakana przez trzy dni dopóki nagle nieoczekiwanie poczułam lekkość i bez powodu poczułam w środku taką wewnętrzną radość.
Na tym się nie skończyło, bo jeszcze przez tydzień byle powód doprowadzał mnie do płaczu, aż poprosiłam męża, aby nie ingerował i pozwolił mi się wypłakać za wszystkie lata kiedy powstrzymywałam łzy.
Obecnie, mimo jakichś przykrości już nie muszę powstrzymywać płaczu, bo płakać mi się nie chce, samoistnie zachowuję pogodę ducha i spokojnie czekam, aż wszystko przeminie.
Okazało się, że moją radość blokował lęk przed płaczem i odwrotnie.
Przypominam sobie jak 5 lat temu miałam nieoczekiwaną reakcję po terapii na odblokowanie smutku, który jak się zdawało prześladował mnie. Wówczas niezrozumiałe dla mnie było, jak po terapii ze smutkiem dostałam długi atak śmiechu, którego nie mogłam powstrzymać.
Przez parę dni zaśmiewałam się bez powodu, tłumaczyłam to sobie tym, że jak dotarłam do źródła, to zobaczyłam, że zablokowałam sobie smutek na ponad 50 lat z absurdalnej przyczyny dla dorosłego, ale nie dla trzy letniej Irenki, która miała prawo opatrznie zrozumieć zdarzenie.
Jedno zdarzenie ma wiele aspektów i wiele emocji. Przy uwalnianiu innych emocji, czasem wracam do tego samego zdarzenia będąc świadoma, że podczas terapii, docierając do jednego źródłowego zdarzenia, nie zawsze udaje się uwolnić wszystkie zablokowane emocje.
Teraz po ostatniej terapii zrozumiałam, że 5 lat temu odblokowując zablokowany smutek uwolniłam jednocześnie lęk przed śmianiem się , a uwalniając radość uwolniłam stłumiony płacz.
Fajne jest to, że przestałam być smutasem, bo nie boję się śmiać i ponownie przekonałam się, że wszystko jest w nas.
Irena