Co rak może dać dobrego?

Lepiej, aby rak nas   omijał z daleka, ale jeśli już dopadnie, to może warto wiedzieć, czy może coś dobrego wnieść do naszego życia?

 

Choroba jako taka nic do naszego życia nie wnosi, ale za to przekierowuje nasze myśli na bardzo ważne sprawy, na które do czasu zachorowania nie zwracaliśmy uwagi, a nawet bagatelizowaliśmy. I tak na przykład, przy raz wytyczonych celach często już później nie zastanawiamy się nad nimi, czy są to na pewno nasze? A   czy one służą naszemu dobru? Czy zbyt wiele nie poświęcamy środków na niektóre cele?

Póki co choroba nie pozwala na dalsze realizacje celu, czy tego chcemy, czy nie, zostają zmienione na walkę z bólem i chorobą. W takich chwilach zadajemy Bogu i sobie wiele pytań, jeśli nawet nie otrzymujemy odpowiedzi, to dokonujemy innego spojrzenie na siebie i wokół siebie.

Do mnie szybko dotarło, że rak bez mojego pozwolenia dokonał radykalnych zmian, których już tak miałam dosyć i nic już nie chciałam w swoim życiu zmieniać, tylko on nic się mnie nie pytał, tylko czynił swoje.

Od zawsze moim dobrem były dzieci, mąż i Rodzina, a ja się nie liczyłam, pragnęłam tylko trochę spokoju i bym mogła jeszcze pomóc dzieciom i być potrzebna mężowi. Po latach rozczarowań bardzo bałam się zmian i żadne uświadamianie lepszym życiem nie było w stanie mnie przekonać do czegokolwiek bym w swoim życiu coś poprawiła, jeśli musiałabym w nim coś zmienić.

Siedziałam w domu i uważałam, że teraz nic od życia mnie się już nie należy, marzyłam tylko, oby dolegliwości zdrowotne nie uległy pogorszeniu. Najbardziej zależało mi na tym, aby dla nikogo nie być ciężarem.  Modliłam się już nie o siebie, tylko by dzieciom było lepiej niż mnie.

Kiedy już wiedziałam, że pokonałam raka, to pomyślałam sobie, dlaczego nie mogłabym spróbować pokonać inne przewlekłe choroby, które od dawna u mnie się rozpanoszyły. Nie było łatwo, każda inna choroba wydawała się przy raku łatwiejsza, jednak to nie prawda.  Toksyczne emocje przy innych chorobach są ukryte pod pozytywnymi uczuciami, przez to przy terapii emocjonalnej trudne do wykrycia.

Wraz z odejściem raka zobaczyłam jasno jak na talerzu, że gdzieś się ulotniły niektóre życiowe problemy, a przy tym jakbym stawała się młodsza.  Tłumaczyłam to tym, że dlatego tak się poczułam, bo choroba powodowała samopoczucie staruszki, a jak się jej pozbyłam, to lepiej wyglądam, to wszystko prawda, ale zadziałało jeszcze coś więcej, o czym również na blogu szczegółowo napiszę.

Gdyby nie pozbycie się raka, nie miałabym aż tyle motywacji do pozbycia się wielu innych nękających mnie chorób. Dzięki temu miałam też odwagę dokonać wiele pozytywnych zmian znacznie podnosząc jakość swojego życia.

Najbardziej cieszę się, że nabyłam odwagę do zmian, bo się przekonałam, że jak się samemu zmienia coś w swoim życiu, to jest lepsze niż dokona za mnie los, więc lepiej  go wyprzedzić.

Dzięki dokonywanym zmianom, zaczęłam zmieniać swoje życie na lepsze.

Dzisiaj siedzenie w domu i oglądanie seriali TV uważam za marnowanie czasu. W końcu nie wywalczyłam sobie drugiego życia dla „M jak miłość”, czy innych seriali, tylko staram się żyć dla siebie, uzyskując więcej energii. Łatwiej pomóc bliskim i innym, jak się ma więcej sił, a utracimy je całkowicie nie myśląc o sobie.

Dopiero teraz jak mam 60+ systematycznie chodzę na basen, otwieram się na różne możliwości, poszerzam swoją, systematycznie uczęszczam na zajęcia z informatyki, co jest mi potrzebne do prowadzenia tego bloga, który jest moją pasją.

Czasem też jeżdżę do kina i teatru, mieszkam na wsi i aby dać sobie możliwość korzystania z przyjemności kultury nauczyłam się    jeździć samochodem, niedawno było to dla mnie wyzwaniem, a teraz jazda samochodem jest przyjemnością.  Poza tym podróżuję spełniając swoje marzenie jeszcze z młodości.  

Lubię też w wolnych chwilach zajmować się wnukami, ale nie dlatego, że muszę, tylko dlatego, że mam taką potrzebę i z przyjemnością spędzam z nimi czas.

Na szczęście już nie muszę stać w kolejkach do lekarzy, bo musiałabym z czegoś zrezygnować, a to byłby trudny wybór.

A wszystko zaczęło się od pokonania nieuleczalnego raka płuc. Poza nielicznymi nikt mi nie uwierzył, że mój układ odpornościowy pokonał raka, tylko polemizowano, że to była błędna diagnoza, bo takie cuda się nie zdarzają. Tylko tak się jakoś złożyło, że do 57 lat zapadałam na różne przewlekłe choroby, by teraz jak mam 60 + od nich się uwalniać.

Przykre, że dopiero choroba nowotworowa dała mi determinację do pozytywnej zmiany swojego życia, a przecież tak być nie musi, do lepszego życia można się zmotywować przed zachorowaniem, tym samym      zapobiec chorobom.

Pozdrawiam serdecznie

Irena

 

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *