CO ZE MNĄ NIE TAK

 

urodziny-003kwiaty-w-moim-ogrodzie-i-009

Nie zdajemy sobie sprawy, że nasze ukryte emocje uwidaczniają inne osoby.

Odkryłam,  że mam  ukrytego  sabotażystę, specjalistę od niszczenia wszystkiego, stwarzającego  mi łańcuch  rozczarowań, dopóki nie odkryłam tego w zaufanej osobie.

 Zaufanie  jest  fundamentem  nie tylko dobrego  związku w Rodzinie, ale również  wpływa na relacje w różnych Instytucjach, Urzędach, pracy i wśród znajomych.

Niszczycielskim  wrogiem zaufania  jest zazdrość,  najbardziej  toksyczna  jest  głęboko ukrywana  w ciemnych zakamarkach naszej podświadomości, o której najczęściej nie zdajemy sobie sprawę, że taką zadrę w sobie nosimy. Możemy nawet przez całe  długie  życie nigdy o tym się nie dowiedzieć.

Czasem nie chcemy pamiętać jak ważne jest   zaufanie  w  związku  Rodzinnym,  partnerskim, koleżeńskim   i  każdym  innym.  Dopiero  ból po stracie  przypomina nam, jak było cenne, to tak jak ze zdrowiem, nie doceniamy dopóki go nie stracimy.

Praktykując uwalnianie emocji, doświadczyłam jak podświadomość dokonała u mnie  projekcji  zazdrości  na inne osoby.  Świadomie byłam pewna, że jestem wolna od niechcianego uczucia zazdrości.   Ona jednak  niewidzialnie tkwiła we mnie uwidaczniając  się  w innych  zazdrosnych osobach, przez to wobec mnie  byli fałszywi.

Od młodych lat zadawałam sobie pytanie bez odpowiedzi, dlaczego  ufam fałszywym osobom,  dlaczego  nieoczekiwanie tracę pieniądze, dlaczego wiele instytucji dokonuje pomyłek  niekorzystnych dla mnie.  Nie trudno było zauważyć, że  te same osoby   wobec   innych    są całkiem  inni i całkiem w porządku. Takie postrzeżenie  jeszcze bardziej potęgowało ból,  niszczyło  moją wewnętrzną wartość i  coraz bardziej czułam się gorsza.

Kiedyś taką innością zaskoczył  mnie mój były mąż,  który wobec nowej partnerki był całkowicie inny niż  wobec mnie. Wpędziło mnie to  w duże poczucie winy, chociaż to ja byłam zdradzana.

Ostatnio na mojej ścieżce życia, rozsypał się worek pełny rozczarowań.

W pewnym  momencie poczułam się  nawet osaczona, jak by  przez jakieś niewidzialne zło. Po czymś takim,   leniwe ze swej natury „ego” nie zdołało już mnie powstrzymać, by dociec do przyczyny tego stanu rzeczy, jaka mnie ostatnio spotkała.  Zapragnęłam  się dowiedzieć co to za zło mnie osaczyło z wielu stron i ciekawość, czy jestem w stanie tego zła, a może pecha się pozbyć?

Biorąc się za bary z rozczarowaniem , postanowiłam przyjrzeć się temu  bliżej, podobnie jak kiedyś przyjrzałam się swojemu rakowi.

Żadne rozczarowania tak nie bolą, jak zadany ból przez kochane bliskie osoby, więc uderzyłam w rozczarowanie, które najbardziej mnie zabolało w relacjach rodzinnych z Justyną.

Kiedy wydawało mi się, że relacje z  Justyną  układają się  cudownie,  okazało się, że jest wobec mnie fałszywa. Okłamywała mnie od zawsze, a ja jej zwierzałam się z intymnych sfer swojego życia. Ona o sobie opowiadała mi zmyślone bajki, ale ode mnie wymagała szczerości.  Bazując na moim zaufaniu zmyślnie wyciągała  słabe strony, by  zręcznie mną manipulować .  Rozstałam się z nią dopiero jak poza ostrą krytyką nakazała mi  usunąć  tego bloga.  Odpowiedziałam jej, że co to, to  nie! Tego nie zrobię!

Wówczas pokazała swoje prawdziwe oblicze,  wpadła w furię i zaczęła krzyczeć, że aż uszy więdły. Nie zauważałam, że tak naprawdę chora z zazdrości była od zawsze, ale na ogół ograniczała się do krytykowanie wszystkiego co dotyczyło mojej osoby zawsze z  uśmiechem na ustach  dodając, kto ci powie prawdę, jeśli nie ja.

Krytyką i ignorancją pomniejszała moją wartość szczerze, skutecznie i z całych sił.

Przerwałam z nią chore relacje  dopiero,  jak poza ostrą krytyką za styl pisania i  zarzucenia mi prostackiego  sposobu  prowadzenia bloga, ewidentnie  nakazała mi  go usunąć.

Na nic zdały się moje wyjaśnienia, że ten blog to moja pasja i niektórym osobom daję jeszcze nadzieję. Przecież jeśli się komuś  nie podoba nie musi  go czytać, niech spokojnie przejdzie na inne, których w Internecie są miliony. Tym zdaniem zakończyłam z Justyną ostrą  konwersację  zraniona  i  obolała.

W  osobie którą poważałam, a nawet była dla mnie w wielu  sprawach autorytetem, tego dnia  zobaczyłam w Justynie drugą fałszywą stronę,  chorą z  zazdrości.

Wkurzyło mnie to, że toksyczna zazdrość jest emocją,  którą ja  od zawsze nie cierpię.  

Idąc tropem świeżo zadanej rany  i rozczarowaniem  Justyny,  nim podjęłam terapię pojawiło się silne  uczucie   bycia gorszą  od wielu osób które szanuję,  kocham lub lubię.

Tym odkryciem byłam zdziwiona, bo nie zdawałam sobie sprawy, że takie coś tkwi we mnie. Mocno zabolało mnie odkrycie  uczucia  bycia gorszą od innych.  Idąc  za ciosem, weszłam w nie i wraz z nimi  do emocjonalnych  zdarzeń ukrytych w podświadomości.

Zdarzenie miało miejsce jak miałam 16 lat, a może trochę mniej, będąc  w domu na wakacjach weszłam do wiejskiego naszego klubu. Szybko poszukałam wzrokiem, czy jest ten nowy bardzo przystojny chłopak, w którym zdążyło się już zakochać wiele moich koleżanek. Spojrzałam i od razu poznałam swojego kolegę z dzieciństwa, z którym bawiłam się u księdza na plebanii. Siedział ważny, bo otoczony wianuszkiem podziwiających go dziewcząt, niestety mnie też się spodobał, bo od  pierwszego wejrzenia serce mocno załopotało, ale udałam, że jest mi obojętny.

Mój kolega Zbyszek   należał do księdza Rodziny i będąc dzieckiem z młodszym bratem przyjeżdżali  na wakacje letnie i zimowe. Natomiast  moja Mama w tym okresie na plebanii u księdza pracowała, więc  mnie z bratem z sobą zabierała. Obydwoje   tak naprawdę skazani byli na zabawę z nami, bo inne dzieci na podwórko księdza miały  wejście   zabronione. Czasem próbowałam na ogród plebanii przemycić swojego lubianego kolegę, ale nigdy  mi się nie udawało.  Związku z tym współczułam tym chłopakom z plebanii, że  mieszkają w takiej izolacji od innych.

Za to teraz w wiejskim klubie On błyszczał niczym gwiazdor filmowy otoczony zapatrzonego  w niego dziewczynami,  a  w śród tych dziewcząt  prym wodziła  moja  szkolna przyjaciółka.

Po wejściu chociaż nasze oczy się spotkały i serce moje zadrżało,  ja jak by nigdy nic  dumnie poszłam dalej i usiadłam przy stoliku jak najdalej od niego. Liczyłam po cichu  na to, że zostawi wianuszek dziewcząt i podejdzie do mnie,  elegancko się przywita, usiądzie przy mnie, powie mi jakiś komplement i pogadamy co u nas słychać.

On zamiast tego, nie podnosząc nawet tyłka zawołał do mnie – Irena coś taka ważna! Twoja Mama u mojego Dziadzi w piecu paliła!  /Dziadzio  –  zwracał się prywatnie do księdza/.   Do tego wykonał gest przywołujący mnie do swojego stolika.  Zdążyłam mu odpowiedzieć, że taka sama droga do Pana …… i zrobiło mi się ciemno przed otrzyma.

W tym momencie uważałam, że zadał mi cios gorszy,  niż by mnie spoliczkował. Poczułam się przez niego poniżona, pogardzona  na oczach całej wioski, bo  klub był zapełniony młodzieżą.

Ocknęłam się dopiero na zawołanie mojego kolegi Freda, który cicho mówił mi, Irena ocknij się, bo zjesz całą gazetę,  którą zwiniętą trzymałam w dłoni blisko ust obgryzając  jej brzegi.

Moje zachowanie wynikało z tego, że zazdrość o chłopaka i koleżanki przykrył  wstyd,  a  dziewczęcą  dumę  przykryła  pogarda.

 Te wszystkie emocje z tego zdarzenia umysł ukrył głęboko w  ciemnych zakamarkach podświadomości, tego zdarzenia nawet nie pamiętałam.

Moja dziewczęca duma,  i pogarda miała drugie głębsze dno zaprogramowane  parę lat wcześniej przez kłócących  się Rodziców. Mój Ojciec czynił Mamie awantury, że chodzi pracować  do księdza na plebanię. Ciągle powtarzał, że nie po to walczył o Polskę, aby teraz jego żona  została służącą u księdza. Ciągle wykrzykiwał, że Mama robi coś złego przyjmując pracę służącej. Mama jak to Mama, była milcząca, ale i tak robiła swoje i ja z nią lubiłam chodzić na plebanię.

Mimo tego lubienia, zaprogramowałam w swojej podświadomości, że Mama swoją uczciwą pracą na plebanii  poniżała siebie i swojego męża, a mojego Ojca.

Po pewnym okresie  Ojciec  zaakceptował Mamy pracę  na plebanii  i do znudzenia znajomym i  Rodzinie opowiadał jak  ksiądz  jego i nas dzieci szanował.

W owym czasie praca na plebani ogólnie była szanowana, tylko nie w mojej Rodzinie.

Po ponownym spojrzeniu na zdarzenie w klubie,  zobaczyłam chłopaka w zupełnie innym świetle.  Gdyby nie mój uraz związany z Mamy pracą na plebanii, nie  czułabym się dotknięta, ani obrażona i nasze  spotkanie po trzech latach  przebiegło by w miłej atmosferze. Kolega z plebani  okazał się zazdrosny, zwrócił na mnie uwagę i rozpoznał, ale odezwał się dopiero  jak znajomi koledzy głośno  mnie przywitali.

Ojciec po jakimś czasie co do  pracy mojej  Mamy na plebanii  zmienił zdanie, ale w mojej  podświadomości destruktywne przekonanie, że praca na plebanii, to poniżające służenie  „klerom” pozostało.  Jako dziecko, nie rozumiałam, że Ojciec do księży był uprzedzony i głośno o tym mówił.

            Idąc przez  życie, moja podświadomość  na  niechcianą emocję zazdrości  i pogardy  dokonywała projekcji na inne osoby, dając złudzenie,  że to inne osoby mają te emocje, a nie ja.  Z kolei te osoby również  okazywały  zazdrość  i pogardę  wobec mnie jako swoją emocję własną.

UWAGA – nie każda toksyczna zazdrość jest projekcją innej osoby, po większej części jest programowana zdarzeniami własnego życia.

Właśnie tak  jak wyżej opisałam, odkryłam, jak  działa projekcja uczuć na inne osoby. Niby trochę skomplikowane, ale tak naprawdę działanie podświadomości  naszymi  emocjami  jest bardzo proste.

Poczułam niesamowitą ulgę  zamykając  rozdział wielu rozczarowań i upokorzeń.  Justynie nie miałam już co wybaczać,  uwolnione emocje automatycznie wymazały urazy do innych.  Uwolniłam  zablokowaną  zazdrość , która mnie upokarzała i niszczyła zaufanie, uwolniłam się też  od projektowania tych emocji na inne osoby.

            Po terapii  wiele z tych  osób postrzega mnie inaczej,  w urzędach traktują z pewną dozą  szacunku, ale ja już  co do zaufania jestem ostrożniejsza, bo  ból   rozczarowania  się wybacza, ale  nie zapomina.

Irena

 

 

4 myśli nt. „CO ZE MNĄ NIE TAK

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *