Jak posiałam raka płuc

 

To ja 62  lat temu w dniu komunii i sypania kwiatków

 

 

W dniu Święta Bożego Narodzenia na kazaniu usłyszałam, że nasze choroby to są nasze grzechy, to wprawiło mnie w zadumę i refleksje nad moimi chorobami, w tym raka płuc.

Moja historia jest prawdziwa oparta na moim życiu, począwszy od dzieciństwa, ale tej części zapomnianej i wypartej. Normalnie przez całe lata nic z tego okresu przeszłości z wczesnego dzieciństwa nie pamiętałam, została odgrzebana podczas terapii.

Teraz kiedy jestem pewna i świadoma, że początek raka stworzyłam jako niewinna mała dziewczynka, zastanowiło mnie jaki popełniłam grzech, który skutkował aż takim cierpieniem.

To zastanawiające, tym bardziej że tą część dzieciństwa spędziłam na plebanii, którą świadomie bardzo miło wspominam.

Moja Mama, wbrew mojemu Ojcu na plebanii pracowała jako sprzątaczka, a w tym biednym dla nas okresie mieliśmy na plebani utrzymanie i to całkiem niezłe. Z perspektywy czasu mogę powiedzieć, że nas tam dzieci rozpieszczano smakołykami, których w domu nigdy bym nie zasmakowała.  Na plebani Pani księdza gospodyni uczyła nas jeść nożem i widelcem i prawidłowo zachowywać się przy stole /60 lat temu na wsi jadło się tylko łyżką i widelcem bez użycia noża/.  Ponieważ z zawodu była nauczycielką, to uczyła nas czytać, pisać, liczyć i wiele innych przydatnych rzeczy.

Już od 6 roku życia chodziłam na religię, którą uczyły zakonne siostry, a i czasem sam ksiądz proboszcz, który bardzo był wymagający i bardzo srogi. Wszystkie dzieci się go bardzo bały, bo karał nas batem i ciągnął za uszy aż do krwi. Ja byłam dla księdza jak by niewidoczna, bo na pewno nie faworyzowana. Skutkiem tego był fakt, że nigdy mnie nie pytał i na jego polecenie do komunii poszłam o rok wcześniej niż inne dzieci. Ksiądz był pewny, że Pani na plebanii dobrze mnie przeszkoliła, a Pani uważała, że ksiądz przeszkolił mnie na religii i w ten sposób nikt niczego mnie nie uczył.

Ten strach i niezbyt dobre przygotowanie do pierwszej Komunii Świętej było podłożem do zasiania ziarenka raka płuc.

Dlaczego?  Bo wcześniej mała Irenka ukradła późną jesienią dwie gruszki z mieszkania znajomych Rodziców.

W maju przy pierwszej spowiedzi ksiądz nakazał mi ukradzione oddać, a jak miałam oddać gruszki w maju? /w 1956r.  Świeże owoce w sklepie były tylko sezonowo/. Przy spowiedzi tylko usłyszałam, że oddanie co ukradłam, to moja pokuta, jeśli jej nie spełnię, to spowiedź nieważna i nie wolno mi będzie przyjąć Komunię Świętą.

Zwracałam się do Ojca, który oddanie gruszek zbagatelizował i niczego mi nie wyjaśnił, zwracałam się do Matki, też mój problem bagatelizowała, jedynie siostra zakonna podpowiedziała mi, że mogę pokutę wypełnić po Komunii Świętej. Niestety wkrótce znajomi się wyprowadzili i im tych gruszek nie oddałam. Zwracałam się z prośbą o rozwiązanie problemu wiele razy do Rodziców, sióstr zakonnych, ale nikt mojego problemu do końca nie wysłuchał, tylko zawsze kończyło się dziwnym uśmieszkiem z ich strony. Mała Irenka te uśmieszki odbierała, że ukradłaś, nie oddałaś, pokuty nie wypełniłaś, więc popełniłaś „świętokradztwo” i teraz będziesz potępiona, tak kończą złodzieje i ci co nie wypełniają pokuty!

Kiedy się okazało, że tych gruszek oddać już nie mogę, był to tak duży stres, nie tyle z powodu kradzieży, ale z tego powodu, że nie wypełniłam pokuty, a Komunię Świętą musiałam przyjmować, bo jak bym inaczej mogła się pokazać na plebanii. Kiedy musiałam podejść do następnej spowiedzi, sparaliżowana strachem wszystkie zdarzenia wymazały mi się z pamięci. W zamian tego pojawił mi się ogromny strach przed śmiercią i przekonanie, że jestem bardzo niedobra.

W moim życiu przejawiało się to tym, że mnie okradano i nikt za to nie ponosił konsekwencji, chociaż łapałam złodziei na gorącym uczynku. Dzisiaj wiem, że Ci złodzieje pokazywali mnie, że mam w sobie nierozwiązany problem i nie muszę się go bać, bo nic mi za to nie grozi. Tych przesłanek złodziei nie rozumiałam i mój lęk rósł w niebotyczną siłę, a ja ciągle byłam niczego nieświadoma. Tylko tak jakoś chyłkiem boczkiem oddalałam się od kościoła, bo w nim źle się czułam. Racjonalnie tłumaczyłam to sobie tym, że kościół to omamia, a ja przecież w życiu nie czynię nikomu nic złego jak nie chodzę do kościoła.

Czasem czułam się wierząca, ale nie praktykująca, czasem nawet ateistką, ale tematu śmierci unikałam jak przysłowiowy „diabeł święconej wody”.

Tak było do momentu jak na moich oczach moja kochana Mama umierała i zdumiało mnie to, że mówiła o swoim umieraniu ze spokojem i miłym ciepłym uśmiechem na twarzy. Wówczas naszły mnie myśli, że ja na jej miejscu chyba bym ze strachu krzyczała, a Ona jest taka spokojna. Przypomniałam sobie, że Mama zawsze była chodzącą dobrocią i zawsze wierna swojej katolickiej wierze i kościołowi.

Tamtej pamiętnej nocy uświadomiłam sobie, że ja też umrę, tylko nie wiem, kiedy, a lęk przed śmiercią był już tak ogromny, że przemienił się w raka płuc. Miało to miejsce w lutym 2004r, a w październiku usłyszałam diagnozę – drobnokomórkowy rak płuc, już z idącym przerzutem i który atakuje ciało błyskawicznie.

Mama tej nocy nie umarła, żyła jeszcze 13 lat, a ja musiałam umierać, by ponownie nawrócić się do Boga, kościoła i odkryć błahy problem dziecka, który nie rozwiązany gnębił mnie okrutnie przez pięćdziesiąt lat. Jak rozwiązałam swój problem po 50 latach, pozbyłam się lęku przed śmiercią i rak ulotnił się bezpowrotnie.

To nieprawda, że rzekomo ateistą żyje się lepiej, tylko trudniej umiera, moje doświadczenie pokazało, że trudnej się żyje i jeszcze trudniej umiera.

Według mnie choroby, to nieuświadomione nie rozwiązane problemy przykryte wstydem i poczuciem winy, które mogą sprowadzić nas na złą drogę i tak naprawdę można powiedzieć, że jest to grzech, tylko czyj?

Mój życiowy przykład niech będzie przestroga dla opiekunów i rodziców, by nie bagatelizowali problemów emocjonalnych dzieci, bo to jakie nasze dziecko nabierze przekonanie w tym momencie będzie miało istotny wpływ na dalsze jego zdrowie i życie.

Mimo upływu lat emocje dzisiejszych dzieci są takie same jak te moje sprzed lat tylko zaszyte są w innych życiowych problemach.

Irena

 

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *