Prawda o sobie boli?

Przed terapią nie miałam pojęcia co znajduje się w mojej podświadomości. Lęki przykryte wstydem sugerowały, że jestem zła i zasługuję na coś złego, które ciągnie mnie w swoją otchłań.

Naprawdę trzeba mieć dużo odwagi, by chcieć samym przed sobą poznać prawdę o sobie, dlatego wskazane, aby na początek poprowadziła zaufana terapeutka, poza tym z boku widzi się lepiej.

Uwalniając uwięzione lęki i inne emocje ze zdziwieniem odkrywałam, że nie jestem taka zła. Zdziwiłam się, że jestem fajniejsza niż o sobie wcześniej myślałam i takie odkrycie za każdym razem odbudowywało moją zrujnowaną wewnętrzną wartość.

Nie zdawałam sobie sprawy, że zablokowane emocje i przekonania, tworzą moje życie według najczarniejszego scenariusza, oczywiście podświadomie, bo świadomie przecież takiej krzywdy bym sobie nie czyniła.

Gdzieś w głębi duszy czułam, że nie zasłużyłam na zło życia które mnie spotyka i czułam, że niesprawiedliwie atakują mnie życiowe zła tego świata, tylko nie wiedziałam jak sobie pomóc. Nie wiedziałam, że wystarczyło się wyciszyć, zadawać sobie odpowiednie pytania, a na koniec zrobić wybaczenie lub uwolnienie i to jest właściwie sedno oktagonu mojego zdrowia.

Absolutnie nie dawałam wiary, że to ja sama przyciągnęłam wszystko co mnie spotkało. Przecież chciałam być zdrowa, radosna i bogata, a przez całe życie byłam schorowana, smutna i biedna.

Teoretycznie wcześniej coś słyszałam, czytałam, że wszystko niby jest w nas, ale jak wzięłam sobie na logikę, to pomyślałam, że to niemożliwe, skąd człowiek zwyczajny miałby mieć taką sprawczą siłę? A jeśli ją by miał, to nikt by sam siebie nie katował i to okrutnie.

Okazało się, że ja właśnie to czyniłam, oczywiście podświadomie, dlatego nie zdawałam sobie z tego sprawy. Tylko najpierw, nim to na sobie doświadczyłam, to poczułam się tak, jak bym odkryła nową galaktykę lub przydatkowo znalazłam się w jakimś „MATRIX”.

Podróżując w głąb siebie do ciemnych zakamarków podświadomości ze strachem, ale z ciekawością, moja przygoda uwalniania uwięzionych emocji z czasem okazała się fascynującą rzeczywistością. Pomału w moim ciele dokonywał się cud zdrowia, a życie zaczynało być bardziej fajne i o wiele lepsze. Co wcale nie znaczy, że teraz wiodę szczęśliwe i beztroskie życie, może by tak było, jakbym oczyściła się z wszystkich toksycznych emocji i przekonań gromadzonych przez 60 lat. Na tym poziomie energetycznym na którym jestem, to raczej jest niemożliwe, poza tym nie mam takich marzeń.

Moją pasją stały się emocjonalne – wizualne podróże z doskwierającej mnie obecności tu i teraz, do  przeszłości, nie po to aby w niej się babrać, tylko po to, aby  na zawsze wyrwać emocjonalne chwasty z korzeniami, które niszczą mi zdrowie i życie. Aby tak się stało, przełamuję lęk, chwytam wiodącą emocję i idę na niej w mroczną przeszłość aż do korzeni, które najczęściej sięgają wczesnego dzieciństwa. To bez znaczenia, że ja naprawdę miałam wspaniałych Rodziców i mam miłe wspomnienia od kiedy sięgam pamięcią od najmłodszych lat, zakorzenione chwasty i tak robią swoje.

Po wielu doświadczeniach pracy nad swoimi życiowymi schematami odkryłam, że tą nieświadomą mroczną przeszłością jest poczucie winy, które powstaje z brania odpowiedzialności za innych. Tak się dzieje, bo na poziomie podświadomym wchodzimy w pewne schematy, z których nie zdajemy sobie sprawy.

Małe dzieci mają to do siebie, że biorą odpowiedzialność za Rodziców, a po wielu latach Rodzice z kolei biorą odpowiedzialność za dorosłe już dzieci. Związku z tym wydawać by się mogło, że  poczucie winy krąży jak bumerang, tam i z powrotem, ale to nieprawda, to życiowe schematy mogą dawać takie wrażenie.

Irena

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *