Czy o doznanych krzywdach wystarczy zapomnieć i już po sprawie? Otóż nie! To najgorsze co możemy zrobić dla siebie to zapomnieć, czyli zepchnąć wszystko do podświadomości.
Kiedy następuje wybaczanie takie szczere od serca, to się krzywdy pamięta, ale nie mamy o to do nikogo żalu, ani pretensji i co najważniejsze nie obarczamy siebie za to winą.
Kasia doznała wiele krzywd od swojego ojca, bił ją, poniżał, między innymi dostała za to, że poszła wraz z grupą dzieci do kościoła, więc przy wszystkich przed kościołem na nią nawrzeszczał, że jest nieposłuszną wyrodna córką, która nie szanuje swojego ojca i przyłożył jej pasem. Ona biedna nie miała szansy się wytłumaczyć, bo tak naprawdę nie wiedziała o co ma takie do niej pretensje. Karę przyjęła z pokorą z ogromnym poczuciem winy i że jest niedobrą córką i wyrodną, tak zaprogramowała się na wiele lat. Ojca swojego kochała, więc szybko o wszystkim zapomniała i była pewna, że wszystko ojcu wybaczyła i już nie pamiętała bólu, wstydu i przykrości.
Jak dorosła nigdy Ojca o zajściu pod kościołem i o wielu innych rzeczach nie zapytała, bo wymazała wszystko z pamięci, tak było to dla niej okropne, że nigdy tych przykrych zdarzeń nie chciała sobie przypomnieć.
Na pytanie, czy chce może coś Ojcu wybaczyć, odpowiadała naprawdę szczerze, że nie ma co wybaczać, jeśli już, to musiałaby prosić jego o wybaczenie.
Niestety w późniejszym życiu Kasia miała podobnego do Ojca męża despotę, który bezkarnie ją poniżał, a nawet i parę razy uderzył i tak samo szybko zapominała wyrządzone krzywdy. W pracy przez swoich szefów, była wykorzystywana i poniżana i tutaj właśnie w pracy miarka się przebrała i postanowiła coś z tym zrobić. Przyszła na terapię celem uwolnienia się od despotycznej pracy, bo tak sama od siebie nie miała odwagi i nie wiedziała, czy w ogóle w jej sytuacji jest to możliwe, bo mąż uważał, że na takie złe traktowanie w pracy zasługuje.
Podczas terapii od nitki do kłębka okazało się, że źródłem wszystkich przykrości były chowane urazy do Ojca, głęboko w podświadomości. Dopiero jak krzywdy wyciągnęła z bólem serca na światło dzienne, to dopiero wybaczyła i uświadomiła sobie, że wzięła odpowiedzialność za Ojca i winę przyjęła. Z perspektywy czasu zobaczyła, że absolutnie nic złego nie uczyniła, tylko przejęła nie swoją winę. Oczywiście automatycznie uwolniła się od ogromnej winy, w to miejsce wstąpiła ogromna energię i poczuła, jak się wzmacnia pewność siebie i powiększa poczuciem własnej wartości. Zobaczyła swojego Ojca w zupełnie innym świetle, tak bardzo, że aż krzyknęła, a ja przez tyle lat miałam wobec niego poczucie winy. A On który będąc słabym oficerem WP, wykładał w wojsku religioznawstwo, tylko tych wykładów nikt nie traktował poważnie. Tego dnia się właśnie dowiedział, że jest do niczego i pod kościołem swoją frustrację przelał na 8-letnią Kasię. Bez problemu wybaczając Ojcu oczyściła się z poczucia winy.
Kasia po terapii zmieniła swoje życie; nabrała odwagi, zmieniła swoją pracę, z domu wyrzuciła despotycznego męża i wzięła rozwód. W kwestii jej zdrowia też wszystko wróciło do normy, czyli ustały ataki bólowe brzucha, wymioty, a osłabnięcia nagłe nieoczekiwane odeszły tam skąd przyszły.
Przed zachorowaniem na raka uważałam, że wszystkie zadane urazy odpuściłam i żadnych urazów nie chowam, niestety jak zachorowałam, to co pierwsze odkryłam, że byłam w dużym błędzie. Zwyczajne wymazanie ze swojej pamięci traktowałam jako wybaczanie.
Podobnie jak kiedyś Kasia, czy wy również uważacie, że nie macie co wybaczać?
Do mnie wiele osób mówi z przekonaniem, że nie mają co wybaczać i ja im wierzę, że mówią to co czują, ale również wiem, że żyją w zakłamaniu i zwyczajnie siebie oszukują, oczywiście w podświadomości.
Dowodem na oszukiwanie siebie są wszystkie choroby i dolegliwości życiowe tych osób. Wielu uczonych i lekarzy o tym piszą, że aby być zdrowym trzeba wybaczać i wszyscy ogólnie rzecz biorąc się z tym zgadzają, tylko nie zdają sobie sprawy, że zapominanie biorą za zdolność szybkiego wybaczania urazów i krzywd, w ten sposób czyniąc sobie jeszcze większą krzywdę.
Czy wy też uważacie, że nie macie co wybaczyć? A może jest co wybaczyć, tylko błędnie myślicie, że oprawca na to nie zasługuje, może i prawda, ale pamiętajcie, że oprawcom wybaczacie dla swojego dobra.
Często problem polega na tym, że mylimy pojęcia, między zapominaniem, a wybaczaniem. Różnica jest ogromna nie wyobrażalna. Kiedy spychamy uraz do podświadomości, to tego świadomie już nie pamiętamy, ale on siedzi w nas ukryty i rośnie w siłę.
Życzę wszystkim z całego serca, aby nie dali się tej despotycznej sile chowanych urazów zniszczyć.
Irena