Gorsze od bicia dla małej Irenki była ciągła krytyka bliskich, która doprowadziła do uzależnienia psychicznego.
„Zatem co jest prawdziwą przyczyną uzależnienia? Zacznijmy od tego, co nią nie jest. Źródłem problemu nie jest z całą pewnością to, co sugerują metody konwencjonalne, czyli:
– Nie jest to zły nawyk.
– Nie jest to czynnik dziedziczny.
– Nie jest to spowodowane degeneratywnym środowiskiem rodzinnym
– Nie jest to słaba konstrukcja psychiczna uzależnionego.
– Nie jest to brak silnej woli. „Autor – GARY CRAIG
Od lat stosując Terapie Emocjonalne, Radykalne Wybaczanie, Kod Uzdrawiania, oraz Potęgę Teraźniejszości dowiodły mnie niezbicie, że prawdziwą przyczyną uzależnienia jest nawarstwiający ból, z którym nie można sobie poradzić i aby serce nie pękło podświadomość znajduje wentyl bezpieczeństwa. U mnie tym wentylem bezpieczeństwa było uzależnienie radości od drugiej bliskiej osoby.
Moje życie wbrew pozorom, było pasmem udręk i bólu. W młodym wieku trzęsły mi się ręce jak galareta, od dziecka odczuwałam bóle kręgosłupa, dolegliwości wątrobowe i sercowe.
Rodzice chodzili ze mną do lekarzy, ale nikt nie kojarzył tego, że dźwigam na sobie wielki ciężar emocjonalny, a problemy wątrobowe wynikają z braku żałowania siebie.
Prawie od zawsze żałowałam wszystkich wokół siebie, poza sobą. Jak wyczerpał się zasób uczuć, to zostawała tylko gorycz w postaci zbierającej się żółci i syndrom uzależnienia psychicznego, aby serce z powodu braku żalu nie pękło.
Przez całe długie życie nie zdawałam sobie sprawy, że moja podświadomość zabrania mi wszystkiego, co sprawia mi przyjemność i radość, mogę cieszyć się tylko tym, co sprawia przyjemność i radość moim bliskim. Niestety, to za mało, aby móc czerpać radość z życia, przecież co moim bliskim sprawia radość, mnie niekoniecznie musiało to cieszyć i odwrotnie.
Źródłem pierwotnym uzależnienia radości było przekonanie; „Jestem od innych gorsza i na radość nie zasługuję”
Mając trzy latka czułam do siebie pogardę i nienawidziłam siebie za sprawą moich Rodziców. We wczesnym dzieciństwie nie karcono mnie biciem, tylko moje złe zachowanie było pogardliwie z uśmiechem wytykane, była to dla mnie wyjątkowo bolesna krytyka, o wiele gorsza od bicia. Moi koledzy z podwórka otrzymywali co prawda pasy na tyłek, ale później ich ojciec, czasem matka bardzo chwaliła, a co gorsza moja mama też ich chwaliła, a nawet ich złe zachowanie usprawiedliwiała. Ja nie otrzymywałam pasów, ale i też nigdy mnie nie chwalono, więc uznałam, że ja nie zasługuję. Było mi bardzo żal moich kolegów na podwórku, że są tacy wspaniali, a mimo to otrzymywali na tyłek pasy. Rodziców żałowałam, że ciężko pracują dla mnie, a ja jestem taka niedobra, starszego kuzyna żałowałam, chociaż mnie bił, ale był biedny, bo sierotą, młodsze rodzeństwo żałowałam, że są mali i słabi.
Przez ich żałowanie pozwalałam im cieszyć się z tego, że mnie coś mojego cennego zniszczyli, że mnie popychali i szturchali i kłamali skarżąc, że to moja wina. Ja nigdy na nikogo nie skarżyłam, bo to było złe, ale tylko w jedną stronę. Dla mnie ja byłam nieważna, dbałam tylko o zadowolenie innych.
Moi Rodzice nie zdawali sobie sprawy, że programowany mam syndrom uzależnienia psychicznego. Często słyszałam nawet już jako dorosła, że moje rodzeństwo bardziej kochało mnie, niż ja ich, wynikało to z tego, że tylko oni na mnie skarżyli, nieważne, że kłamali, często powtarzane kłamstwo stało się prawdą, przynajmniej dla moich Rodziców i dla Rodzeństwa.
Bardzo mnie to wszystko bolało i aby uśmierzyć ból, moja podświadomość dała mi możliwość czerpania radości tylko uzależniając od bliskich osób co było jednoznaczne stop!!!!! – dla czerpania radości ze swojego życia.
Tak się stało, że nim skończyłam 5 lat, miałam zaprogramowany syndrom uzależnienia psychicznego przez zablokowaną radość.
W dorosłym późniejszym życiu walczyłam o swoją radość i przyjemność wpędzając się w wewnętrzny konflikt, między podświadomością a świadomością. Jak pisze Bruce Lipton, że każdy konflikt stwarza wewnętrzny stres, który nas zabija, a tam, gdzie jest wewnętrzny konflikt, podświadomość zawsze wygrywa i tak też było w moim przypadku.
Po terapii w moim życiu bardzo dużo się zmieniło, zaczynam coraz więcej robić to, co sprawia mi przyjemność, podróżuję w miłym towarzystwie, a moje dzieci i mąż coraz częściej zaskakują mnie miłymi gestami sprawiające mi radość.
Ważne, że nie oczekuję w kolejkach do lekarzy i nie truję się receptowymi lekarstwami pochłaniające całą emeryturę.
Moje życie w widoczny sposób zmieniło się na lepsze, co nie znaczy, że już nic mnie nie doskwiera, mam jeszcze sporo bolączek do odblokowania, ale mam świadomość, że wszystko jest w nas i naprawdę bardzo wiele od nas samych zależy.
Wszystkim serdecznie życzę sukcesów na drodze zdrowia i czerpania z życia jak najwięcej radości.
Irena