MIŁOŚĆ uzdrawia, oślepia i rani.
/Kartka z pamiętnika pisanego inaczej 10 – 12.05.2016r. /
Jest wieczór, jestem sama, za wcześnie aby iść spać, a na nic innego nie mam ochoty. Źle się czuję, boli mnie gardło, mam objawy anginy, ale nie mam gorączki. Wydaje mi się, że jakaś obręcz uciska mi szyję, a klatkę piersiową ugniata coś ciężkiego, jak by uciskał kanciasty kamień. Czuję się tak bardzo źle, że pomyslałam o inhalacji oskrzeli. Niestety od lat nie używam już inhalatorów i w domu nic takiego nie posiadam.
Wiele moich znajomych cierpi na grypę i nic dziwnego, że być może mnie też dopadła. Boję się, aby nie nastąpiło odnowienie astmy oskrzelowej. Parę lat temu jej się pozbyłam, dlatego żadnych inhalatorów nie używam. Teraz przydałyby się, może by mi pomogły, ale bez recepty nigdzie nie kupię.
Chyba powinnam zrobić sobie badania lekarskie, tylko na samą myś o lekarzach czuję się jeszcze gorzej. Jednak będę musiała się przemóc, aby dowiedzieć się co z punktu widzenia lekarskiego mnie dolega. Jeśli nawet zaatakował mnie jakiś rak, to też chciałabym wiedzieć, na czym stoję, a może już leżę. Bliskim o swoich podejrzeniach nic nie powiem, nie chcę przysparzać im swoich problemów.
Tak długo miałam błogi spokój, a teraz dopada mnie lęk, że mam być może znów raka? A może to nie lęk, tylko rak? Jestem pewna tylko tego, że bezpowrotnie pozbyłam się DRP, a na inny typ raka nie mam „imunitetu”.
Póki co biorę się w garść, ogarniam myśli i upominam siebie, że mam sposób na dolegliwości zdrowotne. Przełamuję broniące się „ego” lękiem i tak jak przy początkowym leczeniu raku płuc, tak i teraz zaczynam modlić się do MATKI BOSKIEJ LICHEŃSKIEJ i proszę PANA JEZUSA O ŚWIATŁO MIŁOŚCI. Wizualnie promienie ŚWIATŁA PANA JEZUSA kieruję na bolące miejsca. Od razu czuję się lepiej na tyle, że chyba będę mogła zasnąć.
Całą noc przespałam, ale obudziłam się połamana, zupełnie nie do życia. Nie mam wyjścia, przełamuję się i idę do lekarza.
Jestem po wizycie u rodzinnego lekarza, zrobiłam podstawowe badania i wróciłam ze skierowanie do pulmonologa.
W swoich dokumentach medycznych odnajduję numer telefonu do lekarza onkologa pulmonologa. Po trzech latach przerwy w badaniach kontrolnych ponownie dodzwaniam się do przychodni pulmonologicznej raka płuc. Nie zaskoczył mnie 5 miesięczny okres oczekiwania, tylko zdumiewa mnie, że po 3 latach przerwy muszę rejestracji dokonać osobiście przywożąc z sobą skierowanie do pulmonologa. Zastanawiam się dlaczego? Przecież nie wierzą, że mój nieoperacyjny rak płuc można było wyleczyć.
Dociera do mnie, że hasło „PACJENCIE LECZ SIĘ SAM” nadal jest aktualne, pod tym względem nic się nie zmieniło.
W tej sytuacji, znów ogarniam myśli i kontynuuję poprzednią terapię, bo ostatnio nie poszła mi energia i czuję, że coś nie dokończyłam. Jak zwykle zaczynam od medytacji i zadania samej sobie pytania co czuję?
Tym razem obok poczucia winy pojawił się głęboki żal mojego syna, ot tak bez powodu bardzo go żałuję i czuję jak bym mu coś okropnego niechcący zrobiła. Trzymam się tego uczucia, oczy napełniły się łzami, pełna obaw , boję się w to wejść, ale co ma być to będzie! Trudno! Wchodzę!
W ostatniej chwili jeszcze dociera do mnie, że tak naprawdę tymi uczuciami wchodzę do swojej podświadomości, gdzie są ukryte toksyczne zdarzenia. Dla odwagi usilnie mówię sobie i głośno, Ty tu już Irena byłaś, dałaś radę, to i teraz nic ci się nie stanie!
Nieoczekiwanie wizualnie pojawia się ukryte zdarzenie!!!! …… Pojawia się okropne samopoczucie! Żal ściska mi serce i zalana łzami widzę, jak tulę mojego 7-dmio letniego synka całkowicie załamanego, który łkając szepcze mi, że mnie kocha, a ja tulę go, wycieram mu łzy i też mówię mu, że go kocham. Chcę mu coś powiedzieć, ale nie wiem co, mam zamęt, tylko go tulę, wycieram mu łzy i razem płaczemy. Czuję się winna, ból rośnie do nie wytrzymania.
Pojawia mi się obraz, jak mąż synkowi wymierza karę pasem za kłamstwo. Kupił drogie zabawki za podebrane nam pieniądze i zwalił winę na kolegę, że to on dał mu te pieniądze. Powiadomiliśmy jego rodziców, a oni za to sprawili mu porządnie lanie.
Jestem winna, bo czuję, że mój synek kłamał ze strachu podobnie jak ja, ze strachu nie broniłam go. Jak mogłam pozwolić go tak mocno zbić!!!! On biedny będąc okładany pasem nawet nie krzyknął, ani nie płakał. Ja też powstrzymywałam płacz, głośno płakała tylko młodsza siostrzyczka. Ból rozdziera mi pierś , że dziecko cierpi, a ja jestem bezsilna i jeszcze tłumaczę jego oprawcę!!!!! Że niby dla jego dobra musiał tak postąpić. Po wymierzeniu kary nie mogłam go nawet przytulić. Dopiero jak wszyscy posnęli, podeszłam do łóżka synka. On biedny dopiero teraz po cichutku chlipał w poduszkę, bo przy nas nie uronił ani jednej łzy.
Poczułam jeszcze bardziej się winna, bo nie dopełniłam obowiązku jako Matka, powinnam bronić synka przed karą, bo na nią nie zasłużył. Kłamał ze strachu, co biedny miał robić?
Mimo bólu przemyka mi pytanie, dlaczego nie obwiniam męża, to przecież też jego syn. Mąż spokojnie teraz sobie śpi w obliczu dobrze spełnionego ojcowskiego obowiązku! Przecież tak naprawdę też dzieci kocha i tak naprawdę jak wymierzał mu karę był bardzo spokojny, wcale się nie złościł. Może jednak synek powinien otrzymać karę, bo ze strachu, ale źle postąpił i jego kolega niewinnie ucierpiał. Nagle zaczyna mi coś mówić, /w głowie prześwitywać/, że synek słusznie otrzymał karę. W tym momencie opuścił mnie ból i żal.
Jak opuścił mnie ból z żalem, dopiero byłam zdolna spojrzeć na synka poprzez jego uczucie. On wcale nie cierpiał z powodu poniesionej kary, nawet był zadowolony, że tą karę otrzymał. W pewnym momencie dotarła do mnie synka pretensja, że Tato za mało mi wlał za to co zrobiłem!
Uświadamiam sobie, że mój synek cierpiał i rozpatrzał, że przez jego kłamstwo ucierpiał jego przyjaciel, którego bardzo cenił, a nie przez otrzymaną karę. Najgorsze jest to, że teraz wstyd mu i nie wie jak spojrzeć przyjacielowi w oczy. Żali mi się, jak teraz pokaże się kolegom na podwórku.
Dociera do mnie okrutna prawda, że przez „miłość” czułam ogromny ból i dlatego nie dostrzegłam prawdziwego problemu synka. On biedny rozpatrzał, bo nie potrafił poradzić sobie ze wstydem i winą wobec swojego przyjaciela.
Dotarło też do mnie, że nie poradziłam sobie z problemem wychowawczym dziecka. Czyżby zaślepiła mnie miłość do synka? Teraz targają mną nowe wątpliwości, ale już nie są ukryte w podświadomości, tylko świadome. Usprawiedliwiam siebie, że miałam prawo popełniać błędy, bo nikt mnie nie uczył jak wychowywać dzieci. Starałam się wychowywać tak jak potrafiłam najlepiej.
Moje kochane skarby.
Teraz z perspektywy czasu widzę, że przez moje miękkie serce, przez przytulanie go po wymierzonej karze przez ojca, pokazałam mu swoją słabość. On tego ode mnie jako Matki nie potrzebował!!!!! Ja jego w tym ważnym momencie nie zrozumiałam i przez to zawiodłam.
Mój synek zamiast ode mnie pomocy w rozwiązaniu jego problemu, w które sam się pogrążył i nie umiał sobie poradzić, otrzymał ode mnie współczucie, które jeszcze bardziej w tej sytuacji go pogrążało.
Obecnie jestem przekonana, że gdyby za kłamstwo nie otrzymał kary podobnej do przyjaciela, w jego psychice pozostałby destruktywny ślad do końca życia.
To była jedna z trudniejszych terapii, ale dzięki niej dolegliwości w ciele zniknęły. Za tydzień muszę pójść zbadać sobie tarczycę, jak funkcjonuje przy niedoczynności po uwolnieniu destruktywnych emocji. Mam nadzieję, że niebawem też przestanę brać lek na niedoczynność tarczycy, tak samo jak na pozostałe choroby.
Irena
I appreciate you sharing this post.Really looking forward to read more.
Im thankful for the article post.Much thanks again. Keep writing.
Thanks for sharing, this is a fantastic blog post.Much thanks again. Cool.
I cannot thank you enough for the article post.Thanks Again. Awesome.
Really enjoyed this article.Much thanks again. Awesome.
I really liked your article. Cool.
Awesome blog. Great.
Thanks – Enjoyed this blog post, how can I make is so that I receive an update sent in an email whenever there is a new post?
Is that really all there is to it because that’d be flsebbrgaating.