Przyznaję szczerze, że czasem czuję się samotna tak bardzo, że jak słyszę za bramą uczuciowej wolności znajomy gwar i śmiech, to mam ochotę ponownie wrócić w okowy dawnego emocjonalnego więzienia.
Od 12 lat uwalniam swoje uwięzione uczucia, dzięki temu częściowo wyszłam z okowy uczuciowego więzienia i powinnam cieszyć się swoją wolnością, tylko jakoś do końca tak nie jest.
Szybko przychodzi refleksja, że w dawnym życiu, moja ścieżka skończyła się 12 lat temu i miałam wybór, albo wstąpić na nową ścieżkę życia, albo z godnością umrzeć.
Daje mnie to do myślenia, jak bardzo uwięzione emocje przywiązały mnie do smutku, bólu i cierpienia. Teraz bez nich powinnam się czuć szczęśliwa, jednak nie do końca tak jest, jak widzę wielu bliskich i znajomych tkwiących w okowach uwięzionych uczuć.
W świecie wolnym od wielu toksycznych uczuć jest i fajnie i smutno, bo jest nas tak bardzo mało. Jestem aktywna, wychodzę do ludzi, mam męża, dzieci, wnuki i nawet mam szczęście mieć jeszcze kochaną Mamę. Mimo tego czasem czuję się samotna tak bardzo, że jak słyszę za bramą wolności gwar i śmiech, to mam ochotę ponownie wrócić w okowy dawnego więzienia.
Czasem robię ten krok do tyłu, wcielam się w dawną ja będąc w grupie wesołych znajomych. Oni dla mnie byli i nadal są wspaniałymi ludźmi, których nie można nie szanować i nie tęsknić za nimi, tylko ja jakbym była nie dopasowana.
Ze znajomymi czas spędzam chętnie i miło, tylko ich śmiech i radość już nie udziela mnie się tak, jak dawniej. Powodem tego jest moja świadomość, że ich śmiech i radość, to przykrywka na ich problemy zdrowotne i życiowe. Zbyt dobrze to znam, abym nie rozpoznała radości powierzchownej, pod którymi są ukrywane smutki i problemy.
Byłoby super, gdyby ukryte problemy znikały z naszego życia, ale tak nie jest. Ukryte nadal rosną w siłę już bez żadnych przeszkód.
W takich chwilach przypominam sobie jak ja dawniej podobnie radziłam sobie z problemami i smutkiem. Z bólem fizycznym nie trzeba było sobie radzić, wystarczyło być obowiązkowym w przyjmowaniu leków i dzielnie cierpienie znosić.
Obecnie nie przyjmuję żadnych leków, a ból wykorzystuję do rozwiązywania smutków i problemów.
Ja tak samo jak wszyscy nie lubię cierpieć, tylko inaczej do swojego bólu podchodzę. Inni zadają pytanie dlaczego, lub są pogodzeni z bezsilności, a ja zadaję pytanie, jaką informację ten ból chce mi przekazać. Następnie zastanawiam się, czy dam radę wejść tym bólem do źródła zdarzeń, przez które stworzyłam ten ból. Kiedy ponownie widzę zdarzenie, to prawie zawsze okazuje się, że prawda tego zdarzenia jest inna niż ja kiedyś to sobie zaprogramowałam.
Tak np. było, jak mając 5 lat wpadłam do kotła gotujących się obierków. Ojciec jak mnie wyciągnął, to byłam pewna przez 50 lat, że najpierw mnie zbił uderzając ręką w poparzone miejsca, denerwował się na mnie, położył nerwowo na łóżko i dopiero pobiegł zadzwonić po pogotowie.
Po wejściu do podświadomości z poczuciem winy, ponownie zobaczyłam to samo zdarzenie w innym świetle. Ojciec otrzepywał ze mnie ręką gorące obierki, przyklejone do mojej sukienki i ciała, a ja mylnie odebrałam jako dawanie mi klapsów. Denerwował się tym, że ja cierpię, a On jest bezsilny, ale nie na mnie, jak do tej pory myślałam.
W okowach uczuciowej niewoli, już bym nie mogła przebywać, już na zawsze byłabym inna, tutaj na wolności mogę być sobą.
Na szczęście wiele osób już taką samą wolnością się cieszy, tylko po większej części są to osoby młode, a to jest inne pokolenie, niż moje. Mają inne problemy życiowe i zauważyłam, że szanują, ale nie zawsze rozumieją mnie, jak dzielimy się swoimi doświadczeniami. Ja to rozumiem, bo tak do końca skąd mogą wiedzieć jak czują się osoby zaawansowane wiekowo, nie przeżyli tego, co my.
Moja gorsza sprawność fizyczna i dolegliwości wynikają po większej części z racji wieku, a to już jest inny program, w którym uwięzione emocje nie biorą udziału.
W moim wolnym nowym świecie martwi mnie, że nie mam z kim porozmawiać o celach, planach na przyszłość, oraz o ustaleniach nowych priorytetów. Bo inne cele i plany mają /30/ trzydziestolatki, niż osoby w moim wieku i inne cele i plany mają osoby zniewolone, przez uwięzione uczucia./Głównie myślą jak dostać się do lekarza, jakie lekarstwo pomaga na daną chorobę i czy dam radę pomóc dzieciom/.
Brakuje mnie tego, z kim mogłabym porozmawiać o bolączkach i pomysłach na siebie, jak się ma 60+ z watem, przełamując stereotypy, że pozostały nam tylko małe wnuki i kościół. Co wcale nie znaczy, że mam coś przeciwko, mam na uwadze tylko to, że myśmy już swoje zrobili, wypracowali i mamy prawo w końcu pomyśleć o sobie i coraz częściej mówić nie, by żyć z myślą o sobie.
Wierzę, że niebawem coraz więcej osób po 60+ zacznie się wyzwalać z uwięzionych uczuć podobnie jak tysiące młodych.
Młodzi mają inne priorytety i inne pomysły na swoje życie i zupełnie inaczej korzystają ze swojej wolności, po wyjściu z krainy ofiar. Co raz więcej młodych uwalniają uwięzione emocje, bo chcą wziąć swoje życie na swoją odpowiedzialność, by żyć tak jak sami chcą, a nie tak, aby komuś to się podobało.
W późnym wieku otrzymałam drugie życie, więc to zobowiązuje i chcę aktywnie wykorzystać dany mi czas jak najlepiej. Okazuje się, aby spełniać się i żyć pełnią życia zaistniała potrzeba poszerzania swojej wiedzy i zdobywania nowych umiejętności na kursach i warsztatach i ja to z przyjemnością czynię.
Teraz będąc wolna z uwięzionych wielu emocji, czuję się tak, jak bym żyła w innym ogromnym świecie, rozglądam się po nim, który wydaje mi się większy, jak by normalnie się poszerzył, może dlatego, że dałam sobie więcej wyborów?
Nie przejmuję się zdziwieniem innych jak kiedyś, że z wnukami chcę mieć kontakt często, ale krótko, a do kościoła chodzę niezbyt często, bo modlić lubię się w samotności.
Idę wybraną ścieżką w nowym nieznanym świecie z wiarą, że życie pięknem znów nieraz mnie zaskoczy i będzie nas wyzwolonych coraz więcej.
Irena