Odcinając go ze wspólnych zdjęć, nie wyrzuciłam fałszywych przekonań.
Nie zdając sobie sprawy, że mam męża despotycznego drania, czułam się z nim tak bezpieczna, że poszłabym za nim nawet do piekła będąc pewna, że z nim nic złego mnie stać się nie może, niestety prawda okazała się okrutna.
Swoim przekonaniem zwolniłam go z dawaniem zbudowanej Rodzinie bezpieczeństwa finansowego i wsparcia życiowego do którego jak każda kobieta matka ma prawo od swojego męża, czy partnera życiowego oczekiwać.
Byłam dziewczyną ambitną, po skończonej średniej szkole ekonomicznej zostałam księgową w banku w mieście wojewódzkim. Przełożeni okazali mi zadowolenie z mojej pracy, czego dowodem była propozycja otrzymania niebawem mieszkania z puli banku, z tym, że musiałabym podpisać umowę z pracodawcą na 10 lat. Przed podpisaniem umowy miałam otrzymać awans na starszą księgową wraz z wysoką podwyżką wynagrodzenia.
W tym czasie miałam narzeczonego w którym byłam zakochana bez pamięci i wiadomo, że w takiej sytuacji propozycję skonsultowałam ze swoim narzeczonym. On był młodym oficerem WP i jak wówczas mi się zdawało, też kochał mnie z wzajemnością. Oczywiście rozmowa była krótka, on nie miał zamiaru ubiegać się o etat w wojsku w mieście, w którym ja mieszkałam, bo nie odpowiadały mu stanowiska, które mógłby otrzymać. W takiej sytuacji podpisanie umowy z bankiem, dla mnie było nie do przyjęcia, mój związek z narzeczonym był najważniejszy.
Uważałam swojego narzeczonego za prawego, uczciwego i bardzo odpowiedzialnego mężczyznę. On często w śród znajomych i rodziny pięknie mówił o obowiązku, odpowiedzialności za innych. Bardzo krytycznie odnosił się do osób mało odpowiedzialnych i mało obowiązkowych. W swojej krytyce nawet twierdził, że osoby nieuczciwe, nieobowiązkowe wobec dzieci powinny być eliminowane ze środowiska jako „Zakały Narodu” twierdził. Po takich słowach czułam się z nim tak bezpieczna, że poszła bym za nim nawet do piekła będąc pewna, że z nim nic złego mnie nie spotka.
Rzuciłam dla niego pracę, przyjaciół i znajomych, rodziłam dzieci i udowadniałam mu, że jestem dla niego dobrą żoną i dla naszych dzieci dobrą matką. On zawsze mnie we wszystkim krytykował, a siebie za wszystko chwalił. Opowiadał jakim jest wspaniałym oficerem, tylko przełożeni jego niedoceniają, bo nie „stuka obcasami” jak niektórzy złaknieni awansów i nagród finansowych. Tylko on dzielny i bohaterski ciężko pracuje, bo tak trzeba, ale na awansach i pieniądzach jemu nie zależy. Dopiero po latach przyznał się, że zawsze był materialistą, tylko się nie przyznawał. Zawsze mówił mi, że dobra gospodyni, to poprowadzi dom i wyżywi zdrowo Rodzinę za skromne pieniądze, chociaż mnie to nie dotyczy, bo są mężczyźni w cywilu, którzy zarabiają mniej od niego, więc ja pracować nie muszę.
Uważał, że jak zarabia marne grosze, to już w domu nic nie musi robić. Dziećmi też się w ogóle nie zajmował, bo twierdził, że to matki rodzą i matek obowiązek jest zajmowanie się dziećmi, a nie ojców. O pomoc w obowiązkach czasem się kłóciliśmy, ale jak wrzeszczał okropnie machając rękoma, to ja z płaczem pokornie znów robiłam tak jak on chciał, pocieszając się, że jak jemu jest dobrze, to i mnie i dzieciom też będzie dobrze i dla upragnionego spokoju ustępowałam.
Zawsze byłam pokorna, cicha i spokojna, przez znajomych uważani byliśmy za zgodne małżeństwo.
Wędrowałam za mężem, przeprowadzałam się od miejscowości do miejscowości, tułałam się po tak zwanych zielonych garnizonach, gdzie nie było przedszkoli, dla mnie pracy, bo to były małe miejscowości z daleka od większych miast. A były to czasy kiedy mówiło się, że największa kara na świecie, to mieszkać w Polsce bez znajomości. Ja w tym okresie ze względu na męża służbę przeprowadzałam się sześć razy i zawsze w nieznane obce środowisko.
W końcu bez mojej zgody zmusił mnie do przeprowadzki do tak zwanego zielonego garnizonu niby na krótko i po raz ostatni. A było to tak, męża od miesiąca nie było w domu, bo został oddelegowany do jakiejś dziury, do której nikt z wojskowych dobrowolnie nie chciałby pójść. Byłam w domu z koleżanką, która pomagała mi ułożyć raport do przełożonych męża, abym ja z dziećmi nie musiała już za mężem się przeprowadzać, uzasadniając możliwością otrzymania tutaj pracy i szkołą dzieci.
Nieoczekiwanie usłyszeliśmy jak podjeżdża wojskowy star, powiedziałam do koleżanki, że była wichura i chyba znów komuś wywaliło okno balkonowe i wstawiają nowe, bo taki jest głośny rumor. Koleżanka podeszła do okna i krzyknęła, to twój stary starem przyjechał z żołnierzami i workami. W tym momencie wpadł mąż z żołnierzami i tylko się spytał, czy żołnierze mają z szaf sami pakować, czy im powiesz co i jak, bo za dwie godziny wyprowadzamy się. Nim ochłonęłam wrzucali do worków jak leci, szkło, rzeczy i pościel, nie dbając o nic. Za trzy godziny na starze wyjeżdżałam z dziećmi, bez możliwości nawet pożegnania się z sąsiadami i znajomymi.
Tak się znalazłam w tej miejscowości, w której już mieszkam 35 lat, ale mój mąż sprawca tej przeprowadzki mieszkał tutaj bardzo krótko. Był na rocznym szkoleniu, poligonach, a po 4 latach przenieśli go do Bydgoszczy, po czym oznajmił mnie, że zostawia nas dla swojej szkolnej jedynej miłości, a mnie nigdy nie kochał. Ożenił się ze mną, bo byłam dobrym materiałem na żonę, na tak zwane „zielone garnizony”, tylko do tej pory zapewniał mnie o miłości, abym szła za nim potulnie jak wierny piesek.
Najgorsze było to, że zostawił nas bez grosza pieniędzy, nawet nie dawał mi rodzinnego, dopóki nie wyegzekwowałam sądownie.
Mój mąż, który tak bardzo krytycznie odnosił się do osób mało odpowiedzialnych i mało obowiązkowych, a w swojej krytyce nawet twierdził, że osoby nieuczciwe, nieobowiązkowe wobec dzieci powinny być eliminowane ze środowiska jako „Zakały Narodu”, zostawił mnie z dziećmi bez skrupułów na lodzie bez grosza przy duszy, w obcym, a do tego przez niego skłóconym środowisku.
Na moje nieszczęście pracowałam w tej samej JW, w której był mój mąż. Ponieważ mąż pokłócił się na poważnie ze swoim dowódcą, to został przeniesiony do Bydgoszczy, ale żona dowódcy mściła się na mnie, bo na moim mężu już nie mogła i stosowała wobec mnie klasyczny mobbing.
Zostałam oszukana, zdradzona, bez grosza, to jeszcze mobbing w pracy.
Powyższe zdarzenie zostawiło okrutny ślad, w moim ciele i każdej komórce mojego ciała.
Teraz po latach jak zrobiłam sobie terapie, to okazało się, że to ja oszukiwałam siebie i mój mąż był tylko tego oszustwa projekcją.
Jak większość przekonań, tak samo i to toksyczne, przez które zostałam oszukana przez męża, nabyłam jak miałam 5 lat przysłuchując się kłótni swoich Rodziców.
U mnie w domu Ojciec był autorytetem, Mama nigdy Ojca zdania nie podważała, a ojciec Mamę przy nas krytykował najczęściej o pieniądze, że daje tyle pieniędzy i już ich nie ma.
Mała Irenka nie wiedziała, że Ojciec wówczas wyciągał pieniądze na piwo, a może dwa i więcej i Mama jak mówiła, że nie ma, to dlatego, że nie chciała pozwolić, by Ojciec swoje pieniądze przepił.
Teraz z perspektywy czasu wiem, że Mama nic nie mówiła, ale i tak robiła po swojemu, Ojciec krytykował ją, że jest uparta, a ona dzięki temu nie była posłuszna i dobrze pieniądze inwestowała, by były zaspokajane nasze potrzeby, i by było co jeść, kiedy Ojciec nie pracował, bo miał pracę tylko sezonową. Niestety mała Irenka, programując przekonanie, nie wiedziała nic o sezonowej pracy Ojca i jego skłonności do alkoholu.
Jako mała pięcioletnia dziewczynka, nabyłam przekonanie, że gdyby Mama słuchała Ojca, to nasz dom byłby wspaniały, a nasze życie rodzinne byłoby piękne – oczywiście, że to była nieprawda, to był fałsz który zawładnął moim życiem.
Wyciągnęłam błędny wniosek, że Ojciec tyra, pracuje ciężko, a Matka jego pieniądze marnuje. Wówczas przysięgłam sobie, że jak dorosnę, to nie będę taka jak mama, tylko będę swojemu mężowi posłuszna.
Na podstawie błędnego spojrzenia na zdarzenie, nabyłam toksyczne przekonanie, że żona powinna męża słuchać, bo mężczyźni są mądrzejsi i jak mężowi będzie dobrze, to żonie też będzie dobrze./to był fałsz którym oszukiwałam siebie, ale świadomie nie zdając sobie sprawy/
Związku z powyższym przekonaniem na ślepo swojemu mężowi wierzyłam i ślepo wykonywałam jego polecenia.
Tym przekonaniem podświadomie zwolniłam go z dawaniem mnie i naszym dzieciom bezpieczeństwa finansowego i wsparcia życiowego do którego jak każda kobieta matka ma prawo od swojego męża, czy partnera życiowego oczekiwać.
Nie zdając sobie sprawy oszukiwałam siebie i widziałam w mężu mężczyznę jakiego chciałam widzieć, a nie jaki naprawdę był. Oszukiwałam też siebie, nazywając miłością coś, co miłością nie było. Duże spustoszenie w moim życiu spowodowało przekonanie ukryte w podświadomości, że jak mężowi będzie dobrze, to i mnie też będzie dobrze.
Kiedy walczyłam o swoje dobro, mój wewnętrzny sabotażysta skutecznie sabotował moje poczynania rękoma mojego męża. Obecnie po terapii nie dziwi mnie, że zostałam wprowadzona w przysłowiowe maliny, bo oszukiwałam siebie, a mąż pokazywał mi – „Irena oszukujesz siebie”.
Irena