PLACEBO – CHEMIA V

Cuda zdarzają się codziennie…i inne afirmację L.H. wypowiadałam bez przerwy, nie ustawałam w modlitwie , medytowałam , soki, stosowna dieta , dość przekonywujących parę terapii nie uspokoiło mnie przed piątą chemią. Nie zastanawiałam się jak się czuję, czy lepiej , czy gorzej, ważne dla mnie było oczekiwanie na wyniki zdjęcia płuc  i badanie krwi, które standardowo wykonuje się przed każdą chemią. Miałam ambicje, by utrzymać swoją kondycję zdrowotną nadającą się do następnego leczenia,  zgodnie z terminami i przewidywaną procedurą leczenia szpitalnego. Moja Pani doktor uspakajała mnie, że jeśli wyniki badań nie zezwolą na leczenie zgodnie z zaplanowanym terminem, to leczenie będzie kontynuowane w późniejszym terminie, ale będzie. Przyznaję , to wyjaśnienie lekarza dawało mi poczucie jakiegoś bezpieczeństwa, ale i tak oczekiwałam pełna niepokoju. Po wykonaniu badań, o wynikach nikt ze mną nie dyskutował , tylko powiadomiono mnie o zakwalifikowaniu się na piąty cykl chemii. Szłam na tą piątą chemię uradowana jak  „głupek” , dumna o zakwalifikowaniu się do wpuszczenia sobie do żył następnej potężnej dawki trucizny . Wiedziałam jak mocną otrzymuję truciznę, bo wcześniej przy podłączeniu kroplówki spadła kropla i wypaliła w podłodze dziurę. Patrzyłam wówczas  raz na wypaloną dziurę  i raz na kroplówkę zastanawiając się jak  mój organizm to wytrzyma. Wytłumaczono nam, że to coś za coś , czyli za przedłużenie życia niska jakość , co było robić,  nie  było  wyboru. Mimo tego, zawziętość do  walki z rakiem  mi  się zwiększyła i to jednocześnie z lądu,  morza, powietrza i  czym  tylko będzie można. Tym razem kroplówkę podłączono bez problemów i jak zwykle zaczęłam medytować . Spokojne medytowanie zostało przerwane przyjęciem na sąsiednie łóżko nowej pacjentki. Przedstawiła mi się, i opowiedziała o swojej diagnozie, jak przypadkowo wykryto u niej małego guzka na płucu. Była przestraszona, ale i zadowolona z wczesnego wykrycia. Miała powody, bo jej rak nie miał zacieków, nie zdążył wyniszczyć organizmu, więc i szanse na przedłużenie życia miała spore.  Dostała chemię stosownie do diagnozy  mniej inwazyjną.  Po tym zamieszaniu spokojnie dalej medytowałam,  kierując myślami chemię na komórki rakowe oszczędzając  swoje zdrowe. Robiłam to w formie trochę zabawy,  jak małe dziecko dla zabicia czasu. Było to najlepsze co mogłam dla siebie zrobić,  jako człowiek bez przyszłości i smutnej obecności , aby nie powiedzieć dramatycznej, toczyłam walkę  o życie albo ja, albo rak nie przetrzyma trucizny, w tym momencie tylko to się liczyło.

Po odłączeniu kroplówki , jak by nigdy nic szybko się podniosłam i  podeszłam do umywalki z lustrem i mimo zakazu na korytarz, do toalety. Wróciłam do sali, by się cieplej ubrać i spojrzałam na sąsiadkę, która patrzy na mnie jak oniemiała. Mówi do mnie – wiesz co ? nie chcę nic mówić,  ale muszę powiedzieć, to jednak prawda, że NFZ  nie przelał pieniędzy i szpital zamiast chemii, podaje chorym „placebo”. Przecież to niemożliwe , jesteś po ciężkiej chemii, a chodzisz jak by ci podali witaminy wzmacniające organizm . A Ty jak się czujesz?  zapytałam  – mnie się kręci w głowie ze stresu, poza tym trudno po mnie wyczuć, dostałam małą dawkę. Wyszłam oszołomiona wiadomością na korytarz na zwiady, spytałam kogoś napotkanego, czy coś wiadomo o podawaniu placebo?  Trochę wydawało mi się , że jest zaskoczony, jednak szybkie potwierdzenie  potwierdziło mnie w  tym przekonaniu.  Sprawiał wrażenie Pana na poziomie , przyszedł odwiedzić chorego . Przeszłam z nim po salach zaobserwować  chorych po kroplówkach z chemią, niestety byli w złym stanie, wymiotowali. Pan podsumował krótko,  na  chorych, słabych psychicznie  zadziałało  placebo.  Na mnie ta odpowiedź  zadziałała jak  sugestia. Przy wieczornej wizycie lekarz podał wyjaśnienie, że wręcz przeciwnie, chemia została podana  bardziej skuteczna, innej firmy, dlatego inne są opakowania. Po tygodniu przy kontrolnych badaniach, przy szpitalnej przychodni, aż  huczało od „famy” , że szpital podaje  pacjentom” placebo”. Prawdy nigdy się nie dowiedziałam.  Faktem potwierdzonym  przez lekarzy, były limity dane szpitalowi przez NFZ , ale jakie nikt nie wyjaśniał.  Z  perspektywy czasu myślę, że to  był przykład, jak złe interpretacje, złe wieści szybko się przyjmują i ludzie połykają jak ciepłe bułeczki. Szkoda , że tak samo nie przyjmują się dobre, skuteczne metody. Coś skutecznego  musi być przez autorytety sprawdzone , naukowo udowodnione. Nie oceniam, czy to dobrze , czy źle,  jesteśmy tacy jacy jesteśmy. Ja zamiast się cieszyć dość dobrze przyjętą chemią, sugestia zadziałała niepotrzebną nerwówką u pacjentów i lekarzy. Mimo dobrych wyników badań, otrzymania skierowania do sanatorium, dość dobrej kondycji fizycznej, z powodu szpitalnej atmosfery byłam strzępkiem nerwów.  Irena

„…..Specjaliści nie są zgodni co do sposobu leczenia? Jednak prawie wszyscy są zgodni co do tego, że niemal wszystkie choroby mają jedną przyczynę- STRES!” – Alexander Loyd

„Prosta prawda brzmi: zalękniony jest głupszy.” – Bruce Lipton

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *