Przemiana

 

Mnie udało się wyjść z zaawansowanego raka płuc,  dlaczego z takim samym typem raka tak wielu umiera?

Po diagnozie nastąpiła we mnie tak duża zmiana pod wieloma względami, że trudno nawet mnie uwierzyć, że ja to jestem ja z przed 13 – laty. I może w tym jest odpowiedź? W moich przemianach?

Może rakowi po przemianie na ofiarę już się nie nadawałam i poszedł sobie skąd przyszedł?

Jeszcze czasem wspomnę dawną siebie z małym sentymentem , ale szybko wracam do obecności,  jak przypomnę sobie jak cierpiałam z powodu wielu chorób i jak meczące były wizyty u lekarzy .

Zmieniając siebie  odkrywałam,  jakie przekonania i lęki kryją się za daną chorobą uwalniając  się od dolegliwości.

Przed rakiem ze swojego życia byłam zadowolona i nie widziałam powodu dlaczego miałabym siebie zmieniać i swoje życie. Owszem miałam pragnienia ale na zasadzie, aby one dołączyły dodatkowo do mojego życia i do mnie jaka byłam.  Nie zdawałam sobie sprawy, że w ten sposób tworzyłam wewnętrzne konflikty,  a tym samym choroby .

Nasz organizm, podobnie jak całe nasze życie , odzwierciedla ukryte myśli i przekonania” – Autor Luiza Hay

Do zmiany siebie i swojego życia zmusił mnie rak,  a ja tylko tym zmianom się poddałam w obliczu kończącego się mojego życia.

Wcześniej nigdy bym nie pomyślała, że na stare lata będę tak diametralnie zmieniała siebie i swoje przekonania. Wówczas mnie moje przekonania odpowiadały i broniłam ich z całych sił jako swoje dziedzictwo i swoją tożsamość.

Uczono mnie, że im człowiek starszy to tym trudniej zmienić jemu swoje nawyki, przyzwyczajenia, a o zmianie przekonań nie ma mowy , bo są już tak przez lata utwardzone, skamieniałe,  że nie do ruszenia.

Moje przekonania na miarę moich lat były dość mocno twarde i żadna siła nie zmusiłaby mnie do ich zmian,  które nikomu nie czyniły zła i nikomu nie przeszkadzały. Niestety dzisiaj wiem jak bardzo się myliłam i jak bardzo szkodziły mnie i moim bliskim.

Ten bezlitosny rak  przekazał mi informacje,  że na tych misternie,  z trudem,  ale z dumą budowanych przekonaniach moja ścieżka życia się kończy.

W obliczu śmierci olśniło mnie, że jeśli dotychczasowe moje nawyki,  przekonania są aż tak cenne to muszę oddać za nie życie. Zadałam sobie pytanie, czy warto za nie umierać?

Jeszcze  nie wiedziałam i jak bym umarła nigdy bym się nie dowiedziała,  że budowane były na złym spojrzeniu na życie, czyli tak naprawdę na kłamstwie.

Musiałam przełknąć tą czarę goryczy, że zbudowałam swoją tożsamość po dużej części na kłamstwie jeszcze we wczesnym dzieciństwie.

Uświadamiając sobie to wszystko wzbudziłam swoją  ciekawość dlaczego muszę cierpieć ? Muszę?  A może nie muszę  tylko dokonywałam złych wyborów?  I właśnie dlatego  rak mnie żywcem pożera i to tak nagle i w szybkim tempie.  Przecież tak bardzo się starałam dbać o swoje zdrowie!!!!!!!

Zgodnie z zasadą , że nie ma złych pytań, tylko są złe odpowiedzi w pierwszych dniach po diagnozie to dręczyło mnie pytanie dlaczego? Zadawałam sobie nieustannie, aż za którymś razem coś wewnętrznego powiedziało mi, że najpierw dowiedz się Irena KIM JESTEŚ ???? !!!!!!!!

Od zadania sobie pytanie kim jestem? Zaczęła się na dobre moja walka najpierw z rakiem, a później sama z sobą i to ostra!  bo na śmierć i życie,  ale małymi etapami i kroczkami.

  1. Pierwszy mój krok – zadałam sobie pytanie kim jestem? Ze wstydem przyznałam się przed sobą, że może nie odwróciłam się, ale oddaliłam od kościoła i Boga, więc kim ja teraz jestem?
  2. Drugi krok – z pokorą zwróciłam się do Matki Boskiej Licheńskiej z prośbą o wybaczenie mi, że oddaliłam się od BOGA . Modliłam się nie o zdrowie, tylko o wybaczenie i gorąco od serca prosiłam aby Anioł był przy mnie jak będę po tej drugiej stronie i nie pozwolił „demonowi” / dla mnie rak był demonem/ zawładnąć moją duszą.

Było mi wstyd, że dopiero teraz jak umieram to zwracam się o wstawiennictwo do Boga. „Jak trwoga to do Boga” Tak modliłam się długo ile starczało mi sił, aż  poczułam, że modlitwy zostały wysłuchane. /wpis na blogu „Modlitwy wysłuchane”/

To było niesamowite jak poczułam, że mimo wszystko mnie takiego niedowiarka Matka Boska też kocha. Po tym odkryciu łzy szczęścia lały mi się strumieniem, ilekroć sobie o tym przypomniałam.

Po tym wszystkim  zadawałam sobie pytanie dlaczego tak panicznie boję się śmierci ? Dlaczego oddaliłam się od kościoła?

Zastanawiałam się, czy dzieciństwo spędzone na plebanii miało na to jakiś wpływ. Co takiego zrobiłam? Co przeszkadzało mi  w chodzeniu  do kościoła.

  1. Trzeci krok – żałowałam, że nie byłam lepszym człowiekiem niż byłam , ale tak naprawdę nie mogłam sobie przypomnieć, abym coś aż tak bardzo złego w życiu zrobiła aby aż tak bać się śmierci.

Na tym etapie jeszcze mylnie uważałam,  że sobie to krzywdę mogłam robić, ważne aby innym nic złego nie czynić.

Efekty takiego myślenia programowałam sobie wiele chorób, w tym ten okropny nieuleczalny rak.

To, że nie czyniłam innym krzywdy to dobrze, ale za mało aby dobrym człowiekiem być. Nie zdawałam sobie sprawy, że czynienie sobie krzywdy, to jest okaleczanie swojego ciała i duszy, a to jest przecież grzech śmiertelny.

Jeśli po drodze gdzieś zgubiło się radość i szczęście to co drugiemu człowiekowi można dać jak zostały tylko lęki i cierpienie?

Następne etapy i kroki na swojej ścieżce do zdrowia niebawem na blogu opublikuję .

Irena

 

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *