Przeszkadzała Mamie

 

Czy wiecie, że opiekunowie i rodzice niechcący programują swoim dzieciom toksyczne przekonania, które mają wpływ na całe ich dorosłe życie?

Każde dziecko chce być dobre i kochane, to dlaczego tak nie jest?

Właśnie dlatego, że czasem takie pragnienie dziecka doprowadza do toksycznych przekonań i życiowych dramatów.

Tak było właśnie ze mną, podczas terapii byłam zszokowana jak zobaczyłam co było przyczyną mojego programu uzależnienia psychicznego.

Okazało się, że mając niecałe trzy latka, poczułam się od Matki odpychana. Pewnego razu   usłyszałam, jak chwali moją kuzynkę Marysię, że jest taka usłuchana/czyli dobra/, cicha jak by jej prawie nie było, ciocia tylko przytaknęła, dodając, że jest cicha, ale bardzo kochana.

Malutka Irenka nie wiedziała, że powodem braku zainteresowania Mamy jest urodzony mały braciszek, który był słaby i chory. Podjęła walkę o miłość Matki postanowieniem bycia posłuszną i cichą.

Od tego momentu    w okresie wczesnego dzieciństwa zaczęła realizować pragnienie bycia kochaną, słuchając wszystkich dorosłych.  Nawet swojego 11 letniego kuzyna sierotę wojenną wziętego na wychowanie, który w ramach pomocy małą Irenką się opiekował.  

On dla dobra Mamy nie pozwalał mi się malutkiej Irence zbliżyć i zwrócić się do Mamy o nic, nawet o podanie picia, a sam niczego nie chciał mi podać. Piłam i jadłam, kiedy byłam zawołana, a jak leciałam do niej, to kuzyn mnie odpychał, podstawiał nogę, a nawet bił, krzycząc, bekso bądź cicho, bo przeszkadzasz Mamie.

Uważałam, że ma rację, nie wolno zachowywać się głośno, czyli ani płakać, ani się śmiać, skakać i tańczyć, bo obudzę chorego braciszka.  Podstawowe potrzeby i prawa stały się w oczach małej Irenki złe, a dla opiekunów niewygodne.

W takich chwilach uciekałam do starego pokoju/nie zamieszkały/ i chowałam się do dużego kufra, aby tam cichutko sobie popłakać i głaskać obolałe miejsca.

Próbowałam później kuzynowi tłumaczyć, że nie chciałam Mamie przeszkadzać, tylko aby podała mi picie, albo że się skaleczyłam i by opatrzyła skaleczenie. Zawsze odpowiadał, że jestem niezdarą i tylko przeszkadzam Mamie. Wpędzał mnie w poczucie winy i wstyd, jak mogłam się tak zachować. Tym bardziej, że zauważyłam, że jak krzyczał n „nie przeszkadzaj Mamie”, to rodzicom się jego zachowanie wobec mnie podobało.

Mnie było żal Mamy, bo nie ma na nic czasu, Ojca, że ciężko pracuje i kuzyna, bo wojenny sierota, tylko ja miałam wszystko, rzekomo nic mi nie brakowało, poza jednym faktem, czułam się niepotrzebna, odepchnięta, które z czasem urosło do bycia nieważną i nic wartaną.

Nikt nie zdawał sobie sprawy, ani z dorosłych, ani ja przez 50 lat, że właśnie w powyższy sposób zaprogramowałam sobie program uzależnienia psychicznego.

Kiedyś pisałam w swoich pamiętnikach, że jak zachorowałam na raka, nie wiedziałam dlaczego prześladowały mnie słowa ” Nie przeszkadzaj Mamie”  i  przekonanie  „muszę odwdzięczyć się Mamie”.

Splot zachowań moich opiekunów spowodował u mnie przekonania, że muszę być wobec innych szczera do bólu i o wszystko co chcę zrobić muszę zabiegać o akceptację kogoś innego, jak kiedyś swojego kuzyna, który decydował, kiedy nie przeszkadzam Mamie.  Z perspektywy czasu spostrzegłam, że zawsze mądrzejszy był ktoś kto mówił pewnie i stanowczo, co wcale nie oznaczało, że mądrze.

Paradoks polegał na tym, że moja Mama wspominając nasze dzieciństwo, zawsze twierdziła, że byłam trudnym dzieckiem i sprawiałam więcej problemów, niż pięciu chłopaków. Nie wiem, dlaczego pięciu, ale tak mówiła.

Do niedawna takie twierdzenie Matki sprawiało mi przykrość, bo pamiętam, że zawsze starałam się z całych sił być dobrą kochaną córką i kochałam swoją Matkę nad życie.

Dzisiaj rozumiem, dlaczego tak było, nie mogło być inaczej, bo postępowałam nie tak, jak podpowiadało mi moje serce i mój rozum, tylko słuchałam   zaufanych osób wskazanych najpierw przez Rodziców jako mądrych, a później przez środowisko.

W szkole średniej obrywało mi się, jak coś zrobiłam za radą mojej   przyjaciółki, którą moja Mama uważała za najmądrzejszą na świecie, ale moich tłumaczeń nikt nie słuchał. W taki i podobny sposób utrwalałam w sobie lęk przed podejmowaniem decyzji.

Doszło do tego, że przestałam podejmować decyzje sama, zaczęłam słuchać czyichś poleceń lub akceptacji, a dopiero później udowadniałam swoje racje, niestety, ale już bezskutecznie.

Tak również było w   dorosłym życiu, podobnie jak w dzieciństwie nie broniłam swoich racji, tylko   słuchałam poleceń osób przez środowisko uznawanych jako mądrych. Zamiast w sobie, szukałam też w nich akceptacji i bezpieczeństwa.

Skutkowało to tym, że trafiając na fałszywych szefów i innych fałszywców udowadniałam im, że jestem lojalna i uczciwa. Oni bez żadnych skrupułów okradali mnie z czasu wolnego, a nawet z pieniędzy nic mi nie udowadniając, tylko wskazując na mnie, że to moja wina.

Nic dziwnego, że trafiłam również na despotycznego męża, bo uaktywniony syndrom uzależniający przyciągnął do mojego życia despotę. Skąd miałam wiedzieć, że to odczuwane przeze mnie przyciąganie nie jest miłością jak   myślałam, tylko przyciąganie toksycznego uzależnienia. To tak, jak pijak zawsze trafi do pijących wódę nie wiedząc, gdzie są, jak by miał w sobie nawigację.

Dałam przyzwolenie byłemu mężowi całkowicie kierować i rządzić swoim życiem, jak kiedyś w dzieciństwie oddałam swoje prawa starszemu kuzynowi, który mnie szturchał, bił abym była cicho dla dobra Mamy. Tak naprawdę ze swoich obowiązków opiekuna się nie wywiązywał, a rodzice tego nie zauważali.

Tak się działo w moim życiu, bo moi opiekunowie chcieli widzieć w Małej Irence dobre posłuszne dziecko. Nie byli świadomi, że torują jej trudną drogę do dalszego życia.

Paradoks polega na tym, że syndrom uzależniający powstał dlatego, że właśnie mała Irenka była bardzo posłuszna i bardzo chciała być kochana.

Irena

 

 

    

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *