Czas na sanatoium! Jedziemy mimo, że nam nie wolno.

Fragment wpisu córki – Poradnik dla rodziny. Rak oczami córki.

Mama po zakończonych sześciu pełnych cyklach chemii – czuje się bardzo dobrze. Mimo sprzeciwu lekarzy postanowiłam, że mama pojedzie do sanatorium. Zaznaczam, że mama dostała skierowanie ze względu na zwyrodnienie i bóle kręgosłupa. Wniosek złożyła dwa lata wcześniej, nie wiedząc nawet, że będzie się leczyć onkologicznie. Inaczej w ogóle by tego skierowania nie dostała. Wyjazd na tą rehabilitację  nie ma nic wspólnego z rakiem, jej lekarz pulmonolog wyraźnie zabronił   jechać w jej stanie.  A jednak jedziemy! Czy to dobra decyzja? Tego nie wiem. Czy pacjentowi onkologicznemu nic od życia się nie należy? Według lekarzy mama jest takim beznadziejnym przypadkiem, że nawet skierowania na radioterapię nam nie dali chyba myślą, że nie dożyje. Postawili na niej krzyżyk, statystyki nie dają nam żadnych szans, nie ma nikogo, kto z rakiem drobno komórkowym z przerzutami do węzłów chłonnych przeżył dłużej niż pół roku. Czy lekarze są prorokami w tej dziedzinie – odpowiedź brzmi nie? Pójdziemy własną drogą, kierując się radością i miłością. Podczas medytacji dotarło do mnie, że tam gdzie jest miłość i radość nie ma miejsca na choroby. Przecież wyjazd do sanatorium,  to nowe doświadczenie związane z radością i wypoczynkiem. Nabrałam przekonania, że mama powinna pojechać. Przez dwa tygodnie mama wzmacniała się dietą, postanowiłam, że zawieziemy ją  samochodem, jakby się tam źle czuła,  to ją po prostu zabierzemy szybciej, przecież nigdzie nie jest napisane, że musi być tam przez cały turnus. Klamka zapadła – jedziemy.

Zawieźliśmy mamę do Duszniki Zdrój, nastroje pozytywne, postanowiliśmy nikomu w sanatorium nie mówić, że mama jest po chemii, bo ją jeszcze nie przyjmą. Mama ma perukę, jest łysa, trochę się tego krępuje. Chciała być sama zakwaterowana w pokoju. Niestety na miejscu  okazuje się to nie możliwe, będzie miała współlokatorkę. To spowodowało , że się mama wahała, jednak na próbę postanowiła zostać. Będziemy na telefonie – jakby się coś wydarzyło będzie się źle czuła, to zadzwoni przyjadę po nią.Tak z mieszanymi uczuciami, z nową koleżanką w pokoju zostawiłam mamę w sanatorium w Dusznikach Zdrój. Pożegnałam mamę i tak z sercem na ramieniu, z telefonem w pogotowiu, z świadomością, że w każdej chwili mogę po nią wracać – pojechałam do domu. Codziennie do niej dzwoniłam, tylko, co można się dowiedzieć przez telefon, że ok, że jej się podoba, że jest fajnie. Nie byłam pewna czy mówi prawdę, czy nie chce nas martwić, fatygować. Tak minął tydzień, czyli połowa turnusu. Jedziemy, ja z bratem, na weekend ją odwiedzić. Chcemy naocznie się przekonać jak się ona czuję. Co się tam dzieje? W końcu wchodzę do pokoju mamy w Dusznikach Zdrój a tam;

Mama niczym młody Bóg. Uśmiechnięta pełna energii, wigoru, na oko młodsza o jakieś dziesięć lat. W nowej bluzce. Pytam : Byłaś na zakupach, kopiłaś to? W ramach wyjaśnienia mama w czasie choroby, jeśli nie musiała, nie wychodziła z domu, unikała sklepów jak ognia, bardzo krępowała się swojego wyglądu, peruki.

Mama na to: Pewnie, a w czym niby mam na tańce chodzić?  

Zdziwiłam się: To ty chodzisz na tańce?       

Mama na to: No pewnie i mam nawet adoratora. Wyobraź sobie, że taki zakochany, że już nie miałam na niego siły. Chciałam by się odczepił, bo w końcu jestem mężatką, więc ściągnęłam przy nim perukę by mu pokazać, że jestem łysa, a on na to. Jesteś piękna kobietą takiej kobiecie jak ty nawet łysej też pięknie. Nie zrobiło to na nim żadnego wrażenia i nadal za mną łazi.

Uśmialiśmy się z tej anegdoty do łez. Mama przestała się wstydzić tego, że ma perukę, zrozumiała, że z peruką czy bez i tak jest piękna i taką ją postrzegają inni. Nabrała pewności siebie. Z tego miejsca bardzo dziękuję temu Panu, że tak ładnie się zachował w stosunku do mamy. Przyczynił się do tego, że mama poczuła, że jest piękną, zyskała pewność siebie i zaczęła na nowo cieszyć się życiem. Przestała wstydzić się choroby tego raka i jego skutków. Zaczęła do tego podchodzić normalnie, jak do grypy. Zaczęła otwarcie mówić,  tak mam raka, jestem po chemii i czuję się dobrze. Czasem tą postawą szokowała nieznajomych. Właśnie taką ją chciałam widzieć uśmiechniętą, pewną siebie, wiedzącą, czego chce. Zrozumiałam, że to była dobra decyzja. Z czystym sumieniem zostawiliśmy ją do końca turnusu.

Minęło prawie 10 lat od momentu, gdy mama była w tym sanatorium w Dusznikach Zdrój. Teraz jest pacjentem onkologicznym, a takim się sanatorium nie należy. Choć nie wiem, dlaczego? Nie potrafię tego zrozumieć.  Ni jak nie wiem jak to obejść. Z chęcią mama pojechałaby znowu do sanatorium. Drogę ma zamkniętą, bo Rakowcom wypoczynek się nie należy, mają siedzieć w domu i czekać na kostuchę, a nie narażać naszą biedną służbę zdrowia na koszty. Nieważne ile lat jest po leczeniu i jak się dobrze czuje, ważne, co zapisane w karcie a tam jak byk: pacjent onkologiczny – odpowiedź nie należy się. Piętno diagnozy snuje się za człowiekiem jak smród po gaciach.

cdn

Córka Ireny – Aga

Jedna myśl nt. „Czas na sanatoium! Jedziemy mimo, że nam nie wolno.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *