Archiwa kategorii: Przemyślenia

CZYŻBY?

Fragment artykułu ze strony: https//poczta.onet.pl/readmail.html z dnia 05.05.2017.

Ja całkowicie się z tym nie zgadzam. Przecież moja Mama jest  żywym zaprzeczeniem  wszystkiego co piszą o raku płuc. Zgadzacie się, czy nie?  Co o tym myślicie ?

Aga córka Ireny

Gniew – Emocje część III

Gniew – dar niedoceniany

Emocje to klucz do zdrowia. Najpierw musimy się z nimi zapoznać, z każdą z osobna, przestać się bać tego co odczuwamy. Następnie nauczyć się pracować na emocjach by powrócić do równowagi i harmonii, czyli do zdrowia.

Emocja, jaką jest gniew, ma bardzo złą sławę i niestety jest niedoceniana, a nawet tłamszona. Wstydzimy się gniewu, jest czymś złym, oznacz agresje, destrukcję, nie radzenie sobie z problemami, itp. Dla każdego gniew jest czymś innym i oznacza coś innego, ale wszyscy boimy się gniewu i jego skutków. Dość wcześnie uczymy nasze dzieci, że histeria jest zła i karamy je za okazywanie gniewu. Tym czasem to od nich powinniśmy się uczyć. Gdy przychodzimy na ten świat to instynktownie umiemy korzystać z całego pakietu emocji, darów, jaki otrzymaliśmy w chwili narodzin i bez skrupułów z tego korzystamy. Tylko potem gdzieś tą zdolność gubimy, zamykamy się w sobie, często stajemy się cisi potulni. Tymczasem GNIEW jest dobrą emocją, taką jak każda inna. Jest jak zima chłodna, mroźna, ale potrzebna by wymrozić wszystkie bakterie i wirusy, to dzięki niej potem podwójnie cieszymy się wiosną. Gniew to nasza wewnętrzna siła do działania, dopalacz w skrajnych sytuacjach. Gdy wpadamy w gniew to potrafimy góry przenosić. Zanim zaczniemy pracować z gniewem należy się zastanowić;  Czego się boimy? Lęk to coś, co  nas paraliżuje,  odbiera nam siłę do działania jeśli jesteśmy w nim zbyt długo.  Czy to oznacza, że lęk jest złą emocją? Tak naprawdę złych emocji nie ma,  jest tylko mylna nasza interpretacja. Przecież to lęk powstrzymuje nas przed skokiem w przepaść, to lęk powoduje, że uciekamy, gdy wyczujemy zagrożenie, często ratujące nam życie. Wiec dlaczego się boimy gniewu? Boimy się jego skutków. Może powinniśmy się nauczyć pracować z gniewem tak by ukierunkowywać jego skutki na coś dobrego. Wbrew pozorom jest to bardzo proste.

Jak pracować z gniewem, szczegóły w następnym wpisie. cdn…

Pozdrawiam Aga

 

Jak to zrobić? Opisze w następnym wpisie.

Pozdrawiam Aga

Radioterapia – bez USG nas nie przyjmą?!

Fragment wpisu z zakładki: Rak oczami córki

Radioterapia- bez USG węzłów chłonnych nas nie przyjmą!? To jakaś kpina!

Tak po dość burzliwych przejściach doczekaliśmy się w końcu na radioterapie. Mamie bardzo na tym zależało, chciała nabrać pewności, że rak odszedł bezpowrotnie. Ja chciałam zakończyć leczenie konwencjonalne, by mieć pewność, że niczego nie pominęliśmy.

Pojechałyśmy na termin, długo wyczekiwany. Zważywszy, że to onkologia i niby czas ma tu ogromne znaczenie. Lekarz obejrzał wyniki i zażądał od nas USG węzłów chłonnych.  Specjalnie mu tego wyniku nie dałam. Przecież, nie dostaliśmy na to badanie skierowania, bo się Mamie nie należało. Owszem zrobiliśmy to badanie prywatnie, ale ten lekarz o tym nie wiedział. Chciałam by teraz zrobili, je na fundusz. Postanowiłam nie przyznawać się, że mamy zrobione to badanie prywatne. Ku mojemu zdziwieniu, lekarz się zdenerwował, że go nie mamy i zaczął na nas krzyczeć. Wykrzykiwał:, że bez tego mamy nie przyjmą, bo, na jakiej podstawie on ma się oprzeć porównując wyniki. Tłumaczenia, że nikt mamie nie dał na to badanie skierowania, nic nie pomogły, bez tego mamy na radioterapie nie przyjmie i już. To podstawa, by się odnieść do wyników leczenia. W końcu skapitulowałam, widząc, że to nie przelewki. Powiedziałam do lekarza, że mama ma prywatnie zrobione badanie, z normalnego gabinetu, ale niezrobione przez onkologa.  Lekarz wyszarpał mi je z ręki następnie je obejrzał, uspokoił się i powiedział, że się nada. Tym sposobem mamę przyjęli na wyczekaną radioterapie.

Znowu byłam w szoku. Bo jakbyśmy tego badania nie zrobili prywatnie, to teraz mama miałaby zamkniętą drogę na radioterapie? O co tu chodzi? Dlaczego jeden lekarz robi pod górkę drugiemu?  Biedny bogu ducha winny chory zbiera bencki za brak kompetencji lekarza, który się uparłby mu tego skierowania nie dać, bo i po co. Nabrałam przekonania, że trzeba do końca awanturować się i głośno upominać o swoje. Tylko, że jak człowiek zmaga się z chorobą i to śmiertelną to jak ma jeszcze wykrzesać siły by walczyć z systemem. Z głupotą lekarzy, czy ich niedowierzaniem, że ten konkretny pacjent ma jakieś szanse na wyleczenie. Co to lekarza obchodzi ilu jego pacjentów przeżyje czy umrze? Nie za to mu płacą, by ich wyleczył tylko by leczył. Smutne, ale prawdziwe.

Ten obowiązek spada na rodzinę chorego. Dlatego musimy być czujni, musimy wiedzieć, czego możemy żądać, znać swoje prawa i się o nie głośno upominać.  Inaczej zginiemy w ogonku czekając na swoją kolej. Odsyłani od okienka do okienka. Gorzka się wydaje powiedzenie: w naszym kraju trzeba mieć końskie zdrowie by zacząć chorować. Nasza tragiczna służba zdrowie to niekończące się kolejki, brak zrozumienia dla pacjenta, jego rodziny – wykończyłoby nawet zdrowego. Dlatego musimy, być mądrzejsi od systemu. Głośno krzyczeć upominać się o swoje, wpychać się bez kolejki, być upierdliwym i to bardzo. Tak by lekarz miał nas tak dosyć- by w końcu dał nam to, co chcemy. Niezależnie czy to jest skierowanie na badanie, czy recepta na jakiś lek.

Córka Ireny Aga

Dlaczego ja? Siła modlitwy.

Dlaczego ja? Siła medytacji i modlitwy.

Fragment wpisu z zakładki : Poradnik dla rodziny – rak oczami córki.

Pytanie, który zadaje sobie każdy chory i jego rodzina. Dlaczego ja? Dlaczego właśnie moją rodzinę to spotyka? Piszemy tu dużo o medytacji,  kodzie uzdrawiania. Chcę podzielić się tu z wami refleksją dotyczącą choroby. Pracując nad sobą, stosując Kod uzdrawiania, dochodzę do takiego punktu, że wyobrażam sobie, że rozmawiam z Panem Jezusem. Mogę mu wtedy zadać pytania, co mnie boli  i nurtuje i otrzymuję odpowiedzi tak mądre, że niekiedy mnie samą zaskakują. Postanowiłam się z wami podzielić jednym z takich przeżyć dotyczących modlitwy. Moja rozmowa z Panem Jezusem w trakcie medytacji:

Ja pełna goryczy i żalu zadaję pytanie: Dlaczego muszę przez to przechodzić, dlaczego moja mama na raka cierpi, dlaczego nie wysłuchasz moich próśb i po prostu nie sprawisz, że będzie zdrowa?

Odpowiedź Pana Jezusa: To nie Bóg sprawia, że cierpisz i chorujesz. Każdą chorobę każdy z was sam zaprosił do swego życia. Bóg każdemu człowiekowi dał wolną wolę i czas by mógł z niej skorzystać. Każdy ma prawo do własnych błędów jak dziecko i każdy, kto zauważy, że zbłądzi ma prawo prosić o pomoc. Nie pytaj mnie, dlaczego ty, zapytaj o to siebie. Dlaczego zeszłaś z drogi miłości i zaczęłaś błądzić, za co tak nienawidzisz swojego ciała? Powinnaś  kochać każdą jego komórkę. Kiedy ostatnio powiedziałaś swojemu organizmowi, że go kochasz, każdej komórce z osobna? Kiedy twoja mama powiedziała ostatnio, że kocha swoje płuca? Kiedy ostatnio dziękowała im, że może swobodnie lekko oddychać? Czy dbasz o swój organizm jak o świątynie, o każdą komórkę jego ciała jak coś wspaniałego? Twoje ciało to twoja świątynia. Czy spożywając posiłek błogosławisz go i prosisz by odżywił każdą komórkę twojego ciała? Pamiętaj za każdym razem, gdy jesz w biegu, łykając szybko byle co, zaśmiecasz swoją świątynie, gdy palisz papierosa mówisz swoim płucom nienawidzę was, nie chcę was oglądać i je trujesz, zadymiasz, czy równoważysz te czyny, chociaż miłością i wdzięcznością za to, że są?  Swoim postepowaniem, ściągasz chorobę na swój organizm, swoją świątynie – a potem mnie pytasz, dlaczego ja. Sobie zadaj to pytanie,  tylko bądź szczera wobec siebie. Jak traktowałaś siebie, swój organizm? Prosisz mnie o zdrowie dla mamy, ja jej tego zdrowia nie zabrałem, więc jak mam jej dać. Jeśli sama sprowadziła na siebie chorobę swoją własną wolą, to tylko ona sama może się uleczyć. Błądzisz i idziesz złą drogą, ja jestem światłem i jestem miłością, mogę pokazać ci właściwy kierunek, ale tylko od twojej dobrej woli będzie zależało czy pójdziesz za mną. Najczęściej mówisz chcę, i dalej błądzisz i nie idziesz za mną. Zastanów się, o co i kogo prosisz?

Zapytałam, więc: To, o co powinnam prosić?

Usłyszałam odpowiedź: Niech się twoja wola dzieje Boże, a nie moja. Przepraszam, że zbłądziłam pokaż mi światło i pokieruj w stronę światła. Naucz mnie kochać siebie , ludzi i otaczający mnie świat. Wybacz mi, że zbłądziłam, przepraszam, że doprowadziłam do tego miejsca, co jestem. Proś o siłę, o wskazanie kierunku i o miłość, reszta przyjdzie sama. Pamiętaj słowa: Wybacz mi, Proszę, Przepraszam, Kocham Cię, Dziękuje , mają wielką moc. Moc jest w tobie , musisz tylko ją użyć, człowiek został stworzony na podobieństwo Boga – nigdy o tym nie zapominaj. Kocham cię, widzę, jaka jesteś doskonała tylko, że ty tego nie widzisz. Przyjdzie taki czas, że zobaczysz, poczujesz wtedy taką miłość do siebie, jaką ja czuję do ciebie. Moc jest w Tobie. Poproś, a ja Cię pokieruję,  to takie proste. Nie lękaj się,  pamiętaj, że ja zawsze jestem z tobą.

Żal i gorycz minęła, poczułam, że Bóg mnie Kocha i jest ze mną. Poczułam się silniejsza i nabrałam pewności, że idziemy z mamą właściwą drogą. Poczułam,  że nie jestem z tym sama , że Bóg jest ze mną.

Piszę o tym, bo często wspominamy na tym blogu o sile modlitwy, a nie chodzi nam po prostu o klepanie: Zdrowaśki i Ojcze Nasz,  tylko o szczerą rozmowę nas samych z Bogiem i samym sobą. Są to sprawy bardzo intymne, ale i bardzo istotne.

Moja rada: Podczas modlitwy zawsze używaj słów Wybacz mi, Proszę, Przepraszam, Kocham Cię, Dziękuję.

Życzę wszystkim głębokich przeżyć w trakcie medytacji i modlitwy.

Córka Ireny – Aga

” Emocji – tropem”

/absurdów życia dalszy ciąg/

Przed diagnozą śmierci się nie bałam, tylko panicznie unikałam tego tematu. Po diagnozie ogarnął mnie strach, ale nadal unikałam tematu tabu,  tłumacząc sobie i innym, że lubię myśleć i rozmawiać o miłych sprawach,  dodawałam – no co przecież jeszcze nie umieram. Naiwnie okłamując siebie i bliskich co chciałam zyskać? – nie pamiętam, ale tak było. Rozmowa z córką, a właściwie córki monolog na temat życia  po życiu motywował mnie do MODLITWY sercem i z całej duszy, kiedy traciłam wiarę.  Przyznaję, że w tym czasie z córką dochodziło do konfliktów , między innymi miałam jej za złe, o te rozmowy tabu. Myślałam raczej aby pomogła mi zapomnieć o strachu czymś miłym i przyjemnym, a ona taka bez serca rozmawia z umierającą o życiu po życiu. Po wysłuchanych modlitwach do MATKI BOSKIEJ zrozumiałam córki intencje i byłam jej wdzięczna,/wpis- modlitwy wysłuchane/. Jak przestałam się bać śmierci, chciałam  dowiedzieć się co było przyczyną mojego strachu. Znów moje kochana Agniesia podpowiedziała mi, że będąc w odmiennym stanie świadomości zapamiętała, że wykrzykiwałam często imię Edzio. Idąc tym tropem jak detektyw swojego strachu, świadomie przypomniałam sobie parę scen z różnymi osobami o imieniu Edek. Szarpały mną związku z tym imieniem różne skrajne emocje, złości i dobroci. Na tym etapie  dwie skrajne emocje były za trudne do ogarnięcia. Poprosiłam znów  terapeutkę Alę o pomoc. Na moje szczęście przyjęła mnie od razu na następny dzień. Byłam pewna, że jestem na tropie przyczyny swojego strachu przed śmiercią.  Byłam ciekawa co za absurd życiowy ukryłam w swojej podświadomości, bo żadnej traumy nie przechodziłam, i jak wcześniej pisałam miałam kochanych Rodziców i spokojne dzieciństwo.

Terapia z Alą zaczęła się standardowo; muzyka relaksacyjna, świeczki, medytacja i krótkie pytania. Kogo znasz o imieniu Edek? Co czujesz do 1- go Edka ? ; co czujesz do 2-go Edka ; co czujesz do 3- go i 4- go Edka? Czułam do nich złość i za tą złość  miałam poczucie winy bo byli dobrymi ludźmi, zachowywali się wobec mnie tak złośliwie bo mnie nie lubili. Ala pytaniami, koncentrując mnie na moim poczuciu winy,  przeniosła mnie do wczesnego dzieciństwa jak miałam 3 lata. W naszym domu przebywał między innymi około 8- letni Edek , sierota powojenny, który pilnował mnie, popychając, bijąc , abym nie przeszkadzała mamie. Według niego przeszkadzałam, jak wołałam do mamy o jedzenie i picie, krzyczał do mnie nie przeszkadzaj! Jesteś niedobra, przeszkadzasz! Mama moja na mój płacz reagowała , bądź cicho nie przeszkadzaj , malutki Fredzio śpi/mój miesięczny braciszek/. Chowałam się przed nim w dużym nie zamieszkałym pokoju przejściowym w drewnianym kuferku. Przez szpary desek oglądałam jego długie przebiegające nogi, bojąc się, że mnie znajdzie. Czułam się w kuferku bezpiecznie, ale chciało mi się pić i był kurz. Zaczęłam mocno kaszleć, wówczas Ala wzięła za rękę małą Irenkę i wyprowadziła z kuferka, przemawiając do mnie  uświadamiając mi,  że nie ma już Edka , jestem duża i bezpieczna. Ja naprawdę złapałam oddech, poczułam się lekko. Niestety na „złość” do Edka otrzymałam pracę domową do przerobienia w domu. Po terapii do samochodu szłam tak lekko, że nie zauważyłam , że weszłam pod górę bez zadyszki. Niesamowite było to, że do wszystkich Edków o różnych zawodach i osobowościach miałam wobec nich te same emocje. Od starszej cioci, później usłyszałam historię, która wyjaśniła zachowanie wobec mnie,  sieroty Edka. Mając 5 lat wołał jeść, opiekunka jego, zaganiała w tym czasie bydło, poprosiła go pomóż, to szybciej jeść dostaniesz. Jeden z jego starszych braci przełożył opiekunkę batem /jak to sierotę nie nakarmisz?/ i była awantura, bo inni opiekunkę obronili, karcąc małego Edzia, że przez niego jego ulubiona  została skrzywdzona, bo się wydzierał jak by mu kto robił krzywdę, tą opiekunką była moja mama. Do  późnych lat ją lubił i szanował , a mnie okazywał tyle dobroci, dlatego ukryłam przykre zdarzenie w podświadomości. Co prawda na razie nie dotarłam co było powodem strachu przed śmiercią, ale i tak poczułam wielką ulgę i następny dowód, że terapia działa.   Irena

„Co nie jest uświadomione staje się naszym przeznaczeniem” – Jung

„Strach zabija” – Bruce Lipton

Dziękuje – ci

 

Dziękuję ci córko, że po diagnozie  podjęłaś ze mną trudną rozmowę o śmierci , bo  w ten sposób nie zostałam sam na sam ze strasznym strachem nie do wyobrażenia. Z perspektywy czasu zastanawiam się, czy to nie było otwarcie drogi do wyleczenia. Według Totalnej Biologii powodem raka płuc jest lęk przed śmiercią, a jeśli jest to coś na rzeczy? …….więcej w tym temacie dokonam wpisu później.  Irena

Matki prawo do błędu

Matka ,  czy  ojciec  wychowując swoje dzieci w MIŁOŚCI według swojej wiedzy  i doświadczenia , nie są winni popełnianych błędów  wychowawczych. Jeśli kierowali się słuszną intencją , mimo popełnianych błędów są w porządku wobec swojego dziecka , siebie i świata. Oczywiście nie dotyczy to rodziców pozbawionych wyższych uczuć , w tym temacie nie mam swojego doświadczenia , aczkolwiek swoje zdanie mam. Dane mi było mieć kochanych Rodziców , którzy dla nas dzieci ciężko pracowali. W swoim życiu kierowali się naszym dobrem , za co im serdecznie dziękuję, bardzo ich kocham i nie zamieniłabym na innych za żadne skarby świata. Tak jak każdy popełniali błędy, za które  nie mam żadnych  do nich pretensji . Absolutnie za nic  swoich kochanych rodziców nie obwiniam i nie obarczam żadną odpowiedzialnością za swoje życiowe niepowodzenia , czy choroby. / Co nie znaczy, że nie mam co wybaczać/.  Na ogół słyszy się , szczególnie  o matkach, że  nie dają swoim dzieciom prawa do własnych błędów. Natomiast nie mówi się o swoich kochających matkach, że mieli prawo wobec nas  popełniać  błędy. Mają  prawo i każda kochająca matka nie jest winna , że  popełnia  błędy  wobec swych kochanych dzieci. Natomiast dzieci nie mają prawa obwiniać swoich rodziców , że są takimi jakimi są , a woleli by być kimś innym. Prawdopodobnie ,  gdyby ktoś zmienił swoich rodziców, to i tak nie zostałby innym człowiekiem. Nie mówię o osobach które się do swoich błędów nie przyznają , bo chcą uchodzić za chodzące ideały , albo zwyczajnie za każdy błąd tak się obwiniają, że już nie mogą udźwignąć ciężaru winy? Matka to też człowiek  i może się pomylić  , chociaż bardzo chce jak najlepiej dla swojego dziecka. Może ktoś zna idealną  matkę,  która nigdy w życiu nie popełniła błędu?  Irena

„Ludzie nie mogą zrobić nic więcej, niż im pozwala ich zrozumienie, świadomość  i wiedza.” L.L. Hay

 

„Uznałem, że los rozdał mi niedobre karty, a ja powinienem uczynić  z nich najlepszy możliwy pożytek” – Bruce Lipton

NIEWIERNYM TRUDNO UMIERAĆ

 

 

Teraz żałuję, że nie jestem osobą głęboko wierzącą, nie pamiętam kiedy ostatnio byłam u spowiedzi, w kościele bywam rzadko, nawet nie od święta. Te myśli spowodowały jeszcze większy strach. Błądząc po ścianie spojrzałam na obraz Matki Boskiej Licheńskiej. Przypomniałam sobie, że przed chemią w bólu i cierpieniu prosiłam ją o ulgę i po krótkim czasie tą ulgę doznawałam. Uznawałam jednak, że to zbieg okoliczności. Ból rządzi się swoimi prawami przychodzi i odchodzi kiedy chce. Nie wierzę w żadne cuda. Stanęłam przed obrazem i zaczęłam się przyglądać Matce Boskiej Licheńskiej, dopiero zobaczyłam, że ma smutna twarz pełną troski. Do tej smutnej twarzy i do jej zmartwienia z pewnością ja też się przyczyniłam. Teraz jestem samotna, jak mnie porwą demony nikt po tamtej stronie się za mną nie stawi. Zaczęłam się gorliwie modlić, przepraszać Matkę Boską, prosić o wybaczenie, że zobaczyłam ją dopiero teraz w obliczu ogromnego strachu przed śmiercią i bólu. Przysporzyłam jej w swoim życiu tyle zmartwień i trosk i nigdy jej za to nie przeprosiłam. Nie chciałam by z mojego powodu była smutna i miała ze smutku ciemną twarz. Nieustannie prosiłam o wybaczenie. Tak naprawdę wierzyłam, że Matka Boska, Pan Jezus, Bóg istnieją. Przecież to wszystko co nas otacza to jest wielki cud. Całe życie jest wielkim cudem. Co naukowcy mogą stworzyć, nic w porównaniu z Bożym dziełem. Nieśmiało z pokorą zwróciłam się do Matki Boskiej Licheńskiej, nie tyle o uzdrowienie, co złagodzenie bólu wywołane tym strachem. Wiedziałam, że nie jestem godna prosić Matkę Boską Licheńską o pomoc. Przypomniałam sobie jak ten Obraz trafił do mnie do domu na ścianę…

A JA POKONAŁAM RAKA PłUC BEZ WZNOWY

Dzisiaj czuję się zdrowa, ale czy jestem wolna od wszelkich chorób?  Zdecydowanie nie, wiem tylko że dolegliwości spowodowane rakiem płuc minęły bezpowrotnie.

sycylia-etna-170 sycylia-etna-215

 

Pewność o swoim życiu bez lęku o wznowę raka płuc potwierdza moja  kondycja fizyczna ciała i umysłu lepsza  niż przed 20-stu laty.

Dowodem tego jest chociażby prowadzenie tego bloga, co wymaga większej  znajomości komputera niż pisania i co prawda mam z tym duży problem, tylko biorąc pod uwagę fakt, że moje pierwsze kroki z komputerem stawiałam rok temu. Uważam bez fałszywej skromności, że  idzie mi nieźle jak na kogoś kto miał duże zaniki pamięci.

Od paru miesięcy jestem słuchaczem wydziału elektroniki w grupie dla początkujących  UNIWERSYTETU TRZECIEGO WIEKU.

Osoby odwiedzające moja stronę proszę o wyrozumiałość dla początkującej brokerki nie znającej obsługi komputera, uczę się pilnie /przy sposobności odkryłam przyjemność z nauki/,  mimo wszystko prowadzenie bloga jest dla mnie bardzo trudne,  jednocześnie  przyjemne i nareszcie robię to co lubię,  a nie muszę.

Na swoje życie bez lęku o wznowę nie otrzymałam żadnej cudownej tabletki, dokonałam tego co prawda prostą, ale  ciężką i trudną pracą .

Z całym szacunkiem wobec dobrych terapeutów i szamanów , ale jestem bardzo oburzona na tych którzy bez obiekcji zapewniają wyleczenie chorego , kierując  się dobrem chorego dają  mu fałszywą nadzieję, że go wyleczą i nic nie musi robić tylko poddać się terapeucie, czy szamanowi. Ci  to  jeszcze dodatkowo  ogałacają z niemałych często pieniędzy, niestety na swej drodze do uzdrowienia też takich poznałam. Odporni są na wyrzuty sumienia , nie obchodzi  ich to, że gdyby nie ich zapewnienia chory poszukał by dla siebie sposób na wyleczenie,  a tak to zawierzył niewłaściwej osobie i z tego powodu umarł  , bo na inne skuteczne  leczenie zabrakło   cennego czasu .

Najgorsze jest to, że medycyna konwencjonalna mocno krytykuje medycynę niekonwencjonalną i wice versa . Jedni i drudzy widzą wady wszędzie tylko nie u siebie.

Prawda jest taka, że różne osoby  leczą chorych w medycynie konwencjonalnej jak i niekonwencjonalnej  , są dobrzy i źli  po jednej i po drugiej stronie.

Dotyczy też obydwu stron co do skuteczności leczenia, jedni i drudzy maja swoje  w leczeniu sukcesy i porażki.

W tych skłóconych z sobą stronach tylko pacjent jest zagubiony  i  nie wie u kogo można skutecznie się leczyć. Trudno  mnie się wypowiadać za innych, ale myślę,  że tak jak dla mnie, moich bliskich i znajomych nieważne kto leczy,  tylko jak leczy, ważne by był miły, uczciwy,  przede wszystkim skuteczny, czy ktoś wie jak takich znaleźć i gdzie?

Nie pokonałabym  swego  raka  tylko metodą akademicką,  bo  lekarze nie wierzą że można zaawansowanego raka płuc wyleczyć.

Czy może wyleczyć ktoś nawet najlepszy kto nie wierzy w wyleczenie i nie zna leków na wyleczenie ? Wypisują leki na leczenie , bez szansy na wyleczenie.

Niestety z całym szacunkiem do leczenia niekonwencjonalnego, ale jest to leczenie powolne (rak drobnokomórkowy atakuje błyskawicznie), wymagające wiele wiary, zmian  przekonań , co prawda skuteczne, tylko wymagające długiego czasu (ja tego czasu nie miałam-bez chemii rokowano mi 6 tygodni życia). Metoda ta to tez praca z umysłem, jak miałam pracować z umysłem jak  traciłam kontakt z rzeczywistością ?.

Pokonałam raka płuc drobnokomórkowego  metodą konwencjonalną połączoną z metodą niekonwencjonalną jednocześnie.

Doświadczyłam  na sobie,  że te dwie metody   niby przeciwstawne w śmiertelnej chorobie bardzo fajnie się uzupełniają.

Leczenia tymi  dwoma  metodami dokonywałam   samotnie między dwoma skłóconymi stronami.

Różnica polega na tym że część terapeutów krytykuje leczenie chemią, natomiast większość lekarzy  krytykuje leczenie niekonwencjonalne,  nie uznają faktu że wyszłam z choroby nieuleczalnej,  a dobre wyniki interpretują,  jako długą remisję u mnie trwającą  9 lat. /Obecnie już 12 lat/

Lekarze naukowcy wmawiają mi, że wznowa raka musi nastąpić,  na wszelkie sposoby  przekonują  w formie ostrzegania, że wznowa nastąpi.

Nie rozumiem  dlaczego to robią ? w moim odczuciu to w ten sposób przekonują  siebie i chorego o swojej racji,  chorego wpędzając w lęki przed wznową.

Najgorsze,  że nawołując do badań kontrolnych strasząc, zniechęcają  do tych badań.

Przy wznowie raka  chory  wg  lekarzy nie  ma szansy na wyleczenie bo rak na chemię się uodpornił, a chorego chemia bardzo   osłabiła,  po wznowie nie dają nadziei.

Naukowcy mają   wiedzę, naukowe udowodnienia , ale na raka płuc  skutecznego leku nie znaleźli,  smutne jest to,  że ci co im uwierzą   szybko potwierdzają ich naukową tezę  i umierają .

Lękami przed wznową  wprowadzają  w  stres  wielkiego sprzymierzeńca nie tylko raka,  ale wszystkich chorób.

Lekarze, naukowcy wymądrzają,  ostrzegają, ale to ja prosta kobieta znalazłam u siebie przyczynę raka, usunęłam tą  przyczynę metodą rozwoju osobistego   i żadne lęki  przed  wznową  mnie nie dotyczą,  Na  badania kontrolne chodzę bez lęku, potwierdzić swój coraz lepszy stan zdrowia.

Uważam , że leczenie w połączeniu tych dwóch metod jest dla chorego bezpieczna  i daje 100% szans na wyleczenie najbardziej złośliwego raka.

Irena

„Nie ma nieuleczlnych chorób są tylko nieuleczlni ludzie”-L .Hay

O PRZEMIANIE

Witam

Choroba spowodowała, że narodziłam się na nowo – jestem teraz nową gwiazda świecącą na firmamencie życia jaśniej niż kiedykolwiek,  jestem Super Nową. Chcę  dać nadzieję tym co tej nadziei potrzebują w walce z nowotworem. Wygrałam walkę  ze złośliwym rakiem płuc – 9 lat temu. Jeśli mnie się udało to i komuś też może się udać. Swoim przykładem chcę przekazać, że raka płuc można pokonać. Chcę podzielić się swoim doświadczeniem ze spotkaniem z  nieuleczalną chorobą i tym co wniosła w moje życie tzn:   wybaczaniem, nowym  podejściem do siebie i świata. Wiąże się to z pokochaniem siebie, swoich prawdziwych i wymyślonych wrogów i choroby byłego raka. Zaraz po diagnozie na słowo rak truchlałam ze strachu, już nie ze słyszenia wiedziałam, że to ‘’demon’ ’śmierci i cierpienia doświadczyłam to na własnej skórze i umyśle. Unikanie tematu o nowotworach żadnej ulgi mi  nie przynosiło. Wmawianie sobie’ ’jestem zdrowa’’, ‘’będzie dobrze‘’ też mnie nic nie dawało, bo cierpienie czułam coraz większe. Jest takie przysłowie ludowe: „nie taki diabeł straszny jak go malują”. Ja tego doświadczyłam przyglądając się bliżej rakowi w swoim wnętrzu tak bardzo, że aż go słyszałam jak dobrze mu było na początku i później jak opadał z sił i jak zdychał. Te wszystkie doświadczenia skrupulatnie zapisywałam bo miałam potrzebę z kimś się podzielić, a wstydziłam się, krępowałam najbliższych, a papier wszystko przyjmuje i przez  moje nieudolne bazgroły  pamiętnik stał się w tym okresie moim przyjacielem, przyjaciółką, a teraz na tym blogu chcę to wszystko przekazać.
Kiedyś czytałam, że jeśli coś zrobił chociaż jeden człowiek, to tego samego może dokonać  inny. Pokonałam złośliwego raka płuc z przerzutem do węzłów chłonnych, lekarze nie rokowali żadnych szans na życie dłuższe niż pół roku, a ja żyję 9 lat i mam się dobrze. Zabrzmi to niewiarygodnie ale ja poprzez emocje, wybaczanie znalazłam u siebie przyczynę raka co zaowocowało rozstaniem z nim i dało mi pewność że już nigdy nie powróci. Doświadczenie to, tak jak potrafię  szczerze z pamiętników przepiszę, bieżące opiszę, bo może ktoś z mojego doświadczenia skorzysta w pokonaniu lęku przed życiowymi zmianami, w pokonaniu raka, czy innej choroby.  Chcę też przekazać swoim doświadczeniem, że rak to nie tylko demon śmierci i cierpienia, ale wnosi też coś pozytywnego do życia. Na blogu chcę  się skupiać, na tym co pozytywne, co rak płuc wniósł w moje życie. Opowiem jak go polubiłam, nasze rozstanie, na swojej nowej ścieżce życia i cudownych różnych przemianach jakich doświadczyłam. Brzmi to niewiarygodnie i słusznie bo rak tylko zmusił mnie do wewnętrznej pracy nad sobą. Sama od siebie na tą nową ścieżkę życia bym nie weszła i nie doświadczyła tych nowych cudownych przygód. Zmieniając w swojej świadomości destruktywne przekonania, uwalniając się od lęków doświadczam ciągle nowych cudownych przemian i chyba się od nich pozytywnie  uzależniłam, polubiłam. Cieszę się, że to trwa, bo dzięki temu jestem coraz zdrowsza, silniejsza mimo spustoszeń które uczynił rak, chemia, radioterapia  i  upływ  czasu, czuję się zdrowsza i młodsza. Życzę tego wszystkim i trzymam za was kciuki, jeśli mi się udało, to znaczy że i wam może.   Irena