Retrospekcja – dziwne zachowanie

 

/ dziwne zachowania  3 – miesiące przed chemią/

Chwilowe zaniki pamięci były dla mnie czymś okropnym,  nie wspomnę, że problemem wstydliwym. Czuję się jeszcze młoda, dopiero co poszłam na wcześniejszą emeryturę, a już dopadła mnie demencja starcza,  bardzo się przejmowałam. Dusiłam w sobie,  nic nikomu o wstydliwej przypadłości nie powiedziałam .  Nie musiałam,  było to  dla rodziny  bardzo  denerwujące , jak ciągle coś wkładałam w dziwne miejsca , a potem wszyscy pomagali mi szukać. Pod wpływem bliskich,  na tą  przypadłość,   na specjalistyczne badania zarejestrowano mnie do rocznej kolejki. Z dnia na dzień,  czułam się coraz gorzej. Miałam nawet problemy, na wyjeździe z pobliskiego miasteczka, jak wrócić do domu. Nie pamiętałam,  gdzie mieszkam i dokąd kupić bilet. Na szczęście w zamian wyostrzyła mi się pamięć wizualna , rozpoznawałam  znajomych  i kupowałam bilet  tam,  gdzie oni. Zaniki pamięci były chwilowe, szybko w autobusie pamięć  odzyskiwałam. Udawało mi się wracać  do domu bez problemów.

Zdarzyło mi się, że nie wiedziałam,  jak wyjść z trochę większego sklepu odzieżowego. Po chwili znalazłam aż trzy wyjścia .Pospiesznie skierowałam się do pierwszego wyjścia i wówczas z naprzeciwka,  stanęła mi na wejściu elegancka pani , obydwie naraz chciałyśmy sobie dać pierwszeństwo i obydwie naraz ustępowałyśmy sobie miejsca,  usuwając się w tym samym kierunku, kiedy poszłam do drugiego wyjścia ta miła uśmiechnięta  pani też wpadła na taki sam pomysł i znów ona wchodziła, a ja wychodziłam. Przystanęłam przepraszając  i przyglądając  się jej zauważyłam, że ma taką samą kurtkę i tak samo charakterystycznie założoną jak ja. Uśmiechnęłam się do niej i postrzegłam, że jest dość ładną , gustowną, w dojrzałym wieku kobietą. Zrobiło mi się głupio, nie byłam tak gustowna i ładna jak ona. Pomyślałam sobie , że taka sama kurtka wygląda na tej pani ładnie , a na mnie wygląda brzydko. Szybko ustąpiłam  jej miejsce , wycofując się z powrotem do sklepu. Znów nie mogąc znaleźć  drzwi wyjściowych, poprosiłam Panią sprzedawczynię ,o wskazanie drzwi wyjściowych, zdziwiło mnie, że wskazane drzwi,  nie były na fotokomórkę i w sklepie nie było tej pani,  z którą się  spotkałam w przejsciu . O tym zdarzeniu w sklepie opowiadałam wszystkim znajomym i rodzinie , ale nikt nie widział w tym nic dziwnego.

Po czwartej chemii, jak czułam się lepiej ,weszłam do tego sklepu zobaczyć jakie są drzwi. Ku mojemu zdumieniu,  było tylko jedno wyjście i nie było fotokomórki.  Pani sklepowa poznała mnie , myśląc, że choruję na chorobę Alzhaimera , wyjaśniła,  że rozmawiałam do luster. Nigdy się sobie  nie podobałam, nieświadoma, że to ja w lustrze, uważałam siebie za ładną i nawet gustowną. Było to dla mnie niesamowite odkrycie.

Zaniki pamięci i ataki  utraty kontaktu z rzeczywistością , ustąpiły całkowicie już po trzeciej chemii i do dnia dzisiejszego nie powróciły i nie powrócą .Dowodzi to, że modlitwa została wysłuchana i chemia zadziałała.  Irena

Terapia

Muzyka relaksacyjna, świeczki, piętnastominutowa medytacja  z  terapeutką  Alą,   pozwoliła mi dość fajnie się wyciszyć . Po krótkim rozeznaniu co wiem o terapii, a co bym chciała wiedzieć, zadała   pytanie  – opowiedz,  co czujesz ? Opowieść była krótka; czuję  ból, żal za troski i zmartwienia jakie przysporzyłam swojej mamie. Ala –  to zaczniemy od wybaczania mamie. Prawie krzyknęłam –  mamie?  Chyba sobie, bo moja mama to niesamowicie była i jest najlepszą matką na świecie , taka MAMA POLKA. Zawsze ciężko pracowała, dwoiła się i troiła z całego serca i duszy,  robiła  wszystko dla dzieci  z  „Anielską” cierpliwością i  nie tylko dla swoich.  Nigdy nie krzyczała , nie biła, dziecko miało prawo wybierać sobie z jedzenia najlepsze kąski, zjadała to, co mała Irenka zjeść nie chciała, na ogół zawsze miła, uśmiechnięta. Co można wybaczyć takiej Mamie?.   Ala – czyżby? , na pewno? , czy nigdy nie przerwała ci  w najlepszym momencie zabawy wołając do kościoła? , na obiad? , nie ściągała rano z łózka, że czas już wstawać?  Mimo zapracowania zawsze miała czas dla małej Irenki? , czy zawsze broniła małą Irenkę przed innymi , szczególnie starszymi dziećmi?  Pomyśl,  co wówczas czułaś do swojej Mamy jak miałaś  cztery latka, czy  jako paroletnia dziewczynka?.  Medytacją, oraz tymi i podobnymi pytaniami otworzyła mi oczy, jakby ściągnęła zasłonę dymną z pamięci. Pomału,  zaczęłam sobie przypominać  niektóre  zdarzenia, kiedy byłam dzieckiem. Ciekawe jest to, że kiedy traciłam pamięć , zatrzymywałam się w okresie dzieciństwa, zapominając  bliską przeszłość i teraźniejszość.  Kiedy pamięć wracała  do obecnej  rzeczywistości, zapominałam  okresy  dzieciństwa. Przypominające się zdarzenia pokazały mi, że moja kochana Mama , mimo swej dobroci , jak kazdy człowiek popełniała błędy wobec małej Irenki, raniąc ją okrutnie. Zapomina się, że małe dziecko kocha matkę bezinteresowną czystą miłością. Matka na dziecko działa na otwarte serce.  Za każdym bólem,  dziecka serduszko na   miłość  za każdym razem  się przymyka. Przy częstych dużych urazach,  może zamknąć się na miłość całkowicie i to nie tylko do matki. Zapewniam, że stosując Arkusze Radykalnego Wybaczania odsłaniałam coraz to więcej zadanych mi nieświadomie ran prze moją kochana Mamę i proszę mi wierzyć , miałam co wybaczać. Po udzieleniu przez wspaniałą terapeutkę Alę wskazówek ,  mogłam dalszą terapię stosować już  sama w domu. O  bólu z powodu zadanych ran i wybaczaniu dalszy ciąg nastąpi….

Niesamowita jest różnica między terapią przeprowadzoną przez terapeutkę Radykalnego Wybaczania, a terapią przeprowadzoną przez lekarza psychologa.

Przy terapii przez  psychologa ja odpowiedziałam tylko na jedno  pytanie; jaki ma Pani problem? Mam problem ,  że już  swojej Mamie nie mogę  odwdzięczyć  się za troski, zmartwienia z powodu mojego raka. Po tym krótkim zdaniu lekarz wiedział;  co ja czuję, co dla mnie  jest nieważne. Mam teraz skoncentrować się na chorobie i o Mamie nie myśleć,  powiedział. Wystarczy, że ona myśli o mnie  i zapewnił mnie, że Matka bardziej w tej sytuacji martwi się o mnie niż ja o nią, przecież ma dobrą opiekę to co się Pani przejmuje, skwitował. Krótko i węzłowato opowiedział mi co ja czuję i co powinnam czuć i wypisał skierowanie do psychiatry po receptę na leki – wyszłam wydołowana. Terapeutka Ala po zadaniu pytania słuchała mnie, a ja jej opowiadałam,  co czuję i jak się czuję. Krótko mówiąc  zręcznymi pytaniami wyciągała ode mnie ukryte emocje i to ja jej mówiłam, a ona wczuwając się  słuchała – wyszłam lekka jak na skrzydłach.   Irena

Emocje

Po burzliwej dyskusji z córką na temat wspólnie przeczytanej książki Radykalnego Wybaczania, doszłam do wniosku, że nie będę się zagłębiać  w temacie duchowym, wystarczy mi kościół i modlitwa i nie ważne co broni dostępu do podświadomości?  własne ego?  czy jakaś wyższa świadomość? ,  nie będę  zgłębiać. Poznanie siebie zaczęłam od wsłuchiwania się w swoje wewnętrzne organy jak ; bicie serca , ukłuciach , oddechu  i różnych szmerach, co właściwie już robiłam wsłuchując się w raka. Podczas medytacji koncentrując się na emocjach,  wyraźnie poczułam jak moje ciało reaguje np.; na smutek, żal i jak inaczej, kiedy śmieję się  wspominając np.;  zabawną historię. Podczas medytacji poczułam winę za zmartwienia i troski jakie przysporzyłam swojej mamie. Wiem,  że moja kochana MAMA niczego mi nigdy nie zarzuciła, wszystko puściła w niepamięć , tylko żal, że już nie będę mogła jej tego wynagrodzić . Miałam  gorycz z żalem , że swoim dzieciom nie mogę już pomóc , a do tego przez chorobę przysporzyłam problemów i jestem dla nich ciężarem. Te żale z goryczą nie do zniesienia moje ciało zareagowało mocnymi ukłuciami pod prawym bokiem,  jakby wątroba dawała znać o sobie. Absolutnie nie  miałam nikomu  co wybaczać, wszystko puściłam w niepamięć. Colin.C.Tipping pisze , aby najpierw wybaczyć innym , bo wybaczenie sobie może przyjść samoistnie , pozatym wybaczenie sobie jest o wiele trudniejsze. W temacie „wybaczyć” nie poradziłam sobie absolutnie.  Córka poprosiła o pomoc terapeutkę  Radykalnego Wybaczania  Alę  i już za dwa  dni miałyśmy umówioną wizytę .  Obydwie czekałyśmy na tą wizytę z niecierpliwością. Irena

„ ..Odkryłem, że niemal wszyscy chorzy na raka przez całe życie tłumią emocje i znani są z wyraźnej nieumiejętności wybaczania”  C.C.Tipping

Zdruzgotana

Filozofia Radykalnego Wybaczania ujęła mnie  tym, że pomaga człowiekowi zmienić punkt widzenia, oparty na własnych przemyśleniach. Dzięki temu jest możliwość łączenia z praktycznym zastosowaniem najnowszych odkryć  z dziedziny medycyny , fizyki  i nie koliduje z żadną religią. Ucieszyłam się,  że mogę być twórcą własnego nowego życia nieświadoma jak ciężkie i trudne wytyczyłam sobie zadanie pozornie niby proste i fajne.

Nasze emocje nie uległy ewolucji na przestrzeni dziejów człowieka,  dzięki temu są szeroką otwartą  bramą , przez którą można dotrzeć do naszej potężnej podświadomości.

Moje emocje związane z rakiem, strumieniem  wylewające się ze mnie na zewnątrz,  łatwo rozpoznawalne  , bo widać, słychać i czuć , wydawało by się prostą drogą do podświadomości. Szybko doświadczyłam  jakiego podświadomość ma potężnego strażnika, którym jest nasze własne „ego” które żywi się  naszymi  emocjami , im emocja silniejsza tym silniejsze „ego”, według mojego zrozumienia.

By dotrzeć do podświadomości,  wyrzucić  raka,   muszę stoczyć walkę z własnym „ego”? czyli sama z sobą ,  a nie jak myślałam  z rakiem.  I znów by zacząć walkę muszę poznać wroga,  swoje „ego”czyli    samą siebie, przecież wydawało mi się , że znam siebie,  nawet byłam pewna , to niemożliwe aby aż tak  się mylić ,  ja chce tylko wybaczać i prosić o wybaczenie. Walczyć z sobą? Wykluczone!  co innego z rakiem !  Całkowita załomka, zostałam zdruzgotana, czy zdołam się pozbierać?  Niedługo się okaże. Irena

Ego  jak wszystkie systemy przekonań – jest niezwykle odporne na zmiany.  Ma niewiarygodną  władzę nad naszą  podświadomością i silnie wpływa na nasz wizerunek własny. Jest tak potężne,  że wydaje się stanowić odrębną istotę, dlatego nazwaliśmy        je  ego . – Colin C. Tipping

 

Wiara to moc

Opisany wcześniej entuzjazm  po modlitwach szybko został zweryfikowany  wróconym  złym  samopoczuciem.  Na zawsze pozostała radość z wiary , że MATKA BOSKA mnie kocha  , a tym samym przestałam panicznie bać się śmierci, tak naprawdę o to się właśnie modliłam i to otrzymałam. Zamiast uzdrowienia  dostałam  coś cenniejszego  , każdy zrozumie to na swój sposób. Przywrócona wiara w daną mi własną wolę od BOGA  mimo osłabienia dała dużą siłę psychiczną do dalszej  z nim walki . Usłyszałam , ja  wyraźnie   poczułam jak rak bardzo boi się  ŚWIATŁA   MIŁOŚCI  , tego dnia zyskałam na raka potężną dodatkową broń. Zaczęłam  podczas medytacji każdą komórkę swego ciała odżywiać i naświetlać ŚWIATŁEM  PANA JEZUSA  I MATKI BOSKIEJ ,  zawsze po takim seansie stawałam się silniejsza. To nie oznaczało , że zaniechałam leczenie i inne sposoby walki znane i wypróbowane , to dawało mi potężną siłę do dalszego unicestwiania raka z wcześniej ustalonym planem ; walczyć z lądu,  morza , powietrza i czym tylko się da .  Irena

Modlitwy wysłuchane

 

Prosząc o wybaczenie, ciągle wpatruję się w obraz: W twarz Matki Boskiej. W pewnej chwili wydaje  mi się, że twarz matki boskiej się rozjaśnia. Zdaję  sobie sprawę, że to mi się wydaje. Żałuję, że nic nie mogę poradzić by Matkę Boską już nie zasmucać. Tak po paru godzinach, nie wiem dokładnie kiedy zasypiam. Ten schemat moich rozterek, modlitw, prośby o przebaczenie powtarzam przez kilka dni. Za każdym razem wydaje mi się, że twarz Matki boskiej coraz bardziej jaśnieje. Jednak ciągle uważam, że to mi się wydaje, lub, że mam przed śmiercią jakieś omamy. Za którymś razem Obraz Matki Boskiej rozbłysnął cały żółtym światłem . W tym momencie przestraszyłam się i uciekłam z tego pokoju. Byłam pewna, że rak wdarł mi się do głowy i coś mi się stało. Poszłam do kuchni i nic nie mówiąc dzieciom cicho siedziałam medytując: czego się boję? Przecież ten obraz jest święcony. Nawet jeśli mam omamy, ten obraz nie może mi zrobić nic złego. Przecież przedstawia Matkę Boską i jest poświęcony. W ten sposób dodając sobie otuchy, nabrałam odwagi by wejść do swojej sypialni ponownie. Gdy wróciłam przeprosiłam Matkę Boską, że uciekłam i znów prosiłam o wybaczenie. Gdy ponownie mi się obraz zaświecił tylko się cofnęłam, napominając siebie,  przecież to Matka Boska Licheńska najwyżej mi nie pomoże, nie wybaczy, ale nie skrzywdzi, obraz jest święcony, a zło święconego się nie ima. Tej nocy kładąc się spać prosiłam Matkę Boską by mi dała znak, że mi wybacza, żebym się nie musiała bać przechodząc na drugą stronę żadnych demonów. Z tą myślą zasnęłam.

Gdy się przebudziłam, a raczej ocknęłam zobaczyłam siebie  w bezpiecznym przepięknym miejscu, towarzyszył mi anioł ubrany cały na biało bez skrzydeł. Przedstawił mi się , powiedział,  że jest moim opiekunem i z nim jestem bezpieczna. Czułam wszechogarniającą radość i spokój, nie miałam ochoty nigdzie z stamtąd się ruszać. Anioł mi powiedział, że już czas bym wracała do siebie i że nie muszę się bać żółtego światła, bo to światło miłości. Gdy się ocknęłam z tej jawy, pół snu spojrzałam na obraz Matki Boskiej, który znów zajaśniał żółtym światłem. Już wiedziałam, że to światło miłości, że to oznacza , że Matka Boska mnie KOCHA. Zaczęłam płakać i szlochać, ale to był płacz radości, że takiego niedowiarka, takiego byle kogo jak ja Matka Boska też KOCHA. Poczułam , że nie tylko mnie KOCHA , ale także mi WYBACZYŁA. Ciągle płacząc poczułam w okolicy splotu słonecznego niesamowity odgłos wycia, jęczenia, nie tylko czułam ale i słyszałam to bardzo wyraźnie. Nie wiedziałam co się dzieje, ale ciągle czułam w sercu miłość Matki Boskiej i przepełniającą mnie wdzięczność, że mi wybaczyła, już nie bałam się śmierci, więc te odgłosy i jęki nie zrobiły na mnie wrażenia. Nagle poczułam jak coś wyrywa się ze mnie, jakby uciekało poparzone, próbowało zostać , jeszcze walczyło, ale tak go parzyło że z hukiem wyrwało się ze mnie i poleciało w przestrzeń. Przez jakiś czas znieruchomiałam, jednocześnie czując wielką ulgę. Od teraz wiedziałam, że będę żyła. Zrozumiałam, że to rak, ten „demon” pod wpływem światła miłości nie wytrzymał i uciekł. Mimo płaczu i nie przespanej nocy czułam się lekko jak nowo naradzona. Poszłam do pokoju córki, oznajmiając jej że będę żyła. Radośnie wykrzykując córeczko będę żyła! powiadom telefonicznie  wszystkich bliskich niech się już o mnie nie martwią – będę żyła!!!!.

Jednocześnie wiedziałam, że moje życie już nie będzie takie jak do tej pory. Gdy wróciłam  s powrotem do pokoju, dziękując Matce Boskiej za wybaczenie, za tą ulgę jakiej doznałam, poczułam że muszę również wybaczyć swojej chorobie, demonowi rakowi że stanął mi na ścieżce życia niczym znak zakazu oznajmiający koniec drogi. Zrozumiałam, że na tej dotychczasowej drodze już niczego nie zaznam, ani radości , ani spokoju, to życie dotychczasowe się dla mnie skończyło. Muszę wejść na inną ścieżkę życia, nie mam wyboru. Dzięki tej decyzji  troszeczkę poszłam w bok , i w  tym momencie stanęłam na nowej ścieżce życia, o której nic nie wiem, jakie będzie moje życie? Wiem, że będę czujna i miłość  MATKI BOSKIEJ będę w sercu pielęgnować i już nigdy się nie oddalę i będę wybaczać sobie, innym i prosić o wybaczenie . Tak naprawdę Matka Boska nigdy mnie nie odsunęła od siebie , to ja oddaliłam się od Boga.

Nie ustawałam w modlitwie do Matki Boskiej. Powiedziałam całej rodzinie o mojej potrzebie wybaczania. Nieoczekiwanie moja córka podarowała mi książkę Colina Tippinga ” Radykalne wybaczanie”. Wiedziałam że to coś dla mnie. Tak się zaczęła moja przygoda z radykalnym wybaczaniem, później okazało się, że trochę swoim sposobem . Irena

 

NIEWIERNYM TRUDNO UMIERAĆ

 

 

Teraz żałuję, że nie jestem osobą głęboko wierzącą, nie pamiętam kiedy ostatnio byłam u spowiedzi, w kościele bywam rzadko, nawet nie od święta. Te myśli spowodowały jeszcze większy strach. Błądząc po ścianie spojrzałam na obraz Matki Boskiej Licheńskiej. Przypomniałam sobie, że przed chemią w bólu i cierpieniu prosiłam ją o ulgę i po krótkim czasie tą ulgę doznawałam. Uznawałam jednak, że to zbieg okoliczności. Ból rządzi się swoimi prawami przychodzi i odchodzi kiedy chce. Nie wierzę w żadne cuda. Stanęłam przed obrazem i zaczęłam się przyglądać Matce Boskiej Licheńskiej, dopiero zobaczyłam, że ma smutna twarz pełną troski. Do tej smutnej twarzy i do jej zmartwienia z pewnością ja też się przyczyniłam. Teraz jestem samotna, jak mnie porwą demony nikt po tamtej stronie się za mną nie stawi. Zaczęłam się gorliwie modlić, przepraszać Matkę Boską, prosić o wybaczenie, że zobaczyłam ją dopiero teraz w obliczu ogromnego strachu przed śmiercią i bólu. Przysporzyłam jej w swoim życiu tyle zmartwień i trosk i nigdy jej za to nie przeprosiłam. Nie chciałam by z mojego powodu była smutna i miała ze smutku ciemną twarz. Nieustannie prosiłam o wybaczenie. Tak naprawdę wierzyłam, że Matka Boska, Pan Jezus, Bóg istnieją. Przecież to wszystko co nas otacza to jest wielki cud. Całe życie jest wielkim cudem. Co naukowcy mogą stworzyć, nic w porównaniu z Bożym dziełem. Nieśmiało z pokorą zwróciłam się do Matki Boskiej Licheńskiej, nie tyle o uzdrowienie, co złagodzenie bólu wywołane tym strachem. Wiedziałam, że nie jestem godna prosić Matkę Boską Licheńską o pomoc. Przypomniałam sobie jak ten Obraz trafił do mnie do domu na ścianę…

A JA POKONAŁAM RAKA PłUC BEZ WZNOWY

Dzisiaj czuję się zdrowa, ale czy jestem wolna od wszelkich chorób?  Zdecydowanie nie, wiem tylko że dolegliwości spowodowane rakiem płuc minęły bezpowrotnie.

sycylia-etna-170 sycylia-etna-215

 

Pewność o swoim życiu bez lęku o wznowę raka płuc potwierdza moja  kondycja fizyczna ciała i umysłu lepsza  niż przed 20-stu laty.

Dowodem tego jest chociażby prowadzenie tego bloga, co wymaga większej  znajomości komputera niż pisania i co prawda mam z tym duży problem, tylko biorąc pod uwagę fakt, że moje pierwsze kroki z komputerem stawiałam rok temu. Uważam bez fałszywej skromności, że  idzie mi nieźle jak na kogoś kto miał duże zaniki pamięci.

Od paru miesięcy jestem słuchaczem wydziału elektroniki w grupie dla początkujących  UNIWERSYTETU TRZECIEGO WIEKU.

Osoby odwiedzające moja stronę proszę o wyrozumiałość dla początkującej brokerki nie znającej obsługi komputera, uczę się pilnie /przy sposobności odkryłam przyjemność z nauki/,  mimo wszystko prowadzenie bloga jest dla mnie bardzo trudne,  jednocześnie  przyjemne i nareszcie robię to co lubię,  a nie muszę.

Na swoje życie bez lęku o wznowę nie otrzymałam żadnej cudownej tabletki, dokonałam tego co prawda prostą, ale  ciężką i trudną pracą .

Z całym szacunkiem wobec dobrych terapeutów i szamanów , ale jestem bardzo oburzona na tych którzy bez obiekcji zapewniają wyleczenie chorego , kierując  się dobrem chorego dają  mu fałszywą nadzieję, że go wyleczą i nic nie musi robić tylko poddać się terapeucie, czy szamanowi. Ci  to  jeszcze dodatkowo  ogałacają z niemałych często pieniędzy, niestety na swej drodze do uzdrowienia też takich poznałam. Odporni są na wyrzuty sumienia , nie obchodzi  ich to, że gdyby nie ich zapewnienia chory poszukał by dla siebie sposób na wyleczenie,  a tak to zawierzył niewłaściwej osobie i z tego powodu umarł  , bo na inne skuteczne  leczenie zabrakło   cennego czasu .

Najgorsze jest to, że medycyna konwencjonalna mocno krytykuje medycynę niekonwencjonalną i wice versa . Jedni i drudzy widzą wady wszędzie tylko nie u siebie.

Prawda jest taka, że różne osoby  leczą chorych w medycynie konwencjonalnej jak i niekonwencjonalnej  , są dobrzy i źli  po jednej i po drugiej stronie.

Dotyczy też obydwu stron co do skuteczności leczenia, jedni i drudzy maja swoje  w leczeniu sukcesy i porażki.

W tych skłóconych z sobą stronach tylko pacjent jest zagubiony  i  nie wie u kogo można skutecznie się leczyć. Trudno  mnie się wypowiadać za innych, ale myślę,  że tak jak dla mnie, moich bliskich i znajomych nieważne kto leczy,  tylko jak leczy, ważne by był miły, uczciwy,  przede wszystkim skuteczny, czy ktoś wie jak takich znaleźć i gdzie?

Nie pokonałabym  swego  raka  tylko metodą akademicką,  bo  lekarze nie wierzą że można zaawansowanego raka płuc wyleczyć.

Czy może wyleczyć ktoś nawet najlepszy kto nie wierzy w wyleczenie i nie zna leków na wyleczenie ? Wypisują leki na leczenie , bez szansy na wyleczenie.

Niestety z całym szacunkiem do leczenia niekonwencjonalnego, ale jest to leczenie powolne (rak drobnokomórkowy atakuje błyskawicznie), wymagające wiele wiary, zmian  przekonań , co prawda skuteczne, tylko wymagające długiego czasu (ja tego czasu nie miałam-bez chemii rokowano mi 6 tygodni życia). Metoda ta to tez praca z umysłem, jak miałam pracować z umysłem jak  traciłam kontakt z rzeczywistością ?.

Pokonałam raka płuc drobnokomórkowego  metodą konwencjonalną połączoną z metodą niekonwencjonalną jednocześnie.

Doświadczyłam  na sobie,  że te dwie metody   niby przeciwstawne w śmiertelnej chorobie bardzo fajnie się uzupełniają.

Leczenia tymi  dwoma  metodami dokonywałam   samotnie między dwoma skłóconymi stronami.

Różnica polega na tym że część terapeutów krytykuje leczenie chemią, natomiast większość lekarzy  krytykuje leczenie niekonwencjonalne,  nie uznają faktu że wyszłam z choroby nieuleczalnej,  a dobre wyniki interpretują,  jako długą remisję u mnie trwającą  9 lat. /Obecnie już 12 lat/

Lekarze naukowcy wmawiają mi, że wznowa raka musi nastąpić,  na wszelkie sposoby  przekonują  w formie ostrzegania, że wznowa nastąpi.

Nie rozumiem  dlaczego to robią ? w moim odczuciu to w ten sposób przekonują  siebie i chorego o swojej racji,  chorego wpędzając w lęki przed wznową.

Najgorsze,  że nawołując do badań kontrolnych strasząc, zniechęcają  do tych badań.

Przy wznowie raka  chory  wg  lekarzy nie  ma szansy na wyleczenie bo rak na chemię się uodpornił, a chorego chemia bardzo   osłabiła,  po wznowie nie dają nadziei.

Naukowcy mają   wiedzę, naukowe udowodnienia , ale na raka płuc  skutecznego leku nie znaleźli,  smutne jest to,  że ci co im uwierzą   szybko potwierdzają ich naukową tezę  i umierają .

Lękami przed wznową  wprowadzają  w  stres  wielkiego sprzymierzeńca nie tylko raka,  ale wszystkich chorób.

Lekarze, naukowcy wymądrzają,  ostrzegają, ale to ja prosta kobieta znalazłam u siebie przyczynę raka, usunęłam tą  przyczynę metodą rozwoju osobistego   i żadne lęki  przed  wznową  mnie nie dotyczą,  Na  badania kontrolne chodzę bez lęku, potwierdzić swój coraz lepszy stan zdrowia.

Uważam , że leczenie w połączeniu tych dwóch metod jest dla chorego bezpieczna  i daje 100% szans na wyleczenie najbardziej złośliwego raka.

Irena

„Nie ma nieuleczlnych chorób są tylko nieuleczlni ludzie”-L .Hay

Nieszczęścia chodzą parami

Nawet umierającym życie nie skąpi zmartwień i problemów , moje życie to był ciąg problemów rozwiązanych lub nie rozwiązanych. W drugim dniu brania chemii  moja córka odwiedziła mnie, przy pomocy mojego syna  poruszając się o dwóch kulach . Obydwoje pocieszali , że to nic poważnego, samo coś jej strzyknęło w kolanie i trzeba zoperować , wyjdzie po dwóch dniach , ale o dwóch kulach będzie musiała chodzić około 8 tygodni. Wyjaśnili że jest przygotowywana w drugim szpitalu do operacji, teraz wyszła tylko na przepustkę i zaraz s powrotem wraca do szpitala. Razem będziemy wychodzili do domu , ja po trzecim dniu chemii ,  córka zaraz po operacji i obydwie nie będziemy zdolne do samodzielnego poruszania się. Martwiłam się kto nami się zaopiekuje , mąż pracuje za granicą, rodzina daleko żyje  swoimi problemami , a syn jest żołnierzem zawodowym ,  otrzymał trochę wolnego ale służba nie drużba  i będzie musiał wracać. Gdyby chodziło tylko o mnie to najlepszym rozwiązaniem dla mnie byłoby pójście do ‘’hospicjum” ale co z córką? Kto nią się zaopiekuje? Lekarze mówili  że muszę mieć całodobową opiekę , ale i sama zdawałam sobie sprawę że muszę mieć nie tylko opiekę ale i kontrolę, w sytuacjach kiedy traciłam świadomość nic nie pamiętałam , ale ponoć zachowywałam przytomność. Taką zmianę mojej świadomości lekarze diagnozowali, że przeżuty poszły do głowy. Moje dzieci i sąsiadka pobliskiego łóżka opowiadali mi że kiedy traciłam świadomość to nie tylko że dziwnie  się zachowywałam, ale też nabierałam sił fizycznych. Wiedziałam że jest  cos na rzeczy , bo były momenty że czułam jak moja słabiutka ręka , nagle z dużą siłą bierze kubek i rzuca  nim na oślep. Ta sytuacja przerażała mnie, nie miałam nad sobą kontroli  , a najgorsze nie rozumiałam  co się dzieje z moim ciałem i moja psychiką, czułam się całkowicie ubezwłasnowolniona, to było straszne, o wiele  gorsze od bólu fizycznego. Z przerażeniem odkryłam że rak chce zawładnąć moim umysłem, bo wytoczyłam mu walkę ? czyżby to oznaczało że ta bestia tez się boi? A może jest to zwyczajny przebieg choroby nowotworowej ? Tak czy siak muszę wykorzystać na walkę każdą chwilę kiedy jestem świadoma, związku z tym postanowiłam nie przyjmować leków przeciwbólowych,  aby się nie przymulać , na tyle ile wytrzymam, na tyle ile dam radę. Słuchając z boku może się komuś wydawać, że z jakiegoś powodu chcę być cierpiętnicą, prawdą jest to, że nie lubię cierpieć ale potworny strach przed śmiercią jest gorszy od bólu fizycznego. Przypominam sobie z filmów , różnych opowiadań że potworny ból fizyczny był powodem proszenia o śmierć. Zadawałam sobie  pytanie  dlaczego ja tak panicznie boję się śmierci? Przecież przez całe już niemałe życie starałam się żyć w taki sposób, by nikomu świadomie krzywdy nie czynić. Znalazłam się w sytuacji tragicznej i bez wyjścia chyba może mi pomóc tylko cud , tylko czy cuda istnieją?  Rozglądając się wokół siebie  spojrzałam na afirmacje L.Hay, czytelnie wypisane  na kartkach papieru  leżące obok  mnie na łóżku. Od razu jedną z nich zaczęłam powtarzać i w trudnych chwilach powtarzam do dnia dzisiejszego :

„Cuda zdarzają się codziennie. Wchodzę do swego wnętrza by skasować wzorzec odpowiedzialny za ten stan i przyjmuję BOSKIE uzdrowienie. I też tak jest”  L.Hay

NA CHŁOPSKI ROZUM W RAKA

 

„Rozbierając swoją historię na części mamy okazję  poznać prawdę o sobie i przypomnieć sobie , kim w istocie jesteśmy „ – C.Tipping

 

W szpitalu po wieczornej wizycie starałam się ochłonąć, tylko jak pozbierać myśli nieposkładane? Towarzyszący  strach przed śmiercią  nie pozwolił tych myśli  złożyć  w logiczną całość.  W pewnym momencie samoistnie w głowie zaczęło mi się wyświetlać całe moje życie . Umysł mój  z uporem maniaka  wyświetlał mi  okresy mojego  dzieciństwa  o których  przed diagnozą nie pamiętałam.  Całkowicie poddana tym myślą widziałam  siebie  jak byłam małą dziewczynką,  początkowo  było to  nawet miłe . Umierając  dano by  mi jeszcze odrobinę przyjemności , gdyby nie były to wybrane   same przykre sytuacje, przecież  byłam wesołą dziewczynką , tylko  nie mogłam sobie przypomnieć miłych zdarzeń. Trudno , jak się nie ma co się lubi , to się lubi co się ma , nie mam wyboru, nie stawiałam  przepływającym myślą  oporu . We wspomnieniach widziałam wyraźnie , że  mając siedem lat  moim  autorytetem  był  ojciec. Lubiłam obserwować z boku jak  z chłopami dyskutował ,  jak  w trudnych życiowych sytuacjach  chłopi głośno dyskutowali co zrobić ?   jak ugryźć problem ?  jak przepędzić biedę?  Na wszystko mieli swoje wypróbowane sposoby , ale na „kostuchę” czyli śmierć  zgodnie bez dyskusji twierdzili że nie da się jej przechytrzyć, tym postrzeżeniem  zostałam potwierdzona że muszę umrzeć.  Nieoczekiwanie  zobaczyłam   jak  mając 9 lat w domu  rodzinnym  pewnego dnia wzdęło nam  dwie krowy,  jedna  po drugiej. Mama  moja płakała , lamentowała ,  mój młodszy brat szlochał , ja patrzyłam co się dzieje , sąsiadki  współczuły , tylko ojciec  z sąsiadami  z zimną  krwią głośno  rozważał co zrobić?  Szybko wysłał młodego sąsiada po chłopa weterynarza , który nie miał żadnej szkoły skończonej , ale znał się na zwierzętach lepiej niż nie jeden weterynarz po studiach. Sam w międzyczasie poszedł na pocztę zadzwonić do powiatu , by załatwić  odebranie  mięsa wołowego  do rzeźni  . Krowy  były zdrowe  , tylko najadły się czegoś , dostały wzdęcia  przez co były nie do uratowania , ale szybka interwencja  ojca spowodowała,  że krowy poszły na mięso pierwszego gatunku , przestały cierpieć  i    zostały pokryte wszystkie straty finansowe . Mimo tego mama ciągle lamentowała , braciszek szlochał,  a ojciec się cieszył,  że dobrze wszystko zorganizował pozałatwiał. Gdyby ojciec lamentował jak mama , to krowy by dłużej cierpiały i w końcu padły i na mięso by  nie zostały sprzedane .To prawda,  że szkoda było zwierząt , ale lament i płacz zwierzętom  nie pomógł , a straty spowodowały by w domu dużą biedę,  a nawet  w naszej sytuacji głód .Pod wpływem tych myśli, zaczęłam zastanawiać się  jak sobie pomóc kierując się chłopskim rozumem zapamiętaną lekcją z domu rodzinnego. Podjęłam decyzję, że tak jak ojciec nie mam co użalać się nad tym co mnie spotkało, tylko pomyśleć co  zrobić by sobie pomóc?  W myślach zaczęłam tworzyć sobie plan działania;  Po pierwsze – muszę dowiedzieć się co rak lubi,  a co mu szkodzi,  Po drugie – dowiedzieć się jak wspomóc swój układ odpornościowy.  Po swoim planie  spontanicznie wykonałam telefon do swojej siostry i córki  z prośbą o listę  co rak lubi , a czego się boi.  Moi bliscy zareagowali natychmiast , jeszcze tego samego dnia późnym wieczorem miałam żądaną listę  na wydruku z komputera, oraz przekazywane od nich informacje na żądany  temat telefonicznie , były to nakazy, polecenia i zakazy . Dowiedziałam się że;  żadnych soków z kartonu , dużo pić wody niegazowanej, jeść  dużo warzyw , mięsa z drobiu najlepiej z gospodarstw ekologicznych , dużo ruchu ,bo każda choroba boi się ruchu,  myśleć w sposób przyjemny , pozytywnie , niby takie oczywiste a jednak  te potwierdzenia były mi potrzebne.  Otrzymałam  parę  krótkich afirmacji L. Hay . Kochana siostra wpadła na pomysł  i zaczęła  skutecznie uczyć mnie tych afirmacji przez telefon, a raczej powtarzając po niej wymuszała na mnie mówienie pozytywnie  wiedząc , że umieram  i zapewniam że nie było to łatwe ani zabawne tak dla mnie jak i dla siostry. W ten sposób małym kroczkiem ,  z dużym wysiłkiem zaczęłam zmieniać swoje myśli, na razie tylko trochę,  najważniejsze , że poczułam , że jest to możliwe , zgodnie z tym co L.Hay pisze w swoich książkach : ‘’TO SĄ TYLKO MYSLI, A MYŚLI MOŻNA ZMIENIĆ’’  Po skończonej telefonicznej pozytywnej afirmacji, podjęłam  wysiłek  , by zrobić parę kroków po sali .  Zaczęłam spacerować opierając się o łóżko i ściany pokonując zawroty głowy, osłabienie.  Przed snem pierwszą  chemię po pierwszym dniu zakończyłam mówiąc do raka „ty raku masz pecha ,że jesteś u mnie „będę ciebie atakować z „lądu ,morza , powietrza i  czym tylko się da aż do skutku bo co mi może już zaszkodzić? Czym ja już ryzykuję ?  Jeszcze nie wiem czym i jak,  ale będę  walczyć . Chodziło mi o to że ja zanim umrę to raka wykończę, bym  nie musiała w jego towarzystwie przechodzić  na tą druga stronę.  Zasypiając po ciężkim dniu byłam z siebie i ze swojego planu działania zadowolona,  jak kiedyś mój ojciec.

O PRZEMIANIE

Witam

Choroba spowodowała, że narodziłam się na nowo – jestem teraz nową gwiazda świecącą na firmamencie życia jaśniej niż kiedykolwiek,  jestem Super Nową. Chcę  dać nadzieję tym co tej nadziei potrzebują w walce z nowotworem. Wygrałam walkę  ze złośliwym rakiem płuc – 9 lat temu. Jeśli mnie się udało to i komuś też może się udać. Swoim przykładem chcę przekazać, że raka płuc można pokonać. Chcę podzielić się swoim doświadczeniem ze spotkaniem z  nieuleczalną chorobą i tym co wniosła w moje życie tzn:   wybaczaniem, nowym  podejściem do siebie i świata. Wiąże się to z pokochaniem siebie, swoich prawdziwych i wymyślonych wrogów i choroby byłego raka. Zaraz po diagnozie na słowo rak truchlałam ze strachu, już nie ze słyszenia wiedziałam, że to ‘’demon’ ’śmierci i cierpienia doświadczyłam to na własnej skórze i umyśle. Unikanie tematu o nowotworach żadnej ulgi mi  nie przynosiło. Wmawianie sobie’ ’jestem zdrowa’’, ‘’będzie dobrze‘’ też mnie nic nie dawało, bo cierpienie czułam coraz większe. Jest takie przysłowie ludowe: „nie taki diabeł straszny jak go malują”. Ja tego doświadczyłam przyglądając się bliżej rakowi w swoim wnętrzu tak bardzo, że aż go słyszałam jak dobrze mu było na początku i później jak opadał z sił i jak zdychał. Te wszystkie doświadczenia skrupulatnie zapisywałam bo miałam potrzebę z kimś się podzielić, a wstydziłam się, krępowałam najbliższych, a papier wszystko przyjmuje i przez  moje nieudolne bazgroły  pamiętnik stał się w tym okresie moim przyjacielem, przyjaciółką, a teraz na tym blogu chcę to wszystko przekazać.
Kiedyś czytałam, że jeśli coś zrobił chociaż jeden człowiek, to tego samego może dokonać  inny. Pokonałam złośliwego raka płuc z przerzutem do węzłów chłonnych, lekarze nie rokowali żadnych szans na życie dłuższe niż pół roku, a ja żyję 9 lat i mam się dobrze. Zabrzmi to niewiarygodnie ale ja poprzez emocje, wybaczanie znalazłam u siebie przyczynę raka co zaowocowało rozstaniem z nim i dało mi pewność że już nigdy nie powróci. Doświadczenie to, tak jak potrafię  szczerze z pamiętników przepiszę, bieżące opiszę, bo może ktoś z mojego doświadczenia skorzysta w pokonaniu lęku przed życiowymi zmianami, w pokonaniu raka, czy innej choroby.  Chcę też przekazać swoim doświadczeniem, że rak to nie tylko demon śmierci i cierpienia, ale wnosi też coś pozytywnego do życia. Na blogu chcę  się skupiać, na tym co pozytywne, co rak płuc wniósł w moje życie. Opowiem jak go polubiłam, nasze rozstanie, na swojej nowej ścieżce życia i cudownych różnych przemianach jakich doświadczyłam. Brzmi to niewiarygodnie i słusznie bo rak tylko zmusił mnie do wewnętrznej pracy nad sobą. Sama od siebie na tą nową ścieżkę życia bym nie weszła i nie doświadczyła tych nowych cudownych przygód. Zmieniając w swojej świadomości destruktywne przekonania, uwalniając się od lęków doświadczam ciągle nowych cudownych przemian i chyba się od nich pozytywnie  uzależniłam, polubiłam. Cieszę się, że to trwa, bo dzięki temu jestem coraz zdrowsza, silniejsza mimo spustoszeń które uczynił rak, chemia, radioterapia  i  upływ  czasu, czuję się zdrowsza i młodsza. Życzę tego wszystkim i trzymam za was kciuki, jeśli mi się udało, to znaczy że i wam może.   Irena

 

 

 

Przemyślenia

SZOK  I PIERWSZY KROK

Bardzo złych rokowań w leczeniu wykrytego u mnie raka na moje szczęście lekarze nie ukrywali. Przykre jest to,  że wyrok  oznajmiono mnie podobnie jak na filmach oznajmia się złoczyńcom  karę śmierci  bez prawa do apelacji, bez prawa  do wyjaśnień i odpowiedzi na dręczące pytania. W chwili szczerości Pani ordynator powiedziała, że rokowań  nic już nie zmieni, a na zbędne  dyskusje lekarze nie mają  czasu, a ja jako chora otrzymuję wszystko zgodnie z procedurą przy moim zaawansowanym raku, a jaka procedura ?  i tak się na tym  Pani nie zna, a  należne  informacje otrzymuje się przy   wypisie .Obecny lekarz z Panią  ordynator dodał w  telegraficznym skrócie: Procedura  przewiduje sześć cykli chemii co trzy tygodnie , każdy cykl wlewów będzie trwał trzy dni,  w najlepszym wypadku może   podana chemia  przedłużyć życie około 6 miesięcy , biorąc pod uwagę jeśli Pani  wyniszczony organizm rakiem, wytrzyma wszystkie cykle chemii w przewidywanej procedurze przy tym typie raka  , przy tak wyniszczonym organizmie proszę nie robić  sobie nadziei. W ten sposób nagle zostałam ogołocona z przyszłości. W mojej sytuacji psycholog  był mi bardzo potrzebny , mimo tego nie zaproponowano mi tej formy pomocy, z kamienną twarzą zostawiono mnie samą z wyrokiem i związanymi  z  nim myślami. Na prośbę  o psychologa zaaplikowano mi środek uspakajający. Moje życie raptownie zostało pozbawione przyszłości, zastanawiam się czy życie bez przyszłości można nazwać życiem?  Lekarze nie chcą, czy  nie mają czasu na wyjaśnienia , wytłumaczenie  mnie  co do mojego raka i walki z nim. Przecież  walka z rakiem to nie tylko aplikowana  chemia w kroplówce, to również wiara,  nadzieja , sposób odżywiania , sposób myślenia, wiedza co rakowi sprzyja , a co mu szkodzi. I tak  miałam szczęście , że nie trafiłam na tych lekarzy co to dla dobra pacjenta tylko bliskiej rodzinie przekazują o bardzo złym stanie zdrowia, jednocześnie ostrzegając by chory nie mógł się o tym dowiedzieć . Bezczelnie okłamują  go w rokowaniach przebiegu leczenia choroby skazując go na nieświadome  resztki życie bez przyszłości jak by nic się nie stało .  To powinno być karalne , nie dać  szansy  wyboru na ostatnie dni życia!!! .Świadome życie bez przyszłości jest  życiem   i to ważnym  bo można cos ważnego jeszcze zrobić , można przygotować się na śmierć , można komuś cos ważnego przekazać  , można żyć  jak  przed diagnozą, lub cieszyć się życiem póki trwa , ale te wybory są każdego kogo dotyczą i nikt nie ma prawa tych ostatnich wyborów nikomu  przez oszukiwanie diagnozy  i rokowań  zabierać, czy  wszyscy  lekarze o tych podstawowych prawach każdego człowieka nie wiedzą, czy nie chcą wiedzieć  ? Jak śmiertelna choroba to można od razu ubezwłasnowolnić, ogołocić z podstawowych praw? .  Podczas  szczerego chociaż oschłego ogłoszonego  przez lekarzy  wyroku spowodowało  to u mnie szok,  następstwem czego było uświadomienie  sobie,  że strasznie boję się śmierci. I pomyśleć że gdybym nie wiedziała o wyroku mogłabym umrzeć  nie wiedząc na co i dlaczego boję się śmierci. To zastanawianie się dlaczego panicznie boję się śmierci było moim pierwszym krokiem na drodze do poznania przyczyny raka wg filozofii RADYKALNEGO WYBACZANIA  C.C.TIPPINGA  i innych które  niebawem  poznam.

„ŚWIADOMOŚĆ DECYDUJE O TYM CO SIĘ NAM PRZYDARZA” – C.C.TIPPING  „ CO  NIE  ZOSTAJE  UŚWIADOMIONE  STAJE  SIĘ  MOIM  PRZEZNACZENIEM”.-JUNG        „TWOJE PRZEKONANIA MOGĄ CIĘ  UZDROWIĆ LUB ZABIĆ” – A.LOYD     „ZAWSZE  ROBIMY  TO ,  W  CO  WIERZYMY” – A.LOYD