Nie zdajemy sobie sprawy, że nasze ukryte emocje uwidaczniają inne osoby.
Odkryłam, że mam ukrytego sabotażystę, specjalistę od niszczenia wszystkiego, stwarzającego mi łańcuch rozczarowań, dopóki nie odkryłam tego w zaufanej osobie.
Zaufanie jest fundamentem nie tylko dobrego związku w Rodzinie, ale również wpływa na relacje w różnych Instytucjach, Urzędach, pracy i wśród znajomych.
Niszczycielskim wrogiem zaufania jest zazdrość, najbardziej toksyczna jest głęboko ukrywana w ciemnych zakamarkach naszej podświadomości, o której najczęściej nie zdajemy sobie sprawę, że taką zadrę w sobie nosimy. Możemy nawet przez całe długie życie nigdy o tym się nie dowiedzieć.
Czasem nie chcemy pamiętać jak ważne jest zaufanie w związku Rodzinnym, partnerskim, koleżeńskim i każdym innym. Dopiero ból po stracie przypomina nam, jak było cenne, to tak jak ze zdrowiem, nie doceniamy dopóki go nie stracimy.
Praktykując uwalnianie emocji, doświadczyłam jak podświadomość dokonała u mnie projekcji zazdrości na inne osoby. Świadomie byłam pewna, że jestem wolna od niechcianego uczucia zazdrości. Ona jednak niewidzialnie tkwiła we mnie uwidaczniając się w innych zazdrosnych osobach, przez to wobec mnie byli fałszywi.
Od młodych lat zadawałam sobie pytanie bez odpowiedzi, dlaczego ufam fałszywym osobom, dlaczego nieoczekiwanie tracę pieniądze, dlaczego wiele instytucji dokonuje pomyłek niekorzystnych dla mnie. Nie trudno było zauważyć, że te same osoby wobec innych są całkiem inni i całkiem w porządku. Takie postrzeżenie jeszcze bardziej potęgowało ból, niszczyło moją wewnętrzną wartość i coraz bardziej czułam się gorsza.
Kiedyś taką innością zaskoczył mnie mój były mąż, który wobec nowej partnerki był całkowicie inny niż wobec mnie. Wpędziło mnie to w duże poczucie winy, chociaż to ja byłam zdradzana.
Ostatnio na mojej ścieżce życia, rozsypał się worek pełny rozczarowań.
W pewnym momencie poczułam się nawet osaczona, jak by przez jakieś niewidzialne zło. Po czymś takim, leniwe ze swej natury „ego” nie zdołało już mnie powstrzymać, by dociec do przyczyny tego stanu rzeczy, jaka mnie ostatnio spotkała. Zapragnęłam się dowiedzieć co to za zło mnie osaczyło z wielu stron i ciekawość, czy jestem w stanie tego zła, a może pecha się pozbyć?
Biorąc się za bary z rozczarowaniem , postanowiłam przyjrzeć się temu bliżej, podobnie jak kiedyś przyjrzałam się swojemu rakowi.
Żadne rozczarowania tak nie bolą, jak zadany ból przez kochane bliskie osoby, więc uderzyłam w rozczarowanie, które najbardziej mnie zabolało w relacjach rodzinnych z Justyną.
Kiedy wydawało mi się, że relacje z Justyną układają się cudownie, okazało się, że jest wobec mnie fałszywa. Okłamywała mnie od zawsze, a ja jej zwierzałam się z intymnych sfer swojego życia. Ona o sobie opowiadała mi zmyślone bajki, ale ode mnie wymagała szczerości. Bazując na moim zaufaniu zmyślnie wyciągała słabe strony, by zręcznie mną manipulować . Rozstałam się z nią dopiero jak poza ostrą krytyką nakazała mi usunąć tego bloga. Odpowiedziałam jej, że co to, to nie! Tego nie zrobię!
Wówczas pokazała swoje prawdziwe oblicze, wpadła w furię i zaczęła krzyczeć, że aż uszy więdły. Nie zauważałam, że tak naprawdę chora z zazdrości była od zawsze, ale na ogół ograniczała się do krytykowanie wszystkiego co dotyczyło mojej osoby zawsze z uśmiechem na ustach dodając, kto ci powie prawdę, jeśli nie ja.
Krytyką i ignorancją pomniejszała moją wartość szczerze, skutecznie i z całych sił.
Przerwałam z nią chore relacje dopiero, jak poza ostrą krytyką za styl pisania i zarzucenia mi prostackiego sposobu prowadzenia bloga, ewidentnie nakazała mi go usunąć.
Na nic zdały się moje wyjaśnienia, że ten blog to moja pasja i niektórym osobom daję jeszcze nadzieję. Przecież jeśli się komuś nie podoba nie musi go czytać, niech spokojnie przejdzie na inne, których w Internecie są miliony. Tym zdaniem zakończyłam z Justyną ostrą konwersację zraniona i obolała.
W osobie którą poważałam, a nawet była dla mnie w wielu sprawach autorytetem, tego dnia zobaczyłam w Justynie drugą fałszywą stronę, chorą z zazdrości.
Wkurzyło mnie to, że toksyczna zazdrość jest emocją, którą ja od zawsze nie cierpię.
Idąc tropem świeżo zadanej rany i rozczarowaniem Justyny, nim podjęłam terapię pojawiło się silne uczucie bycia gorszą od wielu osób które szanuję, kocham lub lubię.
Tym odkryciem byłam zdziwiona, bo nie zdawałam sobie sprawy, że takie coś tkwi we mnie. Mocno zabolało mnie odkrycie uczucia bycia gorszą od innych. Idąc za ciosem, weszłam w nie i wraz z nimi do emocjonalnych zdarzeń ukrytych w podświadomości.
Zdarzenie miało miejsce jak miałam 16 lat, a może trochę mniej, będąc w domu na wakacjach weszłam do wiejskiego naszego klubu. Szybko poszukałam wzrokiem, czy jest ten nowy bardzo przystojny chłopak, w którym zdążyło się już zakochać wiele moich koleżanek. Spojrzałam i od razu poznałam swojego kolegę z dzieciństwa, z którym bawiłam się u księdza na plebanii. Siedział ważny, bo otoczony wianuszkiem podziwiających go dziewcząt, niestety mnie też się spodobał, bo od pierwszego wejrzenia serce mocno załopotało, ale udałam, że jest mi obojętny.
Mój kolega Zbyszek należał do księdza Rodziny i będąc dzieckiem z młodszym bratem przyjeżdżali na wakacje letnie i zimowe. Natomiast moja Mama w tym okresie na plebanii u księdza pracowała, więc mnie z bratem z sobą zabierała. Obydwoje tak naprawdę skazani byli na zabawę z nami, bo inne dzieci na podwórko księdza miały wejście zabronione. Czasem próbowałam na ogród plebanii przemycić swojego lubianego kolegę, ale nigdy mi się nie udawało. Związku z tym współczułam tym chłopakom z plebanii, że mieszkają w takiej izolacji od innych.
Za to teraz w wiejskim klubie On błyszczał niczym gwiazdor filmowy otoczony zapatrzonego w niego dziewczynami, a w śród tych dziewcząt prym wodziła moja szkolna przyjaciółka.
Po wejściu chociaż nasze oczy się spotkały i serce moje zadrżało, ja jak by nigdy nic dumnie poszłam dalej i usiadłam przy stoliku jak najdalej od niego. Liczyłam po cichu na to, że zostawi wianuszek dziewcząt i podejdzie do mnie, elegancko się przywita, usiądzie przy mnie, powie mi jakiś komplement i pogadamy co u nas słychać.
On zamiast tego, nie podnosząc nawet tyłka zawołał do mnie – Irena coś taka ważna! Twoja Mama u mojego Dziadzi w piecu paliła! /Dziadzio – zwracał się prywatnie do księdza/. Do tego wykonał gest przywołujący mnie do swojego stolika. Zdążyłam mu odpowiedzieć, że taka sama droga do Pana …… i zrobiło mi się ciemno przed otrzyma.
W tym momencie uważałam, że zadał mi cios gorszy, niż by mnie spoliczkował. Poczułam się przez niego poniżona, pogardzona na oczach całej wioski, bo klub był zapełniony młodzieżą.
Ocknęłam się dopiero na zawołanie mojego kolegi Freda, który cicho mówił mi, Irena ocknij się, bo zjesz całą gazetę, którą zwiniętą trzymałam w dłoni blisko ust obgryzając jej brzegi.
Moje zachowanie wynikało z tego, że zazdrość o chłopaka i koleżanki przykrył wstyd, a dziewczęcą dumę przykryła pogarda.
Te wszystkie emocje z tego zdarzenia umysł ukrył głęboko w ciemnych zakamarkach podświadomości, tego zdarzenia nawet nie pamiętałam.
Moja dziewczęca duma, i pogarda miała drugie głębsze dno zaprogramowane parę lat wcześniej przez kłócących się Rodziców. Mój Ojciec czynił Mamie awantury, że chodzi pracować do księdza na plebanię. Ciągle powtarzał, że nie po to walczył o Polskę, aby teraz jego żona została służącą u księdza. Ciągle wykrzykiwał, że Mama robi coś złego przyjmując pracę służącej. Mama jak to Mama, była milcząca, ale i tak robiła swoje i ja z nią lubiłam chodzić na plebanię.
Mimo tego lubienia, zaprogramowałam w swojej podświadomości, że Mama swoją uczciwą pracą na plebanii poniżała siebie i swojego męża, a mojego Ojca.
Po pewnym okresie Ojciec zaakceptował Mamy pracę na plebanii i do znudzenia znajomym i Rodzinie opowiadał jak ksiądz jego i nas dzieci szanował.
W owym czasie praca na plebani ogólnie była szanowana, tylko nie w mojej Rodzinie.
Po ponownym spojrzeniu na zdarzenie w klubie, zobaczyłam chłopaka w zupełnie innym świetle. Gdyby nie mój uraz związany z Mamy pracą na plebanii, nie czułabym się dotknięta, ani obrażona i nasze spotkanie po trzech latach przebiegło by w miłej atmosferze. Kolega z plebani okazał się zazdrosny, zwrócił na mnie uwagę i rozpoznał, ale odezwał się dopiero jak znajomi koledzy głośno mnie przywitali.
Ojciec po jakimś czasie co do pracy mojej Mamy na plebanii zmienił zdanie, ale w mojej podświadomości destruktywne przekonanie, że praca na plebanii, to poniżające służenie „klerom” pozostało. Jako dziecko, nie rozumiałam, że Ojciec do księży był uprzedzony i głośno o tym mówił.
Idąc przez życie, moja podświadomość na niechcianą emocję zazdrości i pogardy dokonywała projekcji na inne osoby, dając złudzenie, że to inne osoby mają te emocje, a nie ja. Z kolei te osoby również okazywały zazdrość i pogardę wobec mnie jako swoją emocję własną.
UWAGA – nie każda toksyczna zazdrość jest projekcją innej osoby, po większej części jest programowana zdarzeniami własnego życia.
Właśnie tak jak wyżej opisałam, odkryłam, jak działa projekcja uczuć na inne osoby. Niby trochę skomplikowane, ale tak naprawdę działanie podświadomości naszymi emocjami jest bardzo proste.
Poczułam niesamowitą ulgę zamykając rozdział wielu rozczarowań i upokorzeń. Justynie nie miałam już co wybaczać, uwolnione emocje automatycznie wymazały urazy do innych. Uwolniłam zablokowaną zazdrość , która mnie upokarzała i niszczyła zaufanie, uwolniłam się też od projektowania tych emocji na inne osoby.
Po terapii wiele z tych osób postrzega mnie inaczej, w urzędach traktują z pewną dozą szacunku, ale ja już co do zaufania jestem ostrożniejsza, bo ból rozczarowania się wybacza, ale nie zapomina.
Irena